Darmowe ebooki » Reportaż » Podróż po Polsce - Ksawery Pruszyński (czytanie książek .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Podróż po Polsce - Ksawery Pruszyński (czytanie książek .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ksawery Pruszyński



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 19
Idź do strony:
właśnie on. Powiedział mi także, że wiedząc, którędy będę musiał przejść, wolał spotkać mnie tu niż na „podpunkcie”. Nie bardzo wiem, co to jest „podpunkt” — spotyka się to słowo w sprawozdaniach z procesów komunistycznych, ale pierwszy raz widziałem endeka37 mówiącego o podpunktach. Nie wiedziałem i nie wiem dziś jeszcze o nim więcej jak to, że mnie z nim skontaktowano, że zajmuje poważne stanowisko w łódzkim bojowym aktywie, że prowadzi na tym terenie robotę. W chwili, gdy to piszę, przypominam sobie, że „aktyw” i „robota” to także słowa z nieendeckiego zaczerpnięte słownictwa, ale że słyszałem je teraz wielokrotnie właśnie z ust endeckich i że do tych ludzi, których spotkałem w Łodzi, słowa te pasowały.

Tego dnia poszliśmy razem wolnym spacerowym krokiem niedzielnych przechodni. Potem siedliśmy do tramwaju, i miałem go dłuższą chwilę, milczącego, naprzeciw. Był niewysoki i nieniski, nieszczupły i niegruby. Wyciągnął przed siebie na kolana ręce krótkie, niezdarne, ciężkie. Był zupełnie nijaki. Widziałem różnych agitatorów, działaczy, zgoła hieny roboty partyjnej i burdziarzy. Nigdy nie spotkałem wśród nich człowieka, z którego emanował tak wielki, tak zupełny spokój, tak w sobie zwarte najmocniej opanowanie, tak różne od tego, co mówił. Czy to on rzucał bomby do sklepów łódzkich, zakładał petardy, których eksplozja zgasiła życia ludzkie? Może on, może nie on, ale to pewna, że o tych rzeczach ten człowiek musiał chyba wiedzieć bardzo dobrze. Dużo potem, po południu, gdy byliśmy w polu, mówił o tych zamachach, przed którymi drżała Łódź, swoim spokojnym, niemal flegmatycznym głosem, z obiektywizmem poprawiania wadliwie przytoczonych szczegółów, nieścisłych okoliczności. Nie było w nim znać wtedy żadnej radości ani też, rozumie się, żadnego wstydu. Ten człowiek szedł i działał, czy kazał innym działać, na chłodno, pracował na zimno, jego czynności miały nieuchronny i równy bieg wagonów pchniętych lokomotywą na tor.

*

Człowiek chciał mi najpierw pokazać wzorowe „osiedle Mireckiego”, to, co, jak mówił, dał „zwycięski polski socjalizm największemu robotniczemu miastu”. Jest to na zadrzewionych krańcach zespół kilkudziesięciu dużych piaskowych bloków mieszkalnych, wybudowanych na wzór wiedeńskiego Marxhofu czy Wiener Neustadt, przenoszących robotnika polskiego z nor i suteren do kulturalnych mieszkań z łazienkami i tuszami38. Człowiek pytał ludzi z administracji, kto w nich mieszka. Dowiadywaliśmy się, że pod szóstym mieszka aż trzech lekarzy, pod drugim czterej urzędnicy z magistratu, pod ósmym ci z izby skarbowej. Potem człowiek poszedł sam, zaprowadził mnie do jednego z mieszkań. Była to typowo kawalerska garsonierka. Człowiek zwrócił mi uwagę na nazwiska brzmiące żydowsko, których zresztą było bardzo niewiele, i na istotną mnogość urzędników. Szliśmy ulicami spełnionej przez socjalizm obietnicy, ulicami Perla i Praussa, ulicami Mireckiego i Barona. W nazwach ulic odbijał się pobrzęk żandarmskich butów na nocnej kiedyś rewizji i skrzyp szubienic. Nazwy ulic były jedynym tonem bohaterstwa i jedynym tonem proletariackim w osiedlu Montwiłła-Mireckiego.

Człowiek z tego wszystkiego nie powiedział mi od siebie właściwie nic, a tylko mnie na to wszystko celowo, systematycznie naprowadzał. Świat robotniczy nie doszedł do swej ziemi obiecanej albo zastał ją przez innych zajętą. Naprawdę świat robotniczy się wycofał. Oto hałdami przeszliśmy kilkaset kroków do położonej w dole Starej Mani. Tu są domy niesymetryczne, źle sklecone, tandetne. Człowiek pokazywał mi przed chwilą surowy dostatek mirecczyzny, niebieskie „pergole” na dziedzińcach, ale też obdrapane ich belki, podeptane klomby ogródków bezpańskich, niczyich, bo wspólnych. Stara Mania jest dzielnicą robotniczą biedną, ale nie nędzarską jeszcze. Liche domki otaczają wypielęgnowane ogródki, bielone wapnem płoty ulic brzmiących wiejsko i sielsko: Jarzynowa, Grochowa, Solec. Za naszymi plecami wznoszą się nad tym wszystkim bloki minionego już osiedla „robotniczego”, które robotnicy oglądają od Starej Mani. Bloki wyglądają imponująco, jak wysoki mur zamczyska. Stąd widać, jak nad płaskimi dachami osiedla sterczy cała gęstwa antenowych prętów. Drutami idącymi do tych prętów powiązane jest osiedle z wielkimi falami płynącymi przez eter. Tymi prętami osiedle Mireckiego łowi codziennie Berlin, Moskwę, Warszawę, Londyn, Paryż i świat. Może zresztą łowi najczęściej „wesołą falę” i muzykę z płyt. Nad domkami Starej Mani nie ma żadnych anten i drutów. Jej ludzie chwytają tylko te prądy podziemne, dla których nie trzeba selektorów czy anten.

Kiedyś oglądałem prawzór łódzkiego osiedla, wiedeńskie domy robotnicze, wystawione innemu proletariatowi, który chciał socjalizmu bez sowietów. Mury tych domów głosiły dumnie, że zbudowała je, za podatek od kamienic, Gemeinde Wien39. Socjaliści jeszcze rządzili w Wiedniu, ale w wielkim pierścieniu osiedli robotniczych odwiedzałem już wtedy inteligentów, urzędników, pracowników prywatnych. Potem oglądałem w Warszawie wielki postępowy blok mieszkań robotniczych. Odwiedzałem w nim jednak nie zecera40, ale urzędnika, dla ścisłości urzędnika Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Osiedle Mireckiego dzieli los swoich braci rodzonych i cudzoziemskich. Eldorada41 kalkulowano na inne płace robotnicze, płace, które nie przyszły lub odeszły. Do pustych domów wlała się szeroka fala spauperyzowanych42 inteligentów, którzy te stawki komornego mogli przecież płacić.

— Tu pan miał socjalizm.

Uśmiechnąłem się i powiedziałem:

— Tu mam dziecięcą chorobę socjalizmu, pierwszy, na czworakach jeszcze stawiany krok. Mam niepowodzenie, ale nie klęskę. Pan sam wie, że nie klęskę. Pan widział w Łodzi pierwszy maja i pan widział wasz trzeci maja.

Pierwszego maja w Łodzi demonstrowały olbrzymie masy ludzi. Trzeciego maja przejście pochodu nie trwało dłużej niż trzy kwadranse. Trzeba pamiętać, że w Łodzi mierzy się corocznie w tych dniach siła natężenia dwóch ruchów: socjalizmu i nacjonalizmu.

Człowiek patrzył się na mnie spokojnie i powiedział, że wie. Widział. Ale to nic nie znaczy.

— Jak to to nic nie znaczy?

— To nic nie znaczy, proszę pana, i nic nie znaczy z bardzo wielu przyczyn. To nie był pochód polski. Nie chodzi mi o to, że to był pochód żydowski, i tego też panu, jako najważniejsze, nie powiem. To był pochód sowiecki. Ot co.

— Dlaczego sowiecki?

— To był pochód sowiecki, bo wszystkie hasła, jakie w tym pochodzie niesiono, były hasłami sowieckimi. „Front Ludowy”43. Pan pamięta, jak oni się kiedyś żarli? Plakaty na cześć ZSRR. Na cześć Hiszpanii. Przeciw Niemcom. Na cześć czerwonej Francji. Przeciw Włochom. Portrety Lenina, Róży Luksemburg44, Largo Caballera45.

— Były to hasła robotnicze i oświatowe.

— Właśnie. Jakby pan się tymi rzeczami zajmował, toby pan wiedział, że każdy ruch polityczny ma dwie serie haseł. Ma hasła klasowe, społeczne, odpowiadające najprostszym interesom życiowym tych, których chce pozyskać, ma hasła polityczne, które ma dla siebie. „Wspaniały, imponujący” pochód pierwszomajowy w Łodzi miał za hasła polityczne wszystkie polityczne hasła sowieckie. I to jest najważniejsze. A to, czy ludzie, którzy nieśli te transparenty, należą do „fraków”46, czy „pepesowców”47, to w rezultacie jest wszystko jedno. To są ludzie, którzy już dziś, jak te radia, grają melodię stamtąd.

— Tym gorzej.

Człowiek powiedział, że nie, że tym lepiej. Potem długo mówił. Nakreślił krótki szkic politycznych dziejów Łodzi. Ognisko socjaldemokracji sprzed wojny, czysto klasowego, przeciwniepodległościowego ruchu robotniczego. Ciężka sytuacja PPS. Człowiek twierdzi, że znajdzie mi ludzi, co mi opowiedzą, że gdy Piłsudski kiedyś tu przed wojną przemawiał, wyśmiewano go. Po wojnie odrodzenie PPS. Liderzy socjaldemokracji (SDKPiL) odeszli do Rosji. Komunizm podziemny, nielegalny. Socjaliści budują swoje mirecczyzny. Potem nowe nadzieje związane z przewrotem majowym. Socjaliści w pierwszym szeregu. Potem zawód i wstrząs, ale jeszcze „słabizny nadziei” we „frakach”. Potem kryzys, obrona podstawowych warunków bytu. PPS bardzo silnie rozwalana z zewnątrz... PPS podminowana przez komunistów, albo raczej nie, przez własnych młodych. „Oni lepiej znają Marksa niż dawni” — powiedział mi. Aż wreszcie wielkie zmiany 1935 roku, zmiany, które przyszły wtedy i wtedy otwarły perspektywy dużo większych jeszcze zmian, gdy jednocześnie do wszystkich form dawnego socjalistycznego polskiego ruchu zapanowało kompletne rozczarowanie...

Wtedy dodał uwagę: „polskiego politycznie. O tyle, że wiązał się naprawdę z państwem polskim. Żydów w nim było dużo, to druga rzecz... ”

— ...i tak, widzi pan — kończył. — Pierwszy maja był bardzo wielki i bardzo imponujący. Był to pierwszy maja tak sowiecki, jak nie był w parę lat po wojnie samej, gdy szczątki dawnej SDKPiL posiadały tu siły. A to, że był sowiecki, decyduje w Polsce o jego przyszłości.

— Wasz trzeci maja był słaby. Urządziliście go pod hasłem antysemityzmu. Wasza większość w wyborach do samorządu rozchwiała się ostatecznie. Dziś jej nie macie.

— Tak — powiedział człowiek — nasz trzeci maja był słabszy. Nasze zwycięstwo samorządowe zostało nie wyzyskane i załamało się. To była nasza wina.

— Dlaczego?

— To była nasza wina. Ludzie wysunięci przez nas byli wybrani do rady miejskiej przez ludzi młodych, którzy na nich agitowali, przez ludzi biednych, którzy na nich głosowali. Ludzie wybrani nie byli młodzi ani proletariusze. Ludzie ci nie potrafili wykonać ani jednej rzeczy, która by mogła im zaskarbić właśnie młodych i właśnie biednych. Na przykład nagroda literacka. Co z tego, że jej nie dadzą Żydowi? Co z tego, że ją weźmie Rostworowski albo Weyssenhoff? Co to powie masom? Bardzo mało. Masom by powiedziało, gdyby przyznać nagrodę młodemu autorowi, który opisze życie i walkę proletariatu polskiego w Łodzi, jego zmagania z zalewem żydowskim. Masom by powiedziało, żeby żadnych nagród, żadnego wyrzucania pieniędzy nie robić, a dać całą nagrodę polskim bezrobotnym, a najlepiej przeznaczyć ją na rzecz ofiar Żydów. Oto co by przemówiło do mas!

— Demagogię można stosować w czasie wyborów, ale chyba przyznacie, że nie stale.

— Nic nie przyznam! Przede wszystkim co to jest demagogia? To tak jak demokracja, z greckiego ustroju pochodzi i z nim się wiąże. To lud i to lud. Demagogia to sposób przemawiania do ludzi tak, żeby zrozumieli, najprostszy sposób wyłożenia zawiłych zagadnień, zainteresowania ich sprawami, którymi by się inaczej nie interesowali. Bez demagogii robotnik pozostałby ciemny. Demagogii nie można stosować na stałe? To właśnie mówił nam jeden z naszych „mecenasów” po wyborach. On myślał, że się wszystko skończyło na świecie, kiedy ruch narodowy zdobył mu w Łodzi mandat do rady miejskiej! Ładnie on się dziś ma, ten, co mówił, że demagogii nie można stosować na stałe. I z tą konstytucją...

Człowiek nie mówił o konstytucji Sławka48. Mówił o Konstytucji Trzeciego Maja. Był to jedyny raz w rozmowie, kiedy ręce latały mu w gestykulacji:

— Proszę pana — mówił — trzeba zrozumieć. Trzeba zrozumieć, to, co w Niemczech, to, co wszędzie zrozumiano. W Polsce trzeba polskiego święta pracy. Trzeciego maja na święto pracy można było zamienić, póki element robotniczy, uświadomiony narodowo, to był element drobnomieszczańsko-robotniczy z różnych związków chadeckich. Gdy to był element małpujący inteligencję, jak inteligencja małpowała szlachtę. Ale w całym trzecim maju, z jego królem w peruce, magnatami i francuskimi damami w loży, pan nie ma nic dla naszego człowieka. Nic!

Widocznie się z nim o to sprzeczano, widocznie te słowa uważano za wielką herezję, że mówił to tak zapalnie. I jeszcze raz powtórzył:

— Nasz ruch nie wyzyskał ani swej niedawnej przewagi liczebnej, ani swego wyborczego zwycięstwa, i w pochodach trzeciomajowych zaznacza swój upust sił. Ale to dlatego, że między naszymi wodzami a naszymi masami, naszymi hasłami a naszymi aspiracjami, między starym elementem, który ruch narodowy miał w Łodzi, a nowym elementem, który jego kadry wypełnił, nastąpiła olbrzymia wyrwa. Tamci nie rozumieją tych.

— Na czym polega ta wyrwa? — zapytałem.

— Wyrwa — powiedział — to to, że narodowcem jest najpierw w Łodzi pan doktór, pan kupiec, pan mecenas. Potem idzie nowy narodowiec. Ten narodowiec to jest bezrobotny.

— Bezrobotni nie są komunistami?

— Każdy w Łodzi powie panu tak: i wśród bezrobotnych są komuniści, ale olbrzymia większość bezrobotnych, polskich oczywiście, to narodowcy. Nowi narodowcy.

— Dlaczego? Kilka lat temu bezrobotni byli silnie skomunizowani.

— To prawda. Ale wtedy komuna walczyła z socjałami, a nie szukała zgody. Dzisiaj jest odwrotnie.

— Jakiż to może mieć wpływ na poglądy bezrobotnego? Powinien chyba czuć się bliższy drugiej części proletariatu, która już i politycznie staje mu się bliższa obecnie.

Człowiek pomyślał chwilę.

— Czy pan wie, jakie sobie zadania stawia socjalistyczna partia wobec robotnika? — zapytał.

— Broni jego praw — powiedziałem.

— Aha, praw jego klasy. Otóż to. Ale proletariat to dziś niejedna, ale dwie klasy. To klasa bezrobotnych i klasa robotników. To klasa, która ma pracę i stara się ją ochronić i lepiej opłacić. I druga, mnożąca się klasa, która pracy nie ma i pracy tej szuka. Dawniej jeszcze te dwie klasy były silniej złączone: bezrobotni składali się z ludzi, którzy niegdyś byli robotnikami. To była zdeklasowana część robotników. Ale po siedmiu latach kryzysu przyszli ludzie, którzy nigdy nie mieli pracy. Niedługo, a przyjdzie zastęp dziedzicznych, z ojca na syna bezrobotnych. Bezrobotni stają przed fabrykami, gdzie pracują inni, gdzie inni biją się o krótszą dla siebie pracę i lepszy zarobek. Bezrobotni stają przed fabrykami, które strajkują, aby uzyskać lepsze warunki pracy, podczas gdy oni nie mają żadnych. Na Bałutach pracujemy po osiemnaście godzin na dobę. Czy pan sądzi, że może być mowa o wspólności interesów między takim nędzarzem a tym, co chce pracować na dobę tylko sześć godzin? Ten proletariat, który urządza „strajki polskie”, ma za sobą zjednoczone dziś wysiłki dwóch starych partii politycznych. Ten proletariat, który pracuje po osiemnaście godzin, jeśli w ogóle pracuje, nikogo jeszcze nie ma. Prócz nas...

*

„Mob z tymi był trudny”.

Słowa te zostały powiedziane przez innych jeszcze ludzi, a tych samych, z którymi po

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 19
Idź do strony:

Darmowe książki «Podróż po Polsce - Ksawery Pruszyński (czytanie książek .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz