Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖
Wycieczki po Litwie… to bardzo interesująca pozycja autorstwa Władysława Syrokomli. Syrokomla opisuje najważniejsze zabytki litewskie okolic Wilna.
Jak wynika z przedmowy autora, ów przewodnik powstał w latach pięćdziesiątych XIX wieku. Był swego rodzaju relacją z wycieczki pisarza odbytej w celu zapoznania się z okolicą, w której rozgrywają się wydarzenia przedstawione w poemacie Margier. Obecnie jest to ciekawy dokument odwzorowujący XIX-wieczne zabytki i geografię litewskiego rejonu.
Władysław Syrokomla to pisarz i tłumacz żyjący i tworzący w XIX wieku, związany z ówczesną Litwą. Znany przede wszystkim jako autor gawęd chłopskich, szlacheckich, historycznych. Syrokomla pochodził z ubogiej rodziny szlacheckiej i często w swoich utworach ukazywał ten stan, nie szczędząc irocznicznych komentarzy na temat bliskiej mu rzeczywistości.
- Autor: Władysław Syrokomla
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Syrokomla
Był to znawca i miłośnik sztuki malarskiéj, udzielał rad estetycznych i historycznych sławnemu Smuglewiczowi, a zostawił po sobie liczną i doskonałą galerię obrazów, między któremi było wiele prac polskich artystów, zwłaszcza Czechowicza166.
Po zgonie księdza Dłuskiego, do r. 1825 administrował dobrami archidiakonatu ks. Jan Cywiński — mąż chlubnie kościołowi za dni naszych zasłużony, który umarł 1846 biskupem delkoneńskim i administratorem diecezji wileńskiej. Od roku zaś 1825, został proboszczem Rukojń referendarz litewski ks. Paweł Ksawery Brzostowski, o którym pamięć żyje dotąd w podaniach miejscowego ludu.
Urodzony w 1739, potomek bogatego i znakomitego rodu, syn Adama kasztelana połockiego, brat wojewody inflanckiego, Brzostowski już w 14 roku życia otrzymał kanonię wileńską, naturalnie, że jeszcze przed wyświęceniem się na kapłana, które odbył za powrotem z Rzymu i już po otrzymaniu pisarstwa W. Ks. L. w r. 1763. Przechodząc szybko rozmaite godności krajowe i kościelne, nabył w r. 1767 dobra Pawłów o 4 mile od Wilna, nad rzeką Mereczem, gdzie rozwinął prawdziwie obywatelską czynność. Oczynszował włościan, założył dla nich szkołę, ufortyfikował samo miejsce, dał ludowi sądy i ratusz; a iż lubił nieco fanfaronady w tém, co czynił, nadał ustawę swojej gminie w języku polskim, francuskim i włoskim, opisał oraz po polsku dzieło swoich usiłowań w osobnej książeczce pt. Pawłów od r. 1767 do r. 1795, od jednego domowego przyjaciela opisany (Wilno u Zawadzkiego, 1811). Przebaczmy temu niewinnemu samochwalstwu! — Obywatele owocześni w Litwie naprawdę potrzebowali wzorów — a Pawłów wybornym był wzorem tego, co może i powinien czynić dla ludu zamożny posiadacz ziemi. Mieszkając następnie to w Dreźnie, to w Rzymie, to na koniec w położonéj nieopodal od Rukojń parafii turgielskiéj, Brzostowski został w r. 1825 archidiakonem wileńskim i objął do tego archidiakonatu przywiązaną parafię rukojńską z jéj dobrami. Tu założył szkołę, upiększył majątek wspaniałym ogrodem, zaszczepił w ludu zamiłowanie do ogrodnictwa i gdyby żył dłużéj, uczyniłby to w Rukojniach, co niegdyś w Pawłowie. Dzisiaj tu jego imię i pamięć obywatelskich usiłowań tylko w tradycji ludu pozostały. Kilku we wsi ludzi piśmiennych i ogródki zasadzone gruszami i wiśnią przed każdą chatą, — jedyne po Brzostowskim tutaj pamiątki. — Nie każdy z dziedziców i plebanów i takie po sobie zostawia! Umarł i pogrzebiony w Rukojniach przy końcu 1827 roku. W wolnych chwilach zajmował się literaturą i w różnych czasach wydał następne pisma: O rolnictwie z Dahameta de Monceau (Wilno 1770), Wiadomość genealogiczna o domu Brzostowskich (1776), toż po francusku (1797), Filozof bez religii, uważany w towarzystwie (Wilno 1786), Kościoły i malowania znaczniejsze w Rzymie itd. (Wilno 1811), Rozmyślania na wsi w Turgielach (tamże tegoż roku)167.
Po Brzostowskim otrzymał probostwo rukojńskie, prałat archidiakon i doktor św. teologii, ks. Wincenty Mikucki zmarły przed niewielu laty. Był to ostatni z grona kapituły proboszcz tutejszy i zarazem posiadacz miasteczka: bo Rukojnie wespół ze wszystkiemi dobrami duchownemi, przeszły do skarbu monarszego.
Kościół tutejszy, murowany z kamienia, w który okoliczne pola aż nazbyt obfitują, niewiele lat liczący w swojej metryce, nic prawie nié ma zasługującego na uwagę pod względem starożytności lub sztuki. Kilka lichych obrazów, piskliwy organ, ubogi sprzęt zakrystyjny, — oto jest wszystko, co uderza oko i ucho przychodnia. Tylko w kapliczce, gdzie się odbywa rezurekcja, a raczej w małéj framudze oświetlonéj oknem, godzien jest widzenia prześliczny, ale psujący się od wilgoci obraz włoskiéj szkoły, narodzenia Pańskiego — widocznie restaurowany i tą restauracją poszpecony; — wart zaprawdę lepszej konserwy.
Dawny kościół drewniany, zbudowany, jak głosi podanie, przez jakiegoś króla czy królowę, stał w tém miejscu, gdzie jest obecnie stare cmentarzysko. Miał posiadać kilka pięknych obrazów. W czerwcu 1812 przechodzący tędy Francuzi znalazłszy w kościele proch i armatki używane do salw podczas nabożeństwa, wystrzelili z jednéj do wielkiego ołtarza: kościół się zapalił i spłonął z całą plebanią i jéj zabudowaniami. Spłonęły wszystkie kościelne akta. Ksiądz Michał Dłuski, o którym rzekło się wyżéj, proboszcz tutejszy dał własny fundusz i rozpoczął budowę nowego kościoła; prowadził ją daléj ks. Cywiński; dokończył i dał wyświęcić ks. Brzostowski w r. 1821. Przez czas od 1812 do 1821 nabożeństwo odbywano w małéj kaplicy znajdującéj się w folwarku Rukojniach. — Cmentarz dzisiejszy leży nieopodal miasteczka.
Ale już przeprzągnięto konie; śpieszmy daléj.
— Długoż będziemy jechać (powiedzą czytelnicy), jeśli każda stacja zajmie nam czterdzieści górą stronic opisu!
— Przepraszamy solennie! Trudno było w okolicy bardzo dobrze znajoméj, nie opowiedzieć wam wszystkiego, co się pod oko nawiło. Nie raczcie się zrażać, dobrzy czytelnicy! na przyszłość obiecujemy wam powstrzymać się w zapędach gadaniny.
*
Zaraz za Rukojniami, na lewo minąwszy piękny sosnowy lasek, zasługuje na spojrzenie zgliszcze spalonéj karczmy zwanej Krzyżówka, w ładnéj miejscowości nad rzeką Świranką. Była tu pierwsza od Wilna porządniejsza nieco oberża, z kilku pokoikami dla gości: — nie dziw więc, że w każdéj niemal dnia porze znaleźć tam można było zatrzymujących się na wypoczynek, popas lub nocleg podróżnych rozmaitego stanu. Naprzeciw karczmy była tu niegdyś stacja pocztowa, po swojém spaleniu przed kilkunastu laty przeniesiona do Rukojń. Miejsce to pamiętne jest bolesnym wypadkiem, który wam kiedyś może opowiem.
Nastaje droga piaszczysta, — wjeżdżamy w las sosnowy, spoza którego wygląda na prawo dwór Świrany, należący niegdyś do bazylianów wileńskich, dziś do skarbu. Szkoda, że nie mogę wam bliżéj ukazać tak samego dworu umieszczonego w ładnéj miejscowości, nad wodą, wśród olszniaku, — jako i rzędu mogił pobitych tu Francuzów podczas pamiętnego ich odwrotu w roku 1812.
Z lasu, ubiegłszy około wiorst pięciu, wzbieramy się na górę; za nią sterczy z daleka baszta ceglana starożytnego zamku. Wjeżdżamy na górę: dwór, zamek168 i wioska ukazuje się naszym oczom.
To Miedniki: zamek jeden z najstarożytniejszych w Litwie — którego początku nie przypomina sobie ani tradycja, ani historia. Piękne jego ruiny składają się tylko z obwodowego muru wzniesionego z kamieni i cegły oraz z jednej baszty na wschodnim rogu tegoż muru. Mur okólny starożytnego zamku dzisiaj stanowi ogrodzenie owocowego folwarcznego sadu. Wewnątrz, o ile nam wiadomo, żadne poszukiwania nic nie odkryły. Mówiono o znajdowanych tu kościach olbrzymów, tak wielkich, że się kość goleniowa równała ze wzrostem urodziwego mężczyzny. — Lecz gdzie nie ma podobnych podań, przy starych zamkach? Miedniki zasługują na archeologiczne badania. Nim te czegoś nas więcéj nauczą, jakże rzewne uczucie wędrowca czepia się do tych zamszonych kamieni, do téj wyszczerbionej ściany, do tego stosu czerwonych kruszących się cegieł, ułożonych w fantastyczny stos baszty narożnéj!
Do miejsca tego przywiązanych jest kilka wspomnień historycznych:
Czas założenia zamku w Miednikach sięga niepamiętnéj starożytności. Według podań, któreśmy słyszeli pod Krewem, ma być współczesnym krewskiemu zamkowi. Budowało je jakieś plemię bogów czy olbrzymów, tak silne, że mularze pracujący jednoczasowie w Miednikach i Krewie, pożyczali sobie młotek, przerzucając go powietrzem o mil cztery.
Lubił tu letnią porą przemieszkiwać Olgierd, ojciec Władysława Jagiełły, — jak na mocy starej kroniki krzyżackiéj, świadczy Narbutt169. Nieczęsty wszakże musiał tu bywać jego pobyt, bo rzadko którego lata nie wyruszał na wyprawę wojenną.
Wszelka historyczna ruina wieje wspomnieniem, — spoza jéj gzémsów wysuwają się przed oczy duszy postaci znakomitych ludzi, którzy tu mieszkali. Nigdy mi się nie zdarzyło przejeżdżać około miednickiego zamku, aby się wyobraźnia nie rozigrała, przywodząc na pamięć to, co się czytało, co się dopełniło w rozmarzonéj głowie. Wśród tych baszt, gdzie mieszkał, wystawmy postać Olgierda, tak jak ją kreślili w swoich kronikach Krzyżacy.
Mąż urodziwy i wspaniały, twarzy ściągłéj, rumianéj, nosa wydatnego, z długą światło-rusą, nieco posiwiałą brodą, ołysiały i nieco na lewą stronę chromiejący, wsparty na lasce lub na ramieniu giermka. W błękitnych jego oczach świeci rozum i jak błyskawica przemiga sprytna myśl fortelu, stanowiąca cechę owoczesnej dyplomacji. Takim widzimy w gronie dworu, otoczonego dziećmi, protoplastę rodu Jagiellonów, rozrodzonego jak gwiazdy na niebie. Silny przewagami oręża, otwiera przecież pogranicze dwóch epok: bo już promienna jutrznia prawdziwego postępu, widniejąc za nim, ozłaca wierzchołki grodów i baszty zamków Litwy.
Ale nim się łagodne światło téj jutrzenki wybiło na widok całkowicie, długo jeszcze długo tłumiła je krwawa łuna pożarów, które po Litwie szerzyli Krzyżacy. Przez całe następne po Olgierdzie panowanie Jagiełły, nad wszystkiemi niemal grodami Litwy, po wybrzeżach Niemna i Wilii, przeleciała łuna ogniów ręką Krzyżacką wznieconych. Kowno, Grodno, Troki, kolejno już to wpadały w ich ręce, już się odzyskiwały. Daléj jednak na wschód za Wilno, nie odważały się iść niemieckie zagony. Ale gdy małżeństwo Jadwigi z Jagiełłą zapowiedziało połączenie się dwóch silnych krajów, a tém samém osłabienie potęgi Krzyżaków, — ogarnęła ich trwoga. Cesarz niemiecki podobną trwogą powodowany, podał rękę Krzyżakom. Tłumy rycerzy niemieckich szukających przygód zbiegły się pod Królewiec i w sierpniu 1384 miała miejsce rycerska uczta honorowa, na któréj cała Germania wzniosła piérwszy toast na zagubę zarazem Polski i Litwy. Rozwinięto chorągwie — ruszono, — statki naładowane żywnością i bronią płynęły Niemnem — wojska szły jego wybrzeżem. Przy ujściu Niewiaży zatrzymały się statki, a wojsko krzyżackie, okrążywszy Kowno, przyszło nad Wilię. Litwini wstrzymali przeprawę. Po krwawéj bitwie, odparłszy Litwinów, Niemcy przebyli rzekę i sześciu oddziałami ruszyli plądrować Litwę. Okrążając Wilno, gdzie się lękali odporu, przez rzekę Mereczankę, przez Olkieniki, Soleczniki poszli ku Oszmianie, w zamiarze uderzenia na Krewo. Coś jednak przeszkodziło im do wykonania zamiaru: bo od Oszmiany zwrócili się do Miednik, i tu się zatrzymali może dla skoncentrowania rozpierzchłych sił swoich. Nie wiadomo, czy zdobyli zamek, czy się tylko zatrzymali go oblegać; ale musieli być pewni siebie, gdy pod murami Miednik wielki ich mistrz Konrad Zolner odbywał obrzęd pasowania na rycerzy, sprawiał igrzyska i uczty. A było i czego je sprawiać, narabowawszy w Litwie takie mnóstwo żywiołów, że wołu przedawali za pół talara, a owcę za szyling! Tymczasem Litwini, mając na swém czele Skirgiełłę i Witolda, przecięli im odwrót, tamując przejście przez Niemen i Wilię. Ruszyli tedy spod Miednik, a ścigani i bici po drodze, zaledwie z trudem przebywszy Niemen w Rumszyszkach, z ogromną stratą wrócili do swoich posiadłości170. Cała droga, o któréj mówimy, pełna jest bojowych i mogilnych kurhanów, na polach dziś jeszcze znajdują ułomki uzbrojenia i oręża, na którym cechy krzyżackie łatwo rozeznać.
Miedniki za Kazimierza Jagiellończyka były letnim królewskim pobytem. Panujący ten, wedle ówczesnego zwyczaju, zmuszony do ciągłego objazdu kraju, czy bawił w Polsce czy w Litwie, nie narażając swéj dziatwy na stołeczne gwary, starał się mieć je z ich nauczycielem nieopodal siebie, w jakiéj zacisznéj ustroni. Gdy mieszkał w Polsce, dziatwa ta już to na Tyńcu, już w Lublinie bawiła171; gdy się przenosił do Litwy, miejscem pobytu ich były Miedniki. Dzieci te były: Jan Albrecht, Aleksander i Zygmunt, późniejsi królowie Polscy, oraz Kazimiérz, który uznany za świętego, dotąd potrzeby naszéj Jagiellońskiéj ziemicy Panu Zastępów przekłada, — a ich nauczycielem był sławny Jan Długosz, pierwszy w ścisłém znaczeniu historyk Polski.
Nie trzeba być wielkim marzycielem, aby tu na miejscu, stąpając po śladach tych trzech ważnych historycznych postaci, widzieć oczami wyobraźni tę śliczną grupę. Najweselszym, najmówniejszym i najbardziej bystrym chłopakiem, musiał być Zygmunt (nazwany późniéj Starym); musiał lubić kwiaty, rwać je z ogrodów i łąk miednickich i przystrajać niemi swe dziecinne czoło, kiedy wiémy z historii, że na starość rad chodził w różanym wieńcu; musiał dowcipkować z braćmi, tak jak późniéj będąc już królem i starcem, dowcipkował z dworzany. Chorowity Aleksander zdaje się mętnym wzrokiem poglądać na nagie wzgórki i dalekie lasy. Ponury Jan Albrecht patrzy w ziemię. Piękny Kazimiérz anielskie oczy zwraca ku niebu, swojéj ojczyźnie; na ustach jego modlitwa, w całéj twarzy niepokalana skromność. A Długosz, jak go znamy z opisów spółczesnych, w czarnéj duchownéj todze, miernego wzrostu, chudej, ale przyjemnej twarzy, z nosem sporym, z oczami żywemi, lecz osadzonemi głęboko — czyta pergaminowy wolumen kroniki Mateusza Cholewy; niekiedy zwraca uwagę na młodych wychowańców i jąkając się (bo taką miał wadę), odpowiada po łacinie na ich dziecinne pytania. Dziatwa mówi biegle językiem Rzymian, ale i mowa Polska nie jest jej obcą: bo wiémy, że w r. 1469 Kazimiérz witał po Polsku ojca wracającego ze Lwowa172. Wychowanie królewiców było tak piękne, że Aleksander legat papieski wyznał, iż na żadnym dworze nie widział królewiców tak wyuczonych i zarazem tak przyjemnych.
Kazimiérz święty przebywał lub gościł w Miednikach aż do swéj śmierci, która nastąpiła 1484 r. Wszyscy historycy twierdzą, że umarł w Wilnie; ale Narbutt, na świadectwie kazania księdza Golańskiego, Miedniki naznacza miejscem jego świętego zgonu173. Podanie historyczne, nie dosyć zresztą udowodnione, twierdzi, że przed rokiem 1638, tj. nim wzniesiono i wyporządzono dzisiejszą kaplicę św. Kazimiérza przy katedrze wileńskiéj, ciało jego przez lat kilka złożone było w zamku miednickim. Wszakże za Zygmunta I, około 1517 r., zamek miednicki już stał w ruinach174. Dopełnił ostatecznej tego miejsca ruiny napad Rosjan w 1519, którzy całą drogę z Mińska do Wilna przeszli z ogniem i mieczem175. Był tu jeszcze niedawno kościół odwiecznéj fundacji, w którym się utrzymywali karmelici czy podobno augustiani176. Nie możemy w téj chwili sprawdzić, który z tych dwóch zakonów miał tu swój klasztor i kiedy ten przestał istnieć.
Francuzi w odwrocie 1812, spalili wioskę tutejszą oraz dwór przyległy i obozowali pod murami spustoszonego zamku, niecąc ognisko z berwion budowlowych i sprzętów. Tu spłonęła znaczna część raptularza zacnego Ławrynowicza, którego resztki podał nam w wybornym Pamiętniku Kwestarza p. Ignacy Chodźko.
Za Miednikami miejscowość równa, grunt gliniasty i niezmiernie kamienisty, krajobraz niebogaty. Wymijamy karczmy, które liczyć odpada już ochota, i po małym mostku przebywszy rzekę
Uwagi (0)