Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖
Wycieczki po Litwie… to bardzo interesująca pozycja autorstwa Władysława Syrokomli. Syrokomla opisuje najważniejsze zabytki litewskie okolic Wilna.
Jak wynika z przedmowy autora, ów przewodnik powstał w latach pięćdziesiątych XIX wieku. Był swego rodzaju relacją z wycieczki pisarza odbytej w celu zapoznania się z okolicą, w której rozgrywają się wydarzenia przedstawione w poemacie Margier. Obecnie jest to ciekawy dokument odwzorowujący XIX-wieczne zabytki i geografię litewskiego rejonu.
Władysław Syrokomla to pisarz i tłumacz żyjący i tworzący w XIX wieku, związany z ówczesną Litwą. Znany przede wszystkim jako autor gawęd chłopskich, szlacheckich, historycznych. Syrokomla pochodził z ubogiej rodziny szlacheckiej i często w swoich utworach ukazywał ten stan, nie szczędząc irocznicznych komentarzy na temat bliskiej mu rzeczywistości.
- Autor: Władysław Syrokomla
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Syrokomla
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3965-6
Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna, tom I Do czytelnika I. Troki, Stokliszki, Jeźno, Punie I II III IV V VI VII VIII Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna, tom II II. Oszmiana, Kiernów, Kowno IX. Droga z Wilna do Oszmiany (Niemież, Rukojnie, Miedniki, Oszmiana) Dodatek do tego, co się rzekło o Tatarach litewskich I. II. Droga z Wilna do Kowna Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjnaDając na widok publiczny tę drobną pracę, któréj cząstkę drukowaliśmy niegdyś w felietonie „Gazety Warszawskiéj”, wyznajemy, żeśmy jéj myśl winni jednemu z naszych przyjaciół, który stale interesując się tém wszystkiém, co się naszéj Litwy dotyczy, dobrze świadom wszystkich ważniejszych jéj zakątków, nieraz mówił mi o miejscach godniejszych widzenia, zwracał uwagę na ważność badań macierzystéj ziemi pod wszelkiemi względami, a wielbiąc zasługę tych kilku pracowników, którzy się do obznajomienia z nią przyłożyli, rzucił okiem na niezmierną niwę leżącą jeszcze odłogiem, na ogrom zawsze miłéj, zawsze uwieńczonéj pracy, jaka oczekuje rąk zdolnych i chętnych, które by się chciały przyłożyć do dalszéj uprawy. Zaprawdę, niwa badań miejscowych, jak nasze chlebne niwy, póty najlepiéj rodzi, dopóki jest jeszcze nowiną. Błogosławiony piérwszy, kto się jął do trzebieży leżących odłogiem, niepożytecznych na piérwszy rzut oka obszarów, kto piérwszy zapuściwszy lemiesz lub rydel, poruszy odwieczne karcze na nowinie, bo mnogie i korzystne będą plony jego mozołu. Niwa badań na Litwie szeroka i niewyczerpana jak morze i to nie pod jednym względem. Czy to artysta zechce ją przebywać z ołówkiem i pędzlem, czy geolog, botanik lub rolnik, zechcą eksploatować jéj łono, czy historyk grzebać się po jéj kurhanach, archiwach, ruderach zamków i kościołach, czy badacz obyczajów zapuści oko w masę plemion tu mieszkających, czy poeta zechce się zapomóc pieśnią i podaniem — wszystkich czeka jeszcze u nas plon obfity, któregośmy się zrazu ani domyślali, patrząc na skromne a potulne oblicze naszéj ziemi.
Nie każdy zaiste chce i może czynić specjalne studia; ale nikomu nie wolno, patrząc i słuchając, nie widzieć, nie słyszeć i nie pojmować tego, co ma przed sobą. Wolno nie być głębokim badaczem; ale pod karą haniebnego wstydu nie godzi się nie znać zupełnie ziemi, na któréj mieszkamy, albo co gorsza znać lepiéj kraje obce niż własny.
Nie pomnę, który z francuskich pisarzy, podobno Chateaubriand, powiedział, że gdyby wzniosłe jakieś uczucie nie przywiązywało człowieka do miejsca, gdzie się urodził, najwłaściwszym jego stanem byłaby podróż. Nie wiém, jak dalece to zdanie jest aforyzmem zastosowanym do ruchliwego charakteru Francuzów; to wszakże pewna, że i my Słowianie, jakkolwiek naród przede wszystkiém rolniczy, lubimy wędrówkę i podróż na większą lub mniejszą skalę. Nie mamy turystów z profesji, ale wszyscy radzi kręcimy się po świecie; a lubo1 się do tego nie przyznajemy nawet przed sobą — podróżujemy raczéj dla przyjemności podróży niż dla spraw, które są niby téj podróży celem. I nie mówiąc już u tych, których cierpienie lub nudota2 pędzą pod obce niebo, iluż tu spotykamy bywalców, którzy wszystkie prowincje kraju znają jak pięć palców swéj ręki! Zwiedzili kraj, ale zwiedzili go dla siebie; a kto doma3 pozostał i z książek dowiaduje się o świecie, ten zaprawdę więcéj wié o genewskiém niż o trockiém jeziorze, więcéj o ruinach Palmiry niż o zamczysku w Krewie, więcéj o lasach Ameryki niż o interesujących lasach i błotach Pińszczyzny. A byłoby wcale inaczéj, gdyby ci podróżujący podróżowali z celem, gdyby zdjąwszy z oczu matową powłokę obojętności, pilniéj się dokoła rozpatrywali, a na długich popasach zamiast wzbogacać z nudów szybową i okienną literaturę, notowali swe postrzeżenia o przebieżonych okolicach. Tą drogą inne kraje dochodziły do poznania swych miejscowości, tą drogą dowiedzieliśmy się o rzeczach godnych uwagi w krajach obcych; a teraz, dzięki kilku pielgrzymom tego rodzaju, o własnym kraju dowiadywać się poczynamy.
Pisząc mojego Margiera, a potrzebując rzucić okiem na miejscowość, która była widownią opiewanych wypadków, przebiegłem cząstkę powiatu trockiego latem 1855 roku, a notatkę mych wrażeń składam obecnie na sąd publiczności. Może wypadnie wspomnieć
Uwagi (0)