Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖
Wycieczki po Litwie… to bardzo interesująca pozycja autorstwa Władysława Syrokomli. Syrokomla opisuje najważniejsze zabytki litewskie okolic Wilna.
Jak wynika z przedmowy autora, ów przewodnik powstał w latach pięćdziesiątych XIX wieku. Był swego rodzaju relacją z wycieczki pisarza odbytej w celu zapoznania się z okolicą, w której rozgrywają się wydarzenia przedstawione w poemacie Margier. Obecnie jest to ciekawy dokument odwzorowujący XIX-wieczne zabytki i geografię litewskiego rejonu.
Władysław Syrokomla to pisarz i tłumacz żyjący i tworzący w XIX wieku, związany z ówczesną Litwą. Znany przede wszystkim jako autor gawęd chłopskich, szlacheckich, historycznych. Syrokomla pochodził z ubogiej rodziny szlacheckiej i często w swoich utworach ukazywał ten stan, nie szczędząc irocznicznych komentarzy na temat bliskiej mu rzeczywistości.
- Autor: Władysław Syrokomla
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Syrokomla
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Jeszcze krajobrazy — Słówko o wieśniakach — Kurhan za wsią Lelańcami — Miasteczko Stokliszki — Kościół w niém — Wyjazd do wód stokliskich
Wypocząwszy nieco w Wysokim Dworze i drogo zapłaciwszy za rybę (która chciałem wiedzieć, jak tutaj smakuje), bo aż 25 kopiejek za porcję — przy zachodzącém słonku wyruszyliśmy daléj na Stokliszki. Minąwszy miasteczko zwróciłem się raz jeszcze, aby obaczyć ogólny efekt Wysokiego Dworu z jego innéj strony. Stąd się jeszcze piękniéj niż od trockiéj strony wdzięczy panorama miasteczka. Niewielki murowany dworek uśmiechająco się jakoś wygląda zza owocowych drzew swojego ogrodu; dawniejszy kościół majestatycznie wychyla dwie swoje wieżyce sponad wierzchołków starych lip, co go dokoła otaczają; nawet chaty wiejskie, dzięki promieniom zachodzącego słońca, wyglądały jak wieśniak powracający z kiermaszu, w staréj sukmanie, w różowym humorze, chwiejący się na nogach.
Góra zakryła ten widok; wionął nam w oczy chłodek wieczorny, i w rzewném jakiémś usposobieniu ducha wjechaliśmy do lasu po największéj części liściowego, pełnego uroczych wzgórzy i dolin zarosłych, ówdzie dębem, ówdzie wesołą brzózką, ówdzie smętną jedliną. Ciągnąc się dobre pół mili, przerzadził się na koniec i odkrył szeroki widok na pole, zawsze górzyste, na jesienną siejbę zorane. Pomimo, iż te wzgórza z tamtéj strony Wysokiego Dworu dostatecznie zda się nasyciły oko, tutaj nie można było obwinić ich o monotonność; bo każdy taki garb ziemi umiał zawsze inaczéj, zawsze miléj uśmiéchnąć się do przechodnia. Tam grunta czerniejące świeżą skibą, tam pole okryte zbożem, przez które, literatnie mówiąc, ani wąż się nie przeciśnie; tam dolina wdzięczy się zieloną łąką albo wioszczyzną czy dworkiem niespodzianie wychylającym się zza wzgórza. O! czémże jest to pióro, niedołężne do oddania ludzkich myśli i uczuć narządzie? jak może malować przyrodę, kiedy na tysiące jéj wdzięków ma ledwie kilka wyrazów, które ustawicznie powtarzać musi? Las... wzgórze... łąka... łatwo powiedzieć; ale jak oddać ten wyraz, co odróżnia las od lasu, wzgórze od wzgórza? jak schwycić odcień myśli bożéj na każdym jednorodnym przedmiocie, coraz piękniéj, coraz rozmaiciéj wypiętnowany? jak określić ten duch boży, co niewidzialnie dla oka, ale obecnie dla duszy unosi się nad każdym krajobrazem, i w tchnieniu wiatru, i w promieniu słońca, w samym niedostrzeżenie lekkim ruchu powietrza? Daremna mozoła! Pełna pierś wrażeń, pełna imaginacja obrazów; lecz gdy się przychodzi do ich sumiennego wyspowiadania na papier — jakże kopia niższa od pierwowzoru! jakżeś niedołężny, człowieku, ze swém piórem, choćbyś to pióro napawał we krwi własnéj!
Zatopionemu w rozważaniu piękności przyrody, przykro mi było, że postacie ludzkie nie przychodzą urozmaicać tylu cudnych widoków. Chciałem rozpytywać się, gwarzyć, dzielić się wrażeniami; a tu droga tak pusta, że zaledwie w ciągu dnia udało się napotkać dwóch czy trzech pieszych wędrowców i wśród tylu pięknych dzieł Stwórcy zamienić z bliźnim chrześcijańskie: „Niech będzie pochwalony!”. Wioski uciekły gdzieś od drogi, która fantastycznie podchodzi do nich i znowu w inną stronę odbiega. Na dwóch milach zaledwie przejechaliśmy parę czy trzy niewielkie wioski. Zapamiętałem jedną, że się nazywa Krunciki, u spodu góry, która się rozdzierając na dwoje, wysącza ze swego wnętrza mały strumyk i otwiera panoramę rozległéj zielonéj równiny. Inna wioska nieopodal dworu, zowiąca się podobno Lelany, jako w dzień świąteczny wrzała życiem nieco uroczystszém: z gospody słychać było gwar zabawy, a na ulicy biegały dziewczęta i dzieci, szwargocząc językiem litewskim, niestety! niepojętym dla nas, którzy piszemy historyczne litewskie poemata. Wszakże wieśniak litewski cywilizowańszy od nas w téj mierze: bo krom rodowitéj litewszczyzny, dobrze rozumié język polski i nieźle się nim tłumaczy. Ubiór mężczyzn nie różni się od ubioru wieśniaków w okolicach Wilna; dziewczętom zaś dodaje wiele powabu biała płachta, noszona na sposób szalu na wierzch białéj koszuli i kolorowego gorsetu. Typ twarzy płci obojga nie odznacza się wdziękiem i nie różni się wielce od typu podwileńców.
Wnet za wsią Lelanami, w pośród pogórków, królując małéj łące, środkiem któréj strumyk przebiega, wznosi się okazały starożytny kurhan, owalnym kształtem z ziemi usypany, szerszy u podstawy, u wierzchołka węższy i jakby na ukos ucięty. Z zapałem chwyciłem za ołówek chcąc go przerysować; ale gdy mrok wieczorny położył stanowczą przeszkodę zamiarowi, pobiegłem go przynajmniéj obejrzeć i zmierzyć. Nie licząc wzniosłego pagórka, na którym leży, kurhan od swéj nasypowéj podstawy ma wysokości kroków 37, średnicy w górze kroków 27, u podstawy zaś obwodu kroków około 200. Wierzchołek kurhana zaorany pod żyto, snadź już od wieków karmi chlebem okolicznego wieśniaka. Ale jak się wdarł ze sprzężajem na tak stromą wysokość? co to jest za nasyp? i jakie o nim podanie? nikogo nie było na samotném polu, kto by mię objaśnił, kto by opowiedział przywiązaną doń legendę: bo nie podobna, aby nie było w wiosce jakiéj o tym kurhanie legendy prawdziwéj albo improwizowanéj. Tylko późniéj i to gdzie indziéj dowiedziałem się o tutejszym i jeszcze inszym kurhanie, że je oba przed niepamiętnemi wieki usypało, czapkami nosząc ziemię, jakieś wojsko, na znak zwycięstwa. Mamy więc choć krótką, ale i poetyczną, i pół historyczną, i co najważniejsza ściśle barwą ludową nacechowaną legendę. Radzi byśmy, aby panowie badacze eks professo, którzy kiedyś ten kurhan otworzą, raczyli ją przyjąć bez dalszych śledzeń: bo jak poczną badać datę bitwy i imiona walczących — to prawdy nie dośledzą, a legendę popsują. Biedny jaki miejscowy starzec, któremu uczenie zadadzą kłamstwo, nie odważy się już prostym jak on wędrowcom opowiadać o nasypach ziemi czapkami, — a o ścisłych rezultatach poszukiwań naukowych możemy się albo nie dowiedzieć, albo im nie uwierzyć.
Noc zapadła, — księżyc ukazał się zza lasu; błysnął w oddali planeta Jowisz, gwiazdka, co zwykła podzielać moje wieczorne dumania. Na prawo wzgórza; na lewo ciągnie się błoń niezmierzona okiem i zakończona u krańców horyzontu czarnym lasem, a przed nami w oddali błysnęły wieżyce kościoła w Stokliszkach. Szczegóły krajobrazu nikły w cieniu wieczornym; mogliśmy jeno dostrzec, że powierzchnia gruntu nieco równiejsza, a natura jego bardziéj jeszcze poczyna być gliniastą. Znużony całodzienném drapaniem się po górach, koń nasz okazywał niezmyśloną potrzebę żłobu i wypoczynku. Wjechaliśmy do miasteczka Stokliszek przesunąwszy się mimo pięknego kościoła, nie mogąc rozpatrzéć szczegółów jego budowy, — a zawiadomieni, że w miasteczku uchodzi za najlepszą oberża starozakonnego Mordehela, zapukaliśmy do wrót i serca zacnego Izraelity.
I niedaremne było pukanie: otwarły się na nasze przyjęcie wrota oberży i uprzejme serce gospodarza. Wieczór z piórem w ręku zakończył mi dzionek, który do nader miłych w życiu policzam.
Nazajutrz rankiem wybiegliśmy rzucić okiem na okolicę, gdzie jesteśmy po raz pierwszy w życiu. Fizjonomia okolicy jest zachwycająca. Miasteczko mieści się na lekko pochyłéj ku południowi płaszczyźnie; — na górach grunta żyzne kłos z niebem gada; na nizinach łąki zielone, kwieciste, wonne, bujne, skropione pięciu strumykami, które wpadają do rzeki Wierzchniéj. Samo miasteczko Stokliszki jest małą, około sta dymów żydowskich i chrześcijańskich liczącą osadą, którą ozdabia tylko dwór ocieniony dzisiaj gęsto zarosłym owocowym ogrodem. Stokliszki znane od czasów Zygmunta Augusta, składały oprawę jego żony Barbary Radziwiłłówny, — następnie stanowiły starostwo, płacąc 1361 zł. polskich, — za nowych czasów zostawszy własnością skarbu, oddane były jenerałowi Murawiewowi na pewien przeciąg lat, które gdy się skończyły, wróciły znowu do wiedzy dóbr państwa. Lud miejscowy dosyć zamożny, mówi po litewsku; nawet kapotowa okoliczna szlachta staréj swéj mowy chętnie używa. Kościół tutejszy fundował Zygmunt III w r. 1593, a przyczynił doń fundusz Jan Alfons Lacki starosta żmudzki, ten sam, który fundował dominikanów w Wysokim Dworze100. Po upadku starego drewnianego kościoła, ówczesny starosta stokliski Józef Bouffa herbu Kościesza, w r. 1776 wymurował nowy. Tego to niewątpliwie fundatora i jego żony widzimy na facjacie kościelnéj i nad każdym z ołtarzów herby Kościesza i Mąż nagi przepasany dębowym liściem — i do nich stosuje się napis nad cymborium: „Memento animarum Constantiae et Joseph101”.
Zewnętrze kościoła przedstawia piękny gotyk w kształcie krzyża z dwoma czteropiętrowemi wieżami; opasany murem, z murowaną bramą i czterema narożnemi kaplicami do procesji podczas Bożego Ciała, i ocieniony klonem, który się majestatycznie rozrastając, opasuje zielonym wiankiem białe kościelne mury. Zdobią cmentarz te klony, ale z oddali zasłaniają widok na budowę kościoła. Wnętrze świątyni odpowiada jego zewnętrznéj okazałości: we wdzięcznym stylu murowane ołtarze, ambona w gotyckim kształcie, zwracają uwagę; organ nowy i dźwięczny. Kościół ma sześć ołtarzy: św. Trójcy, św. Antoniego, św. Michała, Niepokalanego poczęcia, Ecce homo obwieszany srebrnemi wotami i św. Jana Chrzciciela dziś zaniedbany i mający zamiast obrazu posąg odlewany, dosyć grubéj roboty. Malowidła ołtarzowych obrazów i chorągwi są mierne, dobrze już poczerniałe: może więc pozostały z dawnego drewnianego kościoła.
Wyszła msza; — o! nie każdy zaiste godzien, aby mu modlitwa orzeźwiła serce złamane wśród tortur świata; ale rankiem, na wsi, wśród samotności i ciszy, ofiara Pańska wywoła łzę rzewną na oczy, — a po takiéj łzie już oczom przez resztę dnia jaśniéj na świat i życie poglądać.
Źródła wód mineralnych leżą o trzy wiorsty od miasteczka: śpieszmy je obejrzeć.
Droga do wód w Stokliszkach — Moralna konieczność zła — Krótkie dzieje wód stokliskich — Ich skład chemiczny — Słówko o wodach w Biersztanach i Niemonajciach — Rodzaje cierpień, w jakowych wody stokliskie zbawiennie usługują — Słówko o życiu towarzyskiém
Około trzechwiorstowa na południo-zachód droga z miasteczka do wód Stokliszek, równa, szeroka, sprostowana, o ile być może, i okopana rowem, jest dowodem troskliwości miejscowéj o ulgę w podróży chorym jadącym się leczyć oraz ułatwieniem stosunków wód z miasteczkiem, skąd pacjenci sprowadzać sobie muszą rzeczy potrzebne do codziennego użycia. Droga ta sprostowana i urządzona w r. 1851 jest pamiątką starań odstawnego porucznika Rykaczewa, zarządcy dóbr jen. Murawiewa, któremu, jak się wyżéj rzekło, Stokliszki na pewien przeciąg lat były oddane ze swojemi dochodami.
Od połowy drogi, przebywszy po dobrym moście rzekę Wierzchnią, słup niegdyś elegancki, dzisiaj od deszczów wypłowiały wskazuje drogę do wód. W mgle nadwodnéj na dalekim planie, na tle przyćmionych lasów widnieje po prawéj naszéj ręce kilka drewnianych budowli: — są to kąpiele stokliskie. Skręcamy się od słupa na prawo i jadąc rodzajem grobli stajemy u samych wód. Piaszczysto-gliniasta, gdzieniegdzie szarawa barwa ziemi, nie zdaje się zwiastować jéj urodzajności, a jednak wegetacja, jaka dokoła nas otacza, wydając rośliny, których gdzie indziéj nie masz, dowodzi bogactwo jéj w rozlicznego rodzaju pierwiastki chemiczne, z których organiczne istoty biorą życie, wzrost i zdrowie. Owe pierwiastki soli i gazów, dawszy życie tylu dębom, tylu bujnym trawom i kwieciom, nie dziw, że będąc w nadmiarze od codziennych potrzeb otaczających istot, nasyciły sobą pobliskie źródła wody na korzyść bolejącéj ludzkości.
Filozofia już się dawno zgodziła na niezbędność zła w moralnym porządku rzeczy. Choroba jako stan anormalny, a więc na oko porządkowi przyrodzonemu przeciwny, w widokach Opatrzności gra swą ważną i nieraz dla człowieka zbawienną rolę. W niéj przestroga albo nagroda ulubieńcom Pańskim, których Bóg swym krzyżem nawiedza; w niéj kara występnym, w niéj zapobieżenie od występku; w niéj przypomnienie, że człowiek wyniesiony nad anioły a przybliżony do bóstwa, jest tylko prochem, który w proch się obróci. Z drugiéj strony, prawo Boga nakazujące czuwać nad swém życiem i instynkt zachowawczy, jaki wlał Przedwieczny w każdą żywotną istotę, dały początek doświadczeniom i naukom lekarskim; a Ten, co cierpieniami ród ludzki dotyka, umieszcza tuż pod ręką zaradcze przeciw nim środki, oblewa nas zbawczém powietrzem, nasyca uzdrawiającą siłą rośliny i kamienie, wtryska ją do wód źródlanych. Bluźnierczo wyrokował Wolter, że na tutejsze choroby aż w Ameryce lekarstwa szukać potrzeba: bo umiejętna ręka lekarza zawsze znajdzie w przyrodzie tuż około siebie zaradczy środek na cierpienie, jeśli jeszcze nie wybiła godzina, w któréj Pan pacjenta przed sąd swój ma powołać. Z tém większym przeto interesem uważamy wody mineralne stokliskie, iż są nasze, że ubogim cierpiącym ułatwiając środek leczenia się, nie odejmują bogatszym możności szukania pod obcém niebem zdrowia tutaj nadwerężonego.
Przebieżmy historię Stokliszek: bo i ta mała mieścina ma już swoję historię102.
Tutejsze wody od dawna zwracały na siebie uwagę, nie już dla swéj leczebnéj własności, lecz w nadziei wydobycia z nich kuchennéj soli, któréj bytność w źródłach tutejszych zauważano. Ubogi kmiotek nie mogąc, a nieraz nie mając za co sprowadzać soli z miasteczek, używał wód i tutejszych źródeł dla ugotowania swéj strawy. Są na miejscu ślady i podania, że w wieku XVII Ludwik Pociéj hetman litewski, będąc starostą stokliskim, urządzał tu warzelnię soli, która nie przyniósłszy oczekiwanych korzyści, wkrótce upadła. Podanie, jak zapewniono nas, zapisało w starościńskim stokliskim archiwum, że sprowadzony przez Pocieja zagraniczny technik, kopiąc i oczyszczając źródła natrafił na tak obfitą żyłę wody, iż ta buchnąwszy z otworów czeluści, zalała błoń i już poczynione urządzenia, tak, iż przedsiębiorczy Niemiec uciekać, a Pociéj zamiaru wywarzania soli w Stokliszkach, wyrzec się musiał. Za Stanisława Augusta, kiedy wyższe przynajmiéj głowy poczęły zwracać uwagę na kraj własny i jego produkcje, kiedy komisje skarbowe koronna i litewska wysyłały w różne strony kraju uczonych dla badania źródeł solnych i rezultatów, które z wywarzania ich wyciągnąć można — Stokliszki zwróciły znowu uwagę rządu. Profesorowie Akademii Wileńskiéj Sartoriusz i ksiądz Józef Mickiewicz, przysłani z polecenia Joachima Chreptowicza podkanclerza litewskiego, znalazłszy
Uwagi (0)