Klub szachistów - Aleksander Świętochowski (czytanie ksiazek online txt) 📖
- Autor: Aleksander Świętochowski
Czytasz książkę online - «Klub szachistów - Aleksander Świętochowski (czytanie ksiazek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Aleksander Świętochowski
– Kiedy my nie jesteśmy uczciwi – przerwał prezes blady.
– Ale mieliśmy być takimi względem siebie.
– A więc powiedzcie: czy ja mu powinienem dać córkę? – zapytał Radek wzburzony.
Powstał gwar i spory, roznamiętniające członków coraz bardziej i niezapowiadające zgody. Radek siedział wzruszony i milczał. Wreszcie odezwał się słabym głosem:
– Widzę, że dziś nie dojdziemy do żadnego porozumienia. Zapraszam was na jutro dla ostatecznej decyzji. Niech każdy z nas rozważy tę kwestię z samym sobą.
Zdaje się, że on najbardziej tego potrzebował. Powrócił do domu tak zgnębiony, że Iza od razu to spostrzegła i zaczęła dobadywać się przyczyny.
– Niezdrów jestem – odparł.
Ale ona rozpoznała wybieg, poza którym coś się ukrywało. Nalegała więc dalej.
– Nie, stryju, ciebie gryzie jakaś boleść, której zdusić nie możesz. Musiało coś zajść w tym nieszczęsnym klubie, o którym ludzie tyle bajek przędą. Mój drogi, czemu ty mnie zbywasz zawsze żartami i nie chcesz powiedzieć, co to za stowarzyszenie?
Starcie z Urbinem wyczerpało go i osłabiło w nim siłę oporu; ustawa klubu nie zabraniała odsłaniać jego celu osobom zaufanym, więc Radek dał córce rzetelne objaśnienie.
Wysłuchała go z wielką ciekawością.
– Każdy ze wszystkich tajemnic się wyspowiadał? – powtórzyła gorączkowo.
– Ze wszystkich – rzekł Radek.
– I ty stryju?
– I ja.
– I Urbin?
– Tak. Ach, zapomniałem, oświadczył mi się o ciebie. Czy chcesz pójść za niego?
Iza nie rzekła ani słowa i zatonęła w rozmyślaniach. Powstawszy, zaczęła chodzić przyspieszonymi krokami po pokoju. Na jej twarzy odbijał się zamęt różnorodnych myśli.
– Prześpij się stryju trochę, to cię wzmocni – rzekła czule.
Radek usłuchał tej rady, przeszedł do swego gabinetu, położył na biurku dwa duże klucze, które trzymał w ręku, zdjął tużurek, oparł się na szezlongu i zasnął. Iza wpatrywała się w niego uważnie czas jakiś, wreszcie utkwiła wzrok w owe dwa klucze; po krótkim wahaniu porwała je i wybiegła.
Klub szachistów mieścił się na tejże ulicy o kilka domów dalej. Niebo spuściło ku ziemi szare, wełniste chmury, które płynąc nisko, wysypywały ze swego wnętrza lekkie płatki śniegu. Wieczór już rozpościerał gęste mroki, kiedy Iza weszła do sieni, otworzyła cicho drzwi pokoju klubowego i równie cicho je zamknęła. Następnie zapaliła przyniesioną z sobą świecę i rozejrzała się wokoło. Spostrzegła okutą skrzynię, którą odemknęła drugim kluczem i podniosła wieko. Wewnątrz leżały uporządkowane zeszyty zapisanych papierów. Iza podjęła jeden i przeczytała nagłówek: „Śniecki”. Położyła go, wzięła drugi, potem trzeci, ale dopiero czwarty zatrzymała w rękach i zaczęła przeglądać. W miarę jak posuwała wzrok po rękopisie, oczy jej rozogniały się, a twarz martwiała. Nagle drgnęła, opuściła zeszyt i wyszeptała:
– On jest moim ojcem....
Długo stała nieruchoma z falującą piersią, z półotwartymi ustami, na których smutek pasował się ze słabszym od niego uśmiechem. Wreszcie położyła i ten zeszyt, a wyjęła inny z nadpisem: „Urbin”. Zdawało się, że każdy wiersz tego pisma był młotem, który uderzał w jej serce. Daremnie załzawiona, dysząca głęboką boleścią, wytężała siły, ażeby doczytać do końca: cisnęła papier i krzyknęła z odrazą:
– Brr... brr... udny!
Nie zamknąwszy skrzyni, wypadła z pokoju na ulicę. O kilka kroków spotkała Urbina, który ją poznał.
– A pani co tu robi?
– Wracam z apteki, stryj troszkę niezdrów.
– Pozwoli pani odprowadzić się do mieszkania?
– Proszę – odrzekła po krótkim namyśle.
– Być może – mówił Urbin, idąc koło niej – że mimowolnie stałem się sprawcą niedyspozycji stryja. Miałem z nim dość drażliwą rozmowę. Czy pani się nie domyśla treści?... Z milczenia pani wnoszę, że nie tylko on jest przeciwko mnie. Panno Izo, czy i ty nie chcesz być moją żoną?
Stanęli pode drzwiami. Iza targnęła za dzwonek. Radek, który już po drzemce wstał, zdziwił się, zobaczywszy ich razem wchodzących do salonu. Przywitał jednak Urbina grzecznie, a córkę zapytał:
– Skąd ty wracasz, Iziu?
– Chodziłam po lekarstwo dla... ojca.
– Dla kogo?
– Dla ojca – powtórzyła z naciskiem.
Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco, a Iza na nich.
– Spotkałam na ulicy pana Urbina – mówiła dalej ze sztuczną wesołością – który mi zadał to samo pytanie, co ty, ojcze: czy przyjmę jego rękę; odpowiem wam obu: nie!
– Dlaczego? – ozwał się ponuro Urbin.
– Ha, ha, ha – zaśmiała się spazmatycznie, padając na fotel – dlatego, że to nie jest moim obowiązkiem... ha, ha, ha... dlatego, że nie chcę... dlatego... Wyobraźcie sobie, panowie – ciągnęła dalej wśród śmiechu – znalazłam dziś w pułapce mysz, która mi opowiedziała, że uciekła do nas z klubu szachistów, gdyż tam zjadła kawałek zapisanego papieru z jakiejś skrzyni, który był tak gorzki... tak gorzki... ha, ha, ha... że omal się nie otruła.
– Przyzna pani – zauważył Urbin z tłumioną złością – że była to mysz bardzo szkodna.
– Mniej od tych – odrzekła Iza – którzy zostawili tę trutkę.
Urbin skłonił się i wyszedł.
Nazajutrz klub szachistów rozwiązał się ku wielkiemu zadowoleniu wszystkich członków. W rok potem Iza została żoną człowieka, który po ślubie okazał się tak wielkim łotrem w idealnej skórze, że wszystkie drzewa podsuwały mu swe gałęzie na szubienicę. Urbin dotąd rozmyśla i pisze ciekawe dzieło o dwoistości natury ludzkiej, a stary Radek powtarza machinalnie przy każdej sposobności:
– Źle wiedzieć i źle nie wiedzieć.
Spis treści
Okładka Karta tytułowa Mecenas Klub szachistów Karta redakcyjnaAleksander Świętochowski
Klub szachistów
Redakcja: Anna Ołdak
Projekt okładki: Alicja Więckowska -
STUDIO OŻYWIANIA KSIĄŻKI
© Copyright by FUNDACJA FESTINA LENTE 2013
Warszawa 2013
ISBN 978-83-7904-212-8
Fundacja Festina Lente
Ul. Nowoursynowska 160B/7
02-776 Warszawa
www.festina-lente.org.pl
www.chmuraczytania.pl
Plik ePub przygotowała firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: [email protected]
www.eLib.pl
Uwagi (0)