Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖
Małe niedole pożycia małżeńskiego to zbiór obrazków obyczajowych i porad dla małżeństw. Prawie serio. Narrator opisuje fikcyjne sytuacje, odzwierciedlające jednak prawdziwe problemy małżonków, na przykładzie mieszczańskiej pary — Adolfa i Karoliny.
Porusza wiele kwestii, m.in. emocjonalnych, ekonomicznych i wychowawczych, w zależności od problemu posługując się żartobliwym lub poważnym tonem.
Małe niedole pożycia małżeńskiego należą do cyklu Komedii Ludzkiej autorstwa Honoriusza Balzaka. Na monumentalny ten cykl składa się ponad 130 utworów, połączonych ze sobą dzięki postaciom niektórych bohaterów; ich losy oglądać możemy z odmiennych perspektyw. Autor ukazuje człowieka niemalże jako przedmiot swoich badań obserwowany w różnych środowiskach. Ważnymi tematami Komedii Ludzkiej są finanse, obyczaje oraz miłość.
- Autor: Honoré de Balzac
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac
Słowem, wyliczasz jej w tej jednej chwili wszystkie niezliczone fantazje, jakimi kiedykolwiek zraniła twoje serce, gdyż nie ma nic boleśniejszego, jak nie móc zadowolić życzenia kochanej kobiety! I dodajesz na koniec:
— Otóż, moja droga, nastręcza się sposobność, aby pięciokrotnie pomnożyć sumę stu tysięcy franków i jestem zdecydowany przystąpić do tego interesu.
Karolina budzi się zupełnie, prostuje się na tym, co zwykło się potocznie nazywać siedzeniem, rzuca ci się w objęcia, och!... z całej duszy!
— Kochany jesteś, złoty — to jej pierwsze słowo.
Nie mówmy o ostatnim: to jedna olbrzymia i niewysłowiona onomatopeja64 niepodobna do odtworzenia.
— A teraz — mówi — wytłumacz mi twój interes.
Starasz się wytłumaczyć. Na razie kobiety nie pojmują żadnego interesu, a przynajmniej nie chcą okazać, że go pojmują; zrozumieją go później, kiedy, jak, gdzie? W swoim czasie — w odpowiedniej chwili — zależnie od swojej ochoty. Twoja droga istota, Karolina, oczarowana twoim projektem, robi ci wymówki, że wziąłeś tak na serio jej jęki, jej pragnienia, jej zachcenia tualetowe65. Boi się tego interesu, przerażają ją agenci, akcje, przede wszystkim fundusz obrotowy, to z dywidendą66 także nie jest całkiem jasne...
PewnikKobiety lękają się zawsze wszystkiego, co jest podziałem.
Słowem, Karolina obawia się pułapek; ale zachwyca ją wiadomość, że może mieć swój powóz, lożę, przeróżne kostiumy dla swego syna, itd. Chociaż na pozór odradza ci to przedsięwzięcie, widocznym jest, że jest uszczęśliwiona z twojej decyzji.
PIERWSZY OKRES. — Och, moja droga, jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem; Adolf przystąpił do wspaniałego interesu. Będę miała powóz, och! dużo ładniejszy niż pani de Fischtaminel: jej już jest trochę niemodny, mój będzie miał firaneczki z frędzlami... Moje konie będą myszate67, jej są bułane68, najpospolitsze, co może być.
— Zatem to przedsiębiorstwo?...
— Och! Wspaniałe, akcje mają iść w górę; Adolf wytłumaczył mi wszystko, zanim do niego przystąpił. O! Adolf nic nie robi bez naradzenia się ze mną.
— Pani jest bardzo szczęśliwa.
— Małżeństwo nie byłoby możebne69 bez absolutnego zaufania, toteż Adolf mówi mi wszystko.
Stałeś się, kochany Adolfie, najlepszym mężem w całym Paryżu, najmilszym człowiekiem, geniuszem, aniołem. Jesteś też kochany i pieszczony do niemożliwych granic. Błogosławisz małżeństwo. Karolina śpiewa hymny na cześć mężczyzn — to królowie stworzenia! — kobiety są stworzone dla nich — mężczyzna jest z natury szlachetny, wspaniałomyślny — małżeństwo jest najpiękniejszą instytucją pod słońcem.
Przez dwa, trzy miesiące, przez pół roku, Karolina wykonuje najwspanialsze wariacje, najświetniejsze sola na temat tego czarodziejskiego zdania: „Będę bogata! — Będę miała tysiąc franków miesięcznie na moją tualetę — Będę miała powóz!”...
O dziecku mówi się już tylko, aby się zastanowić, w jakim pensjonacie się je umieści.
DRUGI OKRES. — No i cóż, mój drogi, co słychać z twoim interesem? — Jak właściwie idzie ten interes? — Ten interes, który miał mi dać powóz, itd.? — Już chyba czas, żeby ten twój interes przyszedł do skutku70!... Kiedyż się skończy ten interes? — Długo jakoś się ciągnie ten twój interes. — Kiedyż będzie wreszcie co z tego interesu? — Czy akcje idą w górę? — Jesteś doprawdy jedyny do wyszukiwania interesów, które się nigdy nie kończą.
Pewnego dnia, zada ci pytanie: — Czy w ogóle istnieje ten interes?
Jeżeli po upływie ośmiu lub dziesięciu miesięcy zaczniesz mówić o interesie, odpowiada:
— Ach, ten interes!... Więc doprawdy jest jaki interes?
Ta kobieta, którą miałeś za głupią, roztacza prawdziwe skarby inteligencji, gdy chodzi o wydrwienie ciebie. W tym okresie, ilekroć jest mowa o tobie, Karolina zachowuje kompromitujące milczenie. W ogólności o mężczyznach wyraża się raczej źle: „Mężczyźni są bardzo inni, niż się wydają: poznaje się ich dopiero w pożyciu”. — „Małżeństwo ma swoje dobre i złe strony”. — „Mężczyźni nie umieją nic doprowadzić do końca”.
TRZECI OKRES. — Katastrofa. — To wspaniałe przedsiębiorstwo, które miało ci dać pięć za jeden, w którym brali udział ludzie najbardziej ostrożni, najbardziej fachowi, parowie71, deputowani, bankierzy — wszystko Kawalerowie Legii honorowej — to przedsiębiorstwo upadło z kretesem! Najwięksi optymiści spodziewają się odzyskać dziesięć procent włożonego kapitału. Jesteś smutny i osowiały.
Karolina pytała się nieraz: — Adolfie, co tobie jest? — Adolfie, ty masz jakieś zmartwienie.
Wreszcie, dzielisz się z Karoliną twą fatalną wiadomością; zrazu próbuje cię pocieszać.
— Sto tysięcy franków rzucone w błoto! Trzeba nam teraz będzie oszczędzać się na każdym kroku — mówisz niebacznie.
Cały jezuityzm kobiety wybucha teraz przy słowie oszczędzać. Słowo oszczędzać jest iskrą padającą na prochy.
— A, więc to są te twoje interesy! Po cóż więc ty, tak ostrożny, narażałeś się na stratę stu tysięcy? Ja byłam temu przeciwna, pamiętasz przecie! Ale NIE CHCIAŁEŚ MNIE SŁUCHAĆ!...
Wszedłszy na tę drogę, dyskusja staje się coraz jadowitszą.
— Wy, wy jesteście wszyscy do niczego. Nie macie o niczym pojęcia. Kobiety jedynie mają zdrowy sąd o rzeczach. — Ty postawiłeś na kartę chleb i mienie twoich dzieci — ona ci to odradzała. — Nie możesz powiedzieć, żeby to było dla niej. Ona, chwała Bogu, nie ma sobie nic do wyrzucenia.
Sto razy na miesiąc robi aluzje do twego niepowodzenia:
— Gdyby pan mąż nie był utopił funduszów w swoich przedsiębiorstwach, mogłabym to, mogłabym owo. — Gdyby ci jeszcze kiedy przyszła ochota robić jakieś interesy, mnie się powinieneś poradzić.
Jest rzeczą jasną i udowodnioną, że Adolf w lekkomyślny sposób roztrwonił sto tysięcy franków, bez celu, jak głupiec, nie poradziwszy się żony. Karolina przestrzega swoje przyjaciółki przed małżeństwem. Skarży się na nieudolność mężczyzn, którzy trwonią mienie swoich żon. Karolina robi się mściwa! Jest głupia, jest okrutna!
Płaczcie nad Adolfem! Płaczcie nad sobą, o mężowie! Kawalerowie, cieszcie się!
Po kilku latach małżeństwa, miłość twoja staje się tak umiarkowaną, że Karolina usiłuje niekiedy wieczorem obudzić ją za pomocą drobnych, wyzywających aluzji. Jest w tobie coś spokojnego i flegmatycznego, co drażni wszystkie prawowite małżonki. Kobiety widzą w tym rodzaj obrazy; biorą one niedbałą beztroskę szczęścia za zarozumiałą pewność, gdyż nigdy nie biorą w rachubę możliwości lekceważenia ich nieocenionych wdzięków: cnota ich doprowadzona jest wówczas do wściekłości, iż bierze się ją tak dosłownie.
W tym położeniu, które jest wewnętrzną treścią języka małżeńskiego i do którego zarówno mężczyzna, jak kobieta dochodzą niezawodnie, żaden mąż nie śmie przyznać otwarcie, że pasztet z kuropatw zaczyna go nudzić; lecz apetyt jego wymaga już niewątpliwie pewnych warunków tualety72, podrażnień nieobecności, pobudzeń myślą o przypuszczalnej rywalizacji.
Wówczas prowadzisz na przechadzce żonę twoją pod rękę, nie przyciskając jej jednak do boku z pełnym obawy i troskliwości skupieniem skąpca trzymającego swój skarb. Rozglądasz się na prawo i na lewo, oglądasz wystawy bulwarów, przytrzymując swą żonę ramieniem luźnym i nieuważnym, tak jak gdybyś holował wielki statek normandzki. Bądźmy ze sobą szczerzy, moi przyjaciele! Gdyby, idąc za twoją żoną, jakiś uliczny wielbiciel, przypadkiem lub rozmyślnie otarł się o nią zbyt blisko, nie miałbyś najmniejszej ochoty dochodzenia motywów owego przechodnia; zresztą żadnej kobiecie nie postanie w głowie doprowadzać dwóch ludzi do sprzeczki dla takiej drobnostki. Ta drobnostka, przyznajmy i to jeszcze, czyż to nie jest nader pochlebne dla jednej i dla drugiej strony?
Doszedłeś do tego punktu, jednak nie posuwasz się dalej. Mimo to, w głębi twego serca i twego sumienia drzemie straszliwa myśl: Karolina zawiodła twoje oczekiwania, Karolina ma braki, które w czasie przypływu morza pod znakiem miodowego miesiąca zostawały ukryte pod wodą, lecz które odpływ fali odsłonił w całej nagości. Nieraz zdarzyło ci się uderzyć o te rafy, nieraz rozbijały się o nie twoje nadzieje; twoje marzenia młodego bezżennego mężczyzny (gdzie te czasy szczęśliwe!) nie jeden raz patrzyły na strzaskaną łódź pełną fantastycznych bogactw: najcenniejsze towary poszły na dno, pozostał balast małżeństwa. Słowem, aby się posłużyć wyrażeniem bardziej potocznym, w rozmowach, jakie prowadzisz sam ze sobą na temat swojego małżeństwa, powiadasz sobie, patrząc na Karolinę: To nie to, czego się spodziewałem!
Pewnego wieczoru, na balu, w towarzystwie, w domu przyjaciół, mniejsza zresztą gdzie, spotykasz uroczą młodą dziewczynę, piękną, dobrą i rozumną; dusza! och! dusza anielska! piękność czarująca! Ten nieskazitelny krój owalu jej twarzy, te rysy, które tak długo oprą się nietknięte działaniu życia, to czoło wdzięczne i marzycielskie! Nieznajoma jest posażna, jest wykształcona, pochodzi ze znacznej rodziny; wszędzie umie być na swoim miejscu, umie błyszczeć lub ukryć się w cieniu; słowem przedstawia w całej świetności i blasku obraz wymarzonej istoty, twojej żony, tej, którą czujesz się zdolny kochać stale i niezmiennie; pochlebiałaby wszystkim twoim próżnostkom, rozumiałaby i wspierałaby cudownie wszystkie twoje cele i zamiary. Do tego jest serdeczna i wesoła — ta młoda dziewczyna, która budzi wszystkie twoje najszlachetniejsze uczucia, która rozpala wszystkie przygasłe pragnienia.
Patrzysz na Karolinę z posępną rozpaczą i oto upiorne myśli poczynają krążyć i uderzają swymi skrzydłami nietoperza, swoim dziobem sępa, swoim tułowiem ćmy o ściany pałacu, w którym niby złota lampa błyszczy twój mózg rozpalony żądzą.
PIERWSZA STROFA. — Och, po cóż ja się ożeniłem? Och, cóż to była za myśl nieszczęsna! Dałem się złapać na kilka marnych talarów73! Jak to? Więc to ma być koniec? Mogę mieć tylko jedną żonę! Och, jakiż rozum mieli Turcy! Znać, że autor Koranu pędził życie wśród pustyni!
DRUGA STROFA. — Moja żona jest cierpiąca, pokaszluje czasem nad ranem. Mój Boże, jeżeli jest w zamiarach twojej mądrości powołać Karolinę do swojej chwały, uczyń to prędko dla jej i mojego szczęścia. Ten anioł już dopełnił swoich ziemskich przeznaczeń.
TRZECIA STROFA. — Ależ ja jestem potworem! Karolina jest matką moich dzieci!
Twoja żona wraca z tobą do domu powozem, wydaje ci się wstrętna; mówi do ciebie, odpowiadasz jej półsłówkami. Pyta cię: „Co tobie jest?” Odpowiadasz: „Nic.” Karolina kaszle, namawiasz ją, aby zaraz jutro poszła do lekarza. Medycyna ma swoje przypadki...
CZWARTA STROFA. — Opowiadano mi, że jakiś lekarz, chudo zapłacony przez spadkobierców, miał wykrzyknąć bardzo nieostrożnie: „Obrzynają mi tysiąc dukatów, a zawdzięczają mi czterdzieści tysięcy franków rocznej renty!”. Och, ja bym nie liczył się z honorarium!
— Karolino — mówisz głośno — Powinnaś uważać na siebie; zawiń się w twój szal, myśl o swoim zdrowiu, moja najdroższa.
Twoja żona jest tobą zachwycona, zdajesz się nią niezmiernie interesować. Podczas gdy się rozbiera, leżysz wyciągnięty na kozetce.
Gdy opada suknia, zatapiasz się w kontemplacji boskiego zjawiska, które otwiera ci bramy z kości słoniowej fantastycznych zamków twojej wyobraźni. O czarodziejska ekstazo! Przed twoimi oczyma staje boska postać owej młodej dziewczyny!... Jest biała jak żagle czarodziejskiego okrętu, który wpływa do portów Kadyksu74 obładowany skarbami. Jej dziewicze okrągłości kuszą twoje rozmarzone spojrzenia. Twoja żona, szczęśliwa z twojego podziwu, tłumaczy sobie na swoją korzyść twoje usposobienie milczące i nerwowe. Ty zamykasz oczy i widzisz jeszcze wyraźniej twą upragnioną młodą dziewczynę, i w myśli poczynasz mówić:
PIĄTA I OSTATNIA STROFA. — Boska! Czarująca! Czy może być na świecie druga podobna kobieta? — Różo nocy płomiennych! — Wieżo z kości słoniowej! — Dziewico anielska! — Gwiazdo wieczorów i poranków!
Każdy ma swoje małe litanie; ty odmawiasz ich cztery.
Nazajutrz żona twoja jest promieniejąca, przestała kaszleć, nie potrzebuje już lekarza; jeżeli co jej grozi, to chyba zbytek zdrowia; przekląłeś ją cztery razy w imię owej młodej dziewczyny i cztery razy ona cię błogosławiła. Nic nie wie, że w głębi twego serca trzepotała się mała rybka z gatunku krokodylów, zamknięta w naczyniu miłości małżeńskiej, jak tamta w swoim szklanym słoju.
Parę dni temu żona twoja wyrażała się o tobie przed panią de Fischtaminel w sposób dość dwuznaczny; dziś, podczas wizyty waszej pięknej przyjaciółki, Karolina kompromituje cię powłóczystymi i wilgotnymi spojrzeniami, jakie zwraca w twoją stronę; wychwala cię, czuje się szczęśliwą.
Wychodzisz z domu wściekły, szalejesz, na szczęście spotykasz na bulwarze przyjaciela, przed którym możesz wylać swą żółć.
— Słuchaj mnie, nie żeń się nigdy! Wolisz patrzeć jak twoi spadkobiercy wynoszą twoje meble w czasie, gdy ty jeszcze rzęzisz75, wolisz wić się w agonii przez dwie godziny, żebrząc na próżno o szklankę wody, wolisz ginąć dobijany powolnie przez okrutną dozorczynię, podobną do tej, którą tak strasznie przedstawił Henry Monnier w swoim obrazie malującym ostatnie chwile starego kawalera! Nie żeń się pod żadnym pozorem!
Na szczęście nie spotykasz już więcej czarującej młodej dziewczyny! Ocalony jesteś od piekła, do którego prowadziły cię twoje zbrodnicze myśli, grzęźniesz na nowo w czyśćcu swojego szczęścia małżeńskiego; natomiast zaczynasz zwracać uwagę na panią de Fischtaminel, którą jeszcze za swoich kawalerskich czasów uwielbiałeś, nie mogąc do niej dotrzeć.
Uwagi (0)