Darmowe ebooki » Powieść » Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes Saavedra (biblioteka szkolna online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes Saavedra (biblioteka szkolna online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Miguel de Cervantes Saavedra



1 ... 69 70 71 72 73 74 75 76 77 ... 125
Idź do strony:
ich kaplic wiszą szubienice, nogi, głowy i ręce z wosku lub też, czy co innego wisi?

— Na grobach pogan — odrzekł Don Kichot — wznoszą się po większej części świątynie wspaniałe; na popiołach Juliusza Cezara zbudowano piramidę z jednej sztuki kamienia wielkości niesłychanej, którą dzisiaj zwą w Rzymie igłą Świętego Piotra; zamek ogromny służy za grobowiec cesarzowi Adrianowi; nazywano go długo moles Adriani, a dziś nazywają zamkiem Świętego Anioła; królowa Artemiza kazała złożyć zwłoki Mauzoleusza, męża swego, w grobowcu tak wielkim, wspaniałym, bogatym i pełnym wytworu sztuki, iż policzono go do siedmiu cudów świata; ale zdumiewających pomników pogańskich nie zdobiono nigdy całunami, lampami, ani innymi oznakami grobowców Świętych.

— No, przecież nareszcie, dotarliśmy do rzeczy — mówi Sancho — a co jest rzecz lepsza, panie, czy wskrzesić umarłego, czy zabić olbrzyma?

— Odpowiedź na to nietrudna — odeprze Don Kichot — oczywiście, wskrzesić umarłego.

— Aha! widzi pan, złapałem pana — zawołał Sancho — pokazuje się tedy, że sława tych, co wskrzeszają umarłych, przywracają wzrok ślepym, nogi chromym i na których grobach zbierają się pobożni, a duchowni na kolanach czczą ich relikwie, że sława takich ludzi jest daleko większa na tym i na tamtym świecie, niż sława tych wszystkich wojaków, tych mocarzów i błędnych rycerzy, jacy tylko byli pod słońcem.

— Zgadzam się na to — odpowiedział Don Kichot.

— A więc — rzekł Sancho — ponieważ Święci mają te prerogatywy, że im kaplice stawiają, pełne lamp gorejących, rąk i nóg woskowych i różnych malowideł, że królowie i biskupi na barkach noszą ich relikwie, na ołtarzach je wystawiają...

— Skończże już raz — przerwał mu Don Kichot — co chcesz stąd wnosić?

— Otóż, chcę powiedzieć — mówił dalej Sancho — że lepiej zostańmy świętymi, aniżeli mamy gonić za tą tam jakąś sławą, której może nigdy nie dogonimy. Wczoraj, czy onegdaj, bo nie pamiętam dobrze, kanonizowano dwóch karmelitów bosych; nie wyobrazi pan sobie, jaka była ciżba do całowania dyscyplin, którymi się chłostali, i pocierania koronek o ich relikwie; więcej tam oddawano uszanowania, niż szpadzie Rolanda, co to ma się znajdować w zbrojowni króla, którego niech Bóg błogosławi i w długie zachowa lata. Dlatego zdaje mi się, że lepiej by było zostać braciszkiem w jakimkolwiek zakonie, niż najmężniejszym na całym świecie błędnym rycerzem; kilkanaście dyscyplin w plecy własne wpakowanych milsze są Bogu, niż kilka tysięcy cięć oręża, spadających na olbrzymy, duchy i dziwotwory.

— Prawda to mój Sancho — rzecze Don Kichot — wielką masz słuszność, aleć wszyscy, mój przyjacielu, nie możemy być mnichami, nie jedną drogą Pan Bóg wybranych prowadzi do nieba. Rycerskość jest także pewnym rodzajem religii i niemało jest w niebie rycerzy.

— Wierzę bardzo — rzecze Sancho — ale słyszałem, że daleko więcej jest mnichów.

— I to prawda — odpowie Don Kichot — że księży daleko więcej na świecie niż rycerzów.

— Alboż to mało jest błędnych rycerzy? — zapyta Sancho.

— Niewątpliwie, jest ich dużo — odpowie Don Kichot — ale takich, co sobie to miano przybierają, a takich, co na nie zasługują, bardzo mało.

Dwaj nasi awanturnicy spędzili noc całą i dzień następny na podobnych rozmowach; nic im się przez ten czas godnego uwagi nie przytrafiło, a Don Kichota wielce to frasowało. Na trzeci dzień nareszcie ku wieczorowi ujrzeli słynne miasto Toboso; skoro je tylko dostrzegł, nasz rycerz wielce się ucieszył, kiedy Sancho przeciwnie posmutniał i jakoś się zafrasował, a to dlatego, że nie wiedział, gdzie mieszka Dulcynea, której w życiu swoim nie widział, tak samo jak i Don Kichot, co umierał dla niej z miłości; Sancho umierał w tej chwili także, ale ze strachu, żeby go pan do niej nie posłał, i szukał konceptu, jak by się wykręcić.

Don Kichot nie chciał wjechać do miasta, jak tylko w nocy, zatrzymali się zatem w dębowym gaiku, pod samym Toboso leżącym, i gdy noc nadeszła, wjechali do miasta, a co im się tam przytrafiło, zaraz opowiemy.

Rozdział IX

Z którego czytelnik się dowie, co w nim jest.

Było już około północy, gdy Don Kichot i Sancho z pochyłości pagórka wjeżdżali do Toboso; gród cały zalegało milczenie, bo była to godzina snu, a nigdzie w świecie mieszkańcy tak sumiennie nie wywiązują się z tego obowiązku, jak tutaj. Noc była dość ciemna, ale Sancho pragnąłby był, żeby była jak najciemniejsza, bo miałby na co spędzić145 swoją nieświadomść miejsca. Po całej wsi rozlegały się tylko wycia i naszczekiwanie psów, które Don Kichotowi głowę już zawracać zaczęły, a Sanchę strachem wielkim przejmowały, czasem gdzieś osioł zabeczał, owdzie prosięta zakwiczały, a koty straszne harce na dachach wyprawiały. Zmieszane te różne odgłosy, które cisza nocy jeszcze powiększać się zdawała, miały w sobie coś ponurego i straszliwego; rozkochany rycerz zaraz stąd złe wróżby tuszył146, ale nie zdradzając swej obawy, mówił do Sancha:

— Sancho, synu mój, jedź do pałacu Dulcynei, może ją jeszcze czuwającą zastaniemy.

— Eh, do jakiego, u diabła, pałacu chcecie panie, żebym was prowadził — odpowie Sancho — kiedy to, Boże zlituj się, nędzna chałupina, gdzie mieszka ta prześwietna Dulcynea.

— Musiała się zapewne wtedy, kiedyś ją widział, schronić do jakiego ustronia dla zabawy z orszakiem swych dziewic, jak to zwykły czynić wielkie księżniczki.

— A no, kiedy już chałupa pani Dulcynei ma być pałacem — rzecze Sancho — to przez Bóg żywy, czyż pałac o tej godzinie może być otwarty? Chcecież, panie, żebym budził wszystkich kołataniem? alboż to szynk, który o każdej godzinie otwierają?

— Poszukajmy naprzód pałacu — rzecze Don Kichot — a jak znajdziemy, to ci powiem, co zrobić wypada; ale Sancho, patrz jeno, wszakże tu przed nami stoi gmach jakiś wielki i ponury? Musi to być zapewne pałac Dulcynei.

— Ano, panie, to prowadźcie do niego — odpowie Sancho — może też to tam. Ale żebym go widział obu oczyma i namacał wszystkim i dziesięciu palcami, to jeszcze bym nie wierzył, ale niech się dzieje wola Boża!

Don Kichot wysunął się naprzód i ujechawszy ze dwieście kroków, przybył do stóp wysokiej wieży, w której poznał dzwonnicę parafialną.

— To kościół, mój Sancho! — zawołał.

— A widzęć przecie — odpowiedział Sancho — daj Boże tylko, żeby to nie był grób nasz, bo to na licha się zdało, tłuc się nocą po cmentarzach. Jak mi się zdaje i mówiłem to już panu, to dom tej pani stoi na bocznym zaułku.

— Czy ty mnie chcesz do rozpaczy doprowadzić, ty niegodziwcze? — odpowie Don Kichot — gdzieżeś ty słyszał, żeby pałace królewskie stały na bocznych zaułkach?

— Proszę pana — na to Sancho — co kraj, to obyczaj. Pozwólcie, panie, że już ja poszukam, a może znajdę gdzie w kącie ten psi pałac, żeby on z piekła nie wyjrzał, za tę biedę, co człek ma przez niego.

— Słuchaj Sancho — zawoła Don Kichot — żebyś mi z uszanowaniem mówił o wszystkim , co dotyczy pani Dulcynei.

— Przepraszam was, panie — rzecze Sancho — ale jakżeż u diabła, żebym tak jak w dym zaraz trafił do mieszkania naszej pani, kiedym je raz w życiu tylko widział i kiedy tak ciemno, że choć w papę daj i kiedy sami nie możecie znaleźć go, coście musieli tam być ze sto tysięcy razy?

— Jak Boga kocham, ty mnie niedługo do rozpaczy doprowadzisz — rzecze Don Kichot — czyż ci tysiąc razy już nie powtarzałem, gamoniu przeklęty, ty ciemny bydlaku, żem nigdy w życiu moim nie widział nieporównanej Dulcynei; że noga moja nie postała w jej pałacu, i że kocham się w niej jedynie na wiarę wielkiej sławy jej, jako najpiękniejszej i najrozumniejszej w świecie księżniczki?

— Ach! teraz już rozumiem, panie — odpowie Sancho — i powiem wam prawdę, że kiedyście wy jej nigdy nie widzieli, to dalibóg i ja jej także nigdy nie widziałem.

— Co ty gadasz? jak to! — zawoła Don Kichot — albo żeś mi nie mówił, żeś ją widział harfującą zboże, kiedyś mi przyniósł odpowiedź na list, którym do niej pisał?

— Pluń pan na to! — odpowie Sancho — powiadam wam, żem jej nigdy nie widział, tak samo jak i wy panie, tylko ze słyszenia. Diabli tam znają jakąś panią Dulcyneę!

— Sancho! Sancho! — zawoła Don Kichot — tu nie czas na żarty, na wszystko jest właściwa pora; teraz nie pora na żarty. Czyż dlatego, iż ja powiadam, żem nigdy nie widział pani Dulcynei i nigdy z nią nie mówił, to i tobie ma być wolno powtarzać to samo, kiedy się rzecz ma inaczej?

Gdy w ten sposób rozmawiają nasi bohaterowie, zbliża się do nich człowiek z dwoma mułami; po pługu poznali, że to musi być rolnik, jadący przededniem w pole: i tak było istotnie. Wieśniak ciągnął, śpiewając sobie piosnkę:

Źle wy owsy siejecie, 
Francuzy pod Roncewalem. 
 

— Sancho — rzecze Don Kichot — niech przepadnę, jeśli nas co złego tej nocy nie spotka, czy słyszysz, co on to śpiewa?

— A słyszę — odpowie Sancho — a cóż to znaczy, to tak samo, jak gdyby śpiewał: Róziu, moja Róziu.

Wieśniak zbliżył się właśnie do nich i Don Kichot rzekł do niego:

— Dzień dobry, przyjacielu! czy byś mi nie powiedział, gdzie tu jest pałac księżniczki Dulcynei?

— Proszę pana — odpowie wieśniak — ja nie tutejszy, niedawno przybyłem do wsi, gdzie służę u bogatego gospodarza; ale oto naprzeciwko tu mieszka pleban i zakrystian parafii, oni was najlepiej oświecą o tej księżniczce, bo oni mają spisanych na liście wszystkich mieszkańców Toboso. Wątpię wszakże, żeby tu była jaka księżniczka, ale może się i mylę, bo jest tu siła paniów, a każda może być księżniczką u siebie.

— Ta, o którą się pytam, mieszka zapewne między nimi — rzecze Don Kichot.

— To musi i tak będzie — odpowie wieśniak — upadam do nóg pańskich. Słońce już idzie w górę, muszę się spieszyć. — I zaciął muły.

Sancho widział, że nie po myśli poszła panu ta odpowiedź, i widząc go zakłopotanym:

— Panie — rzecze — już dobrze dnieje a na licha by się zdało, jakby nas ludzie tak na środku ulicy obaczyli. Posłuchajcie mojej rady, wyjedźmy lepiej z miasta, schrońmy się do lasku, a jak dzień będzie dobry, ja tu powrócę i od domu do domu, od drzwi do drzwi szukać będę pałacu naszej pani; zjadłbym diabła, żebym go nie znalazł; a jak go znajdę, oświadczę prześwietnej księżniczce, że wy, panie, czekacie tu blisko i upraszacie ją pokornie, abyście mogli mieć zaszczyt widzieć się z nią, nie ubliżając jej honorowi.

— Jakem rycerz, Sancheńku! — zawoła Don Kichot — tysiąc mądrości wyrzekłeś w tych kilku słowach. Idę zaraz za twoją radą; chodź, synu, chodź, znajdziemy miejsce, gdzie bym się mógł ukryć, a ty dopełnisz poselstwa do tej królowej piękności, której uprzejmość i wspaniała wytworność sprawiają mi niewypowiedziane łaski.

Sancho ledwie ze skóry nie wyskoczył, tak mu śpieszno było wyprowadzić pana z wioski, taki go strach brał, żeby nie odkrył oszukaństwa jego co do tego listu od Dulcynei, który mu przyniósł do Sierra Morena! Sam już więc naprzód się wysunął i po półgodzinnej jeździe doprowadził Don Kichota do lasku, ukrył go w nim, a sam wrócił jako poseł.

Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Rozdział X

Który opisuje, jak przemyślny Sancho znalazł sposób zaklęcia pani Dulcynei, i zarazem wyłuszcza inne wypadki, bardzo ucieszne, a prawdziwe.

Don Kichot, schroniwszy się w dębinie pod samym Toboso rosnącej, kazał Sanchowi udać się zaraz do miasta i nie wracać, dopóki się nie rozmówi z damą jego i dopóki jej nie uprosi, aby dozwoliła przedstawić się przed swą dostojnością rycerzowi, co jest niewolnikiem jej wdzięków i pragnie otrzymać od niej rozkazy, aby szczęście mu sprzyjało w rycerskich przedsięwzięciach. Sancho z całego serca podjął się zlecenia i przyrzekł przynieść odpowiedź niemniej dobrą, jak dawniej.

— Idź więc, mój synu — rzecze Don Kichot — a strzeż się nie postradać zmysłów na widok promienistego światła tego słońca piękności. Szczęśliwszy nad wszystkich giermków w świecie; o ty! któremu nieba dozwoliły oglądać wszystkie skarby ziemi w jednej skupione osobie, nie zapomnij, proszę cię, dobrze sobie wyryj w pamięci, jak przyjęte zostanie to pytanie moje; czy zmieni się na twarzy, czy nie dozna wrażenia, gdy mówić jej będziesz o mnie; czy się nie zasmuci, albo zakłopocze, a jeżeli ją zastaniesz stojącą, uważaj dobrze, czy przestępować nie będzie z nogi na nogę i czy nie powtórzy dwa lub trzy razy swojej odpowiedzi; uważaj na jej oczy, na dźwięk jej głosu, na wszystkie ruchy i czynności; a gdy mi zdasz sprawę dokładną, ja przejrzę tajnie jej serca i wiedzieć będę wszystko, co wiedzieć ci trzeba, przyjacielu Sancho, jeżeli jeszcze tego nie wiesz, że w sprawie miłości kochankowie z ruchów zewnętrznych poznają wszystko, co się dzieje w sercu ukochanej istoty. Idź, drogi przyjacielu; los większym niż mnie obdarza cię szczęściem. Obyś pomyślną przyniósł odpowiedź, której ja ze strachem i pokorą czekam w tej posępnej samotni.

— Jadę i zaraz powracam — odpowiedział Sancho — tylko niech się pan uspokoi, bo widzę, że pan ma serce okropnie ściśnione. No, odwagi, odwagi panie, śmiałym fortuna sprzyja; nie trzeba się nigdy trwożyć, chyba by przyszło głowę u nóg położyć. Nie znalazłem pałacu pani Dulcynei po nocy, to go znajdę teraz po dniu, a jak go znajdę, to spuść się już pan na mnie147.

— Jedź, mój kanarku, jedź — rzecze mu Don Kichot — daj ci Boże tyle szczęścia w tej sprawie, ile go masz do tych swoich przysłów.

Nie bawiąc więcej, Sancho ruszył na lewo w tył i poczłapał na kłapouchu. Don Kichot został

1 ... 69 70 71 72 73 74 75 76 77 ... 125
Idź do strony:

Darmowe książki «Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes Saavedra (biblioteka szkolna online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz