Przygody młodych Bastablów - Edith Nesbit (gdzie czytać książki w internecie za darmo txt) 📖
Pamiętacie młodych Bastablów, szóstkę sympatycznych psotników, którzy w Poszukiwaczach skarbu próbowali ratować sytuację finansową rodziny? Udało im się już znaleźć skarb, ale to wcale nie znaczy, że ich przygody dobiegły końca.
Świat czeka na odkrycie, ekscentryczne osoby na poznanie, a tajemnicze domy na odwiedzenie. W końcu nasi bohaterowie mogą jeszcze zostać wróżbitami, naukowcami lub szlachetnymi przemytnikami. Ich wyobraźnia i ciekawość świata nie pozwolą Wam się nudzić.
Przedstawiamy kolejną część perypetii Dory, Oswalda, Dicka, Ali, Noela i Horacego Oktawiusza Bastablów — pomysłowego rodzeństwa, znanego czytelnikom z Poszukiwaczy skarbu.
Edith Nesbit, autorka tej pełnej ciepła książki, w Polsce znana jest najbardziej z cyklu o Piaskoludku (Pięcioro dzieci i coś, Feniks i dywan, Historia amuletu).
- Autor: Edith Nesbit
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Przygody młodych Bastablów - Edith Nesbit (gdzie czytać książki w internecie za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Edith Nesbit
Oswald spojrzał na zegarek. Szedł, co mu się zdarza tylko przez trzy dni po naprawie. Po pięciu minutach Oswald odezwał się:
— Już czas. Doro, przemów!
Dora zaczęła:
— Myślałam, myślałam, ale prawie że bezskutecznie. Może byśmy utworzyli związek ludzi pożytecznych.
— Nudne! — oświadczył Dick.
— Ja nic innego wymyślić nie mogę — odpowiedziała Dora. — Może Oswald będzie miał lepszy pomysł — dodała z przekąsem.
I Oswald rzekł z wielką powagą:
— Nieraz już miałem sposobność przekonać się, i wy także, iż nie umiemy wielu rzeczy; może byśmy utworzyli związek poszukiwaczy wiedzy?
Zaległo milczenie. Nikt nie sprzeciwił się projektowi Oswalda, ale też nikt nie wyraził zachwytu.
— Moglibyśmy — ciągnął Oswald — czytać mądre księgi, zbierać pożyteczne wiadomości, a następnie pouczać się wzajemnie.
— Tylko bez pouczania! — zawołał H. O. — Znam te wasze pouczania! Ja nie chcę, ażeby Oswald i Dick, pod pretekstem jakiegoś tam pouczania, nudzili mnie i rządzili mną!
— A może związek poszukiwaczy rozumu? — zapytał Dick.
— Tego przy najlepszych chęciach i najdokładniejszych poszukiwaniach nie znajdziesz — odrzekł powątpiewająco Oswald. — Alu, kolej na ciebie.
— Ja proponuję związek wesołych kawalerów.
— Z tobą i z Dorą?! — zdziwił się Dick.
— I z Noelem! — dodał H. O. — Poeci nie są prawdziwymi chłopcami.
— Jak będziesz dokuczać Noelowi — przerwała Ala — to cię wyrzucimy stąd. Ja myślałam, że do tego związku będziemy należeć wszyscy i że chłopcom nie będzie wolno mówić „to nie dla was zabawa, bo jesteście tylko dziewczynami”.
— Nie chcę być chłopcem, pięknie dziękuję! — zawołała Dora. — Nie chcę się zachowywać tak jak oni. A ty, H. O., przestań siąkać, od tego jest chustka. Nie masz własnej, to dam ci moją.
Teraz była kolej na Noela.
— A może byśmy utworzyli związek poetów i zaprzysięgli sobie pisywać co dzień poezje. Tak po jednym wierszu dziennie aż do samej śmierci.
Przeraził nas ten straszliwy projekt. Zamilkliśmy wszyscy ze zgrozy. Kochana Ala uratowała sytuację mówiąc:
— Noelu, to jest niemożliwe, gdyż tylko ty jesteś zdolny, mądry i tylko ty potrafisz pisać poezje.
A więc idiotyczny, mówiąc nawiasem, projekt Noela upadł.
— Pewno nie jesteście ciekawi moich projektów — zaczął H. O. — ale powiem wam. Załóżmy związek młodzieży uprzejmej i grzecznej i złóżmy przysięgę dobrego traktowania najmłodszego brata oraz nieużywania go na posyłki.
Wytłumaczyliśmy mu od razu, że on do takiego związku nie mógłby należeć, gdyż sam nie posiada młodszego brata.
— I możesz się czuć szczęśliwy z tej racji! — dodał Dick.
Już mieliśmy po raz wtóry zabrać się do myślenia nad jakimś odpowiednim zajęciem, gdy w drzwiach altany ukazał się nasz wuj z Indii.
— Hola, rozbójnicy — zawołał donośnym głosem — kto z was w tym radosnym wiosennym dniu ma ochotę udać się ze mną do cyrku?
Wszyscy mieli ochotę, nie wyłączając Oswalda, gdyż walne narady można mieć bodaj codziennie, a okazja pójścia do cyrku rzadziej się trafia.
Pośpiesznie narzuciliśmy palta i wymaszerowaliśmy na stację.
W połowie drogi Dick sobie przypomniał, że pozostawił w altanie cyrkle. Obawiał się, że mogą zardzewieć i zniszczeć na wilgoci, więc zawrócił do domu.
— Dogonię was! — zawołał.
Tymczasem poszliśmy na stację. Wuj kupił bilety. Pociąg nadszedł. Dicka nie było widać.
— A to nieznośny chłopak! — rzekł wuj. — Lada chwila pociąg odejdzie, a my spóźnimy się na początek widowiska. Ale oto on, zajmijmy miejsca.
Wuj wsiadł, a my za nim. Zaczęliśmy z okien wagonu wołać Dicka i wymachiwać chusteczkami. Lecz Dick nie usłyszał i nie dostrzegł nas.
Pociąg ruszył, Dick starał się dostać na stopień i otworzyć drzwi. Gdy to robił, gruby portier pochwycił go za kołnierz ze słowami:
— Nie, młodzieńcze, bez zamiarów samobójczych na tej linii.
Dick rzucił się na portiera. Ale daremny był jego gniew. Pociąg przeszedł obok zrozpaczonego Dicka, który nie miał ani grosza przy duszy, a wszystkie bilety znajdowały się w kieszeni wujka.
*
Nic nie opowiem o cyrku. Mimo nieobecności Dicka i autor i jego rodzeństwo bawili się doskonale. Wiemy, że jest to wielka niesprawiedliwość. Po powrocie do domu omijaliśmy tematy cyrkowe, ale trudno było przemilczeć o słoniach.
*
Przypuszczam, że Dick przepędził popołudnie na gorzkich rozmyślaniach. Podobno między nim i portierem przyszło do tak ostrej sprzeczki, że zawiadowca musiał się wtrącić i nakłonić Dicka, by poszedł do domu.
Dick nie robił nam żadnych wymówek po powrocie z cyrku. Rozumiał, że to nie była nasza wina. Rzekł tylko:
— Ale temu portierowi nie daruję! Muszę się zemścić.
— Zemsta jest czynem nieszlachetnym — powiedziała Dora swoim tonem dobrze wychowanej panienki.
Lecz nawet Ala odpowiedziała jej, że nie można wymagać od tak zmartwionego chłopca, ażeby był przykładny jak w moralnej powiastce dla młodzieży.
Mimo to Dora upierała się przy swoim zdaniu:
— A jednak, zemsta jest rzeczą brzydką!
— Ty mówisz, że zemsta jest rzeczą brzydką i nieszlachetną — powiedział Dick. — A jak określisz postępek tego nikczemnika? Gdybym przynajmniej wiedział, gdzie mieszka...
— Ja wiem, gdzie on mieszka — odezwał się Noel — wiem od dłuższego czasu.
— Więc mów, mów prędzej! — zawołał Dick z dzikim uśmiechem na twarzy.
— Poczekaj, Dicku — wmieszała się Ala — Noel opowie nam wszystko po kolei.
— To było któregoś dnia, gdy poszliśmy na stację. Wyście się ważyli na tej automatycznej wadze, a ja spacerowałem (przecież ważę tak mało, że wcale się nie opłaca, bym się ważył). Widziałem, jak z jakiegoś wagonu wyładowali mnóstwo koszy z drobiem. Między innymi znajdował się brązowy kosz z indykiem wewnątrz. Ten portier, którego Dick nienawidzi, spojrzał na adres i rzekł do drugiego:
— Mów prędzej, Noelu! — krzyknął Dick.
— Nie popędzaj mnie, bo nie powiem nic — obraził się Noel.
Ala musiała załagodzić sprzeczkę.
— Spojrzał na adres i rzekł: „Mała omyłka w adresie, prawda, Bobie! Powinno być plac Abla nr 3” — zwrócił się do kolegi. Tamten spojrzał i rzekł: „Rzeczywiście to samo nazwisko. Ładny indyk, nie ma co mówić. Szkoda tylko, że zły adres”. Gdy przestali się śmiać, spojrzałem na adres. Było tam: „Jakub Jonson15, ulica Greenwich 8”. Domyśliłem się więc, że portier mieszka na placu Abla nr 3, a nosi to samo nazwisko.
— Jakiś ty mądry! — zawołał z zachwytem H. O.
— Mam nadzieję, że nie skrzywdzisz portiera — rzekł Noel z powagą. — Nie poderżniesz mu gardła nożem i nie poślesz zatrutej strzały. Mógłbyś najwyżej zrobić mu kawał.
Gdy Noel wypowiedział słowo „kawał”, twarz Dicka rozjaśniła się dziwnym uśmiechem. Milczał chwilę, a potem rzekł:
— Mam już!
Zrozumieliśmy, co chciał przez to powiedzieć.
— A kto potępia zemstę, musi opuścić ten pokój — zadecydował Dick.
Dora obraziła się i nadąsana zapytała:
— Czy mnie masz na myśli?
— Nie gniewaj się, ale byłoby mi bardzo przykro, gdybyś robiła cokolwiek wbrew woli, a potem miała pretensje do nas.
— Przewiduję, że to się źle skończy. Odchodzę. Ale pamiętajcie, że was ostrzegałam.
I odeszła.
Potem Dick zapytał:
— Czy jest jeszcze ktoś, kto nie chce ze mną współdziałać?
Milczenie.
— A więc — ciągnął Dick — gdy Noel wspomniał o „kawale”, wpadłem na genialny pomysł. Jego imię i nazwisko brzmi Jakub Jonson. Żałował, że nie dostał indyka. Ja mu poślę indyka.
— Indyka! — zawołał Noel zrywając się na równe nogi. — Żywego czy też nieżywego?
— Ani żywego, ani nieżywego — rzekł głębokim głosem Dick.
Noel zadrżał.
— Więc pół żywego. Jakie to okropne!
— Proszę cię, Dicku, nie baw się z nami w ślepą babkę, zdradź nam swe zamiary — powiedziała Ala.
— Dziwię się, że się nie domyślacie, bo ja od razu...
— Nie sztuka domyślić się własnych zamiarów — zauważył Oswald — mów, bracie!
— A więc postaram się o kosz. Zrobię mnóstwo paczek pustych w środku i poślę temu panu. Załączę spis rzeczy, począwszy od indyka, a gdy Jakub Jonson rozpakuje wszystko, wewnątrz nie znajdzie nic!
— Ale musi być coś w tych paczkach, gdyż inaczej będą za lekkie — odezwał się H. O.
— W tych paczkach będzie coś, ale nie to, czego spodziewać się będzie ten pan — zaśmiał się gorzko pokrzywdzony Dick. — Zaczekajcie, zaraz przyniosę kosz.
Poszedł do piwnicy i przyniósł kosz oraz cztery butelki. Napełniliśmy butelki wodą z czarnym, czerwonym i niebieskim atramentem i żółtą farbą.
Potem sporządziliśmy spis rzeczy:
W dalszym ciągu napisaliśmy:
Potem wzięliśmy się do roboty misternych paczek, które z zewnątrz wyglądały niezmiernie obiecująco. Najtrudniejszym zadaniem było zrobić coś podobnego do indyka. Trzeba było zużyć starą serwetę i uszyć z niej rodzaj worka, który by przypominał tułów ptaka, jeszcze trudniej bylo dorobić mu szyję i nogi. Udało nam się to w zupełności. Daleko łatwiej było zrobić piernik z brązowej plasteliny. Serdelki były z papieru pomalowanego na czerwono. Do pustego, ale prawdziwego pudełka po figach włożyliśmy kamyczki. Daktyle były z gliny. Masło śmietankowe zrobiliśmy z kawałka drzewa. Na samym dnie kosza Dick położył kartkę z tymi słowy:
Zemsta jest bronią pokrzywdzonych. Pan zaczął, a teraz a pana ukarałem.
Ułożyliśmy wszystkie paczki kolejno. Wino było zawinięte w słomę. Na samym wierzchu leżał indyk i przyczepiony do niego spis rzeczy. Dick chciał dopisać „od nieznanego przyjaciela”, ale zauważyliśmy, że byłoby to nieszczere, więc napisał tylko „od tego, który nazwiska nie poda”. Oswald i Dick wzięli kosz i poszli z nim na pocztę, ażeby wysłać paczkę. Dick się wykosztował, lecz nie żałował pieniędzy na zemstę.
Powiedziano nam, że paczka zostanie doręczona nazajutrz w porze obiadowej.
Toteż nazajutrz towarzyszyliśmy myślami paczce i portierowi.
— Spodziewam się, że w tej chwili otrzymał mój prezent — rzekł Dick — może czyta spis rzeczy i otwiera paczki. Widzę jego minę. Kawał był pierwszorzędny i zemsta też.
— A ja nie uważam — palnął Noel. — Żałuję, żeś wpadł na taki głupi pomysł i żeśmy ci w tym dopomogli. Ten nieszczęsny człowiek wścieka się w tej chwili i najchętniej zabiłby tego, kto mu posłał kosz, a nawet nie wie, kto mu tak dokuczył.
Takie wystąpienie Noela było nieoczekiwane i wywarło przygnębiające wrażenie na Oswaldzie, który pomyślał w tej chwili, że może Dora miała rację uważając zemstę za czyn nieszlachetny.
Dick był tak zaskoczony protestem brata, że nie wybuchnął gniewem. Noel rzucił się Ali na szyję i zaczął płakać. Kiedy się uspokoił, wziął się do pisania poematu, którego początek Oswald przytacza poniżej:
Poemat Noela był nieskończenie długi i bezsensowny. A jednak... (zauważyłem nieraz, że autor stawia trzy kropki, wtedy kiedy myśli swojej nie chce wypowiedzieć do końca).
Podczas podwieczorku przyszła nasza pokojowa Janka i rzekła:
— W przedpokoju jest jakiś staruszek, który zapytuje o pana Dicka.
Przypuszczaliśmy, że jest to szewc, więc i Oswald udał się z Dickiem, gdyż zdarł obcasy i chciał je dać do naprawy.
Nie był to szewc, lecz obcy staruszek, siwy i zgarbiony.
Poprosiliśmy go do gabinetu ojca i usadowiliśmy w fotelu przy kominku.
— Czy mogę was prosić, ażebyście zamknęli drzwi?
W ten sposób zaczynają rozmowę bandyci i złodzieje. Nasz nieznajomy był zbyt stary na podobny zawód.
Zamknąłem drzwi, a on zaczął mówić:
— Niewiele mam do powiedzenia. Zapytuję, czy wyście to przysłali?
Wyjął z kieszeni ćwiartkę papieru — był to nasz „spis”. Spojrzeliśmy na siebie ze zdumieniem.
— Czy wyście to przysłali? — powtórzył staruszek.
Wtedy Dick wzruszył ramionami i powiedział:
— Tak.
Oswald zapytał:
— Skąd pan to wie? Kto pan jest?
Staruszek zbladł, wyjął z kieszeni drugi kawał papieru. Była to szara tektura, w którą zapakowaliśmy „masło”. Nie zauważyliśmy podczas pakowania, że na papierze było nazwisko i adres Dicka (w tę tekturę był zapakowany statek, prezent gwiazdkowy Dicka od wujka).
— Wiem stąd! — odrzekł starzec. — Prawda wyjdzie zawsze na jaw!
— Ale kto pan jest? — zapytał Oswald.
— Wszystko jedno. Nie o mnie tu idzie. Jestem tylko ojcem nieszczęsnego dziewczęcia, które nabraliście tak nikczemnie. Możesz się nadymać, młodzieńcze, a ja ci powiem, co myślę o tobie! Powiem wszystko, gdybym miał skonać nawet!
— Ale myśmy nie posyłali nic żadnej dziewczynie! — zawołał Dick. — Nigdy bym nie zrobił nic podobnego! To była zemsta.
Uwagi (0)