Darmowe ebooki » Powieść » Księżniczka - Zofia Urbanowska (nasza biblioteka txt) 📖

Czytasz książkę online - «Księżniczka - Zofia Urbanowska (nasza biblioteka txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Zofia Urbanowska



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 38
Idź do strony:
w regularnych, szybko po sobie idących odstępach, można się było domyślić, że tam ktoś jeszcze szyje pracowicie. Dawniej, wpatrując się tak w blaski księżyca, Helenka dumała o nieszczęściach Marii Stuart, o Balladynie albo o dzielnym Rob Royu — a dzisiaj, śledząc ruch cienia w okienku, zastanawiała się nad tym, jak się to dzieje, że ludzie czuwający do późna w nocy przy pracy, żyjący w ciasnych mieszkaniach i obywający się bez wielu potrzeb, uważanych przez nią i jej rodziców za niezbędne, mają jednak dobry humor i są zadowoleni ze swego losu! Co im daje ten humor i to zadowolenie? Skąd się bierze siła czyniąca z ludźmi takie cuda? Gdzie jej szukać i jak się ona nazywa?

Głos jakiś wewnętrzny powiedział jej, że to praca, która dając trud we dnie, słodkim czyni spoczynek w nocy; że ona to hartuje serca, drżące przed niedostatkiem, a przygnębionym umysłom przywraca jasność i pogodę... Przypominała sobie, jak kilka tygodni temu, gdy przez ciekawość poszła obejrzeć jeden statek, żona właściciela, oprowadzająca ją po nim, pokazywała jej z dumą kolorową bawełnianą serwetę kupioną w Gdańsku, dodając, że jest owocem oszczędności z całego kwartału — a duża, pucołowata jej twarz promieniała przy tym radością. Wówczas wydało się to zabawne, niemal śmieszne Helence, ale dziś, przypomniawszy to sobie, westchnęła tylko. Zrozumiała, że rozpromienienia tego źródłem była praca dająca zarobek i oszczędność pozwalająca gromadzić. Z czego powstała fortuna Ofmana, jeżeli nie z pracy i oszczędności? A upadku fortuny jej ojca co było powodem? Ach, nie tylko chęć pomagania drugim, ale i nieoględność w wydatkach, ale życie nad stan — czuła to dobrze w tej chwili.

Gdy grzechotka stróża nocnego odezwała się powtórnie, światło w kajucie zgasło, a Helenka — zapytywała siebie, czy w tej sile właśnie, która daje majątki ludziom ubogim a wytrwałym, ona nie mogłaby znaleźć środka ratunku dla rodziców? Nie należą przecież jeszcze do najbiedniejszych; niejeden na ich miejscu uważałby się za bogacza! Więc zamiast rozpaczać, należy raczej podziękować Bogu, że im zostawił dach nad głową, i wynaleźć pracę mogącą wystarczyć na chleb powszedni. Tak, ale kto będzie pracował? Czy ojciec, znękany wiekiem i złamany nieszczęściem, czy matka chora, potrzebu jąca wygód i do żadnej pracy niezdolna? Jedna jest tylko w domu istota, która może i powinna pracować...

Serce dziewczęcia mocniej uderzyło; w umyśle jej mętnym i odrętwiałym zaczęły świtać niewyraźne blaski, a w duszy budzić się siły, które tam leżały głęboko uśpione. Dziwiła się tylko, że na myśl tak dobrą nie wpadła od razu, ale doszła do niej dopiero po długim rozumowaniu, i wstyd jej było siebie samej.

„Czyż ja jestem taką egoistką?” — myślała z żalem.

Gdzie szukać pracy, za której pomocą chciała zabezpieczyć byt rodzicom, nad tym nie namyślała się długo. Powzięła ona pewien zamiar, zdający się jej łatwym do wykonania. Była jeszcze zbyt młoda i niedoświadczona, aby zastanawiać się nad mogącymi stanąć jej na drodze przeszkodami i trudnościami.

Teraz dopiero, gdy mniemała, że znalazła środki ratunku, uczuła potrzebę spoczynku. Zapaliła świecę i gdy łagodne światło rozświeciło pokój, można było widzieć dokładnie jego wytworne urządzenie. Znać tu było, że rodzice chcieli zadowolić wszystkie nie tylko upodobania, ale nawet kaprysy jedynaczki. Ściany, wyklejone papierem bladoróżowym w srebrne arabeski, zastosowane były barwą do tkaniny pokrywającej meble z dębu czarnego, naśladującego heban, i do firanek, przysłaniających weneckie okno. Surową powagę tego okna łagodziły białe, muślinowe falbanki, wyglądające spod różowych draperii. Łóżeczko osłaniała muślinowa kotara, podpięta różowymi kokardami, a obok łóżka z jednej strony stał stolik z lustrem w posrebrzanych ramach, a z drugiej umywalnik, wyłożony marmurem i zastawiony porcelaną, dobieraną widocznie do tonu barw panujących w pokoju. Pod oknem stało śliczne dębowe biureczko, a pod ścianą miękka kozetka ze stolikiem do roboty i dwoma fotelikami. Była tam jeszcze i szafka oszklona, pełna książek ładnie oprawnych, i różne drobne, kosztowne, a niepożyteczne graciki, i wzorzysty kobierzec, wyścielający część posadzki, i ozdobna lampa, zwieszająca się od sufitu w kształcie kielicha kwiatu: z bogatych ram złoconych wychylało się słodkie oblicze Matki Boskiej, wyborna kopia z obrazu Carlo Dolce.

Helenka, trzymając świecę w ręku, przypatrywała się swemu pokoikowi z taką uwagą, jakby go widziała dopiero po raz pierwszy. Nigdy jeszcze nie wydawał jej się tak piękny, miły i wygodny jak teraz, gdy wiedziała, że wkrótce będzie go musiała opuścić... Tyle lat swobodnych i szczęśliwych przepędziła tutaj, a z każdym niemal sprzętem wiązało się jakieś wspomnienie. Przed tym obrazem, będącym pamiątką rodzinną, modliła się zawsze; to biurko dostała na imieniny od ojca; tę szafkę matka jej ofiarowała niedawno; ten kobierzec przyniosła jej gwiazdka. Wszystkie otaczające ją sprzęty — byli to dobrzy jej znajomi i przyjaciele, przed którymi nie miała tajemnic: każdy miałby coś ciekawego do powiedzenia o swej pani, gdyby tylko umiał mówić — a najwięcej może biurko:. na którym rysowała szkice do owego wymarzonego kostiumu leśnej bogini.

Przypomnienie balu wstrząsnęło Helenką jak iskra elektryczna i obudziło w duszy głuchy bunt przeciw powziętym przed chwilą dobrym zamiarom. Ach, ten bal! Ona o nim tyle marzyła, tyle z nim wiązała nadziei, a teraz ma go się wyrzec? Nieraz słyszała we śnie dźwięki muzyki, gwar rozmów, widziała jarzący blask świateł i siebie wspartą na ramieniu Stefana, unoszoną wirem tańca wobec powszechnego szmeru podziwu i uwielbienia. A gdyby też pogodzić z sobą dwie rzeczy: być na balu i po nim dopiero o pracy pomyśleć? Suknia już i tak obstalowana, więc w każdym razie zapłacić za nią trzeba... Co zresztą powiedziałby Stefan, któremu dała słowo, że będzie; Stefan, który ją do pierwszego tańca zamówił?

Długą chwilę trwała w duszy dziewczęcia walka egoizmu młodości z dobrymi zamiarami i te ostatnie zwyciężyły. Helenka nie była złą ani zbyt lekkomyślną; miała dobre serce i szczerze pragnęła ratować rodziców. Wrodzona jej szlachetność odepchnęła pokusę z oburzeniem.

— Nie godzi się nawet myśleć o tym — rzekła do siebie — Stefan, jeżeli zechce, potrafi mnie wszędzie znaleźć.

I, usiadłszy przy biurku, napisała do modniarki list cofający obstalunek — ale gdy go włożyła w kopertę i zapieczętowała, popłynęły jej z oczu łzy żalu za przyjemnością, którą dobrowolnie poświęciła, i za marzeniami, których się wyrzekała. Poemat jej życia przerwał się na samym początku.

Łzy te oczyściły ją z grzechu egoizmu i w końcu zmieniły się w słodkie łzy rozrzewnienia na myśl, że czyni to dla rodziców, którymi od tej chwili będzie się opiekowała. Była to pierwsza ofiara i pierwsze nad sobą zwycięstwo.

Gdy stróż nocny z grzechotką przechodził koło domu pana Marcina, na zegarze miejskim wybiła godzina druga, ale Helenka już tego nie słyszała. Spała snem twardym. Z całej rodziny ona jedna tylko spała tej nocy.

VI

Pan Radllcz był już człowiekiem niemłodym, lecz starym nie można go było jeszcze nazwać, pomimo pięćdziesięciu przeszło lat. Wprawdzie włosy i faworyty miał siwe, twarz porysowaną zmarszczkami, ale oczy pełne były życia, a w ruchach, w głosie przebijała się sprężystość i energia. Rysy były dość pospolite, ale miały wybitnie indywidualny charakter, którego wyrazem była siła i stanowczość; czoło przecinały ostre linie, a w zagięciu ust było coś nieubłaganego. Na pierwszy rzut oka nie był to człowiek sympatyczny, bo nie wzbudzający innego uczucia oprócz obawy i poszanowania; ale gdy spod brwi gęstych i krzaczastych popatrzył na kogo przez szkła okularów wzrokiem pełnym rozumu i dobroci, wzbudzał natychmiast nieograniczoną do siebie ufność i wiarę. Tak go też osądziła Helenka podczas wczorajszego wieczora.

Państwo Oreccy wstawali zwykle późno, a ruch prawdziwy w ich domu rozpoczynał się dopiero o dziewiątej. Delegowany Rady Nadzorczej jednakże inny miał widać obyczaj, bo o ósmej już był w kantorze zajęty przeglądaniem ksiąg i obliczaniem długich szeregów cyfr. W całym domu panowała jeszcze cisza, służba tylko co powstawała i zaczynała się krzątać leniwie po pokojach, chodząc na palcach i poziewając głośno.

Czoło pana Radlicza fałdowało się często przy tej czynności: z każdej niemal karty wyglądał brak praktycznej podstawy w obrotach pieniężnych pana Marcina i jego dyletantyzm — a znajdowały się pozycje, wprowadzające go w głębokie zdumienie. Zatopiony w pracy, nie słyszał drobnych kroków zbliżających się do drzwi kantoru i nieśmiałego pukania — dopiero gdy po chwili powtórzyło się nieco głośniej, usłyszał je.

— Proszę wejść — odezwał się, nie podnosząc głowy od papierów, nad którymi był pochylony.

Drzwi otworzyły się i zamknęły na powrót z delikatną ostrożnością i drobne kroki zbliżyły się do stołu, przy którym pracował delegowany. Pan Radlicz, mniemający zrazu, że to służąca, podniósł nagle głowę i zdziwił się, gdy ujrzał przed sobą córkę gospodarza domu. Powitawszy ją uprzejmie, wyraził przypuszczenie, że prawdopodobnie spodziewała się zastać tu ojca zamiast niego.

— Nie, panie — odrzekła — ojciec mój nie wstaje tak rano, więc wiedziałam, że go nie zastanę w kantorze. Chciałam pomówić z panem bez świadków i dlatego tu przyszłam; jest to jedyna pora, w której nam nikt nie przeszkodzi.

Wypowiedziawszy te słowa odetchnęła głęboko; pierwszy ten krok na drodze samodzielności dużo ją kosztował. Zanim tu przyszła, musiała stoczyć niejedną walkę z wahaniem się na nowo ją ogarniającym, z fałszywym wstydem i tysiącznymi uczuciami, jakie ją po przebudzeniu się opanowały. Teraz, gdy wyrzekła pierwsze wyrazy, wszystko już było skończone; nie mogła się cofnąć. Zdziwienie pana Radlicza wzrosło jeszcze bardziej, ale nie dał tego poznać po sobie. Podał jej krzesło i rzekł, siadając także:

— Słucham panią.

— Pewnie się to panu wydaje dziwne, a nawet niewłaściwe, że człowiekowi obcemu, widzianemu po raz pierwszy w życiu, przychodzę czynić zwierzenie... ale bardzo ważne powody skłaniają mnie do tego. Proszę pana o trochę tylko cierpliwości. Niech mnie pan wysłucha, a potem mnie pan osądzi.

Przerwała na chwilę, jakby dla nabrania odwagi, zaczerpnęła powietrza i mówiła dalej:

— Ojciec mój wskutek różnych nieprzyjaznych okoliczności stracił majątek, a dymisja z posady ajenta odbiera mu jedyny środek utrzymania.

Pan Radlicz poruszył się na krześle.

— Przykro mi niezmiernie — powiedział — że na mnie spadł obowiązek wykonawcy tej smutnej dla państwa zmiany, ale nie przybyłem tu z własnej wyłącznie woli i nie powinniście państwo mieć o to do mnie urazy.

— O, bynajmniej — odpowiedziała z pośpiechem — rozumiemy wszyscy, że pan jest tylko reprezentantem instytucji.

— To, co słyszę od pani — mówił zapalając cygaro — dziwi mnie niewymownie — sposób bowiem życia państwa i stopa, na jakiej dom trzymacie, prowadzi do innych wniosków, a pani Orecka wczoraj nawet powtórzyła dwukrotnie, że rada jest, iż mąż jej pozbędzie się kłopotu z ajenturą.

Helenka zarumieniła się lekko.

— Mama jest dumną — wyszeptała — i ma wstręt do budzenia w ludziach litości.

Pan Radlicz pomyślał, że duma mogłaby się była inaczej objawić, niekoniecznie w ten sposób, ale zachował tę uwagę przy sobie, powiedział tylko:

— Zdaje mi się, że zgadłem powód obecności pani tutaj, i z góry żałuję, że muszę rozwiać pani złudzenie. Dymisji ojca pani nie wywołały względy prywatnej natury, więc cofniętą być nie może. Dalsze utrzymywanie ajentury w M. naraziłoby Dom Handlowy na straty.

— Pojmuję to — odpowiedziała — i omylił się pan przypuszczając, że przyszłam tu żądać rzeczy niemożliwych. Zamiary moje są inne: wiem, że co się stało, odstać się już nie może; ale położenie moich rodziców, nie znających dotąd, co to jest troszczyć się o jutro, jest więcej niż smutne. Otóż... pragnę los ich, o ile to jest możliwe, złagodzić. Jednym słowem, chciałabym pracować. Tyle kobiet w moim wieku zarabia na swoje utrzymanie, a nawet pomaga rodzinie...

Pan Radlicz, słuchający dotąd z grzeczną obojętnością, spojrzał z większym nieco zajęciem na mówiącą.

— Myśl bardzo dobra — zauważył, nie zgadując jednakże, dlaczego mu ona to wszystko mówi.

— Nie mam nikogo, co by mi w tym przedsięwzięciu umiał lub chciał poradzić. Moi rodzice nic jeszcze o tym nie wiedzą i będę miała niemałe z nimi trudności, zanim oswoją się z tą myślą... a wszyscy moi znajomi i przyjaciele mają dawne pojęcie o kobiecie i jedynie działalność w obrębie domowego ogniska uważają dla niej za właściwą, zwłaszcza jeżeli należy do mojej sfery.

Lekki uśmiech przebiegł po ustach pana Radlicza.

— Chciałabym się dostać do Warszawy, gdzie, jak czytam i słyszę, istnieją rozliczne sposoby zarobkowania dla kobiet, ale nie wiem, jak się do tego wziąć. Niech mi pan nie bierze za złe mej śmiałości, ale pański wiek, pańska twarz, choć surowa, budzi we mnie zaufanie i nadzieję, że pan nie odmówi mi swojej rady. Mam dopiero lat siedmnaście23, nie znam świata...

Podniosła nań oczy pełne gorącej, acz nieśmiałej prośby, oczy podobne do gwiazd, w których znać było, że nigdy nie patrzyły na ziemię z bliska.

Pan Radlicz w milczeniu spoglądał przez chwilę na delikatną twarzyczkę dziewczęcia, po której przemykały odblaski różnorodnych myśli i wrażeń; na wytworny układ włosów przepiętych złotą przepaską, na ubiór ściśle zastosowany do ostatnich wymagań mody, na ręce uderzające niezwykłą małością i ozdobione pierścionkami; na całą postać, tchnąca wdziękiem słabości, przyzwyczonej, jak się zdawało, widzieć spełnionymi natychmiast wszystkie zachcenia — patrzył i rozważał, nareszcie rzucił jej krótkie pytanie:

— Cóż pani umiesz?

Pytania tego, streszczającego kwestię w dwóch słowach, najmniej się spodziewała Helenka. Na twarzy jej odmalowało się zakłopotanie.

— Uczono mnie wszystkiego po trosze — rzekła po chwili — umiem mówić dosyć biegle po francusku, po niemiecku, po angielsku, grać, śpiewać, rysować z natury.

— Szkoda. Wolałbym, abyś pani umiała mniej, a dobrze. Czy przecież posiadasz pani choć jeden przedmiot gruntownie, to jest tak, że mogłabyś się podjąć go wykładać?

— Niestety, nie, ale od czegóż są książki?

— Metoda zadawania dzieciom lekcji z książek minęła już niepowrotnie — odparł pan Radlicz poważnie — pedagogika dzisiaj posługuje się innymi środkami. Nauczający przede wszystkim musi sam umieć dobrze to, czego chce uczyć.

Helenka posmutniała.

— Zdaje mi się, że znam nieźle muzykę — rzekła z mniejszą niż wprzód pewnością.

— Nauczycieli muzyki mamy w Warszawie więcej, niż potrzeba, z uczennicami konserwatorium nie wytrzyma pani konkurencji. Ludzie oddadzą zawsze pierwszeństwo tym, którzy swojej umiejętności będą mogli dowieść patentem.

— To może mogłabym dostać miejsce nauczycielki prywatnej? Tyle jest nauczycielek umiejących mniej ode mnie...

Pan Radlicz popatrzył na nią z politowaniem.

— Warszawa mało potrzebuje nauczycielek prywatnych — powiedział. — Przy wzrastającej drożyźnie mieszkań i artykułów spożywczych utrzymanie nauczycielki jest kosztownym zbytkiem. Zresztą najlepsza nawet nauczycielka nie może posiadać wszystkich przedmiotów ani zastąpić szkoły. Rodzice więc posyłają dzieci do którego z zakładów, gdzie nauka jest tańszą i lepszą. Ludzie bogaci wprawdzie pozwalają sobie zbytku utrzymywania kilku nauczycielek razem i dobrze im płacą, ale na to trzeba choć jeden przedmiot znać doskonale. Dlaczego pani

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 38
Idź do strony:

Darmowe książki «Księżniczka - Zofia Urbanowska (nasza biblioteka txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz