Macocha - Józef Ignacy Kraszewski (darmowa biblioteka internetowa .txt) 📖
Tym razem Kraszewski przenosi nas w czasy stanisławowskie do starego zamczyska pana Salomona Dobka, o którym krążą tajemnicze opowieści i legendy. Wraz z nim mieszka tam ukochana córka, Laura Dobkówna.
Oboje wiodą szczęśliwe i dostatnie życie dzięki majątkowi, jakiego dorobił się Salomon. Sytuacja zmienia się, gdy w mury zamku wkracza pani Sabina Noskowa, kobieta zła, mściwa i przewrotna. Gdy zostaje ona żoną Dobka, jego córka jest przez nią prześladowana i upokarzana. Nie mogąc tego znieść, dziewczyna opuszcza ojca i dociera do Warszawy, gdzie spotyka samego Wojciecha Bogusławskiego, ojca polskiej sceny narodowej. Tymczasem macocha nie przestaje knuć intrygi, która ma ją doprowadzić do przejęcia majątku męża.
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Macocha - Józef Ignacy Kraszewski (darmowa biblioteka internetowa .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
Późno w noc znużenie zwolniło wreszcie nieco rozmowę. Babetta zaczynała drzemać. Lassy brała się do swej fryzury, aby ją przyprowadzić do porządku.
— Mów mi pani o Borowcach, zagadnęła Laura po cichu...
— Droga moja! cóż ci powiem więcej nad to czego się sama domyślać możesz! Żal ojca twojego był bez granic, gniew macochy niesłychany... wszyscy opłakiwaliśmy stratę najukochańszego dziecięcia...
— Lecz cóż z mym ojcem się dzieje?..
Lassy spuściła oczy.
— W nieutulonym żalu po tobie, rzekła cicho, tak, lecz ani ci się dziwię, żeś uszła od despotyzmu tej niegodziwej... ani dziś bym ci powrót doradzała... tam wszystko teraz w żelaznych jej rękach... i doprawdy... nie pytaj mnie o więcej...
Laura nie dopytywała też ją o Borowce... Obie przyjaciółki wyszły jeszcze na poufną rozmowę do alkierza... Tu Lassy zacząwszy od nowych uścisków i ucałowania Babetty... zbliżyła się jej do ucha...
— Wiesz, rzekła, będę ci wdzięczną do śmierci, lecz uczyń tak, by mnie ta dziewczyna wzięła do siebie... Nie mam zajęcia... ona potrzebuje kogoś, a w przyszłości... któż wie, co się z tego wywiązać może? Służyć jej będę wiernie. Bądź co bądź, choć tam wszystkiem owładnęła ta obrzydła macocha... panna zawsze bogatą być musi...
Tu rozpoczęła całą Borowiec historję w najnieporządniejszy sposób opowiadać Babecie.
— Nie chciałam już nic mówić przed dziewczyną, dodała, aleśmy tam piękną historję mieli po jej wyjeździe... Już, już zdawać się mogło, że macocha z całym swym dworem wyleci... Pogoda była okropna, niesłychana... dziwna, przerażająca... Wystaw sobie, kochana Babetto... zamek stary, a pod nim lochy, pieczary... groby... okropność! W tych podziemiach stary ojciec Laury ukrywał ogromne skarby, o których nic nie chciał mówić macosze... Kobieta przebiegła dorozumiewała się tajemnicy... Jednego wieczoru upojono zielem jakiemś starego, wyciągnięto mu klucz z pod poduszki... i macocha ze swym amantem..
— Więc już jest!
— Był zawsze, odparła żywo Lassy... poszli szukać skarbów. Ale cóż się dzieje?.. oto mściwa Opatrzność, w pośród nocy włóczących się po tych podziemiach, zamknęła w nich... Drzwi się żelazne zatrzasły... pozostali obok trupów i trumien... w ciemnościach... Macocha jakkolwiek odważna zemdlała, i nazajutrz, gdy się stary obudziwszy opatrzył, a drzwi odbito... i ich wyciągnięto z tego lochu... ledwie dawała znaki życia... Towarzysz jej o mało nie zwarjował... a długo potem mówić nie mógł.
Zdradzony w ten sposób ojciec Laury, chciał z razu rozstać się z macochą, odesłać ją do domu... nie widzieć na oczy. Wdał się ksiądz, kobieta ozdrowiawszy, a znając swą władzę nad mężem, na nowo mu się przymilać zaczęła i wszystko wróciło do dawnego porządku; amant tylko odpokutował, bo go precz wygnano. Kobieta wszystką winę złożyła na niego, iż ją ku temu namówił. Teraz już panuje jak panowała dawniej, a pierwszym aktem jej władzy było, że mnie nieprzyjemnego świadka tych zajść, com ośmieliła się brać stronę nieszczęśliwego starca... wygnała... prawda, że mi zapłacili co powinni...
Teraz wiedząc o skarbach, jakich jest panią, choć stary klucz odzyskał i nie dopuszcza jej do nich jeszcze, stara się kobieta niegodziwa wyciągnąć go ze wsi gdzieś... aby pieniądze te na swą rozpustę roztrwonić!
Lassy wzięła się za głowę i płaczliwym dodała głosem:
— Awantury! moja droga Babetto, awantury! Dziewczyna nie ma tam wracać po co, a zemną jest bezpieczna; ja do niej... gdyby mi trupem paść przyszło, nikomu przystępu nie dam.
Nazajutrz trzy nasze podróżne przybyły do stolicy, a tu w istocie Lassy okazała się opatrznościowym przewodnikiem. Znała wszystkich i wszyscy ją znali, znalazła tymczasowe mieszkanie, sługę, jedzenie, wykłóciła się na wstępie ze wszystkiemi.. a Laurze dała odpocząć trochę.
Zmęczona niepokojem, wrażeniami, obawą o przyszłość, Laura musiała się położyć, aby siły odzyskać, Babetta natychmiast wybiegła na miasto i wróciła aż późno w noc, Lassy została przy chorej. Miała ona ten dobry przymiot, że stanowiąc rodzaj opieki, nie mieszała się przynajmniej do niczego... Laura mogła postąpić jak się jej samej zdawało lepiej.
Posłano więc szukać najprzód mieszkania na ustroniu, w któremby niezbyt na oczach jakiś czas przebyć mogły.. Potrzeba było największą spełnić ofiarę i sprzedać Munię... Ze łzami dziewczę poszło się z nią pożegnać, nie mogło rozstać, zapłakało... i zatykając uszy, aby nie słyszeć jej rżenia, wydało wyrok konieczny... Nie wiedziała kto Munię kupił, zapłacono jej tylko co chciała, i biedne stworzenie poszło nowemu służyć panu.
Babetta nie powiedziała przed nią, że Georges, który dobił się do Warszawy, a tu znalazł plenipotenta hetmana, nastręczył się jako nabywca, i Munię zatrzymał przy sobie.
Drugiego dnia uznojona Lassy już się niezmiernie krzątała po nowem mieszkaniu... porządkowała, gospodarzyła i dawały dowody, iż jej nic nigdy powierzać nie należało. Lecz Laurze było to obojętne.. miała schronienie, kątek.. spokój... starczyło jej tego na dziś. Lassy raz się wśliznąwszy, ani myślała już jej opuścić. Posłannictwo Babetty skończyło się, z czego ona sama rada była, pewna, iż dokonała trudnej sprawy, którejby nikt inny nie podołał.
Nad zamiar jednak długo pozostała w Warszawie, wyjeżdżając dwa razy na dzień i zawsze odkładając powrót do jutra... Laura siedziała prawie ciągle prawie w domu, nie mając ani ochoty, ani ciekawości wychodzić na miasto... Babetta korzystając z bytności przyjaciółki, razem z nią obiegała kochaną stolicę.
W jednej z tych ostatnich wycieczek... spotkały nieszczęśliwego Georges’a...
— Co pan tu robisz jeszcze? fuknęła nań z góry Babetta.. Dla czego nie powracasz? Hetman będzie się gniewał, a wiesz pan, że gniew jego raz obudzony jest niebezpieczny... Jestem przyjaciółką pani St-Georges, w jej imieniu proszę i naglę, jedź pan co najprędzej nazad.
— Ja już pisałem do pana hetmana, odezwał się spokojnie Georges: niech się pani o mnie nie troszczy... Zostać tu muszę i zostanę...
— Po co? spytała Babetta. Panu się roi, że ją bezbronną spotkasz, że się wciśniesz do niej... to nigdy w świecie być nie może... Oto ta pani, wskazała na Lassy, która dygnęła, zostaje przy niej na straży... a wiem to, iż Laura nikogo widywać nie będzie...
Georges nic na to nie odpowiedział, ale zaraz nazajutrz czatował na zawiązanie znajomości z panią Lassy... Miała ona słabość do młodzieży, pomimo to oburzyła się niezmiernie na samą myśl, iżby jej kto śmiał chcieć użyć za narzędzie dla zbliżenia się do najdroższej elewki, za którą gotowa była dać życie... Georges zapewnił ją, iż wcale o tem nie myśli, żądając tylko, by mu dozwoliła być swym wiernym sługą i dobrym przyjacielem. Przeciwko temu nic nie miała pani Lassy, pożegnali się więc bardzo grzecznie i w najlepszej komitywie.
Georges snadź w bardzo dobrej wychowany szkole, poczynał sobie z wielkiem obrachowaniem i taktem... Głowa mu się do tej pięknej Laury paliła, a im niedostępniejszą dlań była, tem rosło pragnienie i namiętność.
Babetta wreszcie musiała jechać, lękała się już Pobożanina, aby nie dał przystępu do serca zazdrości i nie przyjął jej źle po powrocie. Pożegnawszy Laurę, która jej jakimś darem postarała się wywdzięczyć, wyruszyła sama jedna, zmęczona i tęskniąca do jakiegokolwiek towarzysza podróży. Nie możemy zapewnić, żeby go sobie na ludnym naówczas gościńcu nie wyszukała.
Mieszkanie Laury, które wybrała Lassy, leżało dosyć oddalone od środka miasta przy ulicy Długiej... Była to niewielka kamieniczka ściśnięta z obu stron dwoma ogromnemi domami, której gospodarz sławetny mieszczanin i starszy cechu rymarzy zajmował cały dół na warsztat i dla czeladzi, a pół pierwszego piętra od ulicy w najem oddawał. Na drugiem mieścił się jakiś urzędnik z rodziną... w poddaszu szklarz ubogi.
Wielkiem szczęściem pan Zebrzydowski, starszy rymarskiego cechu, właściciel domu (nazwisko dziwić nie powinno, gdyż mieszczanie często od miejsc pochodzenia jak panowie od dziedzictwa się zwali) trzymał owe pół piętra jako tako umeblowane na wypadek sejmu, a że go podówczas nie było, Laura znalazła w niem przynajmniej to, bez czego się obejść niepodobna. Po ślicznych owych pokoikach w Borowcach, które miłość ojca przystrajała, wydało się to ubogo i pusto, lecz mówiła sobie zawczasu, iż do ubóztwa przywykać musi.
Z okien widać było trochę placu i nieco ulicy, trzy pokoiki, izdebka pół ciemna i kuchenka składały całe mieszkanie. Starczyło to dla niej, dla Lassy, dla sługi, i na przypadek gościa, którego nigdy nie miano przyjmować. W pierwszych dniach wydało się dobrem wszystko, bo było dla strudzonej — spokojem, wytchnieniem... przytułkiem bezpiecznym... Lassy obiecywała znaleźć później coś przyjemniejszego, Laura zaś nie żądała nic nad wyszukanie sobie zajęcia, celu, pracy, czegoś coby życie czcze i puste znośnem czyniło... Robótka w ręku nie zaspakajała jej, rzuciła ją z niechęcią, ze wstrętem, jak się odpycha niesmaczną od ust potrawę... Brakło starej Biblji, posłała po nią nazajutrz; lecz stara guwernantka mimo całej płochości swej niezmiernie gorliwa katoliczka, powróciła przestraszona, przynosząc jej wiadomość, że się jej czytać nie godziło i że innejby nie mogła dostać chyba heretycką, a tej obawiałaby się w domu, aby go piorun nie spalił. Laura nic jej już nie odpowiedziała.
Natomiast od Dufour’a przyniosła nazajutrz Lassy cały stos francuzkich książek, których Laura pragnęła. Były to sztuki teatralne i dzieła o teatrze, których tytuły w Emilopolu schwyciła. Zatopiła się w nich z chciwością biedna wygnanka... i nie mogła całemi oderwać dniami. Świat i życie, które znała z Biblji i zacisznego kątka rodzinnego, dopełniały się w jej umyśle obrazami całkiem nowemi... ludzi, namiętności... przygód... igrzysk losu (jak wówczas mówiono), które fantazję rozpłomienioną własną dolą rozdmuchywały, uskrzydlały więcej jeszcze... Laura wpadła w ten stan gorączkowy, który rodzi samotność, niepewność przyszłości i pokarm poezją przesycony.
Położenie, przyszłość, temperament i charakter, uspasabiały ją do wyjścia po za obrąb, w którym się ludzie powszedni, pilnując ściśle ścieżek i drożyn ubitych, trzymają. Była zmuszona niejako stworzyć sobie świat, stosunki, zajęcia, i miała dość siły lub nieświadomości, by to przedsięwziąć bez obawy, z pewną dumą i pragnieniem zwycięztwa. Po całych dniach karmiąc się obrazami świata poetów, rozmyślając o przeszłości, o sobie, roiła tak, jak w dniu, gdy sama jedna przebrana opuściła Borowce, że z silną, a nieustraszoną wolą dobić się potrafi do znośnego przynajmniej życia. Nie marzyła o szczęściu, bo myśl o niem łączyła się ze wspomnieniami o Honorym... a ten był dla niej stracony na zawsze; chciała tylko jakiegoś upojonia i zmęczenia, któreby gnuśnie zamrzeć nie dozwalało.
Lassy w niczem jej nie przeszkadzała, zastosowywała się do życzeń jak umiała, potakiwała aż do zbytku... chcąc, zdaje się, dobrze ją zbadać wprzódy, nimby czynniej wpłynąć na los towarzyszki popróbowała. Zajmował ją wielce rozkochany Georges, chociaż o nim ani słowa wspomnieć się nie odważyła. Spotykała go codzień prawie, udając, że mówić nie chce, potem wdawała się w rozmowę, tak ją poprowadzić umiejąc, ażeby nieszczęśliwego, rozkochanego młodzieńca (zwała go w ten sposób) nie zrażać.
Na zapytania o Laurę, opierała się udzielaniu o niej wiadomości, lecz zawsze w końcu z czemś się przed nim wygadała. Oprócz młodego Georges’a, i znajomość zrobiona przez Babettę na drodze, młodzieniec ów, który nie wiedział jeszcze po co jedzie do Warszawy, na szambelana jakiegoś rachując, spotykał się z panią Lassy, zapytując jej o Laurę. Ten jednak czynił to z uszanowaniem, chłodno, jakby tylko los jej go obchodził. Chciał wiedzieć jak się tam pięknej pannie powodziło, co zamierzała i t. p., gdyż Babetta snadź sekretu nie dotrzymawszy, na którymś popasie wszystko mu o niej wyśpiewała. Lassy temu biedakowi, który na niej żadnego nie czynił wrażenia, gdyż młodzież tylko arystokratyczniejsza jak Georges przypadała jej do smaku — odpowiedziała chłodno i widocznie się go zbywając. On też tak natrętnie się nie nabijał.
Lassy była wielce przeciwna zamknięciu się Laury w domu, zaczytywaniu w książkach, wyrzeczeniu się nawet przechadzek. Miała ona w tym względzie teorje, które z wolna starała się wszczepiać uczennicy — jak się zdawało — bezskutecznie.
— Czyż na to, mówiła, pan Bóg was tak stworzył piękną i miłą, ażebyś się w czterech murach więziła i więdła?... Nikt tu przecie panny Laury nie zna, nikt nie pozna... a ten Georges — to się mu powie, żeby się nie włóczył.
Laura dopiero teraz dowiadywała się o pobycie chłopaka nieposłusznego, i mocno ją to rozgniewało. Lassy nie wiedziała jak gniew tłómaczyć...
— I pani go znasz? spytała.
— Przypadkiem, idąc z Babettą spotkałyśmy go, a poczciwa Baby zmyła mu głowę, ale to nic nie pomogło.
— Proszę pani, abyś tej znajomości nie utrzymywała i starała się go unikać, odezwała się Laura...
— Ja też ani go chcę widzieć! zaprotestowała Lassy, lecz że się kocha...
Spojrzenie na obruszoną uczennicę nie dało nawet dokończyć, zaczęto mówić o czem innem. Laura postanowiła wcale się nie pokazywać na ulicy, pókiby Georges był w mieście, a wiecznie tu przecież siedzieć nie mógł.
Inne różne przyjacielskie rady Lassy, która chciała się starać o znajomości dla zabawienia Laury, zostały grzecznie odrzucone, bo Lassy nie obudzała wielkiej wiary.
Laura siedziała więc w swych książkach, których jej nastarczyć było trudno.. a towarzyszka wymykała się sama, by zaczerpnąć świeżego powietrza i nowych wiadomości.
W jednej z tych wycieczek swoich znowu się ów młody szlachcic nastręczył... a że Georges’a nie było i Lassy nie miała się przed kim wygadać, tym razem lepiej go trochę przyjęła.
Na zapytanie, co Laura porabia, mogła cały swój zły humor bezpiecznie przed nieznajomym wyspowiadać, gdyż Laura nudzić ją i niecierpliwić poczynała, a wpłynąć na nią nie było podobna.
—
Uwagi (0)