Dwie królowe - Józef Ignacy Kraszewski (biblioteka dla dzieci online .TXT) 📖
Jesteśmy w szesnastowiecznej Polsce, a dokładniej na dworze królewskim na Wawelu. Tytułowe dwie królowe to Bona Sforza i Elżbieta Habsburżanka, żona Zygmunta Augusta.
Pierwsza z nich przeciwna jest małżeństwu syna, ponieważ nienawidzi Habsburgów. Do mariażu jednak dochodzi, co nie powstrzymuje królowej przed knuciem intryg przeciwko synowej, a Zygmunt August, który jest pod wielkim wpływem matki, unika własnej żony. Czy zauważy on niewinność i dobroć żony i wyrwie się spod wpływu matki?
Historia konfliktu królowej Bony i Elżbiety Habsburżanki została spisana przez Kraszewskiego w 1884 roku. Powieść weszła w skład cyklu Dzieje Polski.
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dwie królowe - Józef Ignacy Kraszewski (biblioteka dla dzieci online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
Marsupin śmiać się począł.
Poklepał go po ramieniu.
— Rozumiem — odparł — chociaż zaprawdę dziwuję się jakiemi czarami ona was sobie pozyskać mogła, bo wielkiego z nią szczęścia spodziewać się wam trudno.
— To moja rzecz — zawołał Dudycz. — Ja jestem człowiek uparty jak muł, a uporem się wiele robi. Bylem Włoszkę miał, dam sobie z nią rady.
Wypłacze się, wyzłości, a w końcu zgodzi ze swym losem, który ja jej ozłocę.
Dudycz uderzył się po kalecie.
— Bylebym pomocy i opieki pewnym był, choćby wykraść ją gotów jestem.
— Jakże? i królowej Bony, którą mnie straszycie, nie boicie się? — zawołał Marsupin.
— Nie tak bardzo, bo ona ma kilkanaście dziewcząt jeszcze na miejsce tej, którą wezmę.
— To prawda — potwierdził Włoch — ale gdyby tak było, niewiele nam pomoże usunięcie jednej.
Poruszył ramionami.
— Lecz co tu o tem rozprawiać przedwcześnie — dodał — naprzód potrzeba bliżej poznać młodego króla.
Ja znam go tylko ze słuchu. Opowiadają, że ma zdolności wielkie, serce i charakter szlachetny, a słabość jego dla kobiet tłómaczy po części młodość, w części to, że matka nietylko jej pobłażała, ale się starała w niej utrzymać, aby korzystać. Niepodobieństwem jest, aby młody król nie poznał się na tym skarbie jaki mu daliśmy. Chwilowo jest upojony, lecz wytrzeźwić się musi.
Dudycz wstał nie mając już co dodać, a chcąc pośpieszyć do Bonera.
— Tak więc — żegnając go dorzucił Marsupin, który do drzwi odprowadzał — pamiętajcie że się nie znamy, a razem że macie we mnie chętnego pomocnika w tem wszystkiem, co interesowi młodej królowej służyć może.
— Mam o was powiedzieć panu Bonerowi? — zapytał Dudycz.
— Wie on już o mnie — odparł Marsupin — a jutro z listami idę... do młodego króla naprzód.
Petrek, któremu zjawienie się tego posła zdawało się dobrą dla niego wróżbą, wesoło pośpieszył do podskarbiego; tu krótko zabawiwszy, ponieważ nowe odebrał zlecenie do Hölzelinownej, powrócił zaraz na zamek, wypatrzył chwilę dogodną i spełniając co mu Boner rozkazał, oznajmił razem o przybyciu Marsupina.
Niemka wprawdzie tego lub innego posła spodziewała się, lecz wiadomość o przybyciu uradowała ją wielce. Pobiegła z nią do młodej królowej jako ze zwiastunką pomyślniejszego obrotu rzeczy.
Marsupin znanym był jej z wziętości jaką miał na dworze króla ojca, który się nim oddawna posługiwał w sprawach, największej przebiegłości i wytrwania wymagających.
Przebrany pod rozmaitemi postaciami, nieraz Włoch wędrował do Węgier, do Turcyi, do Włoch, po rozmaitych dworach, to jako kupiec, to jako uczony, to jak cudzoziemiec ciekawy.
Gdy potrzeba było coś odkopać, wyśledzić, wyszpiegować, Marsupin nie miał sobie równego. Nadzwyczaj zręcznie robił znajomości, wciskał się, podsłuchiwał, zyskiwał ludzi, i nie było przykładu aby go pochwycono.
Najczęściej dawano mu misye takie, które wcale na jaw nie wychodziły; teraźniejsza tem się od poprzedzających różniła, że Marsupin musiał oko w oko stawić się przed królową starą, przeciw której miał walczyć, zarazem starając się wywiedzieć o wszystkiem co się młodej królowej tyczyło.
Zuchwałem było nieco ze strony ojca królowej Elżbiety polecenie Marsupina na sekretarza i tłómacza Augustowi, gdy łatwo było Bonie przewidzieć w nim nieprzyjaciela.
Czy w istocie rachowano na to, że się go tu umieścić uda? niewiadomo. Marsupin może sam niebardzo w to wierzył, ale bądź co bądź zaklinał się, że go ztąd niełatwo wypędzić potrafią.
Wiadomem było, że Zygmunt August kochał się w ludziach wykształconych, znających świat, mogących utrzymać rozmowę o tem co w danej chwili zajmowało umysły. Marsupin właśnie miał wszystkie przymioty takiego dworaka umiejącego pana zabawić, zająć, rozerwać i dopomódz mu do obeznania się z tem co świat na zachodzie zaprzątało.
Znał signor Giovanni wszystkie dwory, wielu panujących, wielu uczonych, czytał nowości, mówił doskonale językami kilku, a oprócz tego był niezrównanie giętki, zręczny i w potrzebie wymowny. Ani na energii ani na chytrości mu nie zbywało. Naostatek przywiązanie jego do rodziny króla było wypróbowane.
Na dworze polskim wcale Marsupina nie znano, bo się tu nigdy nie pokazywał, ale Włosi Bonę otaczający wiedzieli o nim.
Gdy nazajutrz ubrany paradnie signor Giovanni oznajmił się Opalińskiemu, jako przybywający z listami do młodego króla Marsupin, ostrożny marszałek przyjął go nader grzecznie, lecz do pana przypuścić jakoś nie chciał i zażądał listów na swe ręce.
Marsupin z wielką uniżonością oświadczył, iż miał polecenie tylko do rąk własnych Augusta je oddać. Prosił o posłuchanie.
Marszałek, który podejrzywał coś Bonie niemiłego, pobiegł do niej.
Królowa już była nietylko zawiadomioną o przybyciu Włocha, ale wiedziała kto on był.
— O! szpiega tu na mnie wysłali — zawołała. — Ta niegodziwa Niemka (Hölzelin) nie wiem jakiemi sposobami listy i doniesienia wysyła, opisała mnie w nich. Pomocnik dla niej przybywa. Moi ludzie go znają, najniebezpieczniejsza żmija. Okupić go nie można. Syna ja uprzedzę, posłuchanie odłóżcie do jutra, a bądź co bądź, trzeba mu życie uczynić tak gorzkiem, aby się niegodziwiec wyniósł coprędzej. Ja go tu cierpieć nie będę. Za nic, za nic!
Nazajutrz więc dopiero Marsupin mógł listy oddać królowi Augustowi, który go przyjął, ostrzeżonym będąc, grzecznie ale zimno.
Włoch rachował, że w dłuższej rozmowie przypodobać się, ująć sobie potrafi króla — lecz Opaliński czuwał nad tem i nie dopuścił mu się rozgadywać, przypominając pilne zajęcia.
Przeciw wszystkim tym zawadom Marsupin musiał odegrywać obojętną pewność siebie, jakby się nie poznawał na tem, iż się go pozbywano.
Oznajmił Augustowi, iż miał listy do młodej pani, dodając również, iż mu zlecono je oddać do rąk jej własnych i przekonać się o tem jak N. Pani wyglądała i czy zdrowie jej na zmianie życia nie ucierpiało.
Zygmunt August odpowiedział nieoznaczoną jakąś obietnicą.
Opaliński odprawił Marsupina co żywiej, zapowiadając, że postara mu się widzenie z Elżbietą ułatwić, a o dniu i godzinie doniesie.
Przyjazd Marsupina Bonę nieco poruszył, bo w nim widziała skutek doniesień, których się obawiała. Widocznie Włocha wysłano jako szpiega, aby się przekonał w miejscu o tem, co dochodziło do Wiednia i Pragi.
Tegoż dnia rozpoczęły się narady, biegali posłańce, wszyscy doradzcy i pomocnicy królowej zwołani zostali; a ponieważ wiele na starym Zygmuncie zależało, Bona postanowiła jego na przód przygotować tak, aby Marsupinowi pozostać tu nie dał, za uwłaczający sobie poczytując ten nadzór nad młodą królową, który dowodził braku zaufania.
Chwila do działania na króla była dosyć dobrze wybraną. Zmęczony walką Zygmunt Stary znajdował się w tym stanie i usposobieniu, które pragnąc spokoju, łacno się pozorami jego łudzić dawały.
Maciejowski i inni u boku króla będący, choć wiedzieli jak się obchodzono z młodą panią, ażeby nie martwić Zygmunta, nie wszystko przed nim mówili, ukrywali wiele.
Bona wstrzymała swe wybuchy, i udawała obojętną. Stary więc spodziewał się, że zwolna wszystko się ułoży najlepiej, bez uciekania się do ostatecznych środków, bez kłótni i wrzawy.
Gotów był nawet do małych ustępstw żonie, byle go nie zmuszała do gniewu. Elżbietę widywał ciągle uśmiechniętą, z wypogodzoną twarzą, nie skarżącą się na nic... i łudził się, pochlebiał sobie, że syn przywiązać się do niej musi.
Przez parę tygodni Bona dawała królowi tak spoczywać, nie drażniąc go niczem — przychodziła dowiadywać się o zdrowie, mówić o swoich osobistych interesach, nie napomykając wcale o synu i synowej. Zygmunt ulegał łagodnie.
Wieczorem dnia tego gdy Marsupin miał posłuchanie u Augusta, postanowionem zostało, iż Bona króla o nim uprzedzić musi.
Trochę wcześniej niż zwykle ukazała się w sypialni, a z twarzy jej poznał małżonek, iż niosła coś z sobą, że nie przyszła z próżnemi rękami. Po kilku słowach obojętnych zasiadła naprzeciw męża.
— Zapewne ci już doniesiono — odezwała się — o przybyciu tego osobliwego posłańca od ojca Elżbiety?
— Nie wiem o żadnym — rzekł król.
— Przysłano z Pragi Włocha — mówiła coraz się ożywiając królowa. — Ma listy do Augusta, do was i jeśli się nie mylę do wielu innych. Chcą go tu nam posadzić jak dozorcę, jak szpiega. To rzecz dla ciebie obelżywa! więc wiary w nas nie mają? Są więc ludzie, którzy im donoszą, że Elżbiecie się dzieje krzywda?
Włoch chce się w jakikolwiek sposób wcisnąć tu i pozostać. Polecają go za tłómacza i sekretarza Augustowi, ale ani on, ani my nie potrzebujemy nikogo, mamy dosyć sług swoich.
— Włoch? któż jest ten Włoch? — odezwał się król.
— Nie znają go tu, ale ma sławę przewrotnego, niebezpiecznego, zuchwałego człowieka.
Bona wstała z krzesła.
— Nie powinieneś dopuścić, aby ci go narzucono — zawołała.
Zygmunt milczał obojętny.
— Zobaczymy — rzekł — rozsłuchamy się i rozpatrzymy.
— Włoch będzie pewnie jutro lub wkrótce dobijał się o posłuchanie — dodała Włoszka. — Jeżeli przyjmiecie, bo ks. Samuel pewnie go przyprowadzi, nie róbcież mu nadziei, żeby tu mógł pozostać.
Królowa z początku dosyć spokojna, w miarę jak mówiła, coraz się bardziej unosić zaczęła.
— Wiedziałam dobrze — rzekła — że biorąc tu wnuczkę waszą, kupimy sobie podległość i niewolę, że nam cesarz i król tchnąć nie dadzą bez swojego pozwolenia, dlategom się temu związkowi opierała.
Oto masz skutki! Listy potajemne biegają ciągle, skargi, obwinienia i król ojciec waży się nam na nasz dwór wysyłać dozorcę, który nad nami rozciągnie straż.
Poruszyła ramionami.
— Godności króla to uwłacza! — dodała.
— Uspokój się — odparł król — pomówię o tem z moją radą, a ujmy sobie wyrządzić nie dam.
— Jeżeli przyjmiesz tego Marsupina — dołożyła Bona — zaklinam, abyś się na słodkie jego słowa wziąć nie dał, ani pokorą nie pozwolił omamić. Szpieg jest... złoczyńca!
Podniosła do góry pięść ściśniętą.
Zygmunt unikając burzy, postanowił nie odpowiadać, dał się Bonie wyburzyć, wygadać i odprawił ją nic nie przyrzekłszy.
Lecz był już przygotowany.
Król nazajutrz spytał o posła przybywającego zrana biskupa Maciejowskiego, który nie przywiązując umyślnie zbytniej wagi do zjawienia się go, odpowiedział królowi, iż w istocie Włocha przysłano, lecz ten szczególniej polecony był młodemu królowi, a królowej przywiózł listy, pozdrowienia i podarki od matki.
— Nie napierał się on dotąd o posłuchanie u miłości waszej — dodał Maciejowski — lecz pewnie o nie prosić będzie. Królowa jejmość zbytnią do tego posła przywiązuje wagę i nadaje mu znaczenie.
Uspokoił się chętnie król stary, bo mu nadewszystko pokój był pożądanym.
Marsupin bardzo zręcznie w istocie zamiast napraszać się do Zygmunta, naglił na Opalińskiego, aby młodej królowej został przedstawiony, bo miał do niej listy i posłanie.
Sługa najwierniejszy Bony, Opaliński, znalazł się w położeniu bardzo trudnem, bo nie chciał zdradzić jak dalece tu wszystko od Bony zależało i było w jej rękach, nie życzył sobie aby Włoch jasno widział stosunki. Tymczasem bez starej królowej wiedzy i pozwolenia nie mógł dopuścić Marsupina. Musiał się więc uciekać do tysiącznych wybiegów — królowa młoda była nieco znużoną, drugiego dnia nabożeństwo i posłuchania zająć ją miały i t. p.
Marsupin kłaniał się, czekał, ale dokuczał, bo przychodził po kilka razy na dzień i nużył marszałka upartem staniem, jakby nie rozumiał, że się go pozbywano.
Opaliński pobiegł do Bony.
— Za nic w świecie nie dam mu się z nią widzieć na osobności! — krzyknęła stara. — Trzeba go pilnować.
Po dość długiej i burzliwej naradzie postanowionem zostało, iż dwie królowe, stara z młodą, nazajutrz zrana spotkać się mają i... o cudo! przechadzać razem po wirydarzyku, który był przez Bonę około zamku założony na wzór włoskich ogrodów.
Zajmował on przestrzeń niewielką, ale w nim pełno było kwiatów i wonnych roślin; ścieżki i małe labirynty, kilka kamiennych naczyń dla ozdoby, nawet wodotrysk urządzony przez jakiegoś Włocha dla królowej. Widok ztąd dosyć piękny zwabiał tu niekiedy młodą królowę.
Nie miło jej było spotykać się z Boną, która słowa się do niej nie odzywała zwykle, wybierano więc godziny takie, gdy stara pani zajętą była. Tego dnia Opaliński podjął się tak przechadzkę urządzić, zachęcić do niej, aby dwie królowe spotkały się nim Marsupin na zamku się zjawi.
Opaliński rzeczy ułożonej zawcześnie miał nadać pozór przypadku i zaprowadzić posła a okazać mu, iż dwie królowe w najlepszej w świecie zgodzie obcowały z sobą, prawie się nie rozdzielając.
Jeżeli sądził, że Włocha tem oszuka? mylił się. Bonie tylko zdawać się mogło, iż tak niezręcznemi wybiegami uniewinnić się potrafi.
Ranek czerwcowy był prześliczny, chociaż po chłodach majowych, gorąca nadeszły szybko, i dnie już były skwarne. Na Wawel wiatr z dolin od rzeki przynosił powiew orzeźwiający.
Królowa Elżbieta wyszła zaledwie z Hölzelinowną swą do wirydarzyka, gdy w drugim końcu jego ukazała się Bona z dwoma karłami swemi. Młoda pani cofnąć się chciała, lecz Opaliński przytomny podszepnął, że byłoby to za złe wziętem.
Powolnym więc krokiem, nieśmiała młoda pani poczęła się przechadzać nie odważając zbliżyć do Bony, gdy ta sama do niej podeszła. Pozdrowienie było milczące. Zamiast odezwać się do synowej, którą tylko wzrokiem trzymała przy sobie, Bona poczęła rozmawiać z Opalińskim.
Elżbieta z tym uśmiechem obowiązkowym, który z ust jej nie schodził, z gałązką lawendy w ręku stała milcząca. Niestrwożona dawała patrzeć na siebie i spoglądała spokojnie na Bonę, która tem żywszą wiodła rozmowę z marszałkiem, iż się co
Uwagi (0)