O miłości - Stendhal (gdzie czytac ksiazki txt) 📖
O miłości to obszerne studium autorstwa Stendhala dotyczące miłości.
Autor wyróżnia różne rodzaje miłości, począwszy od takiej z potrzeby serca, przez błahą oraz rządzoną namiętnościami, po miłość z próżności. Wypowiada się na temat przeżywania miłosnych uniesień przez obie płcie, analizuje różne przeżycia, a także udziela porad — jednym z uzupełnień do powieści jest Katechizm uwodziciela, opublikowany na podstawie wczesnego szkicu Stendhala, odnalezionego w 1909 roku.
Marie-Henri Beyle, piszący pod pseudonimem Stendhal, to jeden z najsłynniejszych francuskich pisarzy początku XIX wieku. Był prekursorem realizmu w literaturze — uważał, że zostanie zrozumiany dopiero przez przyszłe pokolenia. Sformułował koncepcję powieści-zwierciadła.
Czytasz książkę online - «O miłości - Stendhal (gdzie czytac ksiazki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stendhal
Mnóstwo anegdot, które mógłbym tutaj przytoczyć, ukazuje miłą i inteligentną zabawę miłosną, miarkowaną między dwiema płciami zasadą sprawiedliwości; powiadam zabawę, gdyż prawdziwa miłość jest we wszystkich wiekach wyjątkiem bardziej osobliwym niż częstym i niepodobna jej narzucić praw. W Prowansji to, co w miłości może być obliczone i poddane prawidłom rozumu, opierało się na sprawiedliwości i na równości praw dla obu płci. Oto co zwłaszcza podziwiam jako rzecz możliwie najbardziej chroniącą od nieszczęścia. Monarchia absolutna za Ludwika XV doszła, przeciwnie, do tego, że zdołała w tych samych stosunkach wprowadzić w modę niegodziwość i zbrodnię240.
Mimo że ten ładny język prowansalski, tak pełen subtelności i tak skrępowany rymem241, nie był prawdopodobnie językiem ludu, obyczaje wyższej klasy przeszły do klas niższych, wcale ogładzonych wówczas w Prowansji dzięki swej zamożności. Kosztowały one pierwszych radości pomyślnego i zyskownego handlu. Mieszkańcy wybrzeży Morza Śródziemnego spostrzegli (w dziewiątym wieku), że prowadzić handel, wysyłając parę statków na morze, jest mniej uciążliwe, a prawie równie zabawne co łupić podróżnych na pobliskim gościńcu pod wodzą jakiegoś feudalnego paniątka. Wkrótce potem w dziesiątym wieku, Prowansalczycy nauczyli się od Arabów, że istnieją rozkosze milsze niż rabować, gwałcić i bić się.
Morze Śródziemne trzeba uważać za kolebkę europejskiej cywilizacji. Lube wybrzeża tego pięknego morza, tak obdarzone przez klimat, wyróżniały się również szczęsną dolą mieszkańców oraz brakiem wszelkiego smutku bądź w religii, bądź w prawodawstwie. Radosna natura ówczesnych Prowansalczyków przebyła religię chrześcijańską, nie dając się skazić od jej wpływów.
Żywy obraz podobnego skutku zrodzonego z podobnej przyczyny widzimy w miastach włoskich, których dzieje doszły do nas wyraźniej i które zresztą były na tyle szczęśliwe, aby nam zostawić Danta, Petrarkę i malarstwo.
Prowansalczycy nie przekazali nam wielkiego poematu jak Boska Komedia, w której odbija się cała współczesna obyczajowość. Było w nich, o ile mi się zdaje, mniej namiętności, a znacznie więcej wesela niż u Włochów. Przejęli od swoich sąsiadów, Maurów hiszpańskich, ten luby sposób pojmowania życia. Miłość władała wraz z weselem, uciechą i zabawą w zamkach szczęśliwej Prowansji.
Czyście widzieli w Operze finał jakiej pięknej opery komicznej Rossiniego? Wszystko oddycha na scenie weselem, pięknością, idealnym przepychem. Jesteśmy o sto mil od szpetnych stron człowieka. Opera się kończy, zasłona spada, widzowie odchodzą, świecznik podnosi się w górę, kinkiety gasną. Woń źle zgaszonych lamp napełnia salę, kurtyna podnosi się do połowy, widać brudnych i obdartych urwipołciów kręcących się po scenie; szamocą się tam ohydnie w miejscu, gdzie piękne kobiety wypełniały ją przed chwilą wdziękiem.
Czymś takim było dla Prowansji zdobycie Tuluzy przez krzyżowców. Zamiast miłości, uroku i wesela ujrzeli północnych barbarzyńców i świętego Dominika. Nie będę plamił tych kart okropnościami inkwizycji w całym jej pierwszym zapale, opisem, od którego włosy stanęłyby wam na głowie. Barbarzyńcy ci to byli nasi ojcowie; mordowali i pustoszyli wszystko; niszczyli dla przyjemności niszczenia, czego nie mogli zabrać; dyszeli dziką wściekłością przeciw wszystkiemu, co nosiło ślad cywilizacji, nie rozumieli zwłaszcza ani słowa z tego pięknego południowego języka i to zdwajało ich wściekłość. Bardzo zabobonni i prowadzeni przez okropnego świętego Dominika, wierzyli, że zdobędą niebo, mordując Prowansalczyków. Dla tych skończyło się wszystko: koniec miłości, wesela, poezji; w niespełna dwadzieścia lat po podboju (1235) stali się prawie równie barbarzyńscy i nieokrzesani jak Francuzi, jak nasi ojcowie242.
Skąd się wzięła w tym zakątku świata urocza forma cywilizacji, która przez dwa wieki dawała szczęście wyższym klasom społeczeństwa? Zapewne od Maurów hiszpańskich.
Przełożę tu jedną powiastkę z rękopisów prowansalskich; fakt, który podaje, zdarzył się około r. 1180, a spisano go około r. 1250243. Powiastka ta jest z pewnością bardzo znana; cały charakter obyczajowy leży w stylu. Błagam, aby mi pozwolono tłumaczyć słowo w słowo, nie siląc się zgoła na wykwinty dzisiejszego języka.
„Wielmożny Rajmund z Roussillon był to, jako wiecie, waleczny baron i miał za żonę madonnę Małgorzatę, najpiękniejszą kobietę owych czasów, bogatą we wszelkie zalety, we wszelką ozdobę i lubość. Owo zdarzyło się tak, że Wilhelm z Cabstaing, syn ubogiego rycerza z zamku Cabstaing, przybył na dwór wielmożnego Rajmunda z Roussillon, przedstawił się mu i spytał, czy raczy go przyjąć na służbę. Wielmożny Rajmund, widząc go gładkim i obyczajnym, odparł, iż rad go widzi i zezwala, by został przy jego dworze. Jakoż Wilhelm został u niego i umiał się sprawiać tak wdzięcznie, iż mali i wielcy kochali go; i tak umiał się odznaczyć, iż wielmożny Rajmund zechciał, aby był giermkiem madonny Małgorzaty, jego żony; i tak się stało. Za czym starał się Wilhelm dokazać jeszcze więcej i w słowach, i w czynach. Ale oto, jako się zwykło dziać w miłości, stało się, że miłość zechciała ogarnąć madonnę Małgorzatę i rozpłomienić jej duszę. Tak się jej podobały uczynki Wilhelma i jego rzeczenia, i jego postać, iż nie mogła się wstrzymać jednego dnia, aby mu nie rzec: «Ano, powiedz mi, Wilhelmie, gdyby kobieta jakaś okazała ci pozór miłości, czy śmiałbyś ją kochać?» Wilhelm, który spostrzegł, co się święci, odparł wręcz: «Tak, pani, wierę, uczyniłbym to, byle wszelako pozór był prawdą». «Na świętego Jana! — rzekła dama — odpowiedziałeś jak dzielny mężczyzna; ale chcę cię doświadczyć teraz, czy zdołasz pojąć i poznać, które pozory są prawdziwe, a które nie».
Skoro Wilhelm usłyszał te słowa, odpowiedział: «Pani moja, niech się stanie jako wasza wola».
Zaczął się zamyślać, a Miłość wnet poszukała z nim wojny; i myśli, jakie Miłość zsyła swoim dworzanom, zapadły mu głęboko w serce, i od tej pory stał się służką miłosnym, i zaczął wynajdywać lube i wesołe piosenki i pieśni do tańca, i pieśni do lubego śpiewu244, za co był bardzo mile widziany, a najbardziej przez tę, dla której śpiewał. Owo Miłość, która daje nagrodę swoim sługom, kiedy się jej spodoba, chciała zapłacić Wilhelma za jego służby; i oto poczynają oblegać damę takie myśli i dumania miłosne, iż ani w dzień, ani w noc nie mogła spocząć, myśląc o dzielności i urodzie, które mieszkały tak obficie w Wilhelmie.
Jednego dnia zdarzyło się, iż dama wzięła Wilhelma i spytała: «Ano, Wilhelmie, powiedz mi, żali245 już teraz poznałeś moje pozory, prawdziweli są czy kłamliwe?» Wilhelm odpowiedział: «Madonno, niech mi tak Bóg dopomoże, od chwili jak zostałem twoim służką, nie mogła mi powstać w sercu myśl, abyś ty nie była najlepsza w świecie i najprawdziwsza w słowach i w pozorach. W to wierzę i będę wierzył całe życie». A dama odpowiedziała: «Wilhelmie, powiadam ci, że jeżeli Bóg mi pomoże, nie będziesz przeze mnie zwiedziony i myśli twoje nie będą czcze ani daremne». I wyciągnęła ramiona, i obłapiła go słodko w izbie, gdzie siedzieli społem, i zaczęli swoje igry246. I niebawem stało się, iż omowcy247, niech ich Bóg skarze, zaczęli mówić i uradzać o ich miłości z przyczyny piosnek, jakie Wilhelm składał, powiadając, iż złożył swą miłość w pani Małgorzacie. I tak gadali o tym na prawo i lewo, aż rzecz doszła do uszu wielmożnego Rajmunda. Za czym zatroskał się wielce i zasmucił bardzo ciężko, raz, że mu trzeba było stracić swego giermka-towarzysza, którego tak kochał, a bardziej jeszcze z powodu hańby swojej żony.
Jednego dnia zdarzyło się, iż Wilhelm poszedł na łowy z krogulcem, samowtór z jednym tylko giermkiem. A wielmożny Rajmund kazał pytać, gdzie on jest; sługa powiedział mu, że poszedł z krogulcem, a inny, który wiedział, dodał, w które miejsce. Natychmiast Rajmund bierze tajemnie broń i każe sprowadzić sobie konia, i puszcza się sam ku miejscu, gdzie się udał Wilhelm: póty jechał, aż go znalazł. Kiedy Wilhelm ujrzał nadjeżdżającego, zdumiał się wielce i natychmiast obległy go żałobne myśli, i wyszedł na jego spotkanie, i rzekł: «Panie, bądź pozdrowion. Czym się dzieje, że jesteś tak sam?» Wielmożny Rajmund odpowiedział: «Tym, Wilhelmie, że szukam ciebie, aby się z tobą zabawić. Niceś nie chwycił?» «Nic nie chwyciłem, panie, bo nic nie znalazłem; a kto mało znajdzie, niewiele może chwycić, jak mówi przysłowie». «Dajmy pokój gawędzie — rzekł wielmożny Rajmund — i na tę wiarę, którąś mi winien, powiedz mi prawdę w każdym przedmiocie, o który spytam». «Na Boga! panie mój — odparł Wilhelm — jeśli to rzecz, którą godzi się powiedzieć, powiem chętnie». «Nie chcę tu żadnych subtelności — tak rzekł wielmożny Rajmund — jeno powiedz mi całkiem wszystko, o co spytam». «Panie, ile ci się spodoba pytać mnie — rzekł Wilhelm — tyle ja ci powiem prawdy». I wielmożny Rajmund pyta: «Wilhelmie, jeśli ci Bóg i święta wiara miła, czy masz lubą, dla której byś śpiewał lub do której parłaby cię Miłość?». Wilhelm odparł: «Panie, i jakżebym mógł śpiewać, gdyby Miłość mnie nie przypierała? Wiedzcie prawdę, szlachetny panie, że Miłość ma mnie całego w swojej mocy». Rajmund odpowiedział: «Chętnie w to wierzę, że inaczej nie mógłbyś śpiewać tak pięknie; ale chcę wiedzieć, jeśli wola, kto jest twoja dama». «Ach, panie, na imię Boga — rzecze Wilhelm — pomyśl, czego ty żądasz ode mnie. Wiesz zbyt dobrze, że nie godzi się nazywać swej damy i że Bernard z Ventadour powiada:
Wielmożny Rajmund odpowiedział: «Daję ci tedy słowo, że ci usłużę wedle mej mocy». Rajmund tak nalegał, aż Wilhelm odpowiedział mu:
«Panie, wiedz tedy, że kocham siostrę pani Małgorzaty, twojej żony, i zda mi się, że mam jej wzajemną miłość. Teraz, kiedy wiecie o tym, proszę, byście mi przyszli z pomocą lub byście mi bodaj nie szkodzili». «Weź moją rękę i wiarę — rzekł Rajmund — przysięgam ci bowiem i ślubuję, że uczynię dla ciebie wszystko, co w mej mocy». Za czym dał mu wiarę, a kiedy mu ją dał, Rajmund rzekł: «Pójdziemy do jej zamku, jest w pobliżu». «I ja cię, panie, proszę o to, na Boga». I wzięli się drogą ku zamkowi Liet. I kiedy wstąpili do zamku, znaleźli dobre przyjęcie u pana Roberta z Taraskonu, męża pani Agnieszki, siostry pani Małgorzaty, jak również u samej pani Agnieszki. I wielmożny Rajmund wziął panią Agnieszkę za rękę i zaprowadził ją do komnaty, i siedli na łóżku. I wielmożny Rajmund rzekł: «A teraz powiedz mi, miła szwagierko, na wiarę, którą mi jesteś winna, miłujeszli kogo miłością?». A ona rzekła: «Tak, panie». «A kogo?» — spytał. «Och, tego wam nie powiem — odparła — z jakąż wymową do mnie przychodzicie?»
W końcu tak ją prosił, aż rzekła, że kocha Wilhelma z Cabstaing; tak powiedziała, ponieważ widziała Wilhelma smutnym i zamyślonym, a wiedziała dobrze, że on kocha jej siostrę; i bała się, by Rajmund nie miał złych myśli o Wilhelmie. Taka odpowiedź sprawiła wielką radość Rajmundowi. Agnieszka opowiedziała wszystko mężowi, a mąż odpowiedział, że dobrze uczyniła, i dał jej słowo, że ma swobodę czynić lub mówić wszystko, co by mogło ocalić Wilhelma. Agnieszka nie poniechała tego. Zawołała Wilhelma samego do swej komnaty i została z nim tak długo, że Rajmund myślał, iż musiał zażyć z nią miłosnej rozkoszy; rad był z tego i zaczynał myśleć, że mu powiedziano nieprawdę o żonie i że tak gadają na wiatr. Agnieszka i Wilhelm wyszli z komnaty i nagotowano wieczerzę, i wieczerzano w wielkim weselu. A po wieczerzy Agnieszka kazała narządzić łóżko obu panów blisko swoich drzwi i tak dobrze udali wszystko z Wilhelmem, iż Rajmund myślał, że spali ze sobą.
Nazajutrz spożyli obiad w zamku z wielką uciechą i po obiedzie odjechali żegnani z wielkimi honorami, i przybyli do Roussillon. I skoro tylko Rajmund rozstał się z Wilhelmem, poszedł do żony i opowiedział jej, co wiedział o Wilhelmie i jej siostrze, z czego żona jego była smutna całą noc. Nazajutrz zawołała Wilhelma i przyjęła go źle, i nazwała go fałszywym przyjacielem i zdrajcą. I Wilhelm prosił ją o przebaczenie, jak człowiek, który niewinien jest tego, o co go oskarżano, i opowiedział słowo w słowo, co się zdarzyło. I posłała do siostry, i od niej dowiedziała się, że Wilhelm nie zawinił. I dlatego powiedziała mu i nakazała, aby ułożył piosnkę, którą by okazał, że nie kocha żadnej kobiety prócz niej, za czym ułożył piosnkę, która powiada:
I kiedy Rajmund z Rusylonu usłyszał piosnkę, którą Wilhelm ułożył dla jego żony, zawołał go na rozmowę dość daleko od zamku i uciął mu głowę, którą włożył do torby myśliwskiej; i wydarł mu serce z ciała, i włożył razem z głową. I poszedł do zamku, i kazał upiec serce i podać do stołu żonie, i dał jej zjeść serce bez jej wiedzy. Kiedy je zjadła, Rajmund wstał i powiedział żonie, że to, co zjadła, to było serce pana Wilhelma z Cabstaing, i pokazał jej głowę, i spytał, czy serce było smaczne. I pojęła, co mówi,
Uwagi (0)