Księżniczka - Zofia Urbanowska (nasza biblioteka txt) 📖
Księżniczka to powieść autorstwa Zofii Urbanowskiej, wydana w 1886 roku.
Główna bohaterka, Helena Orecka, to córka zubożałego szlachcica, której w życiu nigdy nic nie brakowało. Kiedy ojciec bankrutuje, Helenka jest zmuszona podjąć pierwszą pracę zarobkową. Nieprzystosowana do życia, przyzwyczajona do wygód, początkowo nie potrafi odnaleźć się wśród ludzi, którzy są przyzwyczajeni do pracy. Wkrótce jednak zaczyna dostrzegać ich ideały, patriotyczną postawę i podejmuje wyzwanie stania się samodzielnym członkiem społeczeństwa.
Utwór Urbanowskiej to powieść tendencyjna, hołdująca pozytywistycznym ideałom, takim jak m.in. emancypacja kobiet — bohaterka przechodzi wewnętrzną przemianę, by móc zostać świadomą i niezależną kobietą. Autorka odkrywa również obraz społeczeństwa polskiego, przemiany społeczne i obyczajowe wobec wyzwań kapitalizmu.
- Autor: Zofia Urbanowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Księżniczka - Zofia Urbanowska (nasza biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zofia Urbanowska
— Czy pani na nasz skromny wieczór tak się ubrała? — zapytała z niedowierzaniem Anna.
Helenka wytrzymała spokojnie wszystkie spojrzenia, a na ustach osiadł bolesny uśmiech.
— Ze sposobu i tonu tych zapytań widzę, jak bardzo się państwu nie podobam — rzekła patrząc kolejno po wszystkich — i jak każda z pań w duszy mnie potępia. Jestem marnotrawnicą nie umiejącą uszanować grosza zapracowanego. Nieprawdaż? A jednak nie zasługuję na tak bezwarunkowe potępienie, jak się to zdaje z pozoru. Suknię tę, obstalowaną przed miesiącem, gdym jeszcze nie domyślała się nawet naszej majątkowej ruiny, posłała teraz modniarka do M., pomimo że natychmiast po katastrofie cofnęłam obstalunek, a matka moja tu mi ją przysłała, przypuszczając, że mi się przydać może. Pragnie ona bardzo, żebym się bawiła, i sądzi, że mam dosyć czasu na to; a że sama nigdy nie potrzebowała rachować się z pieniędzmi, więc nie zastanawiała się, że bądź co bądź jest to wydatek za wielki w naszym obecnym położeniu.
— Dziwna nieprzezorność — wtrąciła pani Radliczowa.
— A teraz, gdy panie już znają źródło mojego marnotrawstwa, proszę o radę, co mam począć z tym fantem, który mi się dostał wbrew mojej woli? Czy nie lepiej uczynię tańcząc w tej sukni na dzisiejszym wieczorze, niż gdyby miała zamknięta w kufrze nie ujrzeć nigdy światła dziennego ani wieczornego?
— Czy rachunek już zapłacony? — spytała pani Radliczowa słuchając Helenki z wielką uwagą.
— Ach, naturalnie — odpowiedziała, dziwiąc się, że mogła zajść pod tym względem najmniejsza wątpliwość.
— Szkoda, bo to utrudnia cokolwiek sprawę. Jeżeli pani w samej rzeczy nie chcesz mieć tej sukni, to powinnaś ją zwrócić modniarce.
Na twarz Helenki wystąpiły mocne rumieńce.
— Zwrócić? — wyszeptała z pomieszaniem. — Ależ jak to będzie wyglądało? Będzie to czyn wysoce niedelikatny!
— Czas już, żebyś się pani oduczyła patrzeć na życie z punktu widzenia wielkopańskiego — odparła z pewną niecierpliwością w głosie. — Zwrócenie modniarce sukni, którą ona zrobiła i przysłała pani, pomimo odwołania obstalunku, będzie czynem zupełnie racjonalnym. Jesteś pani w swoim prawie i ona powinna pani zwrócić pieniądze.
— Być może, ale...
— Ale przyznanie się przed nią do zmiany położenia za wiele by pannę Orecką kosztowało, czy tak? A więc marnuj pani swoją własną pracę, skoro się to lepiej zgadza z twoją godnością, ale zapłacz nad sobą zawczasu, bo przepowiadam ci, że nie dojdziesz nigdy do niczego. Kto nabywa rzeczy niepotrzebne, ten potrzebne wkrótce sprzedawać zacznie.
To powiedziawszy z właściwą sobie szorstkością, zamilkła i odwróciła głowę z niechęcią.
Helenka stała na środku pokoju, nie wiedząc, co czynić.
Rada była rozumna i praktyczna, ale nie zgadzała się z jej dotychczasowymi zwyczajami i pojęciami. Zrobić to, co jej radzono, wydawało się jej czymś nie bardzo szlachetnym względem modniarki. Swoją drogą też powstrzymywał ją wstyd fałszywy, a może i skryty żal pięknego stroju.
— Kochana panno Heleno — odezwała się Elżunia, która zawsze była pierwsza, ilekroć chodziło o załagodzenie sporu, i umiała kwestie stawiać z najlepszej strony, jak matka stawiała je na ostrzu noża — mama ma słuszność. Powinna pani koniecznie pozbyć się tej sukni, bo ona dla pani teraz jest zupełnie bezużyteczna. Nawet dzisiejszego wieczora nie radziłabym pani w niej występować, bo to jest strój balowy, a nasz wieczorek będzie bardzo skromny. Wszyscy nasi goście są to ludzie zarabiający pracą na swoje utrzymanie tak jak i my i żadna z ich żon czy córek nie ubierze się po balowemu. Sama jedna wśród wszystkich odbijałabyś pani zanadto jaskrawo i świadomość ta niezawodnie nie byłaby pani przyjemną. Ubiór jest jedną z tych form towarzyskich, które koniecznie stosować trzeba do miejsca i do ludzi. Byłabyś pani między nami niewątpliwie prześlicznym obrazem, ale... w niewłaściwych ramach.
— Ma pani słuszność — rzekła Helenka — rada pani Radliczowej jest rozumna i będę z niej korzystała. Pójdę do modniarki jutro.
— Nie — odezwała się pani Radliczowa odrywając oczy od roboty — takich rzeczy nie należy odkładać. Jutro jest niedziela, więc poszłabyś pani dopiero w poniedziałek. Im prędzej się to zrobi, tym lepiej. Idź pani dziś jeszcze, natychmiast!
— Czy pani chcesz, żebym ci towarzyszyła? — spytała Elżunia.
Helenka spojrzała na nią z wdzięcznością.
— Dziękuję pani — odrzekła po namyśle — pójdę sama.
Bardzo pragnęła mieć towarzyszkę, ale nie chciała, żeby ta towarzyszka była świadkiem jej rozmowy z modniarką i tego, co nazywała upokorzeniem.
W kwadrans potem Helenka siedziała sama jedna w dorożce, a na przednim siedzeniu stało pudło z wypisanym wielkimi literami adresem firmy, której wziętość i sława ustaloną była od dawna w całym modnym świecie.
Wsunięta w głąb powozu, otulona w futerko, zamyślonym wzrokiem wodziła po ulicach pełnych ruchu i gorączkowego, karnawałowego życia, tego życia, do którego ona tak wzdychała, którego tak pragnęła, a którego zmuszoną była się wyrzec. Wspaniałe wystawy sklepowe, oświetlone gazowymi lampami, zawierające przedmioty zbytku, niedostępne już dziś dla niej, napełniały jej serce goryczą, a tłum pojazdów, zajeżdżających przed główną bramą ratusza, gdzie tego wieczora miał odbyć się bal, przypomniał jej ów wieczór, gdy to kareta na saniach zatoczyła się przed dwór pana Bartłomieja — wieczór tak dla niej pamiętny... Wówczas była swobodna, bogata, szczęśliwa, nie przewidująca żadnej przykrej zmiany. Od tego czasu miesiąc dopiero upłynął, a już jest zmuszona sprzedać swoją suknię! Fortuna kołem się toczy!
Dorożkarz zatrzymał konie przed jednym z najświetniejszych sklepów, a Helenka, spojrzawszy na napis ułożony z gazowych płomyków, wysiadła i kazała zanieść za sobą pudło. W magazynie, urządzonym z prawdziwym dekoratorskim talentem, bo były tam i szafy pokryte bogatą rzeźbą, i piękne draperie, i przepyszne wazony majolikowe, znajdowało się kilka dam należących widocznie do wielkiego świata, nader ważnymi radami zajętych. Subiekci rozkładali przed nimi kolorowe materie, aksamity i gazy przeźroczyste, nakrapiane srebrem i złotem. Na stole leżały rozrzucone koronki, kwiaty, wstążki, a wszystko było brane pod głęboką rozwagę, zbliżane i oddalane od światła, podnoszone do góry i zniżane, drapowane i wygładzane, porównywane, dobierane. Wszelkie możliwe efekty, jakie tylko osiągnąć się dały za pomocą umiejętnego przedstawienia danego przedmiotu, zostały wyzyskane. Subiekci nie żałowali ani zręczności, ani trudu, ani cierpliwości, która przy właściwym kobietom braku decyzji często bywała wystawiona na próbę. Narady odbywały się w kilku punktach półgłosem, czasem zniżały do szeptu, niekiedy przerywały chwilowym milczeniem pełnym głębokiego skupienia ducha, a twarze naradzających się były tak poważne, jak gdyby chodziło o toalety nie dla osób pojedynczych, ale dla całych narodów.
Naprzeciw wchodzącej Helenki posunęła się niemłoda dama, której ubiór, będący ostatnim wyrazem mody, stanowił żywą i najwymowniejszą reklamę zakładu. Twarz jej zwiędła miała wyraz wystudiowanej dystynkcji i powagi, a małe, ruchliwe, głęboko osadzone oczy zdradzały wrodzoną żywość. Jedno zmrużenie oczu wystarczyło tej poważnej osobie do zauważenia kosztownego futra, białego aksamitnego kapturka, jak i klasycznej piękności przybyłej — toteż z wielką uprzejmością wskazała jej zielony aksamitny fotel i spytała, czym każe sobie służyć.
Gdy Helenka wymieniła swoje nazwisko, dama ta podwoiła jeszcze uprzejmość. Klientki bowiem płacące rachunki natychmiast, co się nawet arystokratycznym paniom rzadko zdarza, są wielce cennymi nabytkami i należy je sobie zjednywać wszelkimi sposobami. Nie dając jej przyjść do słowa, zasypywała ją potokiem wymowy:
— Prawdziwe to dla mnie szczęście, że dostarczając pani dotąd sukien na listowne zamówienia tylko, mogę nareszcie poznać panią osobiście. Co pani rozkaże? Mamy świeże modele z Paryża: z tych jeden od samego Wortha, cudowne połączenie koloru mahoniu acajou z kolorem bladoniebieskim électrique, bo dziś bez elektryczności nie może się nigdzie obejść. Może pani sobie życzy obejrzeć? Niedroga nawet suknia, kosztuje tylko trzysta franków. Dla pani oddamy ją po cenie kosztu. Nie? Aha, pani przyszła pewnie z gotowym planem własnego pomysłu. O, bo pani miewa pomysły oryginalne i prześliczne, jak ten kostium leśnej bogini! Pokazywałam rysunek Worthowi, bo byłam w Paryżu i dopiero dwa tygodnie temu wróciłam, i czy uwierzy pani, że był nim zachwycony, a pochwała Wortha to najwyższa wyrocznia! Cóż to więc ma być? Suknia balowa czy wieczorowa?
— Ani jedna, ani druga — przemówiła Helenka, zmieszana i onieśmielona tym wstępem — ale...
— A więc zapewne wizytowa: noszą teraz bardzo w dzień kolor szary, w odcieniach pigeon lub souris, a także kolor mahoniu od najciemniejszego do najjaśniejszego, zwanego terracotta. Co do materiałów, to najwięcej używane są obecnie taffetas-glace i surah-duchesse mieniące się. W Paryżu widziałam prześliczne kompozycje z tych materiałów i w tej chwili właśnie w pracowni naszej wykończa się kilka sukien w tym guście. Oto są próbki.
— Dziękuję pani, nie będę ich przeglądała — odezwała się nareszcie Helenka — nie przyszłam tu dziś nic kupować ani obstalowywać. Celem mego przybycia jest suknia balowa, którą mi pani przysłała do M.
— Zapewne coś trzeba poprawić — podchwyciła — najchętniej, łaskawa pani, najchętniej, chociaż mamy taki nawał roboty, że pracujemy po nocach, i mimo to nie możemy wydołać. Dla pani jednak jesteśmy zawsze na usługi. Co tam trzeba zrobić, proszę pani, kwiaty odmienić? Czy kokardę przypiąć? Panno Aleksandro! — zawołała uchylając lekko portierę — proszę przyjść tutaj, jest mała poprawka dla młodej damy!
— Niechże pani mi pozwoli przyjść do słowa — rzekła nareszcie zniecierpliwiona ciągłym przerywaniem Helenka — bo się nie porozumiemy. W sukni, o której mowa, nie ma nic do poprawienia.
— Spodziewałam się tego — wtrąciła — o ile pamiętam, utrafialiśmy pani zawsze jakoś. Bo też rzadko doprawdy tak zgrabnej figurki.
— Ale mimo to muszę pani tę suknię zwrócić, jako zupełnie dla mnie nieużyteczną! Szkoda wielka, że pani nie zastosowała się do mego listu, w którym cofałam obstalunek, zrobiony o dzień wcześniej... oszczędziłoby to nam obydwóm przykrości.
Wypowiedzenie tych słów przyszło Helence z trudnością.
Muskuły na twarzy modniarki drgnęły nieznacznie. Małe jej oczka spod przymrużonych powiek rzuciły bystre spojrzenie na mówiącą:
— Suknia była już w robocie, gdy przyszedł drugi list pani; wreszcie sądziłam, że gdy pani zobaczy swój pomysł wykonany, zatrzyma pani go chętnie, zwłaszcza że powód, jaki pani podała w liście, niebytność na jednym balu, nie wyłączał bytności na balach innych. Czyż podobna, aby tak piękna toaleta nie przydała się młodej osobie w ciągu karnawału! Może obraziliśmy panią posyłając rachunek? Ale to wina mojej panny od kroju, która ekspediowała posyłkę i nie wiedziała, że mamy z państwem rachunki roczne.
— Nie, pani — wyrzekła z lekkim rumieńcem Helenka, nierada, że natarczywość modniarki zmusza ją tłumaczyć się wyraźniej — położenie nasze majątkowe zmieniło się i nie jesteśmy już w stanie ponosić tak zbytkownych wydatków.
Po twarzy modniarki przemknęło coś na kształt gniewnego zdziwienia, a w zachowaniu się jej i wyrazie twarzy zaszła raptowna zmiana. Nadskakująca grzeczność zniknęła w jednej chwili, a miejsce jej zajęła wyniosłość i chłód lodowaty. Podniosła głowę i popatrzywszy przez chwilę przymrużonymi oczyma na swoją dawną klientkę, rzekła sucho:
— A to dobre! więc dlatego, że ktoś bankrutuje, zakład nasz ma ponosić straty! Ciekawam, z jakiej racji? Trzeba było odesłać posyłkę odwrotną pocztą; teraz już nie da się to odrobić. Gdy rachunek jest zapłacony, rzecz uważa się za skończoną. My nie przyjmujemy żadnych zwrotów.
Bezwzględność i niedelikatność, z jaką te słowa zostały wypowiedziane, oburzyły Helenkę. Nieśmiałość jej i zakłopotanie ustąpiły zbudzonemu nagle poczuciu swojego prawa. Teraz już nie miała żadnych wątpliwości pod tym względem. Duma i pewność siebie, które ją były odstąpiły przy wejściu do magazynu, wróciły w tej chwili.
— Zapomina się pani — rzekła podnosząc się — pani to wina, że suknia znalazła się w M. wbrew mojej woli; pani sama wie o tym dobrze. Co zaś do strat, o jakich pani mówi, to w liście pani, który mam przy sobie, wyraźnie jest powiedziane, że chętnie pani przyjmie tę suknię na powrót, bo „na tak piękną toaletę łatwo się znajdzie nabywca”.
Postawa panny Oreckiej, pełna obrażonej dumy, wyniosły ton, z jakim przemawiała, nasunęła modniarce przypuszczenie, że może nie była tak ubogą, aby nie potrzebowała w przyszłości mniej więcej eleganckich, choćby tylko wizytowych toalet. Żałowała, że posunęła się za daleko.
— Przepraszam panią — rzekła grzeczniejszym tonem — nasz zawód naraża nas na tak częste przykrości różnego rodzaju, że te czynią nas zgryźliwymi. Gdy rachunek jest uregulowany i zapisany w księdze, nie mamy zwyczaju zwracać pieniędzy. To nasza zasada. Ale może pani zechce wybrać sobie coś innego do wysokości tej sumy: może inną, praktyczniejszą suknię?
— Będzie pani łaskawa na ten raz odstąpić od zasady — rzekła zimno Helenka — nie mam bowiem zamiaru na teraz kupować więcej sukien.
— Niech pani chociaż będzie łaskawa obejrzeć. Przed godziną właśnie dwie świeżo wykończone przyniesiono z pracowni, jedna ozdobiona haftem maszynowym, zwanym mousse, druga sznelą.
I nie czekając odpowiedzi, podniosła zasłonę przyległego gabinetu, gdzie na manekinach wisiały dwie suknie wizytowe: jedna modnego koloru électrique, druga pigeon. Helenka spojrzała na nie i dawne nałogi znowu się w niej odezwały. Okiem znawczyni od góry do dołu przebiegła wszystkie fałdy, podpięcia i ozdoby, co widząc modniarka tak natarczywie zapraszała ją do wejścia, że nie chcąc być niegrzeczną, uczyniła zadość jej żądaniu.
„Nie obowiązuje mię51 to przecie do niczego” — rzekła do siebie, myśląc jednocześnie, że dobrze byłoby mieć obie te suknie tak eleganckie i modne, a nie nadto strojne, że w jednej z nich nawet mogłaby się ukazać na dzisiejszym wieczorze.
I ani się spostrzegła, jak się wdała w rozmowę o szczegółach, chwaląc jedne, krytykując drugie. Modniarka słuchała z rozjaśnioną twarzą.
— Wszystko to da się łatwo zmienić — rzekła nareszcie — zastosujemy się zupełnie do życzenia pani, zresztą...
— Przepraszam panią — przerwała Helenka spostrzegłszy, że zachowaniem się swoim mogła jej dać powód do takiego mniemania — żadnej z tych sukien nie mam zamiaru nabywać, bo jakkolwiek są ładne, ale... kolor mi się nie podoba.
Próżność jej wzięła w tej chwili nad nią górę; nie miała odwagi przyznać się, że tak wiele zależy jej na tym, żeby gotowe pieniądze52 odebrać. W duszy dziewczęcia odbywała się nieustanna walka szlachetnych instynktów z niskimi słabostkami. Był to ciągły przypływ i odpływ, na przemian to jednych, to drugich.
Modniarka przygryzła usta.
— Taak... a więc można by pani zrobić coś
Uwagi (0)