Darmowe ebooki » Powieść » Jaszczur - Honoré de Balzac (biblioteka publiczna online TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Jaszczur - Honoré de Balzac (biblioteka publiczna online TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 36
Idź do strony:
dobre wrażenie.

Wezwawszy na pomoc wszystkie moje wiadomości fizjologiczne i dawne studia nad kobietą, rozważałem szczegółowo przez cały wieczór tę niezwykłą osobę i jej zachowanie; wpół ukryty we framudze, szpiegowałem jej myśli, szukając ich w jej zachowaniu, śledząc wszystkie manewry gospodyni domu, która chodzi, krąży, przysiada, rozmawia, przyzywa jakiegoś mężczyznę, zadaje mu pytanie i słucha wsparta o odrzwia... Chód jej miał coś tak miękkiego, omdlałego, falowanie sukni było tak wdzięczne, ona cała budziła tak potężne pragnienie, że zacząłem mocno powątpiewać o jej cnocie. Jeżeli Fedora obca dziś była miłości, niegdyś musiała być bardzo namiętna. Wyrafinowanie rozkoszy malowało się wręcz w pozie, jaką przybierała, rozmawiając; opierała się zalotnie o drzwi, jak kobieta bliska upadku, ale zarazem gotowa do ucieczki, gdyby ją zatrwożyło żywsze spojrzenie. Z rękami miękko skrzyżowanymi, jak gdyby pijąc słowa, słuchając ich nawet spojrzeniem pełnym życzliwości, oddychała uczuciem, świeże i czerwone jej wargi odrzynały się od bardzo białej cery. Ciemne włosy jak gdyby podkreślały pomarańczowy kolor oczu cętkowanych żyłkami jak marmur florencki, których blask przydawał jeszcze wyrazu jej słowom. Wreszcie biust jej zdobny był w najpowabniejsze uroki. Rywalka zarzuciłaby może twardość gęstym brwiom zrośniętym na czole i zganiłaby niedostrzegalny puszek strojący owal twarzy. Wszędzie widziałem oddech namiętności. Miłość była wypisana na włoskich powiekach tej kobiety, na jej pięknych ramionach godnych milońskiej Wenery, w jej rysach, w jej dolnej wardze nieco wydatnej i lekko ocienionej. To była więcej niż kobieta, to był romans. Tak, ten przepych kobiecości, harmonijny całokształt linii, nadzieje, jakie te bujne kształty wróżyły namiętności, były złagodzone ciągłym panowaniem nad sobą, nadzwyczajną skromnością, które stanowiły sprzeczność z wyrazem całej osoby. Trzeba było obserwacji tak bystrej jak moja, aby w niej odkryć naturę stworzoną dla rozkoszy. Aby wyłożyć jaśniej moją myśl, były w Fedorze dwie kobiety, powyżej i poniżej pasa: jedna była zimna, jedynie głowa zdawała się zdolna do miłości; zanim zatrzymała oczy na mężczyźnie, przygotowywała spojrzenie, jak gdyby się działo coś tajemniczego w niej samej: rzekłbyś jakiś spazm tych tak błyszczących oczu. Słowem, albo moja wiedza była niedoskonała i miała jeszcze wiele tajemnic w świecie moralnym, albo też hrabina posiadała piękną duszę, a uczucia jej i ich promieniowanie dawały jej fizjognomii ten urok, który nas ujarzmia i czaruje, oddziaływanie na wskroś moralne i tym potężniejsze, iż spotyka się z sympatiami pragnienia. Wyszedłem zachwycony, porwany tą kobietą, upojony jej zbytkiem, drażniony we wszystkim, co moje serce miało szlachetnego, skażonego, dobrego, złego. Czując się tak wzruszonym, ożywionym, podnieconym, rozumiałem powab, który sprowadzał tam wszystkich tych artystów, dyplomatów, mężów stanu, tych finansistów o sercu wybitym blachą jak ich kasy: bez wątpienia szukali w niej owej wściekłej podniety, która napinała we mnie wszystkie siły mego jestestwa, smagała krew w najdrobniejszych żyłkach, drażniła najmniejszy nerw i tętniła w mózgu! Nie oddała się żadnemu, aby mieć wszystkich. Kobieta jest zalotna póty, póki nie kocha.

— Ba! — rzekłem do Rastignaca — może ją wydano albo sprzedano za mąż za jakiegoś starca i wspomnienie pierwszego małżeństwa zostawiło w niej wstręt do miłości.

Wróciłem pieszo z dzielnicy Saint-Honoré, gdzie mieszkała Fedora. Z jej pałacu na ulicę des Cordiers to prawie cały Paryż; droga wydała mi się krótka, mimo iż było zimno. Przystąpić do oblegania Fedory w zimie, ostrej zimie, gdy nie posiadałem ani trzydziestu franków, gdy oddalenie, które nas dzieliło było tak wielkie! Jedynie ubogi młodzieniec może wiedzieć, ile miłość pociąga wydatków na dorożki, rękawiczki, ubranie, bieliznę etc. Miłość, która jest nieco za długo platoniczną, staje się ruiną. Doprawdy, zdarza się w życiu studenckim materiał na Lauzuna, któremu niepodobna jest zbliżyć się do przedmiotu miłości mieszkającego na pierwszym piętrze! I jak mogłem ja, słaby, nikły, odziany skromnie, z bladą i wynędzniałą twarzą artysty świeżo po urodzeniu dzieła, walczyć z młodymi ludźmi pięknie uczesanymi, ładnymi, zręcznymi, w krawatach zdolnych przywieść do rozpaczy całą Kroację, bogatymi, zbrojnymi w powoziki i odzianymi w impertynencję.

— Ba! Fedora lub śmierć!... — wykrzyknąłem, mijając most. — Fedora to fortuna.

Piękny gotycki buduar i salon w stylu Ludwika XIV przewinęły mi się przed oczyma, ujrzałem hrabinę w białej sukni z obszernymi rękawami, jej wdzięczny chód i pokusy jej gorsu. Kiedym przybył na moje poddasze, gołe, zimne, zaniedbane jak peruka uczonego, otaczały mnie jeszcze obrazy zbytku Fedory. Kontrast ten był złym doradcą, zbrodnie muszą się rodzić w ten sposób. Przeklinałem wówczas, drżąc z wściekłości, moją skromną i uczciwą nędzę, moje płodne poddasze, gdzie wylęgło się tyle myśli. Zażądałem rachunku od Boga, od diabła, od społeczeństwa, od mego ojca, od całego świata za mój los, za moje nieszczęście; położyłem się zgłodniały, mamrocząc pocieszne przekleństwa, ale z mocnym postanowieniem zdobycia Fedory. To serce kobiece było ostatnim biletem na loterii mego losu.

Daruję ci pierwsze moje wizyty u Fedory, aby dojść do dramatu. Starając się trafić do duszy tej kobiety, próbowałem podbić jej umysł, znaleźć sprzymierzeńca w jej próżności. Pragnąc, aby mnie pokochała, dostarczyłem jej tysiąc przyczyn podziwiania samej siebie. Nigdy nie zostawiałem jej w stanie obojętności; kobiety chcą wzruszeń za wszelką cenę, dawałem je jej; raczej byłbym ją rozzłościł, niż żeby miała być przy mnie obojętna. Jeżeli zrazu, ożywiony niezłomną wolą i pragnieniem zdobycia jej miłości, zyskałem nad nią wielką przewagę, niebawem namiętność moja wzrosła, straciłem panowanie nad sobą, wpadłem w szczerość, zgubiłem się i zakochałem się na śmierć. Nie bardzo wiem, co my w poezji lub w rozmowie nazywamy miłością; ale tego uczucia, które się rozwinęło nagle w mojej podwójnej naturze, nie znalazłem odmalowanego nigdzie, ani w retorycznych i wyszukanych frazesach Jana Jakuba Rousseau, którego może zajmowałem mieszkanie, ani w chłodnych koncepcjach dwu wieków naszej literatury, ani w obrazach włoskich mistrzów. Jedynie widok jeziora Brienne, parę motywów Rossiniego, Madonna Murilla będąca w posiadaniu marszałka Soult, listy Marii Lescorabat, parę słów rozsypanych w zbiorze anegdot, ale zwłaszcza modlitwy mistyków i parę ustępów z naszych klechd, zdołały mnie przenieść w boskie regiony mej pierwszej miłości. Żaden język ludzki, żadne tłumaczenie myśli dokonane za pomocą barw, marmurów, słów albo dźwięków, nie zdołałyby oddać nerwu, prawdy, skończoności, nagłości uczucia rodzącego się w duszy! Tak! Kto mówi sztuka, mówi kłamstwo. Miłość przechodzi nieskończone przeobrażenia, zanim się splecie trwale z naszym życiem i zabarwi je na zawsze kolorem płomienia. Tajemnica tego niedostrzegalnego przenikania umyka się rozbiorowi artysty. Prawdziwa namiętność wyraża się za pomocą krzyków, westchnień, nudnych dla obojętnego człowieka. Trzeba szczerze kochać, aby współdźwięczeć z wykrzykami Lowelasa, gdy się czyta Klaryssę Harlowe. Miłość jest to naturalne źródło, płynące zrazu łożyskiem z mchu, kwiatów i żwiru; później jako strumień, później jako rzeka, zmienia charakter swój i postać z każdą falą i wpada do niezmierzonego oceanu, w którym miałkie dusze widzą monotonię, a w którym wielkie dusze topią się w wiekuistej zadumie.

Jak ważyć się opisać te przejściowe odcienie uczucia, te drobnostki mające taką wartość, te słowa, których akcent wyczerpuje skarby mowy, te spojrzenia płodniejsze niż najbogatsze poematy? W każdej z mistycznych scen wówczas, gdy zakochujemy się nieznacznie w kobiecie, otwiera się otchłań zdolna pomieścić wszystkie ludzkie poezje. Och! I jakże moglibyśmy oddać w słowie żywe i tajemnicze drgnienia duszy, skoro nam brak wyrazów dla odmalowania widzialnych tajemnic piękności? Cóż za urzeczenie! Ileż godzin spędziłem zatopiony w niewysłowionej ekstazie, pochłonięty widzeniem jej! Czułem się szczęśliwy; czym? — nie wiem. W tych chwilach, jeżeli twarz jej była zalana światłem, spełniało się jakieś zjawisko, które dobywało z niej blask; niedostrzegalny puszek złocący cienką i delikatną skórę rysował miękko kontury, z wdziękiem, który podziwiamy w odległych liniach horyzontu, kiedy się gubi w słońcu. Zdawałoby się, że jasność dnia pieści ją, stapiając się z nią w jedno, lub też że z promiennej jej twarzy wydziela się światło żywsze niż samo światło; to znów cień, spływając po tej słodkiej twarzy, barwił ją zmieniając odcienie jej wyrazu. Często jak gdyby jakaś myśl malowała się na jej marmurowym czole; oko ciemniało, powieki drgały, rysy falowały poruszane uśmiechem; inteligentny koral jej warg ożywiał się, zwijał, rozwijał; odblask włosów rzucał ciemne tony na jej świeże skronie; a każda z tych zmian mówiła. Chciałem czytać uczucie, nadzieję we wszystkich tych fazach jej twarzy. Te nieme rozmowy przechodziły z duszy w duszę jak dźwięk w echo, dając mi ulotne radości, które zostawiały głębokie wrażenie. Głos jej wprawiał mnie w jakieś szaleństwo, które zaledwie mogłem zdławić. Za przykładem nie wiem już którego księcia Lotaryngii, mógłbym nie czuć gorejącego węgla w dłoni w czasie, gdy ona przesuwałaby swoje drażniące palce w moich włosach. To już nie był zachwyt, pragnienie, ale urok, fatalność. Często, wróciwszy na swoje poddasze, widziałem mglisto Fedorę, jej dom i uczestniczyłem poniekąd w jej życiu; jeżeli ona cierpiała, i ja cierpiałem, i mówiłem jej nazajutrz:

— Pani cierpiała!

Ileż razy przyszła w ciszy nocnej, wywołana potęgą mego zachwycenia! To szybka jak promień światła, wytrącała mi pióro, płoszyła naukę i pracę, które umykały zrozpaczone; kazała mi się podziwiać, przybierając kuszącą pozę, w której widziałem ją niedawno. To znów ja szedłem naprzeciw niej w świat zjaw i pozdrawiałem ją jak nadzieję, prosząc, aby mi dała słyszeć swój srebrny głos; po czym budziłem się, płacząc. Jednego dnia, przyrzekłszy pójść ze mną do teatru, nagle pod wpływem kaprysu zmieniła zamiar i prosiła, abym zostawił ją samą. Zrozpaczony tym zawodem, który mnie kosztował dzień pracy i — mamż powiedzieć? — mego ostatniego talara, udałem się tam, gdzie ona miała być ze mną, chcąc ujrzeć sztukę, którą ona pragnęła widzieć. Ledwie zająłem miejsce, uczułem w sercu jakby wstrząśnienie elektryczne. Jakiś głos powiedział mi: „Ona tu jest!”. Odwracam się, widzę hrabinę w parterowej loży, ukrytą w głębi, w cieniu. Spojrzenie moje nie zawahało się, oczy znalazły ją natychmiast z bajeczną jasnością widzenia, dusza moja poleciała ku jej życiu jak owad leci ku swemu kwiatowi. Skąd zmysły moje dowiedziały się o tym? Istnieją owe tajemnicze drgania, które mogą zdziwić ludzi powierzchownych, ale te oddziaływania naszej wewnętrznej natury są równie proste jak codzienne zjawiska naszego zewnętrznego wzroku; toteż nie uczułem zdziwienia, ale przykrość. Moje studia nad naszą siłą moralną, tak mało znaną, zdały się bodaj na to, aby mi pozwolić odnaleźć w mej namiętności żywe dowody mego systemu. To skojarzenie uczonego i kochanka, istnego bałwochwalstwa oraz miłości nauki, miało coś bardzo osobliwego. Nauka była często rada z tego, co doprowadzało kochanka do rozpaczy; kiedy zaś ów czuł się bliskim tryumfu, z radością odtrącał precz od siebie naukę. Fedora dostrzegła mnie i spoważniała; krępowałam ją. Po pierwszym akcie złożyłem jej wizytę; była sama, zostałem. Mimo że nie mówiliśmy nigdy dotąd o miłości, przeczułem wyjaśnienie. Nie odsłoniłem jej jeszcze mego sekretu, a mimo to istniało między nami jakby jakieś oczekiwanie: ona zwierzała mi swoje projekty zabaw i pytała mnie w wilię, z odcieniem przyjaznego niepokoju, czy przyjdę nazajutrz; radziła się mnie spojrzeniem, kiedy powiedziała coś dowcipnego, jak gdyby chciała się podobać wyłącznie mnie; kiedym ja się dąsał, stawała się przymilna; kiedy ona się gniewała, miałem prawo spytać o powód; jeżeli coś przewiniłem, kazała się długo błagać o przebaczenie. Sprzeczki te, w których zasmakowaliśmy oboje, oddychały miłością. Rozwijała w nich tyle wdzięku i zalotności, a ja znajdowałem w nich tyle szczęścia! W tej chwili zażyłość nasza przerwała się zupełnie, znaleźliśmy się naprzeciw siebie jak dwoje obcych. Hrabina była lodowata, ja przeczuwałem nieszczęście.

— Niech pan będzie tak dobry mnie odwieźć — rzekła po przedstawieniu.

Czas odmienił się nagle. Skorośmy wyszli z teatru, padał śnieg z deszczem. Powóz Fedory nie mógł dotrzeć do samej bramy. Widząc dobrze ubraną kobietę, zmuszoną przejść przez szerokość bulwaru, posługacz rozpiął nad nami parasol; skorośmy wsiedli, zażądał zapłaty za swoją usługę. Nie miałem nic, w tej chwili byłbym sprzedał dziesięć lat życia, aby mieć dwa su. Wszystko, co składa człowieka i jego tysiąc próżności skręciło się we mnie od piekielnego bólu. Rzekłem: „Nie mam drobnych, mój przyjacielu!”, a słowa te zabrzmiały twardo, niecierpliwie; i wyrzekłem je ja, brat tego człowieka, ja, który znałem tak dobrze nieszczęście! Ja, który niegdyś oddałem tak łatwo siedemset tysięcy franków! Lokaj odepchnął biedaka i konie ruszyły z kopyta. Po drodze Fedora, roztargniona lub udająca zamyślenie, odpowiadała wzgardliwymi monosylabami na moje pytania. Zamilkłem. Była to straszna chwila. Znalazłszy się u niej, siedliśmy przy kominku. Skoro lokaj oddalił się, poprawiwszy ogień, hrabina zwróciła się do mnie z zagadkowym wyrazem twarzy i rzekła poważnie:

— Od chwili mego powrotu do Francji majątek mój skusił niejednego młodego człowieka; słyszałam wyznania miłości, które mogły zadowolić mą dumę; spotkałam ludzi, których przywiązanie było tak szczere i głębokie, iż byliby mnie poślubili nawet jako biedną dziewczynę, jaką byłam niegdyś. Wreszcie, trzeba to panu wiedzieć, panie de Valentin, ofiarowano mi nowe bogactwa i nowe tytuły; ale trzeba panu także wiedzieć, że nigdy nie ujrzałam już na oczy tych, którzy byli na tyle nierozsądni, aby mi mówić o miłości. Gdyby mi pan był obojętny, nie udzieliłabym panu tej przestrogi, w której więcej mieści się przyjaźni niż dumy. Kobieta wystawia się na afront wówczas, gdy, przypuszczając, że jest kochana, broni się z góry przed tym zawsze pochlebnym uczuciem. Znam role Arsinoe, Araminty10, toteż oswoiłam się z odpowiedzią, jaką mogę usłyszeć w podobnych okolicznościach; ale dziś mam nadzieję, iż człowiek taki jak pan nie osądzi mnie źle za to, że ukazałam mu szczerze swą duszę.

Mówiła to z zimną krwią adwokata lub rejenta wykładającego klientom szczegóły procesu lub punkty kontraktu. Jasny i luby dźwięk jej głosu nie zdradzał najmniejszego wzruszenia; jedynie fizjonomia jej i wzięcie, zawsze

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 36
Idź do strony:

Darmowe książki «Jaszczur - Honoré de Balzac (biblioteka publiczna online TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz