Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖
Listy perskie to powieść epistolarna autorstwa Charlesa de Montesquieu. Składa się ze 161 listów wymienianych między Persami, Usbekiem i Riką, którzy podróżują po świecie, a ich bliskimi i przyjaciólmi pozostałymi w Persji.
Usbek i Rika to muzułmanie, a ich podróż wynika z chęci poznania świata. Gdy przez kilka lat mieszkają we Francji, próbują oswoić nowy styl życia, z którym przyszło im się zetknąć. Listy perskie w interesujący sposób ukazują różnice obyczajowe, kulturowe i społeczne między dwoma kulturami — muzułmańską i chrześcijańską. Powieść to dla autora doskonała okazja, by podkreślić różne wady obu społeczeństw.
Charles de Montesquieu, znany bardziej jako Monteskiusz, był jednym z najsłynniejszych autorów francuskiego oświecenia. Był również prawnikiem, filozofem i wolnomularzem. Zasłynął przede wszystkim z popularyzacji koncepcji trójpodziału władzy.
- Autor: Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
Paryż, 5 dnia księżyca Zilkade, 1718.
Alma mater paryska jest to starsza córka królów Francji i to dobrze starsza, ma bowiem więcej niż dziewięćset lat: toteż zdarza się jej bredzić.
Opowiadano mi, że wdała się ona niedawno w spór z kilkoma doktorami z okazji litery Q, którą chciała, aby wymawiano jak K. Spór rozgrzał się tak mocno, że ten i ów przypłacił go swym mieniem; aż parlament musiał wdać się w sprawę i położył koniec sprzeczce, zezwalając, uroczystym wyrokiem, wszystkim poddanym króla Francji wymawiać tę głoskę dowolnie. Piękny to był widok, jak dwa najczcigodniejsze ciała w Europie parały się losami głoski alfabetu!
Zdaje się, że głowy największych ludzi ścieśniają się, kiedy się zbiorą razem, i że, im więcej gdzie mędrców, tym mniej mądrości. Wielkie ciała tak się czepiają drobiazgów, form, że treść idzie zawsze na drugim miejscu. Słyszałem, że gdy raz król aragoński zgromadził stany Aragonii i Kastylii, pierwsze posiedzenia zeszły na sporze, w jakim języku będą się odbywać debaty. Dyskusja zaogniła się i Stany rozbiłyby się tysiąc razy, gdyby nie wymyślono środka polegającego na tym, że pytanie ma być po katalońsku, a odpowiedź po aragońsku.
Paryż, 25 dnia księżyca Zilhage, 1718.
Rola ładnej kobiety jest o wiele poważniejsza niż ludzie myślą. Nie sposób wyobrazić sobie coś bardziej serio, niż to, co się dzieje rano przy gotowalni, gdy piękna pani zasiądzie przed lustrem w otoczeniu służby. Generał armii nie więcej uwagi rozwija dla najwłaściwszego ustawienia skrzydła lub rezerwy, niż ona, gdy chodzi o dobre umieszczenie muszki, której mogłoby wcale nie być, ale po której spodziewa się sukcesu.
A cóż za wytężenia umysłu, ileż baczności trzeba, aby godzić pretensje dwóch rywali; aby obu wydać się neutralną, gdy dała do siebie prawa jednemu i drugiemu; cóż za kunszt w tym, aby łagodzić niezadowolenie, którego powodów sama im nastręcza!
Cóż za praca, układać i stopniować przyjemności, i uprzedzać wypadki które by je mogły zakłócić!
Ale najcięższa sprawa, to nie bawić się, ale udawać rozbawioną. Nudźcie ją, ile chcecie, przebaczy wam, byle ludzie myśleli, że się bawi.
Kilka dni temu, byłem na kolacyjce za miastem, urządzonej przez kilka pań. Po drodze powtarzały bezustannie: „Musimy, musimy się świetnie bawić”.
Okazało się, że towarzystwo było niezbyt dobrane, tym samym dość markotne. „Trzeba przyznać, rzekła jedna, że świetnie się bawimy; w całym Paryżu nie znalazłoby się tak wesołego kółka.” Ponieważ miałem minę coraz bardziej znudzoną, któraś trąciła mnie i rzekła: „I cóż? nie wesoło dzisiaj? — Szalenie, odparłem, ziewając; boję się, że pęknę ze śmiechu.” Przygnębienie wszelako zwyciężyło; co do mnie, po daremnych wysiłkach aby stłumić ziewanie, popadłem w letargiczny sen, który zakończył wszystkie me uciechy.
Paryż, 11 dnia księżyca Maharram, 1718.
Panowanie nieboszczyka króla było tak długie, że pod koniec zapomniano doszczętnie o początku. Dziś nastała moda, aby się zajmować jedynie wydarzeniami, jakie zaszły w jego dziecięctwie; czytuje się jedynie pamiętniki z tamtych czasów.
Oto mowa, jaką jeden z generałów miasta Paryża wygłosił na radzie wojennej; wyznaję, że niewiele z niej rozumiem.
„Panowie! Mimo że wojska nasze musiały cofnąć się ze stratą, sądzę, iż łatwo będzie to nagrodzić. Mam sześć zwrotek piosenki, gotowych do druku; jestem pewien, że znów przywrócę wszystko do równowagi. Wybrałem kilka ciętych kupletów, które, dobrze zaśpiewane, poruszą lud z pewnością. Podłożyłem je pod nutę, która dotąd miała zadziwiający skutek.
Jeśli to nie wystarczy, wypuścimy sztych, na którym będzie pokazany Mazarin80 na szubienicy.
Szczęściem dla nas, licho mówi po francusku; kaleczy język tak, że niepodobna, aby na tym karku nie skręcił. Cała rzecz, aby dobrze uwydatnić ludowi jego śmieszny cudzoziemski akcent. Przed kilku dniami złapaliśmy go na błędzie tak grubym, że wszystko za boki się brało. Mam nadzieję, iż nim upłynie tydzień imię Mazarina stanie się przydomkiem jucznego bydlęcia.
Od czasu naszej klęski piosenki nasze tak wzięły na ząb jego sekretne grzeszki, że aby nie stracić połowy popleczników, musiał odprawić wszystkich paziów.
Skrzepcie więc ducha, nabierzcie odwagi, i bądźcie pewni, że wygwiżdżemy go i wyśpiewamy tam, skąd przyszedł, za góry!”
Paryż, 4 dnia księżyca Chahban, 1718.
Podczas pobytu w Europie czytam dawnych i nowych historyków. Porównuję wszystkie czasy; bawi mnie patrzeć, jak przesuwają się przed mymi oczyma; zwłaszcza zatrzymuję się myślą przy owych wielkich przemianach, które sprawiły, że jeden wiek tak różny jest od drugiego, a ziemia tak niepodobna do siebie.
Nie zwróciłeś może uwagi na jedną rzecz, która wciąż wprawia mnie w zdumienie. W jaki sposób świat jest tak mało zaludniony w porównaniu do tego, jak był dawniej? W jaki sposób natura mogła stracić ową zdumiewającą pierwotną płodność? Czyżby to już starość? Czyżby już siły jej słabły?
Bawiłem rok we Włoszech, gdzie oglądałem szczątki dawnej Italii, niegdyś tak słynnej. Mimo że wszystko, co żyje mieszka w miastach, są one zupełnie puste i wyludnione. Rzekłbyś, istnieją jedynie po to, aby znaczyć miejsca owych potężnych grodów, o których tyle opowiada historia.
Niektórzy twierdzą, że sam Rzym mieścił niegdyś więcej ludu, niż go dzisiaj liczy całe wielkie królestwo. Niejeden obywatel rzymski posiadał po dziesięć, nawet dwadzieścia tysięcy niewolników, prócz tych którzy pracowali na wsi; że zaś liczono w mieście czterysta lub pięćset tysięcy obywateli, wyobraźnia wprost wzdraga się przed liczbą mieszkańców, którą trzeba by przyjąć.
Były niegdyś na Sycylii potężne królestwa i mnogie ludy, które później znikły: nic nie zostało godnego uwagi na tej wyspie, prócz wulkanów.
Grecja tak opustoszała, że nie zawiera ani setnej części dawnych mieszkańców.
Hiszpania, niegdyś tak ludna, jest dziś jeno gromadą niezamieszkałych wiosek; toż Francja niczym jest w porównaniu do dawnej Galii, o której mówi Cezar.
Północne kraje są bardzo przerzedzone; daleko im do tego, aby ludy musiały, jak niegdyś, dzielić się i wysyłać w świat, niby rój pszczół, kolonie i narody całe do nowych siedzib.
Polska i Turcja europejska są już prawie wyludnione.
W Ameryce nie naliczyłoby się ani pięćdziesiątej części ludzi, którzy tworzyli ogromne państwa.
Azja jest w nie lepszym stanie. Ta sama Azja Mniejsza, która mieściła tyle potężnych mocarstw i tak zadziwiającą mnogość wielkich miast, liczy ich dziś ledwie parę. Co się tyczy wielkiej Azji, część jej będąca we władaniu Turków zaludniona jest równie skąpo: co do owej, która jest pod panowaniem naszych królów, to jeśli się ją porówna z epoką jej rozkwitu, okaże się, że posiada jedynie cząstkę mieszkańców, stanowiących niezliczone rzesze za Kserksesów i Dariuszów.
Co się tyczy małych państewek dokoła tych wielkich królestw, są one dosłownie opustoszałe: tak jest z królestwem Irymety, Cyrkasji i Gurielu. Książęta tych państw, władający rozległymi krajami, liczą w nich ledwie do pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców.
Egipt też nie mniej od innych krajów podupadł.
Słowem, przebiegłem ziemię, i wszędzie znajduję jedynie szczątki: rzekłbyś, przeszły świeżo zarazy i głody.
Afryka była zawsze tak mało znana, że nie można o niej rozprawiać tak ściśle, jak o innych częściach świata; ale jeśli wziąć pod uwagę same wybrzeża morza Śródziemnego znane od niepamiętnych czasów, widzimy, że ta część świata niezmiernie upadła od czasu Kartagińczyków i Rzymian. Dziś książęta jej są tak słabi, że mocarstwa ich liczą się do najniklejszych w świecie.
Po obrachunku tak ścisłym, jak w ogóle jest możebny w tego rodzaju rzeczach, znalazłem, że istnieje na ziemi ledwo dziesiąta część dawnych mieszkańców. Zdumiewające jest, jak nasz glob wyludnia się z każdym dniem; jeśli tak pójdzie dalej, za dziesięć wieków ziemia będzie pustynią.
Oto, drogi Usbeku, najstraszliwsza katastrofa, jaka kiedy zdarzyła się w świecie. Ale ledwie ją zauważono, bo przyszła nieznacznie w ciągu wieków. Musi to być znamię jakiejś wewnętrznej skazy, ukrytej i tajemnej trucizny, niedokrewności trapiącej rodzaj ludzki.
Wenecja, 10 dnia księżyca Rhegeb, 1718.
Świat, drogi Rhedi, nie jest niedostępny skażeniu; ani niebo; astronomowie są naocznymi świadkami zmian, będących bardzo naturalnym następstwem powszechnego ruchu materii.
Ziemia podlega, jak inne planety, prawom ruchu; we wnętrzu jej toczy się wiekuista walka: morze i ląd są w nieustannej wojnie; każda chwila stwarza nowe kombinacje.
Ludzie, zamieszkujący budowlę tak podległą zmianom, są w stanie ciągłej niepewności: wchodzi tu w grę tysiąc przyczyn zdolnych ich wyniszczyć, a tym bardziej zmniejszyć lub pomnożyć ich liczbę.
Nie będę ci mówił o tych poszczególnych katastrofach, tak często spotykanych w dziejach, które zniszczyły całe miasta lub królestwa; istnieją i ogólne zaburzenia, które wielekroć przywiodły rodzaj ludzki na samą krawędź zguby.
Pełno jest w dziejach owych powszechnych zaraz i morów, które raz po raz trapiły świat. Powiadają między innymi o jednej tak gwałtownej81, że wypaliła nawet korzenie roślin i dała się odczuć w całym świecie aż po cesarstwo Chin: jeden stopień więcej wytępiłby może, w ciągu dnia, cały rodzaj ludzki.
Nie ma dwóch wieków, jak najsromotniejsza z chorób82 rzuciła się na Europę, Azję i Afrykę i sprawiła w krótkim czasie zadziwiające spustoszenia: koniec byłby z ludźmi, gdyby postępowała dalej z tąż samą furią. Toczeni chorobą od urodzenia, niezdolni udźwignąć ciężaru zadań społecznych, musieliby wyginąć nędzną śmiercią.
Cóż byłoby, gdyby jad okazał się nieco silniejszy! A stałoby się to z pewnością, gdyby, na szczęście, nie znaleziono nań równie potężnego lekarstwa.83 Może choroba ta, nawiedzając organy rozrodcze, byłaby podcięła i samo płodzenie.
Ale po co mówić o zniszczeniu, które mogło wytępić rodzaj ludzki? Czyż nie zdarzyło się to w istocie? Czyż potop nie sprowadził go do jednej rodziny?
Są filozofowie, którzy wyróżniają dwa akty stworzenia: świata i człowieka. Nie mogą pojąć, aby materia i rzeczy stworzone miały tylko sześć tysięcy lat; aby Bóg ociągał się całą wieczność ze swym dziełem i wczoraj dopiero zrobił użytek ze swej potęgi twórczej. Nie mógł czy nie chciał? Ale, jeśli nie mógł w pewnym czasie, nie mógłby i w innym. Zatem, — nie chciał. Ale ponieważ w Bogu nie ma kolejności, jeśli przypuścimy, że chciał coś raz, wówczas chciał tego zawsze i od prapoczątku.
Nie trzeba tedy liczyć lat istnienia świata: ilość piasku na dnie morza równie nie może być ich miarą, co jedna chwila.
Wszyscy historycy mówią wszelako o pierwszym ojcu: pokazują nam narodziny człowieka. Czyż nie jest naturalne mniemać, iż Adam ocalał z jakiejś powszechnej klęski, jak Noe z potopu, i że te wielkie zdarzenia powtarzały się na ziemi od stworzenia świata?
Nie każde dzieło zniszczenia jest gwałtowne. Widzimy, jak wiele części ziemi przykrzy sobie dostarczać ludziom pożywienia; cóż możemy wiedzieć, czy cała ziemia nie podlega jakiemuś powszechnemu, powolnemu i niedostrzegalnemu wyczerpaniu?
Rad byłem przedstawić ci te ogólne myśli, nim odpowiem szczegółowiej na twój list o zmniejszeniu się ludności, dokonywającym się od kilkunastu wieków. Wykażę ci, w następnym liście, że niezależnie od przyczyn fizycznych istnieją i powody moralne, które sprowadziły ten skutek.
Paryż, 684 dnia księżyca Chahban, 1718.
Szukasz racji, dla których ziemia mniej jest zaludniona niż dawniej! Jeśli się dobrze zastanowisz, ujrzysz, iż ta różnica jest następstwem zmian, które zaszły w obyczajach.
Od czasu jak religia chrześcijańska i mahometańska podzieliły między siebie świat rzymski, rzeczy bardzo się zmieniły: obie te religie okazały się znacznie mniej sprzyjające rozmnażaniu się gatunku, niż religia poprzednich władców świata.
W religii Rzymian wielożeństwo było wzbronione; w tym była ona wyższa od mahometańskiej: rozwód był dozwolony, co dawało jej nie mniejszą przewagę nad religią chrześcijańską.
Nie widzę nic sprzeczniejszego niż ta mnogość kobiet dozwolona przez święty Alkoran85, przy równoczesnym nakazie zadowolenia ich, zawartym w tej samej księdze. „Nawiedzajcie wasze żony, mówi prorok, gdyż jesteście im potrzebni jak odzież i one wam są potrzebne jak odzież.” Przepis ten czyni życie prawego muzułmanina bardzo pracowitym! Człowiek, który ma cztery żony ustanowione przez prawo, i bodaj tyleż konkubin lub niewolnic, czy nie musi czuć się czasem przytłoczony nadmiarem odzieży?
„Żony wasze to wasza rola, powiada jeszcze prorok; pracujcie na waszej roli; czyńcie to dla waszych dusz, a odnajdziecie je kiedyś.”
Patrzę na dobrego muzułmanina jako na atletę skazanego na walkę bez wytchnienia, który, rychło osłabły i znużony, omdlewa na polu zwycięstw i spoczywa, że tak rzekę, pod brzemieniem własnych tryumfów.
Natura działa zawsze powoli, z niejaką oszczędnością: postępowanie jej nie jest nigdy gwałtowne. Nawet w swej pracy twórczej, żąda ona umiarkowania: posuwa się z miarą i rytmem. Jeśli ją naglić, popada niebawem w omdlałość; całą moc, jaka jej pozostaje, zużywa na to, aby istnieć, traci zaś zdolność twórczą i siłę płodzenia.
Owa mnogość kobiet
Uwagi (0)