Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖
Listy perskie to powieść epistolarna autorstwa Charlesa de Montesquieu. Składa się ze 161 listów wymienianych między Persami, Usbekiem i Riką, którzy podróżują po świecie, a ich bliskimi i przyjaciólmi pozostałymi w Persji.
Usbek i Rika to muzułmanie, a ich podróż wynika z chęci poznania świata. Gdy przez kilka lat mieszkają we Francji, próbują oswoić nowy styl życia, z którym przyszło im się zetknąć. Listy perskie w interesujący sposób ukazują różnice obyczajowe, kulturowe i społeczne między dwoma kulturami — muzułmańską i chrześcijańską. Powieść to dla autora doskonała okazja, by podkreślić różne wady obu społeczeństw.
Charles de Montesquieu, znany bardziej jako Monteskiusz, był jednym z najsłynniejszych autorów francuskiego oświecenia. Był również prawnikiem, filozofem i wolnomularzem. Zasłynął przede wszystkim z popularyzacji koncepcji trójpodziału władzy.
- Autor: Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
Ale ponieważ bywają lata, w których polowanie i połów dają bardzo mało, mieszkańcy cierpią częste głody; nie licząc, iż nie ma kraju tak obfitego w rybę i zwierzynę, aby starczył na wyżywienie wielkiego narodu, ile że zwierzęta stronią zawsze od miejsc zbyt ludnych.
Poza tym osady dzikich, liczące po dwieście do trzystu mieszkańców, oddalone od siebie, obce sobie interesami niby odrębne cesarstwa, nie mogą się utrzymać, ponieważ nie mają środków wielkich państw, których wszystkie członki współdziałają i wspomagają się wzajem.
Jest u dzikich inny obyczaj, nie mniej zgubny: to okrutny nałóg ronienia, jaki widzimy u kobiet, lękających się, aby ciąża nie pozbawiła ich uroku w oczach mężów.
Ustanowiono straszliwe prawa przeciw temu nadużyciu, dochodzą one do ostatecznego okrucieństwa. Dziewczyna, która nie oznajmi ciąży przed urzędnikiem, karana jest — o ile płód jej zginie — śmiercią; wstyd ani srom, ani nawet nieszczęśliwy wypadek, nic jej nie usprawiedliwia.
Paryż, 9 dnia księżyca Rhamazan, 1718.
Zwykłym następstwem kolonizacji jest, że osłabia kraj, z którego czerpie materiał, nie zaludniając tego, do którego go kieruje.
Trzeba ludziom trwać tam, gdzie się urodzili; są choroby pochodzące stąd, że zmienia się dobre powietrze na złe; inne pochodzą stąd, że w ogóle się je zmienia.
Powietrze, jak i rośliny, nasyca się cząsteczkami ziemi danego kraju. Oddziaływa ono na nas tak bardzo, iż natura nasza kształtuje się pod jego wpływem. Kiedy przeniesiemy się w inny kraj, chorujemy. Soki nasze przyzwyczaiły się do pewnej konsystencji, tkanki do pewnego ciśnienia, ustrój do pewnego ruchu, tak iż nie mogą znieść innych i opierają się nowym warunkom.
Kiedy kraj się wyludnia, jest to znak jakiejś skazy gruntu lub klimatu: wyrywając zatem ludzi spod szczęśliwego nieba, aby ich wysłać do takiego kraju, czynimy coś wręcz odmiennego, niż mieliśmy zamiar.
Rzymianie wiedzieli to z doświadczenia: wysyłali zbrodniarzy do Sardynii i przesiedlali tam Żydów. Trzeba się było pogodzić z ich stratą; wzgarda dla tych nieszczęśników pozwalała im to przeboleć dość łatwo.
Wielki Shah-Abbas90, chcąc odjąć Turkom możność utrzymywania wielkich armii na granicach, przesiedlił prawie wszystkich Armeńczyków i wyprawił więcej niż dwadzieścia tysięcy rodzin do Gulian, gdzie niebawem wyginęły prawie wszystkie.
Wszystkie przesiedlania ludów podjęte w Konstantynopolu okazały się daremne.
Zdumiewająca liczba Murzynów, o których mówiliśmy wprzódy, nie zdołała zaludnić Ameryki.
Od czasu wytępienia Żydów za Adriana, Palestyna została bezludna.
Trzeba zatem uznać, że wielkie spustoszenia są niemal bez ratunku, naród bowiem tak okaleczały trwa w tym martwym punkcie; a jeśli przypadkiem wróci do sił, trzeba na to wieków.
Niech do takiego wycieńczenia dołączy się najdrobniejsza okoliczność z tych, o których wspomniałem, a naród nie tylko nie odrodzi się, ale będzie zanikał z każdym dniem i szedł ku zagładzie.
Wygnanie Maurów z Hiszpanii wciąż daje się odczuwać; próżnia nie tylko się nie wypełnia, ale z każdym dniem rośnie. Od czasu spustoszenia Ameryki Hiszpanie, którzy zajęli miejsce dawnych mieszkańców, nie zdołali jej zaludnić; przeciwnie przez jakąś fatalność, którą raczej nazwałbym sprawiedliwością bożą, niszczyciele niszczeją sami i topnieją z każdym dniem.
Władcy nie powinni tedy myśleć o kolonizowania wielkich krajów. Nie powiadam, aby się to nie udało czasem; zdarzają się klimaty tak szczęśliwe, iż rodzaj ludzki mnoży się w nich zawsze; świadectwem owe wyspy, zaludnione przez garstkę chorych, których wysadzono tam z okrętu i którzy natychmiast odzyskali zdrowie.
Ale gdyby nawet te kolonie się udały, wówczas, miast pomnożyć potęgę, rozdrobniłyby ją tylko; chyba że byłyby bardzo szczupłe, np. te, które się zakłada dla celów handlowych.
Kartagińczycy, tak samo jak Hiszpanie, odkryli Amerykę, lub przynajmniej wielkie wyspy, na których uprawiali handel zdumiewająco żywy, ale kiedy ujrzeli, iż ludność rodzinnego kraju maleje, mądra rzeczpospolita zabroniła poddanym tych wypraw.
Śmiem wręcz powiedzieć: miast wyprawiać Hiszpanów do Indii91, trzeba by ściągnąć raczej Indian i Metysów do Hiszpanii; trzeba by wrócić tej monarchii jej rozproszone ludy. Gdyby połowę tylko tych kolonii dało się utrzymać, Hiszpania stałaby się najgroźniejszą potęgą Europy.
Można przyrównać państwa drzewu, którego konary, zbyt rozległe, wyciągają cały sok z pnia, jako owoc zaś dają jedynie cień.
Nie ma nic sposobniejszego, aby wyleczyć książąt z szału dalekich zdobyczy, niż przykład Portugalczyków i Hiszpanów.
Te dwa narody, zdobywszy z niepojętą szybkością niezmierzone królestwa, bardziej zaskoczone własnym zwycięstwem, niż pokonane ludy były zaskoczone swą klęską, zaczęły myśleć o zachowaniu zdobyczy i obrały do tego celu rozmaite drogi.
Hiszpanie, straciwszy nadzieję wierności podbitych ludów, postanowili wytępić je i wysłać z Hiszpanii wierne ludy na ich miejsce. Nigdy tak straszliwego zamiaru nie wykonano z większą dokładnością. Naród tak liczny, jak wszystkie ludy Europy razem, zniknął z ziemi za przybyciem tych barbarzyńców, którzy odkrywając Indie, jak gdyby troszczyli się tylko o to, aby ludziom pokazać ostatni szczebel okrucieństwa.
Przez to barbarzyństwo zachowali ów kraj pod swym panowaniem. Osądź, jak zgubne są podboje, skoro wydają takie skutki; ostatecznie bowiem to potworne lekarstwo było jedyne. Jak zdołaliby utrzymać tyle milionów ludzi w posłuszeństwie? Jak podołać wojnie domowej z tak daleka? Co by się z nimi stało, gdyby dali tym ludom czas na ochłonięcie z podziwu, jakim zdjął je widok tych nowych bogów, i gdyby im pozwolili ocknąć się z lęku przed ich piorunami?
Co się tyczy Portugalczyków, obrali oni wręcz przeciwną drogę. Nie uciekli się do okrucieństwa; toteż niebawem wypędzono ich. Holendrzy wsparli powstanie ludów i skorzystali na tym. Któryż władca mógłby zazdrościć tym zdobywcom? Któż chciałby zdobyczy pod tymi warunkami? Jednych wypędzono z odkrytych ziem bardzo rychło; drudzy uczynili z nich pustynie, jak również uczynili pustynię i z własnego kraju. Taki jest los bohaterów: trzeba się im wypruwać z sił dla podbicia krajów, które wnet potem tracą, albo ujarzmiać ludy, które muszą sami wytępić. Tak ów szaleniec rujnował się na zakupywanie posągów, które wrzucał do morza, i luster, które rozbijał w kawałki.
Paryż, 18 dnia księżyca Rhamazan, 1718.
Łagodność rządu nadzwyczaj sprzyja rozmnażaniu się gatunku. Republiki są tego stałym dowodem; zwłaszcza Szwajcaria i Holandia, dwa najlichsze kraje Europy, jeśli zważyć naturę gruntu, najliczniej wszelako zaludnione.
Nic bardziej nie ściąga cudzoziemców, niż wolność i zamożność idąca zawsze w ślad wolności. Pierwsza wabi sama przez się; potrzeby zaś nasze wiodą nas w kraje, gdzie istnieje druga.
Ród ludzki mnoży się w kraju, gdzie dostatek zaopatruje dzieci, nie ujmując ojcom.
Równość obywateli, wytwarzająca równość w rozdziale mienia, wnosi dobrobyt i życie we wszystkie części ustroju i rozlewa je wszędzie.
Nie tak jest w krajach, gdzie panuje nieograniczona władza: monarcha, dworacy i garstka postronnych posiadają wszystkie bogactwa, gdy inni jęczą w ubóstwie.
Jeśli człowiek cierpi niedostatek i czuje, że dzieci jego byłyby jeszcze nędzniejsze, nie żeni się; albo, jeśli się ożeni, strzeże się mieć wielką liczbę dzieci, które mogłyby do reszty pogorszyć jego położenie i osunęłyby się niżej ojca.
Przyznaję, że robotnik lub wieśniak, gdy raz się ożeni, będzie płodził, bez względu na to, czy jest bogaty czy ubogi. Ten wzgląd go nie trapi; ma zawsze pewne dziedzictwo do przekazania dzieciom, to jest swoją motykę; nic nie przeszkadza mu iść ślepo za głosem natury.
Ale na co zda się państwu ta mnogość dzieci, które usychają w nędzy? Giną prawie wszystkie, w miarę jak przychodzą na świat: nie chowają się zdrowo nigdy. Przyszedłszy na świat słabe i wątłe, mrą pojedynczo na tysiące sposobów, ryczałtem zmiatają je zaś na gminne choroby, które nędza i złe odżywienie sprowadzają z sobą. Te, które ujdą cało, dochodzą wieku męskiego, ale nie dochodzą męskich sił i kwękają całe życie.
Ludzie są jak rośliny, które nigdy nie wschodzą szczęśliwie bez odpowiedniej uprawy: u ludzi żartych nędzą, gatunek podupada, niekiedy wprost wyradza się.
Francja może służyć za przykład tej prawdy. W czasie ubiegłych wojen obawa, w jakiej żyła cała młodzież, iż powołają ją do milicji, kazała jej się żenić, zbyt wcześnie i w nędzy. Tyle małżeństw musiało wydać liczne dzieci, po których wszelako nie zostało prawie śladu, gdyż nędza, głód i choroby rychło zmiotły je ze świata.
Jeśli pod niebem tak szczęśliwym, w królestwie tak cywilizowanym, jak Francja, czynimy podobne spostrzeżenia, cóż będzie dopiero w innych państwach?
Paryż, 23 dnia księżyca Rhamazan, 1718.
Na cóż nam się zdadzą posty imaumów i włosienice mollachów? Ręka Boga po dwakroć spadła na dzieci Zakonu. Słonce zaćmiło się i oświeca tylko ich klęski, wojska ich gromadzą się i rozpraszają na kształt pyłu!
Cesarstwo Osmanów uległo wstrząśnieniu od dwu największych ciosów, jakich kiedykolwiek doznało92. Mufti chrześcijański podtrzymuje je jedynie z trudem. Wielki Wezyr niemiecki93 jest biczem bożym, posłanym, aby karać wyznawców Omara; niesie pomstę nieba, rozgniewanego ich buntem i przewrotnością.
Święty duchu imaumów, płaczesz dniem i nocą nad dziećmi proroka, których obmierzły Omar sprowadził z prawej drogi; wnętrzności twoje ściskają się na widok ich nieszczęść, pragniesz ich nawrócenia, nie zagłady. Chciałbyś ich widzieć zgromadzonych pod sztandarem Halego przez łzy świętych, nie zaś rozproszonych po górach i pustyniach grozą oręża niewiernych.
Paryż, pierwszego dnia księżyca Chalwal, 1718.
Co może być za pobudka tej bezmiernej szczodrobliwości, jaką książęta okazują dworakom? Czy chcą ich przywiązać? Toć są już im oddani, jak tylko być mogą. Zresztą, jeśli przywiążą do siebie kilku poddanych, kupując ich, muszą z tej samej racji tracić mnóstwo innych, których ubożą.
Kiedy myślę o położeniu władców, zawsze otoczonych ludźmi chciwymi i nienasyconymi, mogę ich tylko żałować; żałuję ich jeszcze więcej, kiedy nie mają siły oprzeć się prośbom, zawsze zaspokajanym na koszt tych, którzy nie proszą o nic.
Ilekroć słyszę o tych hojnościach, łaskach i pensjach monarszych, przychodzi mi do głowy tysiąc rzeczy. Ciżba myśli lęgnie mi się w głowie; mam wrażenie, że słyszę, jak ktoś ogłasza publicznie taki nakaz:
„Wobec tego, że niestrudzona wytrwałość kilku poddanych w dopraszaniu się o pensje doświadczała bez wytchnienia naszej monarszej wspaniałomyślności, ustąpiliśmy wreszcie mnogości żądań, które nam przedkładali, które dotąd stanowiły największą troskę naszego berła. Przedstawili nam, że od czasu włożenia przez nas korony byli zawsze przy nas, gdyśmy wstawali z łóżka; że przechodząc, spotykaliśmy ich zawsze w drodze, nieruchomych jak słupy graniczne, i że usilnie wspinali się ponad ramiona wyższych wzrostem, aby oglądać Naszą Dostojność. Otrzymaliśmy również liczne podania osób należących do płci pięknej, które błagały nas, abyśmy wzięli pod uwagę, jako fakt niezbity i stwierdzony, iż utrzymanie ich połączone jest ze znacznym kosztem. Niektóre nawet, bardzo wiekowe, prosiły trzęsąc sędziwą głową, abyśmy zważyli, iż były one ozdobą dworu naszych królewskich poprzedników; i że, jeśli generałowie nasi uczynili państwo potężnym przez czyny wojskowe, one, w nie mniejszym stopniu, przyczyniły się do sławy dworu przez swoje intrygi. Za czym, pragnąc okazać suplikantom naszą łaskawość i wysłuchać wszystkich żądań, postanowiliśmy co następuje:
Iż każdy rolnik, mający pięcioro dzieci, odetnie co dzień piątą część chleba, który między nie rozdziela. Zaleca się ojcom rodziny, aby ubytkiem tym obciążyli każde z dzieci w sposób możliwie najsprawiedliwszy.
Zakasujemy wyraźnie wszystkim, którzy krzątają się około uprawy swego kawałka roli lub też mają powierzone sobie ziemie w postaci dzierżawy, czynić w nie jakichkolwiek wkładów.
Wszystkim, którzy wykonują jakoweś niskie rzemiosło i którzy nigdy nie byli obecni przy wstawaniu z łóżka Naszego Majestatu, nakazujemy, aby nie kupowali odzieży sobie, swoim żonom i dzieciom częściej niż co cztery lata. Zabraniamy im, prócz tego, bardzo surowo niewinnych uciech, jakie mieli zwyczaj wyprawiać w rodzinie w uroczystsze święta.
Ponieważ doszło naszej wiadomości, iż większość mieszkańców zaprząta się gorliwie wyposażeniem córek, które nie zasłużyły się państwu niczym innym, jak tylko smutną i nudną cnotą, nakazujemy, aby się wstrzymali z wydaniem ich za mąż aż do czasu, w którym doszedłszy wieku określonego ustawą, one zniewolą ich do tego prawem. Zabraniamy urzędnikom łożyć na wychowanie dzieci...”
Paryż, pierwszego dnia księżyca Chalwal, 1718.
W wielkim kłopocie znajdują się wszystkie religie, kiedy chodzi o to, aby dać pojęcie o przyszłych rozkoszach ludzi, którzy poczciwie żyli. Łatwo jest przestraszyć złych szeregiem kar które im grożą: ale ludziom cnotliwym nie wiadomo, co przyrzekać. Zdaje się, że w naturze rozkoszy leży, aby były krótkotrwałe; wyobraźnia z trudem może sobie wyroić inne.
Spotykałem opisy raju, zdolne odstraszyć wszystkich rozsądnych ludzi. Jedni każą szczęśliwym cieniom grać wciąż na flecie; drudzy skazują je na męczarnię nieustającej przechadzki, — inni wreszcie, którzy każą im w niebie marzyć o kochankach tutejszego padołu, nie zgadują, że sto milionów lat jest to przeciąg czasu wystarczający, aby odjąć smak tym miłosnym niepokojom.
Przypominam sobie opowieść, słyszaną z ust człowieka, który bywał w kraju Mogoła; wskazuje ona, że kapłani indyjscy nie mniej od innych jałowi są w rojeniach swoich o rozkoszach raju.
„Pewna kobieta, która postradała męża,
Uwagi (0)