Darmowe ebooki » Powiastka filozoficzna » Zadig czyli Los - Voltaire (Wolter) (interaktywna biblioteka TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Zadig czyli Los - Voltaire (Wolter) (interaktywna biblioteka TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Voltaire (Wolter)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:
przyjaźni.

Zadig orzekł:

— Czy jesteś ojcem, czy nie, ty zaślubisz matkę.

Zanoszono codziennie do dworu skargi na itymaduleta Medii, imieniem Irax. Był to wielki pan, nie najgorszy z natury, ale zepsuty próżnością i rozkoszą. Rzadko cierpiał, aby ktoś doń mówił, a nigdy, aby mu się sprzeciwiał. Paw nie jest bardziej próżny, gołąb bardziej lubieżny, żółw bardziej leniwy od niego; żył jedynie fałszywą chlubą i fałszywymi rozkoszami. Zadig postanowił go poprawić. Posłał mu, imieniem króla, kapelmistrza z tuzinem śpiewaków i dwoma tuzinami grajków, marszałka dworu z sześcioma kucharzami i czterema szambelanami, z poleceniem, aby go nie opuszczali na krok. Rozkaz króla określał przy tym ściśle porządek etykiety, jaką miano zachować; a oto jej obraz:

Pierwszego dnia, z chwilą gdy pogrążony w rozkoszach Irax się obudził, wszedł kapelmistrz na czele śpiewaków i grajków. Wykonano kantatę, która trwała dwie godziny, co trzy minuty zaś powtarzała się następująca przyśpiewka:

Cóż za wdzięk, co za prezencja! 
Ileż uroków posiada! 
Ach, jak Jego Ekscelencja 
Musi być ze siebie rada! 
 

Po kantacie szambelan wygłaszał przemowę trwającą trzy kwadranse, w której wychwalał go pilnie za wszystkie zalety, których mu właśnie zbywało. Następnie przy dźwięku instrumentów prowadzono Iraxa do stołu. Obiad trwał trzy godziny. Z chwilą gdy otwierał usta, aby przemówić, pierwszy szambelan oznajmiał:

— Będzie miał słuszność.

Ledwie wymówił pierwsze słowa, drugi szambelan wołał:

— Ma słuszność!

Dwaj inni szambelanowie wybuchali głośnym śmiechem przy dowcipach, które Irax powiedział lub zamierzał powiedzieć. Po obiedzie powtórzono kantatę.

Pierwszy dzień wydał się Iraxowi rozkoszny; rozumiał, iż król królów uczcił go wreszcie wedle zasługi. Drugi wydał mu się mniej przyjemny, trzeci nużący, czwarty nie do zniesienia, piąty był męką; wreszcie, znękany ciągłym słuchaniem śpiewu:

Ach, jak Jego Ekscelencja 
Musi być ze siebie rada! 
 

ciągłym powtarzaniem, że ma słuszność, i oracją, jaką go raczono co dzień o tej samej porze, napisał do króla błagając, aby raczył odwołać szambelanów, grajków, ochmistrzów; przyrzekł być odtąd mniej próżnym i wymuszonym; mniej dawał się okadzać, żył z mniejszą pompą, a był szczęśliwszy; bowiem, jak powiada Sadder29, ciągła przyjemność przestaje być przyjemnością.

VII. Dysputy i audiencje

W ten to sposób Zadig objawiał co dzień subtelność dowcipu i dobroć duszy; podziwiano go, a mimo to kochano. Uchodził za najszczęśliwszego wśród ludzi; całe cesarstwo rozbrzmiewało jego imieniem; kobiety spoglądały nań tkliwie; obywatele sławili jego sprawiedliwość; uczeni patrzyli nań jak na wyrocznię; kapłani nawet przyznawali, iż wiedzą przewyższa archimaga Yebora. Nikomu by w myśli nie postało wytaczać mu proces o gryfy; wierzono jedynie w to, co jemu się zdało wiarygodnym.

Toczyła się wówczas w Babilonie wielka sprzeczka, która trwała od tysiąca i pięciuset lat i dzieliła państwo na dwie zajadłe sekty. Jedna twierdziła, że nie należy wchodzić do świątyni Mitry inaczej jak tylko lewą nogą; druga żywiła wstręt do tego obyczaju i wchodziła zawsze nogą prawą. Czekano na dzień uroczystego święta Ognia, aby poznać, która sekta znajdzie łaskę w oczach Zadiga. Świat cały skierował oczy na jego nogi; całe miasto żyło we wzruszeniu i niepewności. Zadig wszedł do świątyni skacząc równymi nogami; następnie zaś w wymownym przemówieniu dowiódł, że Bóg nieba i ziemi, który we wszystkim zachowuje bezstronność, nie więcej podoba sobie w nodze lewej niż w prawej. Zawistnik i żona jego twierdzili, że w przemówieniu jego nie dość było figur retorycznych i że nie dosyć poruszył ziemię i niebo.

— Suche to, bez talentu — mówili — nie ma w jego przemówieniach ani rozstępującego się morza, ani spadających gwiazd, ani słońca topiącego się jak wosk; to nie jest klasyczny styl Wschodu.

Zadig zadowalał się stylem zdrowego rozumu. Wszyscy oświadczyli się za nim nie dlatego, że miał słuszność, nie dlatego, że był roztropny, że był godny kochania, ale dlatego, że był pierwszym wezyrem.

Równie szczęśliwie zakończył proces między białymi i czarnymi magami. Biali twierdzili, iż bezbożnością jest obracać się przy modlitwie ku wschodowi; czarni upewniali, iż Bóg ma w obrzydzeniu modły ludzi, którzy się obracają ku zachodowi. Zadig rozporządził, aby się każdy obracał jak zechce.

Znalazł również sposób, aby w ciągu ranka uporać się z osobistymi i publicznymi sprawami: przez resztę dnia zajmował się upiększeniem Babilonu. Wystawiał tragedie, na których płakano, komedie, na których się śmiano; rzecz, która od dawna wyszła z mody i którą Zadig wskrzesił na nowo z martwych, ponieważ posiadał smak. Nie miał pretensji, aby się rozumieć na sztuce więcej niż sami artyści; nagradzał ich hojnie i zaszczytnie i nie był tajemnie zazdrosny o ich talenty. Wieczorem bawił sumiennie króla, a zwłaszcza królową. Król powiadał:

— O, jakiż wielki minister!

Królowa mówiła:

— O, jakiż miły minister!

I oboje dodawali:

— Byłaby wielka szkoda, gdyby go powieszono.

Nigdy żaden dygnitarz nie musiał udzielać tylu audiencji damom. Większość przychodziła doń ze sprawami zgoła urojonymi, aby nawiązać jakąś sprawę z nim samym. Żona Zawistnego zjawiła się jedna z pierwszych; przysięgła Zadigowi na Mitrę30, Zendawestę31 i święty ogień, że potępia z duszy postępowanie męża; zwierzyła następnie w zaufaniu, że mąż jej to zazdrośnik i brutal; dała do zrozumienia, iż bogowie skarali go, odmawiając mu szacownych objawów tego świętego ognia, dzięki któremu jedynie człowiek staje się podobnym do nieśmiertelnych; wreszcie na zakończenie napomknęła, iż zgubiła podwiązkę. Zadig podniósł ją ze zwykłą grzecznością, ale nie zapiął, jak się godzi, wyżej kolana damy. To małe przewinienie, jeżeli można je tak nazwać, stało się przyczyną najstraszliwszych nieszczęść. Zadig zapomniał o tym rychło, ale żona Zawistnika zapamiętała dobrze.

Inne damy oblegały go codziennie. Sekretne roczniki Babilonu utrzymują, iż Zadig uległ pewnego razu; ale uczuł się niepomału32 zdziwiony, iż syci się bez rozkoszy i pieści kochankę jak gdyby z roztargnieniem. Ta, której, zaledwie sam wiedząc o tym, dał dowody przychylności, była pokojową królowej Astarte. Tkliwa ta Babilonka powiadała sobie w duchu na pocieszenie: „Musi ten godny człowiek mieć straszny nawał spraw w głowie, skoro wciąż o nich myśli, nawet w objęciach ukochanej”. Otóż zdarzyło się Zadigowi, iż w chwili, w której wiele osób nie mówi nic, inne zaś wymawiają jedynie słowa uświęcone zwyczajem, wykrzyknął nagle:

— Królowa!

Babilonka mniemała, iż opamiętał się w tkliwym momencie i że mówi do niej: moja królowo. Zadig, wciąż niezbyt przytomny, wymówił jeszcze imię Astarte. Dama, która w tych szczęsnych okolicznościach wszystko tłumaczyła na swą korzyść, wyobraziła sobie, iż ma to znaczyć: „Jesteś piękniejsza niż królowa Astarte”. Opuściła seraj Zadiga, unosząc piękne podarki. Poszła opowiedzieć swą przygodę Zawistnej, której była serdeczną przyjaciółką; Zawistna odczuła nader boleśnie to jej wyróżnienie.

— Nie raczył nawet — rzekła — zapiąć mi tej oto podwiązki: w życiu już jej nie włożę!

— Ho, ho — rzekła szczęśliwa do Zawistnej — nosisz takie same podwiązki jak królowa? Czy to od jednej modniarki?

Zawistna zamyśliła się głęboko, nie odpowiedziała nic i poszła poradzić się męża.

Tymczasem Zadig zauważył, iż w czasie audiencji i sądów staje się coraz bardziej roztargniony; nie wiedział, czemu to przypisać: to było jedyne jego zmartwienie.

Miał sen: zdawało mu się, że najpierw leżał na trawie, wśród której znajdowały się sztywne i kłujące źdźbła; następnie spoczywał miękko na posłaniu z róż, z których wypełzał wąż i ranił go w serce ostrym, zatrutym językiem. „Niestety! — powiadał sobie. — Długi czas spoczywałem na suchych i kłujących ziołach; obecnie ległem na posłaniu z róż; ale kto będzie wężem?”.

Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
VIII. Zazdrość

Nieszczęście Zadiga wynikło z samegoż jego szczęścia, a zwłaszcza przymiotów. Spędzał on codziennie jakiś czas w towarzystwie króla oraz Astarte, jego dostojnej małżonki. Wrodzony urok jego obejścia zdwajała jeszcze naturalna chęć podobania, która jest tym dla umysłu, czym strój dla piękności. Stopniowo młodość i powaby Zadiga uczyniły na Astarte wrażenie, którego zrazu nie uświadomiła sobie. Namiętność jej rosła na łonie niewinności. Bez skrupułu i obawy oddawała się Astarte przyjemności widzenia i słuchania człowieka drogiego jej małżonkowi i państwu; nie przestawała wychwalać go przed królem; śpiewała hymny o Zadigu damom dworskim, które szły z nią o lepsze w pochwałach. Wszystko składało się na to, aby zagłębiać w sercu królowej grot, którego nie czuła. Obsypywała Zadiga podarkami, w które wchodziło więcej tkliwości niż sama myślała; mniemała, iż przemawia doń jedynie jako zadowolona z usług królowa, ale niekiedy wyrywał się jej akcent rozkochanej kobiety.

Astarte była o wiele piękniejsza niż owa Semira tak nienawidząca jednookich i niż ta druga, tak pochopna do ucięcia nosa mężowi. Poufałość Astarty, czułe półsłówka, którym coraz częściej towarzyszył rumieniec, spojrzenia, które pragnęła odwracać, a które topiła w jego oczach, rozpaliły w sercu Zadiga zdumiewający dla niego samego ogień. Walczył z sobą; przywołał na pomoc filozofię, która tylekroć była mu pomocą; ale przyniosła mu jedynie poznanie, a żadnej ulgi. Obowiązek, wdzięczność, pogwałcenie najwyższego majestatu nastręczały się jego oczom niby bogowie mściciele; walczył ze swą namiętnością, święcił nad nią tryumfy; ale zwycięstwo to, które trzeba było ponawiać raz po raz, wydzierało mu łzy i jęki. Nie śmiał już mówić do królowej z ową miłą swobodą, która miała dla obojga tyle uroku; oczy jego przesłaniały się mgłą; słowa były wymuszone i bezładne. Spuszczał oczy; kiedy zaś mimo woli spojrzenia jego obracały się ku Astarte, spotykały źrenice królowej zwilżone łzami, a zarazem strzelające płomieniem. Zdawało się, iż mówią sobie wzajem: „Ubóstwiamy się, a lękamy się naszej miłości; płoniemy oboje ogniem, który potępiamy jako zbrodnię”.

Zadig wychodził od królowej nieprzytomny, obłąkany, z sercem dławionym przez ciężar, którego nie mógł już udźwignąć. Wśród tych gwałtownych wzruszeń wyjawił swą tajemnicę przyjacielowi Kadorowi, jak człowiek, który przetrzymawszy długie męczarnie zdradza wreszcie zbyt dotkliwe cierpienie krzykiem oraz zimnym potem spływającym z czoła.

Kador rzekł:

— Z dawna już odgadłem uczucia, które chciałeś ukryć przed samym sobą. Namiętności mają swe oznaki, co do których niepodobna się mylić. Osądź, drogi Zadigu: skoro ja czytałem w twym sercu, zali król nie odkryje w nim uczucia, które go obraża? Wiadomo ci, iż król wśród samych przymiotów posiada jedną tylko wadę: mianowicie jest to człowiek najbardziej zazdrosny pod słońcem. Ty opierasz się swej namiętności z większą siłą niźli królowa zwalcza własne uczucia, ponieważ jesteś filozofem i ponieważ jesteś Zadigiem. Astarte jest kobietą; pozwala mówić spojrzeniom swoim z tym większą nierozwagą, ile że nie czuje się jeszcze winną. Na nieszczęście, pewna własnej niewinności, lekceważy konieczne pozory. Drżę o nią, póki nie będzie sobie miała nic do wyrzucenia. Gdybyście wreszcie porozumieli się z sobą, umielibyście oszukać wszystkie oczy: namiętność rodząca się i dławiona gwałtem, wybucha; miłość zadowolona umie się ukrywać.

Zadig zadrżał na samą myśl, iż miałby zdradzić króla, swego dobroczyńcę; nigdy nie był bardziej oddany swemu monarsze jak wówczas, gdy się czuł wobec niego winnym mimowolnej zbrodni. Wszelako królowa tak często wymawiała imię Zadiga, czoło jej okrywało się przy tym takim rumieńcem, była na przemian tak ożywiona albo tak zakłopotana, kiedy doń mówiła w obecności króla, zapadała w tak głęboką zadumę po jego odejściu, iż król zaniepokoił się. Uwierzył we wszystko, co widział, a dotworzył sobie wyobraźnią wszystko, czego nie widział. Zauważył zwłaszcza, iż pantofle królowej były niebieskie, Zadig zaś miał również pantofle tego koloru; wstążki królowej żółte, a czapka Zadiga też żółta: były to straszliwe poszlaki dla drażliwego książęcia. W zatrutym umyśle podejrzenia przedzierzgnęły się w pewność.

Niewolnicy monarchów są zarazem niezmordowanymi szpiegami ich serc. Przejrzano niebawem, iż Astarte jest zakochana, a Moabdar zazdrosny. Zawistny nakłonił Zawistną, aby posłała królowi podwiązkę podobną do podwiązki królowej. Na domiar nieszczęścia, podwiązka ta była niebieska. Odtąd król myślał jedynie o zemście. Postanowił jednej nocy otruć królową, o świcie zaś kazać udusić Zadiga. Rozkaz powierzono nieubłaganemu eunuchowi, wykonawcy pomsty królewskiej. Był wówczas w komnacie króla karzełek; niemy, ale bynajmniej nie głuchy. Cierpiano go w pokoju o każdej porze, był świadkiem najtajemniejszych rzeczy, niby zwierzę domowe. Mały niemowa był bardzo przywiązany do królowej i do Zadiga; z równym tedy zdumieniem jak grozą usłyszał wyrok ich śmierci. Ale jak począć, aby uprzedzić ów straszliwy rozkaz, który miał się spełnić za niewiele godzin? Karzełek nie umiał pisać, ale nauczył się malować, a zwłaszcza trafiać podobieństwo. Zabrał się tedy do dzieła, nad którym przesiedział do późnej nocy. Rysunek jego przedstawiał króla miotanego wściekłością i wydającego, po jednej stronie obrazu, rozkazy eunuchowi; dalej niebieski sznur, na stole zaś puchar wraz z niebieską podwiązką i żółtymi wstążkami; wreszcie w samym środku królową, pośród fraucymeru, oddającą ducha, Zadiga zaś uduszonego u jej stóp. Na horyzoncie widać było wschodzące słońce dla zaznaczenia, iż straszliwy wyrok ma się spełnić o brzasku. Skończywszy dzieło, pobiegł do jednej z dworek, obudził ją i pokazał na migi, że obraz należy w tej chwili zanieść królowej.

Około północy rozlega się pukanie do bramy Zadiga: posłaniec budzi go, oddaje bilet królowej; nie dowierza, czy to nie sen; otwiera list drżącą ręką. Któż mógłby wyrazić jego zdumienie, grozę, rozpacz, kiedy przeczytał te słowa: „Uciekaj, nie tracąc ani chwili, albo przypłacisz życiem. Uciekaj, Zadigu, nakazuję ci to w imię naszej miłości i moich żółtych wstążek. Nie byłam winną, ale czuję, iż umrę

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:

Darmowe książki «Zadig czyli Los - Voltaire (Wolter) (interaktywna biblioteka TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz