Darmowe ebooki » Pogadanka » Pedagogika żartobliwa - Janusz Korczak (biblioteka online za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Pedagogika żartobliwa - Janusz Korczak (biblioteka online za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Janusz Korczak



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 14
Idź do strony:
Janusz Korczak Pedagogika żartobliwa

 

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3388-3

Pedagogika żartobliwa Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Wstęp Wieś — miasto Przedszkolak Wycieczka Bójki Megierka Wcześnie spać Bajka dla najmłodszej Dorośli i my — dzieci Jak rodzi się? Reportaż z meczu Moje porady Miłość Tyrteusz Ciągnij, kawalerze Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
Pedagogika żartobliwa Moje wakacje Gadaninki radiowe Starego Doktora
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Wstęp

W Prawidłach życia1 zwróciłem się bezpośrednio do dzieci.

Streszczając cykl wykładów w krótkiej broszurze, dałem nagłówek: Prawo dziecka do szacunku2.

Myśl przewodnia: dziecko jest równo nam wartościowym człowiekiem.

W tych gadaninkach radiowych jeszcze jedna próba: żartobliwie.

(Jużci tłumik — ostrożnie z falami).

Powiedział Witkiewicz3:

„W gruncie rzeczy, im bliżej poznaje się chłopa, tym mniej go się widzi, tym mniej go jest”.

Powiedział Amiel4:

„Pozwólmy swobodnie rozwijać się życiu. Trzeba odrzucić na bok troski, niepokoje, pedanterię; stać się młodym, dziecinnym, być wdzięcznym i ufnym”.

Bez pedanterii, życzliwie i ufnie widzieć w dziecku człowieka. Nie ważyć lekce.

Wieś — miasto

W zimie mieszkańcy miast duszą się w zaduchu dusznego miejskiego powietrza. Ich zadymiony miejski organizm, wyczerpany kurzem i wyczerpującą miejską pracą, tęskni za łonem natury. Zima składa się z długich miejskich wieczorów, z czterech ścian i czterech pór roku: radosnej wiosny, skwarnego lata, śnieżnej zimy i słotnej jesieni...

Fu. Co ja tu za banialuki popisałem. Zima składa się z zimy, czterech ścian i czterech pór roku. — Zaduch zadymionej duszności...

Nigdy wypracowania szkolne nie udawały mi się. Zresztą początek trudny i trzeba inaczej...

Już wiem. Zacznę tak.

Wakacje i młodzież. Nie. — Wakacje! — Młodzież i dziatwa szkolna wyruszają — gwarnie wyruszają — za mury, na kolonie, obozy, z murów, oo, w góry, morza, sporty, jeziora, wycieczki. Zadymiona i wyczerpana książka szkolna...

Iii... Znów bez sensu...

Byłem młody — jeździłem z dziećmi na kolonie. A teraz sam... Tak... Tempora cavant lapidem5. Więc sam, zdezelowany. — Teraz zaciszny dworek wiejski — pensjonat — mleczko zsiadłe, książka, jajko prosto od krowy na miękko.

Pragnę, też pragnę w góry. — Na przyszły rok? — Kupiłem dwa tomy mineralogii, żeby się przygotować. — Geologia — nie narty. Skały, granity, formacje, monolity... Nie narty. — Bo co?

Nawet młodzi też. — Sporty:

Idę do nich w zimie (do znajomych) w odwiedziny. Dzwonię. Służąca otwiera drzwi. — „Zastałem pana?” — „Nie: jest w szpitalu chirurgii urazowej, bo samochód zarzucił”. — „A pani jest?” — „Nie wróciła jeszcze — leży w górach — nogę złamała”. — „A dziecko?” — „Poszedł z boną do doktora, zwichnął na saneczkach staw żebrowy”.

Zapewne. Nęcą góry i wołają. Chciałoby się porozmawiać z kamykami, bo nie umiem z ludźmi. — Nie, żebym miał nie chcieć, ale jakiś defekt wrodzony.

Bo na przykład trzy lata temu w pensjonacie. Postanowiłem od zaraz pierwszego dnia nawiązać życzliwe kontakty. — Wychodzę na werandę. — Uśmiecham się uprzejmie, przedstawiam się — tak i tak — i mówię: „Ładną mamy pogodę”. — A ona: „Proszę głośniej”. — Więc ja drugi raz — głośniej: „Ładną mamy pogodę”. — A ona prosi jeszcze głośniej. — Niezręcznie jakoś trzy razy powtarzać, że — oczywiście — pogoda. — Zapewne, drobiazg — ale speszyło na samym wstępie. — A potem mówią, że odludek.

No dobrze. — Więc dwa lata temu, też w pensjonacie, jestem już ostrożniejszy. — Wychodzę dopiero na śniadanie. Ale sąsiadce przy stole spadła na ziemię łyżeczka. — Nachylam się szybko, uprzejmie pod stół, podnoszę; ale stuknąłem głową w tacę Marysi, a dziewczyna widocznie niezwyczajna z tacą, więc — gibnęły się filiżanki z kawą ze śmietanką — i sąsiadka syknęła: „Niepotrzebnie się pan fatygował”. — I pobiegła zmienić białą sukienkę. — Też drobiazg, ale zniechęciło. — Bo nie moja wina, a niby niedołęga.

W zeszłym roku jeszcze mniej pochopny. — Ale przed wieczorem już same mnie zagadnęły — pani i młoda panienka. — (Kawy nie ma, obie słyszą). — „Pogodne będzie lato, wieś nie to, co miasto”. — I pytam się — licho skusiło — pytam się z miłym uśmiechem tej starszej: „Czy to — pani córeczka?” — No! Ona oczy zmrużyła — wiatr północny — i: „Czy ja wyglądam na matkę takiej dorosłej panny?”

I zaraz nazajutrz siedzę na ławeczce z córeczką mecenasowej (rozgarnięta, rozmowna dziewczynka), pokazuje ona tę panią z daleka paluszkiem i mówi: „O — ta pani, co tam idzie — powiedziała na pana, ale ja nie powtórzę. Bo u nas — chłopcy ulepili też ze śniegu — bałwana. Pan kierownik pochwalił, że ładny. Udał się bałwan...”

Więc teraz tu — wybrałem pokoik na uboczu. Chociaż gospodyni odradzała, że ponury; że słoneczny na pierwszym piętrze. — Nie szkodzi. — Postawiłem walizkę. Umyłem się. — Idę poznać okolicę.

Spotkałem dziedzica-gospodarza. — Tam las. Tu rzeka. — Zacisznie.

Pytam go się: „Czy miejscowość zdrowa?” — „Nie bardzo”. — „Dlaczego?” — „Podobno malaryczna”. Pytam się: „Kuchnia dobra?” — A on: „Jeśli żona w sezonie nie będzie miała żółciowych kamieni, to dojrzy; mnie smakuje”. Pytam się: „Czy pluskwy są?” — „Czemu nie? Są. Goście nazwozili z rzeczami”. — „A towarzystwo (wspominała małżonka) doborowe?” — „Iii tam, zbieranina”.

Pytam się o ten swój pokój. Zdziwił się: „Dała? Chyba go panu odbierze?” — Powiadam, że nie, że zająłem. — „To nic: ten pokój zaciszny zamówiło młode małżeństwo — da panu lepszy”. — „Ależ ja się nie zgodzę”. — „Zgodzi się pan”. — Proszę go, żeby z żoną pomówił. Żeby zostawiła. Nie chce: „To jej sprawy; ja się nie wtrącam, ja jej trochę tylko pomagam”.

Spodobaliśmy się sobie. — Zwierzyłem tajemnicę: że mam zamiar, że muszę, że chcę tu — powieść mówioną do radia. — Jak to zrobić?

— Hm. — Trudno będzie. — Choć kto wie: jeżeli pan jej się spodoba. Żona panu poradzi.

— No, tak. Ale co zrobić, żeby jej się spodobać? I trzeba prędko.

— Niech pan przyjdzie do nas wieczorkiem — niech pan ją poprosi o igłę z nitką. Zapyta się, do czego. — Pan powie, że musi przyszyć. — Nic tak kobiety nie wzruszy, nie rozczuli, jak kiedy mężczyzna szyje. — Zaraz powie, że po co, że ona chętnie i zręcznie — i wzruszona przebaczy, poradzi i zrobi. — Ma pan coś podartego — jakiś guzik niezbędny?

— Ba.

Cisza. — Szmer drzew. — Z dala krówki pasą się. Wiejski kogut pieje.

— I to ma być powieść dla dzieci, o dzieciach. Tych tu u nas? — pyta się.

— Aha.

— A co pan o nich powie ciekawego? — zdziwił się.

— Zobaczę, pomyślę, nie wiem jeszcze.

— Panie szanowny — powiada. — Ja im się — powiada — co rok przyglądam i oczom nie wierzę. — Ona tu będzie, ta mała: od ziemi nie odrosła, a z pretensją do mnie — ba, jaką: że wygód nie ma, że twardo, że ciemno, że deszcz, że płaci, więc wymaga. — Fornalowi6 zrobiła awanturę, że przepowiedział pogodę, a ona zmokła na wycieczce. Bo my tu na wsi powinniśmy wiedzieć, kiedy pogoda i żniwa. — Pozna ją pan: o niej powieść; jej ciocia była na Riwierze, więc wie...

— A chłopcy?

— Ano: kamieniami rzucają w kury; gałęzie łamią, bo i tak wszystko tylko do jesieni. Cóż? — Niszczycielski naród. — Sami nie sadzą i nie sieją. Oni wszystko tylko kupują. My powinniśmy tu na wsi, a wam się tylko należy. — Kazała żona zrobić plac na siatkówkę. — Mało. Kupiłem siatkę. Mało. Powinny być i piłki, i rowery.

Obroniłem skutecznie.

Przyznał rozżalony, że nie wszystkie są takie, że nawet nieliczne; ale mówi się o nich i dobrze pamięta, bo te nieliczne właśnie

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 14
Idź do strony:

Darmowe książki «Pedagogika żartobliwa - Janusz Korczak (biblioteka online za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz