Diaboliada - Michaił Bułhakow (biblioteka za darmo TXT) 📖
Warfołomiej Korotkow jest referentem w Głównej Centralnej Bazie Materiałów Zapałkowych. Pewnego razu otrzymuje pensję nie w gotówce, a w zapałkach. Postanawia, że sprzeda zapałki i idzie z nimi do sąsiadki, ale ta stwierdza, że…
wcale się one nie zapalają. Korotkow postanawia sam sprawdzić i wtedy, od jednej z nich, zapala się większość pozostałych. Mężczyzna ulega wypadkowi. Kiedy budzi się następnego dnia, w jego pracy zaczynają dziać się dziwne rzeczy, rzeczywistość staje się psychodeliczna.
Nowela Michaiła Bułhakowa Diaboliada została napisana w 1923 roku, a wydana rok później. Autor ukazuje w niej rosyjską rzeczywistość biurokratyczną — zwodniczą i pełną absurdów. Główny bohater odbiera te realia jako piekielne siły. Groteskowa opowieść Bułakowa tylko na pozór wydaje się humorystyczna. Wraz z biegiem wydarzeń łatwo przekonać się, że ma bardzo uniwersalny wydźwięk.
- Autor: Michaił Bułhakow
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Diaboliada - Michaił Bułhakow (biblioteka za darmo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Michaił Bułhakow
— Siadaj, diadia21. Siadaj! — zaryczał — tylko nie bij sieroty!
Korotkow zanurzył się w pudełku windy, usiadł na zielonej kanapce naprzeciwko drugiego Korotkowa i zaczął dyszeć jak ryba na piasku. Chłopiec, łkając, wlazł za nim, zamknął drzwi, ujął za sznur i winda pojechała do góry. I natychmiast w dole, w westybulu, zagrzmiały wystrzały i zakręciły się szklane drzwi.
Winda miękko i równo szła do góry, chłopiec, uspokoiwszy się, wycierał nos jedną ręką, a drugą przebierał sznur.
— Pieniądze ukradłeś, diadzieńka22? — z ciekawością spytał, wpatrując się w zmordowanego Korotkowa.
— Kalsonera... atakujemy — dusząc się odpowiedział Korotkow — lecz on do ataku przeszedł...
— Tobie, diadzieńka, najlepiej by na samą górę, gdzie bilardowa — powiedział chłopiec — tam na dachu obronisz się, jeżeli z mauzerem.
— Dawaj na górę... — zgodził się Korotkow.
Po minucie winda gładko zatrzymała się, chłopiec otworzył drzwi i, pociągnąwszy nosem, rzekł:
— Wyłaź, diadzieńka, syp na dach...
Korotkow wyskoczył, obejrzał się i zaczął nasłuchiwać. Z dołu dobiegał wzrastający, podnoszący się gwar, z boku — stuk bil kościanych przez przegródkę szklaną, za którą migały zaniepokojone twarze. Chłopiec czmychnął do windy, zamknął się i runął w dół.
Obrzuciwszy orlim spojrzeniem pozycję, Korotkow zawahał się na chwilę i z bojowym okrzykiem: „naprzód!” wbiegł do sali bilardowej. Zamigały zielone place z błyszczącymi białymi kulami i pobladłe twarze. Z dołu zupełnie blisko huknął z ogłuszającym echem wystrzał i z brzękiem gdzieś posypały się szyby. Zupełnie jak na sygnał gracze porzucali kije i gęsiego, kupiąc się, rzucili się do bocznych drzwi. Korotkow, rzuciwszy się za nimi, pozamykał drzwi na haczyk, z trzaskiem zamknął szklane drzwi wejściowe, prowadzące ze schodów do sali bilardowej, i momentalnie uzbroił się w bile. Minęło kilka sekund i obok windy wyrosła za szkłem pierwsza głowa. Bila wyleciała z rąk Korotkowa, ze świstem przeszła przez szkło, a głowa momentalnie znikła. Na jej miejscu błysnął blady ogień i wyrosła druga głowa, za nią trzecia. Bile poleciały jedna za drugą i popękały szyby w przegródce. Przetaczający się stuk okrył schody i w odpowiedzi, jak ogłuszająca maszyna Singera23, zawył i zatrząsł całym gmachem kulomiot. Szyby i ramy wycięło w górnej części jak nożem i tumanem pudru rozniósł się tynk po całej sali bilardowej.
Korotkow zrozumiał, że pozycji utrzymać nie sposób. Rozpędziwszy się, zakrywając głowę rękoma, uderzył nogami w trzecią ścianę szklaną, za którą zaczynał się płaski asfaltowy dach gmachu. Ściana rozleciała się i posypała. Korotkow pod szalejącym ogniem zdołał wyrzucić na dach pięć piramidek i rozbiegły się one po asfalcie jak odcięte głowy. W ślad za nimi wyskoczył Korotkow i akurat w porę, gdyż kulomiot wziął niżej i wyciął całą dolną część ramy.
— Poddaj się! — niewyraźnie dobiegło do niego.
Przed Korotkowem z początku otworzyło się mizerne słońce nad samą głową, bledziutkie niebo, wiaterek i przemarzły asfalt. Z dołu i z zewnątrz miasto dawało znać o sobie niespokojnym, złagodzonym gwarem. Poskakawszy po asfalcie i obejrzawszy się, podchwyciwszy trzy bile, Korotkow podskoczył do parapetu, wlazł na niego i spojrzał w dół. Serce jego zamarło. Ukazały się mu dachy domów, wydające się przypłaszczonymi i malutkimi, plac, przez który pełzły tramwaje, i żuczki — ludzie, i natychmiast Korotkow rozpoznał szare figurki przetańcowujące do bram przez szczelinę zaułka, a za nimi ciężką zabawkę, usianą złotymi, błyszczącymi główkami.
— Otoczyli! — jęknął — straż ogniowa.
Przechyliwszy się przez parapet, wycelował i puścił jedną za drugą trzy bile. Wzniosły się, potem, zakreśliwszy łuk, runęły w dół. Korotkow podchwycił jeszcze jedną trójkę, znów wlazł i z rozmachem wyrzucił i je. Bile błysnęły jak srebrne, potem, obniżywszy lot, zamieniły się w czarne, potem znów zabłysnęły i znikły. Korotkowowi wydało się, że żuczki zabiegały niespokojnie na zalanym przez słońce placu. Korotkow nachylił się, ażeby pochwycić jeszcze porcję pocisków, lecz nie zdążył. Z niemilknącym chrzęstem i trzaskiem szyb w wyłomie sali bilardowej ukazali się ludzie. Sypali się jak groch, wyskakując na dach. Wybiegły szare czapki, szare szynele, a przez górną szybę, nie dotykając ziemi, wyleciał alpagowy staruszek. Potem ściana rozpadła się zupełnie i groźnie wytoczył się na wrotkach straszny ogolony Kalsoner z starożytnym muszkietonem w rękach.
— Poddaj się! — zawyło z przodu, z tyłu i z góry, i wszystko pokrył nie do wytrzymania ogłuszający rondlowy bas.
— Rozumie się — słabo zawołał Korotkow — rozumie się. Bitwa przegrana. Ta-ta-ta! — zaśpiewał ustami pobudkę trąbkową.
Odwaga śmierci wtargnęła do duszy jego. Czepiając się i balansując, Korotkow wdrapał się słup parapetu, zachwiał się na nim, wyprostował i krzyknął:
— Lepsza śmierć niż hańba!
Prześladowcy znajdowali się o dwa kroki. Korotkow widział już wyciągnięte ręce, już wyskoczył płomień z ust Kalsonera. Słoneczna przepaść wabiła Korotkowa, tak że mu tchu zbrakło. Z przejmującym zwycięskim okrzykiem podskoczył i wzniósł się do góry. Momentalnie zaparło mu oddech. Niewyraźnie, bardzo niewyraźnie widział, jak szare z czarnymi dziurami, jak od wybuchu, wzleciało obok niego do góry. Potem bardzo wyraźnie zobaczył, że szare upadło w dół, a sam on podniósł się do góry ku wąskiej szczelinie zaułka, która okazała się nad nim. Potem krwawe słońce z dzwonieniem pękło mu w głowie i więcej zupełnie nic nie widział.
Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.
Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.
Jak możesz pomóc?
Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur:
Fundacja Nowoczesna Polska
KRS 0000070056
Dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur i pomóż nam rozwijać bibliotekę.
Przekaż darowiznę na konto: szczegóły na stronie Fundacji.
Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur.
Ten utwór jest w domenie publicznej.
Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3.
Fundacja Nowoczesna Polska zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur. Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki.
E-book można pobrać ze strony: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/bulhakow-diaboliada
Tekst opracowany na podstawie: Michaił Bułhakow, Fatalne jaja, tłum. E. Jezierski, Bibljoteka Nowości w Warszawie, wyd. Stanisław Cukrowski, Warszawa 1928.
Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl).
Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Sekuła.
Publikację wsparli i wsparły: Anna Gruhn, Camelek AmigaRulez, J. Pszenicyn, krst, Rafał, Pagrus, Wdzięczny, Swietłana Pawłowska, Judyta Szynkarczyn, Agata, Lewis.
Okładka na podstawie: Autoportret, Wladimir Davidovich Baranoff-Rossine (1888-1944), domena publiczna
ISBN 978-83-288-3113-1
Plik wygenerowany dnia 2022-03-17.
Uwagi (0)