Lili - Władysław Stanisław Reymont (interaktywna biblioteka txt) 📖
Tytułowa Lili to śliczna, młoda aktorka, która swoją urodą, niewinną naiwnością i radością życia podbija serca niemal wszystkich napotkanych ludzi.
Podbija również serce Leona Zakrzewskiego — młodzieniec tylko po to, by być przy niej, dołącza do tej samej grupy teatralnej. Wkrótce Leon wyznaje Lili miłość i oświadcza się jej. Początkowo Lili, choć nie do końca wierzy we własne szczęście, zgadza się bez oporu, co zachwyca Zakrzewskiego. Niebawem jednak okazuje się, że podjęcie decyzji może nie być takie proste.
Opowiadanie Lili ukazuje nie tylko historię miłosną dwojga młodych ludzi, ale także w interesujący sposób przedstawia codzienność grupy aktorskiej wraz z jej problemami i urokami. Utwór został opublikowany po raz pierwszy 1899 roku w Krakowie.
Władysław Stanisław Reymont to jeden z najważniejszych pisarzy młodopolskich, przedstawiciel realizmu i naturalizmu, prozaik, nowelista. W 1924 roku został nagrodzony literacką Nagrodą Nobla za powieść Chłopi.
- Autor: Władysław Stanisław Reymont
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Lili - Władysław Stanisław Reymont (interaktywna biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Stanisław Reymont
W antrakcie168 za kulisy wdarło się kilkunastu wielbicieli teatru, a z nimi i za nimi przypłynęły zaraz ciastka, cukierki, koniaki i krążyły wśród gwaru i śmiechów po scenie i garderobie.
Aktorzy robili dowcipy, bo działy169 zapowiadały się świetnie, a młodzi, prowincjonalni wielbiciele ze wzruszeniem zaglądali do garderób i otoczyli wieńcem Lili, którą obległ hrabia, dawny cichy wielbiciel, i szczerzył do niej cały nowy garnitur zębów, szeptał po cichu i całował po rękach, czego mu nawet nie broniła, nie wiedząc, co się z nią dzieje, ale gdy spostrzegła wzrok Zakrzewskiego z nienawiścią utkwiony w hrabiego, wielka radość ją oprzytomniła.
W Folwarku Leon grał również dobrze, jak i w pierwszej sztuce, bo miotała nim miłość, nienawiść i zazdrość, to właśnie, co było i w roli Dżemsa, a co oddawał na scenie z taką siłą, że dreszcz przeszedł publiczność, gdy z widłami rzucił się za księciem, który uciekł w kulisę, gdzie stał hrabia z Szalkowską i przez monokl170 patrzył na scenę. Cofnął się śpiesznie, bo go przestraszyła twarz Zakrzewskiego.
Po przedstawieniu obywatelska młodzież wyprawiła huczną kolację całemu towarzystwu, które bibę przyjęło skwapliwie.
Zakrzewski namyślał się długo, czy iść. Pragnął zobaczyć ostatni raz Lili i postanowił raz jeszcze prosić, aby z nim wyjechała.
Konie już czekały na niego przed hotelem, kazał furmanowi dać kolację, przebrał się do podróży, pozałatwiał ostatnie interesy i dopiero poszedł, nie mówiąc nikomu, że wyjeżdża natychmiast.
Kolacja, jak wszystkie tego rodzaju, miała jeden schemat: pić, krzyczeć i raz jeszcze pić, i raz jeszcze krzyczeć.
Gdy przyszedł, nikt go nie zauważył, bo temperatura w sali była już mocno szlachecka. Kilkadziesiąt osób obsiadło wielki stół i piło, krzyczało, wznosiło ustawicznie zdrowia, sypało dwuznacznikami, umizgało się171 do aktorek. Gwar zalewał salę nierozplątany. Śmiechy przewalały się całą falą, przygłuszając co chwila fałszywe tony muzyki, specjalnie sprowadzonej, która grała w sąsiednim pokoju.
Znalazł miejsce naprzeciw Lili, przy której siedział hrabia z ramieniem opartym o jej krzesło; nie poznał jej prawie, była w nadzwyczajnym humorze, piła szampana, którego jej ustawicznie dolewał hrabia; śmiała się całą piersią i tak swobodnie rozmawiała, rzucała takie race dowcipów i uwag złośliwych, że aż hrabia się rozrechotał, wykrzywiał z zadowolenia swoje sztuczne szczęki i co chwila wrzucał monokl w oko, i coraz bliżej przyglądał się jej odsłoniętym ramionom. Bawiła się tak hałaśliwie, bo była na pół przytomna; ale gdy zobaczyła Zakrzewskiego, gdy spojrzała w jego głębokie oczy, smutnie patrzące, przycichła nagle, okryła ramiona zarzutką172 i szukała oczami matki, dając jej znaki do wyjścia. Leon siedział w zupełnym milczeniu, był daleki od tych gwarów i śmiechów, co jak burza huczały dokoła, przyglądał się z pogardą twarzom obecnych, z pogardą, na której dnie tkwił głęboki, nieuleczalny smutek; wrzawa, toasty i mowy okolicznościowe, brzęk rozbijanego szkła obijały się tylko o jego mózg, jak szum daleki i głuchy.
Siadła przy nim Szalkowska i zaczęła opowiadać rozmaite rzeczy i ściskać mu ręce; ale jej nie słuchał, a spostrzegłszy na zegarze, że już czas odjeżdżać, podniósł się, spojrzał po wszystkich i szedł wolno do drzwi, a ująwszy za klamkę, odwrócił głowę i spotkał oczy Lili, patrzące z przerażeniem.
Podniosła się i jakby pociągnięta jego oczami, chciała iść ku niemu.
Spostrzegł ten ruch, ale wyszedł.
Na werandzie letniej, przez którą schodziło się do ogródka, a następnie na ulicę, zatrzymał się i w blasku latarni świecącej przy drzwiach, napisał na bilecie:
„Wyjdź na jedno słowo, błagam na wszystko, wyjdź”.
Garsonowi173 zalecił, aby ten bilecik oddał, o ile można, bez zwrócenia uwagi.
Pozapinał palto, postawił kołnierz, bo mróz był potężny, i oparty o drewnianą balustradę, czekał. Był na zewnątrz zupełnie spokojny, ręce mu tylko drżały nieco, a serce biło mocno, bardzo mocno.
Od okien hotelu i sieni buchały od czasu do czasu fale pijackiej wrzawy i rozpływały się w powietrzu mroźnym.
Patrzył w roziskrzone gwiazdami niebo, a myśli jego rozpierzchłe leciały jak ptaki porwane burzą, leciały bez celu i pamięci, leciały w otchłań tej cichej nocy, pełnej skrzeń tajemniczych i grozy pustyń śnieżnych.
— Ptaszek mój uciekł mi, nie mam już przyjaciela — zabrzmiał głos Lili w głębi sieni.
Odwrócił się szybko.
Stała w progu, w smudze brudnego naftowego światła i szukała go oczami w cieniu werandy.
— Chciałem cię zobaczyć jeszcze, bo zaraz wyjeżdżam. Przycisnął jej rękę do ust.
— Wyjeżdżasz?... Naprawdę wyjeżdżasz? Zaraz? — w głosie jej zadrgał przestrach i zdumienie.
— Tak, wyjeżdżam natychmiast. Konie czekają... Jedź ze mną, Lili, jedź ze mną, najdroższa! — wybuchnął gwałtownie, obejmując ją ramionami. — Kocham cię, jedź, bo już bym cię nigdy nie zobaczył... nigdy... jedź ze mną...
Błagał rozpaczliwie, gorączkowo.
Wysunęła mu się z ramion i cicho a mocno powiedziała:
— Nie... nigdy... nie mogę.
— Dlaczego? — rzucił gwałtownie.
— Nie... kocham pana! — wydusiła wolno, wyraźnie akcentowała każde słowo, chwytając się równocześnie balustrady, aby nie upaść.
— I nie kochałaś mnie nigdy, bo miałaś kochanka, bo masz go i teraz! — zawołał chrapliwie.
— Miałam kochanka... mam i teraz kochanka, mam.
Głos się jej złamał, zabrakło jej dźwięków, patrzyła błędnie na łby końskie, wychylające się zza sztachet ogródka.
— I mówisz to tak bezwstydnie, że masz kochanka, i mówisz to mnie, mnie! — krzyknął, rzucając się z pięściami do niej, aż się cofnęła bezwiednie na krawędź schodów. — Ty masz kochanka, ty, którą tak kochałem, którą chciałem nazwać moją żoną, do której przez całe miesiące modliłem się jak do świętej, której nie śmiałem nieraz całować; dla ciebie przecież poświęciłem dom, rodzinę, szczęście całego życia może, dla ciebie. A ty masz kochanka, a tyś mnie oszukiwała przez tyle miesięcy jak pierwsza lepsza ulicznica! Od mojej czystej miłości szłaś prosto w ramiona rozpusty, do kochanków! I dlaczego? Dlaczegoś mnie tak okłamywała? Dlaczegoś złamała mi życie? ty rynsztoku... ulicznico! — krzyknął rozszalały boleścią i trzymane w ręku rękawiczki rzucił jej w twarz.
Cofnęła się przed tym ruchem bezwiednie w tył i runęła głową naprzód, po twardych, kamiennych schodach na chodnik.
Przeszedł obok niej, wsiadł w sanki i odjechał.
Oprzytomniała po jakimś czasie, zwlokła się na kolana i czepiając się poręczy schodów, wyciągała ręce za odjeżdżającym i wołała ku coraz cichszym i dalszym dźwiękom dzwonków — krótko... rozpaczliwie... nieprzytomnie:
— Lwie mój! kocham cię! Zabij mnie, a nie opuszczaj! Panie mój, kocham cię!
Z trudem wróciła do sieni, ale taki straszny, bezbrzeżny ból ją łamał, tak się w niej okropnie wszystko rwało, tak jej serce pękało z niezmiernego żalu, rozpaczy, niemocy, że traciła chwilami przytomność; nie mogła już płakać, nie mogła nawet krzyczeć, nie mogła już myśleć; wszystko się z nią kręciło i zapadało w czarną, przerażającą głuszę opuszczenia i śmierci.
Znalazła się w jakimś ciemnym, pustym pokoju i tam opadły ją resztki sił, upadła na podłogę z krzykiem bezprzytomnym i przez łzy, przez rozdzierające łkania, przez straszny ból, przez całą nędzę złamanego i rozbitego serca wołała cicho, boleśnie, umierająco:
— O lwie mój jedyny! Ratuj mnie, nie opuszczaj!! O Boże mój, za co ja tyle cierpię. O Boże!...
Zemdlała.
Wolbórka — Paryż
1. marka (daw. teatr.) — jednostka obrachunkowa, wartość pojedynczego udziału w zysku z przedstawienia, na podstawie której obliczano zarobki aktorów. [przypis edytorski]
2. krowienta (teatr.) — początkująca, niezgrabna aktorka, rzadziej aktor. [przypis edytorski]
3. laubzega (z niem. Laubsäge) — cienka piła metalowa do wyrzynania otworów i wykrojów w drewnie. [przypis edytorski]
4. salopa — długie, wierzchnie okrycie damskie, z rękawami i pelerynką, ocieplane futrem, noszone w XVIII i XIX w. [przypis edytorski]
5. Hrabia Essex — dramat niem. pisarza Heinricha Laubego (1806–1884). [przypis edytorski]
6. pigularz (pot.) — aptekarz. [przypis edytorski]
7. bęben (daw., pot.) — małe dziecko, dzieciak; tu: niedorostek, młokos. [przypis edytorski]
8. kołpaczek — wysoka czapka bez daszka, z futrzanym otokiem. [przypis edytorski]
9. oczów — dziś popr. forma D. lm: oczu. [przypis edytorski]
10. mascota — zgr. od: maskotka (z fr.: mascotte). [przypis edytorski]
11. laubzegowe ramki — wykonane laubzegą, cienką piłką do wyrzynania wykrojów w drewnie. [przypis edytorski]
12. wodewil — komediowe lub farsowe widowisko sceniczne, przeplatane piosenkami i wstawkami baletowymi. [przypis edytorski]
13. apopleksja — wylew krwi do mózgu. [przypis edytorski]
14. dżet — błyszczący czarny kamień ozdobny, czarny paciorek. [przypis edytorski]
15. dżet, jakim był ubrany przód okrywki — dziś raczej: jakim był przystrojony, ozdobiony. [przypis edytorski]
16. okrywka (daw.) — wierzchnie okrycie kobiece. [przypis edytorski]
17. Samson i Dalila (bibl.) — Samson, legendarny bohater wojen Izraelitów z Filistynami, był obdarzony przez Boga nadludzką siłą, działającą dopóki nie strzygł włosów; utracił ją, gdy jego kochanka, Dalila, nakłoniła go do wyjawienia sekretu i podstępnie ścięła mu włosy, gdy spał. [przypis edytorski]
18. ibercjerek (z niem. Überzieher) — lekkie palto. [przypis edytorski]
19. angażman (z fr. engagement) — angaż. [przypis edytorski]
20. watówka (pot.) — kurtka watowana. [przypis edytorski]
21. ausgespielt (niem.) — skończony. [przypis edytorski]
22. almawiwa — kolisty płaszcz męski bez rękawów; od imienia operowego bohatera, hiszp. hr. Almavivy. [przypis edytorski]
23. dubla z czerwonej, kwadra z białej, karambol — terminy z gry bilardowej o nazwie karambol, rozgrywanej na pokrytym suknem stole, polegającej na uderzaniu kijem w kule (bile). Używane są trzy kule: czerwona, biała i żółta (lub biała z kropką). Celem gry jest uzyskanie przez gracza jak największej liczby zderzeń kul, czyli karamboli (fr.: carambolage: zderzenie). [przypis edytorski]
24. fuszer — człowiek, który wykonuje coś niedbale i niefachowo; partacz. [przypis edytorski]
25. sznaps (pot., z niem. Schnaps) — wódka. [przypis edytorski]
26. Messalina, Valeria (ok. 17–40) — trzecia żona rzym. cesarza Klaudiusza, znana z urody i licznych kochanków; skazana na śmierć za spisek przeciwko mężowi. [przypis edytorski]
27. benefis — daw.: przedstawienie a. koncert, z którego zyski były przeznaczone dla jednego z artystów; dziś: okolicznościowe przedstawienie a. koncert dla uhonorowania artysty lub zespołu, najczęściej z okazji jubileuszu. [przypis edytorski]
28. litografować — wykonywać odbitki metodą litografii; litografia (z gr. lithos: kamień, graphein: pisać): technika graficzna polegająca na odbijaniu kamiennej matrycy z łupku wapiennego, na której słabym kwasem wytrawiono rysunek, uprzednio naniesiony zatłuszczającą kredką a. farbą. [przypis edytorski]
29. Czuła struna — jednoaktowy wodewil Clairville’a (własc. Louis-François Nicolaïe) (1811–1879) i Lamberta Thibousta (1827–1867). [przypis edytorski]
30. Piosnka wujaszka — jedna z popularnych w 2 poł. XIX w. komedii autorstwa Jana Aleksandra Fredry (1829–1891). [przypis edytorski]
31. Icek zapieczętowany — popularna komedia ze śpiewami autorstwa Aleksandra Ładnowskiego (1815–1891). [przypis edytorski]
32. kandelabr — duży, ozdobny, wieloramienny świecznik stojący. [przypis edytorski]
33. hebes (z łac.) — tępy, ograniczony, tuman. [przypis edytorski]
34. niemożebne (daw.) — niemożliwe. [przypis edytorski]
35. lakiery — zgr. od: lakierki, buty z błyszczącej, lakierowanej skóry. [przypis edytorski]
36. urągowisko — drwienie z kogoś, wyszydzanie. [przypis edytorski]
37. art. dr. — tu skrót od: artysta dramatyczny. [przypis edytorski]
38. blaga — zmyślenie, bujda, kłamstwo. [przypis edytorski]
39. koza (pot.) — areszt, więzienie. [przypis edytorski]
40. zżymnać — tu: niecierpliwie się poruszać, wzdragać się gniewnie. [przypis edytorski]
41. Młynarz i kominiarz — jednoaktowa komedioopera Jana Nepomucena Kamińskiego (1777–1855), adaptacja fr. sztuki, której autorem był Alexis Guignard de Saint-Priest (1805–1851), znana też pt. Kominiarz i młynarz, czyli zawalenie się wieży. [przypis edytorski]
42. Kiernozia — wieś w woj. łódzkim, ok. 20 km od Łowicza. [przypis edytorski]
43. Sudermann, Hermann (1857–1928) — niem. dramaturg i prozaik; utworami scenicznymi (Honor, Gniazdo rodzinne) zdobył wielką popularność i zasłynął jako czołowy autor naturalistyczny. [przypis edytorski]
44. anonsować (teatr.) — zawiadamiać ze sceny o zmianie sztuki lub o zmianach w obsadzie ról. [przypis edytorski]
45. skryba — tu: pogard.: pisarczyk, o dziennikarzu. [przypis edytorski]
46. lejtnant (niem. Leutnant) — porucznik. [przypis edytorski]
47. huzar — żołnierz lekkiej jazdy. [przypis edytorski]
48. Meklemburg, Schwerin, Oldenburg! Cała obora zarodowa! — wchodzące w skład Cesarstwa Niemieckiego księstwa Meklemburgia-Schwerin oraz Oldenburg słynęły z krów mlecznych. [przypis edytorski]
49. a conto (wł.: na rachunek) — zaliczkowo. [przypis edytorski]
50. mufka — kawałek futra zszytego w kształt walca z dwoma otworami po bokach, służący niegdyś do ochrony dłoni przed zimnem. [przypis edytorski]
51.
Uwagi (0)