Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖
Narcyza Żmichowska właściwie należy do grona romantyków – była o siedem lat młodsza od Krasińskiego, dziesięć od Słowackiego, a od Norwida młodsza o trzy. W dodatku paliła cygara jak George Sand.
Jednak w prywatnej korespondencji ukazuje się jako osoba niekonwencjonalna i niezwykle nowoczesna (czyta i komentuje Renana, Darwina, Buckle’a), światopoglądowo skłaniająca się ku nurtom pozytywistycznym, ale przede wszystkim umysłowo niezależna. Jej stanowisko ideowe i życiowe było heroiczne – bo wypracowane osobiście, przemyślane na własną rękę, niepodległe.
- Autor: Narcyza Żmichowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska
Jeśli się zobaczysz z panią Matyldą na wodzie czy na lądzie, w powietrzu czy podziemiach jakich, to jej powiedz, że list 8-go lipca pisany, 20-go odebrałam dopiero. Gdzie odpisem gonić, nie wiem — lecz gdy się dowiem, podążę. Na różne strony chciałabym to usprawiedliwienie moje telegrafować; bieda, że właśnie tyle telegrafów zerwanych! Nic sobie stąd dobrego nie obiecuję; owszem, co dzień smutne nad głupstwem ucywilizowanych ludzi odbywam medytacje. Pewnieć oni się czegoś potem nauczą; ale co by im szkodziło pierwej nauczyć się właśnie — tańszym kosztem, bez krwi rozlewu — a jeszcze krwi dobrej rasy!
N.B. Jeszcze się nie wyspałam od wyjazdu z Dębowej Góry; ciągle mi się spać chce. Muchy budzą skoro świt — przed muchami w ciągu dnia nawet zdrzemnąć się nie można. Nie wyobrażam sobie, żeby je Pan Bóg w raju stworzył — chyba się później z potopowego mułu wylęgły — nie ma na nie rady — ani trucizny ani szaspotów.
[Dębowa Góra] 21 października 1870, piątek
Później ci powiem wiele innych rzeczy, a teraz, że nie ma czasu do stracenia, więc ci piszę tylko co najpilniejsze, Wando moja kochana, wątpliwości v (niegramatycznie ale praktycznie). Szekspira podaj co prędzej; do Atylli328 weź się zaraz dla „Biblioteki”; staraj się tylko porozumieć z góry o umieszczenie: np. zacznij trochę i powiedz, że masz jeszcze niewykończone, że trzeba ci wiedzieć, kiedy by mogli drukować. Ach! rzecz tak na czasie właśnie, śpiesz się.
Ja także się pośpieszę — a jak zimowe przybory „wyładuję”, to przyjdę cię uściskać.
Wiesz też przecież, co mi Julia i Kazia obiecały?...
[Dębowa Góra] listopad, poniedziałek z rana, 1870
Polcia nagle znać mi daje, że za godzinę, za pół godziny może, do Warszawy jedzie. Otóż jest okazja, a twoich papierów nie ma jeszcze! Odebrałam je w sobotę wieczorem dopiero, wczoraj ledwie parę arkuszy przeczytałam.
1-o że było błoto — jak więc poszłam na obiad, już mi trudno było do mego pokoiku wrócić;
2-o taka we mnie bakałarska natura, że choć miałam szczerą intencję ogólne tylko przesłać ci uwagi, jednakże gdy w czytaniu błąd jaki gramatyczny lub syntaksowy mi się nasunął, zaraz musiałam próbować, jak by to lepiej wyrazić się dało i dlatego czekać jeszcze będziesz, ale niedługo czekać na papiery.
W przyszłym tygodniu spodziewam się, że rąk twoich dojdą; tymczasem wyglądam przyobiecanego listu i różnych wiadomości o wszystkich naszych kochanych. Dość już biedy, że człowiek wiedzieć nie może, co się w Wersalu dzieje; gdyby też jeszcze nie wiedział, co w Warszawie na Miodowej ulicy — na Senatorskiej, Zielonym placu, Kazimierzowskiej itp. — to głowę sobie urwać chyba! A wszakże to trzeci tydzień mija od mojego powrotu i nie miałam ani słówka jeszcze. Nic — tylko początek twojej kartki — której koniec zdaje się coś smutnego zapowiadać. Czy się godzi podobne przestanki na wieś komu do medytacji przesyłać — Wando!...
[Dębowa Góra] 3 grudnia 1870, sobota
Mam nadzieję, że wkrótce będzie okazja, która przynajmniej pilniejsze rzeczy zabierze, tj. książki, a raczej zeszyty z gramatyką dla Zosi i Attylą dla ciebie. Za gramatykę jestem bardzo wdzięczna; praca sumienna i porządnie obrobiona; dla mnie szczególniej, nielubiącej się zaciekać w gramatyczne badania przedstawiała wiele nowych fakcików, co znów było rzeczą przyjemną, bo nadzwyczaj lubię nowość wszelką — choćby nowe piasku ziarnko!... Jest tam objaśnienie, według jakiego prawa układał się porządek liter; może to was nie obchodzi, bo w istocie nic a nic to na losy Europy lub choćby nasze osobiste, indywidualne umoralnienie nie wpłynie; ale jednak dało mi odpowiedź na bardzo dawno, pono jeszcze w czasie nauki, stawione sobie zapytanie. Okropnie byłam ciekawa czemu Z wysmukłe ma być ostatnie, a spasłe B prawie pierwsze. Później gdy mnie samej zdarzyło się elementarz układać, miałam półtora projektu, żeby zmienić kolej abecadła; niby nawet trochę zmieniłam, łącząc razem samogłoski, ale to wszystko bez zasady. Dziś, na zasadzie, przestawiłabym cośkolwiek w świecie przynajmniej; głównie tylko miej zasadę — i rób co chcesz. Swoją drogą, bardzo mię to cieszy, że się już nie będę uczyła czytać według zasady pana Malinowskiego i na słowiańskim abecadle. Prawdę mówiąc, i łacińskie nie było mi arcy-łatwym; inne dzieci zwykle nie pamiętają ani kiedy, ani jak się czytać nauczą, ja biedna dziś jeszcze słyszę łające głosy, widzę przed sobą łzami skropione karty i na koniec pamiętam spóźniony dzień tryumfu, gdy nagle, z dnia na dzień, po bąkanym sylabizowaniu, zaczęłam czytać gładko, tak prawie jak później całe życie czytałam. Już od początku widać sądziła mi się najgorsza, najprzeciwniejsza nauce i porządkowi natura. Niczego pracą zdobyć nie mogłam; wszystko musiało przyjść samo z siebie, od razu, bo jak nie, to wcale nie przyszło — i dlatego nie przyszło tyle! tyle! tyle dobrego — pożądanego — szczęśliwego, a co z nieba czasem spadło, to i przepadło bardzo prędko. Dostane nie warte nigdy zdobytego.
Twój Atylla zaświadczył mi, że jeśli wcześnie pilnować się nie zaczniesz, to kto wie, czy jak ja na starość nie przyjdziesz, nie rozwiniesz w sobie przeważnie dostającej tylko natury. Masz ogromną skłonność do formy biernej. „Diable! ma chère, — le style c’est l’homme” — powiedział... jeśli się nie mylę, Buffon. Koniecznie trzeba się na śmielsze inicjatywy zdobywać. Np.: „Biskup był przez Minesinngerów umieszczony”; rąbnij od razu „minesinngerowie umieścili biskupa” itp. Zawsze mię to, przyznam ci się, wstydzi trochę i kłopocze, że się z każdej poprawki usprawiedliwić nie mogę; ale jeśli sama się rozpatrzysz, to dojdziesz przyczyny. Albo zbieg wyrazów czy zakończeń takich samych, albo jakieś gramatyczne uchybienie, — bo nie chciałabym znowu, abyś mię posądziła, że się w twoim rękopisie jak szara gęś rządzę. Parę razy zdarzyło mi się wprawdzie maleńkie wtrącić frazesiki, ale to zawsze pod zastrzeżeniem znaku zapytania. Są prócz tego zaznaczone miejsca nie dość jasne, które trzeba będzie dokładniej, jak na patelni, wyłożyć; kiedyć329 ja nie umiałam ich z pamięci sprostować, znajdą się pewnie jeszcze mniej biegli czytelnicy. W końcu zwłaszcza, rzecz o legendach trzeba kategoryczniej przedstawić i lepiej jeszcze scharakteryzowane. Łacińskie czyli franko-włoskie — takie — i co jest do powiedzenia to już razem powiedzieć; germańskie — takie; a węgierskie takie na koniec. jeszcze więcej ładu potrzebuje legenda o śmierci Atylli — o żonach jego — albo to się należało w poprzedzających rubrykach umieścić, albo też zrobić rubrykę nową i dać jej np. jako główne oznaczenie, w jaki sposób tradycja stawiła kobietę przy Atylli — co historia wspomina rzeczywiście — co sobie wyobraźnia ludów potworzyła — i znowu na każdą osobna szufladka. Nie wiem, czy wpadasz w myśl mego wymagania? Zakreśliłam cały ustęp, którego dobrze zrozumieć nie mogłam i dlatego zmianę całego rozkładu projektuję. Już to pamiętaj sobie, że kiedy się treść w sprawozdaniu podaje, nie dość wybrać najważniejsze punkta i z nich tok opowieści ułożyć; jeszcze trzeba jakby palcem oko i myśl czytelnika na nich zatrzymać i powiedzieć mu, że to jest ważne; czasem warto by nawet objaśnić dlaczego ważne. Tym sposobem tworzy się prawdziwie nauczający i popularyzujący artykuł. Wierz mi, bo ja sama takich wiele potrzebuję, a, ma się rozumieć, nigdy napisać nie umiałam. Nie przypominam sobie, żebym kiedy w życiu streściła jakie bądź cudze dzieło; kilka razy planowałam sobie, że się do tego wezmę, bo rzecz arcy-użyteczna — jednak — no cóż — proste usprawiedliwienie — nie przyszło mi to samo z siebie. Tak jestem w tym względzie do próżniaka podobna, że nie wiem, istotnie, jak mię osądzą... potomni? Szczęściem dla nich, nie będą się potrzebowali o sąd kłopotać; jak współcześni, to ważniejsza. Już że współcześni nie osądzą twoim wyrokiem, zaprzysiąc się podejmuję! Gdybyś ty wiedziała, Wando, jakiego mi twój artykuł330 w „Bluszczu” — narobił kłopotu! — gdybym go sama o sobie napisała, to bym nie mogła mieć głupszej miny przy jego czytaniu; nawet z pewnością miałabym rozumniejszą, gdyż by mię własna moja efronteria podtrzymywała, ale tak być chwaloną bez zastrzeżenia, bez jednej chociaż przymóweczki, przez swoją własną — — młodszą siostrzyczkę. To dopiero stowarzyszenie wzajemnej admiracji! Kiedy mię tutaj na przepytki wzięto o autorkę wspaniałej ody, nie wiedziałam, co zrobić z moją figurą — ani zaprzeczyć, ani potwierdzić nie miałam prawa. Paulina zgadła cię od razu; jedyna ulga, że oprócz niej i pani Lewińskiej nikt więcej w całym domu i ponoś w okolicy „Bluszczu” nie czytuje. Czytują go za to w Kowaleszczyźnie; Marynia koniecznie się ode mnie chciała wywiedzieć, czy to nie pisałam owo „nierozstrzygnięte pytanie”. Mam dolę do anonimów, wszystkie prawie na mnie spędzają; kiedy zdołałam usprawiedliwić się na koniec z tego ostatniego, zaczęła mię wygadywać, że już jeśli nie ja, to pewnie ty musiałaś z zapytaniem wystąpić. Czemu wierzyć nie chciała, że Ilnicka? — to mi jakoś trudno wytłumaczyć, bo przecież można poznać od razu. Prawda że w numerze, który mi na dowód swego sądu podała, znalazłam kilka nowych zwrotów, niezwykłych u niej sposobów wyrażenia, ale też są i wszystkie zwykłe. Od tego czasu nie czytuję dalej, chcę mieć całość przed sobą, żeby sprawiedliwiej zawyrokować. Szkoda, że nie miałam czasu przypomnieć sobie tej sprawy, gdyśmy się w Warszawie widziały — ach! widziały tak niedługo!... Jeszcze większa szkoda, żeś mi wtedy o projekcie swoim względem Białej Róży nie wspomniała. Przyślijże mi co prędzej, niech zobaczę, jak w dialogu wygląda. Mam półsiódmej, nawet siedem caluteńkich wątpliwości, żeby można co z tego na scenę wykroić.
1-o ani ty, ani ja nie mamy w sobie żywiołu dramatycznego — wszystkim moim nieboszczkom-powieściom właśnie akcji, ożywienia, ruchu i czynu brakuje; tobie może łatwiej byłoby się na zdarzenia zdobyć. Pamiętam pewną Cesię331, którą mi do czytania przysłałaś, było w niej tyle kanwy, że mię aż zazdrość brała. Lecz na nieszczęście z bawialnego pokoju wyjść nie możesz; ani się domyślasz nawet, jak to się rzeczy dzieją pod gołym niebem, na wsi, w lesie — w piwnicy itp. — nieraz takie anachronizmy popełniasz, że... gdybym nie była recenzentką, tylko dajmy na to panem Tomaszem z pieśni Bezimiennej to bym się w tobie pokochała. No, rób co chcesz, gniewaj się na mnie i na siebie — taki nie możesz pojąć, co to się za proces w duszy ludzkiej odbywa, gdy idzie o zbrodnie, o nikczemność, a zwłaszcza o trywialność. Jesteś zawsze jak w ubraniu, tak w myślach swoich wykwintna; o brudzie i łachmanach znać, że tylko ze słyszenia mówisz — z pewnych danych wnioskujesz. Jeśli widziałaś blisko, to z takim wstrętem osobistym, że później zużytkować nie umiesz. I czemu ja to wszystko napisałam, kiedy wiem, że się zmartwisz okropnie? Wandeczko moja, nie gniewaj się na mnie — my obie nie do dramatu — ale, mimo to, przyślij twoją Białą Różę, bo cię posądzę, żeś się obraziła i nie powiem ci, dlaczego znowu ja na tę władzę dramatyzowania chromieję — a jest studium równie ciekawe. Studia były ongi jedynym moim talentem. Jeśli Atylla nie ma być zaraz drukowany, to mi donieś; chciałabym ci kilka uwag o takim rodzaju pracy nasunąć jeszcze; ale jeśli masz już dla niego miejsce gotowe, to się już na nic uwagi nie zdadzą. Miałam dzisiaj list od pani Markiewicz — pierwsza rocznica. Wszak byłaś z takimi, co o niej pamiętali — a co więcej znaczy, byłaś ze smutną Zosią, która swoją stratę ponosi.
[Dębowa Góra] 16 grudnia, niedziela z rana, 1870
Od jakiego to czasu, moja Wando, przez panią Matyldę mam się dowiadywać tego, co ty mi chcesz powiedzieć? Gdybym pierwej o tym pełnomocnictwie wiedziała, to bym niezawodnie zmusiła do wypłacenia mi całych owych trzech arkusików spalonych
Uwagi (0)