Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖
Narcyza Żmichowska właściwie należy do grona romantyków – była o siedem lat młodsza od Krasińskiego, dziesięć od Słowackiego, a od Norwida młodsza o trzy. W dodatku paliła cygara jak George Sand.
Jednak w prywatnej korespondencji ukazuje się jako osoba niekonwencjonalna i niezwykle nowoczesna (czyta i komentuje Renana, Darwina, Buckle’a), światopoglądowo skłaniająca się ku nurtom pozytywistycznym, ale przede wszystkim umysłowo niezależna. Jej stanowisko ideowe i życiowe było heroiczne – bo wypracowane osobiście, przemyślane na własną rękę, niepodległe.
- Autor: Narcyza Żmichowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska
[Odpis W. Żeleńskiej]
14 sierpnia 1872, Dębowa Góra
Ptaszyno moja wędrowna, gdzie ja cię miałam szukać po świecie? Jeden list zaczęty w Dreźnie skończony w Cichawie odbieram. Wczoraj surpryza — poznaję twoją rękę na kopercie. Nowy Targ na markach — otwieram data z 8-go jużcić samej sobie nie wierzę — choć autentycznie czytam skreślone: lipca. Masz za sobą wszystkie okoliczności usprawiedliwiające i objaśniające, bodaj nawet czy nie upiękniające tego rodzaju pomyłki. Przypuśćmy np., że istotnie zdaje ci się, że to lipiec jeszcze, że czas się dla ciebie zatrzymał, że nie ucieka jak innym biednym śmiertelnikom. Śliczne to rzeczy do uszanowania, złudzenia chronologiczne — ja wszelako nie daję się pozorami omamić i z wszelką nieomylnością wnioskuję, że data jest prostą kaligraficzną niedokładnością, a znaczy dzień 8 sierpnia.
Ciekawa jestem, kto też z moich najpierwej do Warszawy ściągnie? prawie wszyscy poszli w rozproszenie. Co do bliższych znajomych, mam niedokładne wiadomości, możesz sobie wyobrazić, jak to z dalszymi być musi. Tak mało ruchu w moim życiu, że nawet nasz niewielki ogród raz jedynie w ciągu tego lata z końca do końca przeszłam. Zupełnie mi wystarcza do codziennego spaceru aleja między starym a nowym dworem. Bawi tutaj od dwóch tygodni, jedna z uczennic konserwatorium Kl. P.; opowiadała mi, jak Moniuszko zachwycony był Symfonią p. Żeleńskiego, uznawał ją za nową w muzyce polskiej epokę, nie mógł się dość nacieszyć bogactwem myśli i głęboką znajomością naukowej techniki. A ja się radowałam, że i między artystami bywają jednak ludzie niezazdrośni. Bo to podobno ma być nieodłączny od talentu symptomat; już się na niego zrezygnowałam jak na konieczność, a to widać niekoniecznie konieczność. Tym smutniej przyznać się muszę, że ja nie artystka przez chwilę pozazdrościłam ci jednak moja Wando, no, przynajmniej nie tego, co na swoją osobistość użyć mogłaś, nie żywych wrażeń przed Madonną Rafaela, nie serdecznych z życzliwymi przyjaciółmi powitań, nie tych długich, a wyobrażam sobie, jak bogatych wspomnieniami z panią Żel[eńską336] gawędek, nie Ludzimierza — nie kosodrzewiny tatrzańskie, nawet nie samego pana Goszczyńskiego337, ale tego, co on o moim biednym Erazmie ci mówił. Ze wszystkiego dobrego mogłaś więcej, lepiej, należniej ode mnie korzystać, wszystko bardzo sprawiedliwie tobie raczej niż mnie się dostało, ale to jedno byłabym mogła korzystniej dla siebie zagarnąć. Przynajmniej gdy się zobaczymy, wróci mi choć cząsteczka mała — lecz kiedy się zobaczymy?
[Odpis W. Żeleńskiej]
2 października 1872, Dębowa Góra
Przebacz mi, Wando, trochę przedłużone milczenie moje. Dopiero wczoraj, gdy się bardzo listowi twojemu ucieszyłam, spostrzegłam, że na ludzką miarę biorąc, nie zasługuję takiej radości, chociaż według nadludzkiej, idealnej miary, wartą jej, bo zawsze potrzebującą jestem. Kwestia to socjalna, jak widzisz, zadanie przyszłych wieków, a może przyszłych ras człowieczych, żeby szczęścia i dobrego nie tylko dla zasłużonych, ale i dla potrzebujących starczyło. Wdzięczną ci będę, jeśli ją tak praktycznie jak tym razem na korzyść moją rozwiążesz. Nie każdemu sposobność do zasługi dana; brak okoliczności, ubóstwo kapitału częstokroć na przeszkodzie staje, a przecież potrzeba sama w sobie prawem jest także. Kto potrzebuje światła, piękna, rozumu, ukochania, wrażeń szlachetnych i zdarzeń podniosłych, może sam być ciemnym, brzydkim, głupim, niedołęgą pod wszelkimi względami, niemniej przeto lepszego jest gatunku od mnóstwa innych osobników, którym los, przypadek, ślepa fortuna najcenniejsze perły w brudne ręce sypie, najczystszymi zdrojami mądrości martwy mózg oblewa, w oceanach miłości kąpie twardy i pospolity serca kamyczek, po języku bez nerwów i smaku, leje w gardło ambrozję przedziwną. Gdyby tylko nieumiejącym używać odjęto, bodaj czy by się dość nie na samych zasłużonych, ale i na łaknących nie zostało. Z tego wynika moja Wando kochana, że jeśli ci wypadnie pisać kiedy do kogo, co by list twój obojętnie, konwencjonalnie miał czytać — lepiej do mnie napisz. Jakkolwiek mogę ci się chłonącą bez zwrotu przepaścią wydawać, nie zrażaj się, od czego generosia338! Co do mnie, za najwłaściwszą indywidualności mojej generosię to uznałam, że nie pisuję, kiedy nic ważnego, ani nowego do powiedzenia nie mam. Raz po raz o tym zapominam i raz po raz dowodnie się przekonywam, jakim archeologicznym jestem zabytkiem — ciągle żyję w pierwszym pojutrze po bitwie pod Solferino, a to już i Sadowa minęła, i oblężenie Paryża, i zajęcie Rzymu, i tyle miłości ostygło, i tyle przyjaźni zadrętwiało... bo rzeki do morza płyną — cóż ja na to poradzę?
Co do Listów Stefana339 — pani L. koniecznie chciała przyznanie prawdy wymusić na mnie, bo jej się Listy nadzwyczajnie podobają, dotychczas byłam niewzruszona i tajemnicy nie zdradziłam, że jednak ty sama już mniej dbasz o nią, przy zdarzonej sposobności pod sekretem jej powiem, uniknę prawdopodobnie małego niebezpieczeństwa. Stefan jej tak głowę zawrócił, że koniecznie jej się zachciało Pisma Gabrielli odczytać, znała je dawniej i nigdy nie podejrzewała o tak wielkie zalety; jak się dowie, że to sąd „uprzedzonego przyjaźnią serca”, może swój zamiar na czas nieograniczony odłoży. Mów ty sobie co chcesz, Wando moja, pisz nawet co chcesz, ja swoją drogą powtarzać nie przestanę, że ci brak zupełnie krytycznego talentu. Książkę Pamiątek zwłaszcza przeceniłaś na całą sumę francuskiej kontrybucji340. Chciałabym sobie przypomnieć, co mi się o niej mówić zdarzyło, w trakcie jej drukowania właśnie. Jakiś podróżny w wagonie zaczął o tym temacie dyskusję, a mnie udało się oczy mu otworzyć na wszystkie usterki i niedostatki. Żadnego zarzutu nie mógł odeprzeć; wiem, że coś było o braku wydarzeń, o tyradach, o tym, że wszyscy z jednego tonu i tym samym stylem mówią, o ubóstwie powieściowego żywiołu, to pamiętam jedynie, że zwycięsko wyszłam z dowodzenia, co mi się rzadko w życiu zdarzało, i pono też dlatego głębiej uwydatniło właśnie.
[Odpis W. Żeleńskiej] 10 lutego 1873, Dębowa Góra
Od dwóch tygodni już wyjechałam z Warszawy, ani słówko od nikogo mnie nie doszło. Wyobrażam sobie, że były pożary, epidemie i śmierci, choroby i to wszystko do tłumaczenia wcale mi nie pomaga341. Ty szczególniej Wando, serdeczny mój niepokoju teraźniejszy, powinnaś była choć kopertę podpisać do mnie. — Lub jeśli podpisać nie możesz, to choć komu zalecić. Nie mówiąc już, że w ostateczności i na pana Władysława trochę rachuję, żeby mnie bez wieści nie zostawił. Perswaduję więc sobie, że nie piszesz, bo masz co lepszego do roboty, jest to trochę gorzkokwaśna pociecha, ale zawsze na słodkiej podstawie zgotowana. Jakkolwiek najracjonalniejsza w świecie kobieta i radykalnie z mistycyzmu wyleczona, niemniej przecież kiedyś mi się którejś nocy przyśniłaś, zaraz nazajutrz kazałam sobie kopert sprowadzić, by pisać do ciebie; że jednak koperty gdzieś zamarudzono, a ta okazja się trafia, z niej więc korzystam dla udzielenia ci tej arcyciekawej i niezwykłej nowiny, że jestem za wami stęskniona, a mianowicie o ciebie niespokojna.
Jak mi niepokój z serca spadnie, to ci może co więcej powiem.
Teraz trzeba się spieszyć do poprawek, idą mi trochę wolniej niż pierwsze podrzucenie, zawsze jednak mam nadzieję do maja wyspieszyć — etc. etc.
[Odpis W. Żeleńskiej] 26 lutego 1873, Dębowa Góra
Wczoraj wieczorem dopiero otrzymałam szczęśliwą nowinę. Twój syn342 Wando, bez mojej wiadomości już od piątku był na świecie, a ja tu wśród zjazdu rodzinnej dzieciarni nie cieszyłam się, owszem często nawet niespokojną myślą zabiegałam na Solną ulicę i tworzyłam różne przypuszczenia. No, mniejsza o to; dziś już mi bardzo wesoło. Ty jesteś zdrowa, chłopiec będzie rozumny i poczciwy. Już tylko o tym myślę, jak go do Cichawej343 zawieziesz i jak mu się rodzona jego babka ucieszy — siebie od dziś dnia przybraną babką mianuję, a gdyby mnie tak kiedy nie nazwał, miałabym do ciebie pretensję, gorzej niż pretensję, żal. Bo ja koniecznie chcę mieć do niego autentyczne i tytułowe prawo, chcę się nawet mieszać do jego wychowania, sprzeczać z tobą, jeśli mi cokolwiek nie po myśli zdawać się będzie — mieć go trochę na własność, na dalszy ciąg mojej przyszłości. Ty przecież byłaś taka moja, więcej niż się domyślić mogłaś. Ale co pan Władysław344 powie na te różne projekta? Powinnaś mu najlepiej i najdowodniej wytłumaczyć, że zawsze to, co biorę, innym z procentem oddaję. Pocałuj tymczasem w główkę swoje maleństwo i powiedz mu głośno, że jest na świecie babcia Narcyzka, która koniecznie chce go bardzo kochać, widzieć poczciwym, użytecznym — ha, i zwyczajnie jak babcia, szczęśliwym, pięknym, kochającym człowiekiem. Zresztą pozwalam, niech już tak nadzwyczajnie pięknym nie będzie, niech nawet będzie brzydkim — mężczyźnie to do twarzy, ale szczęśliwym — szczęściem, którego myśmy nie zaznali, od tego nie odstępuję.
Nie pytaj mnie teraz, kiedy do Warszawy przyjadę. Mój w tym interes najważniejszy, a jeśli nie mogę, każde pytanie zasmuca; wszak wierzysz, że z całej duszy pragnę uściskać was oboje, ciebie i twego syna, a panu Władysławowi ojcowskiej powinszować godności. Infant, według jego zdania, jeszcze muzykalnego nie objawia talentu; zapewne my byśmy tego nie zatwierdziły wyroku — bo to trzeba się znać — jeśli tęgo, głośno krzyczy, talent nieomylny. Spytaj się pani Żeleńskiej, czy tak z jego ojcem Władysławem nie było? Bądźcie mi wszyscy zdrowi i tak z serca się wyrywa... Bóg z wami!
N.
[Odpis W. Żeleńskiej] [Dębowa Góra] 28 marca 1871
Niechaj ci się nie zdaje, moja Wando kochana, że przez cały ten czas żyłam bez żadnej wieści o szanownej trójce państwa moich łaskawych. Jeszcze są na świecie poczciwe dusze, co dają bez zwrotu: socjalistki ze szkoły Ludwika Blanca, nie St. Simona, à chacun selon ses besoins345, nie à chacun selon ses oeuvres346. Według ostatniego podziału, bardzo źle wyszłabym w tym czasie. Zwłaszcza, że w miarę jak mes oeuvres347 maleją, potrzeby rosną, a na Solnej ulicy nowe mi nawet przybywają. Prawie po dawnemu się ucieszyłam, gdy list twój dyktowany odebrałam. I tobie, i sekretarce tak byłam rada w moim ustronnym pokoiku, że byłabym wam słońce i gwiazdy na poczęstunek zastawiła. Nie bardzo się zakłopotałam, że twoje maleństwo po nocach głośniej żyje niż we dnie, byle swoje w ciągu doby odespało; a że nie w nocy odsypia — to już dziedziczna skłonność. Przecież ty sama nigdy w nocy nie sypiałaś, tylko podobno trochę nad ranem. Więc moja nocna ptaszyno, słowiczku mój majowy (wypisuję nazwę, żebyś o innej nocnej ptaszynie nie pomyślała, z którą, choć jest godłem mądrości, jednakże...) słowiczku mój tedy, i twój synek nie mógł tak od pierwszego impulsu do racjonalnego usypiania się włożyć, ale że i w tej cnocie zaczyna się kształcić, to jeszcze pierwej, nim mi doniosłaś, wiedziałam. Bodajby wam się zdrowo na pociechę chował. Och zdrowo! zdrowo! przede wszystkim. Wszystko się później znajdzie, jeżeli mu potrafisz jędrne, żadnym zewnętrznym warunkiem nieuszkodzone zdrowie zabezpieczyć; od tego, co sam już w organizmie przyniósł, wiem, że go uchronić nie możesz, lecz naddatkowe przyczyny usuwać, to się przyniesione organiczne zneutralizują.
W jedynie wolnych przy cygarze chwilach czytuję Darwina O człowieku. Z początku powódź hipotez mnie trochę zatopiła — ale już na pole spostrzeżeń wypłynęłam i znowu z wielkim uszanowaniem, znowu z wielką niecierpliwością oczekuję drugiego tomu i hipotezy ostatniej.
Czym ty zaczęłaś, tym ja kończę, że ten zacny Macaulay wiele mi wprawdzie dobrego zrobił, bo prócz przyjemności i korzyści z przeczytania niegdyś, mam w nim teraz wyborny na „niemyślenie” środek, lecz gdyby nie on, pojechałabym do Warszawy, gdzie do wszystkich zawsze pożądanych skarbów moich, miałabym jeszcze dla siebie do osobistego użycia i na własny zapas dobrych wrażeń i długich przypomnień, i kombinacyj, twego syna, Kopernika Matejki i muzykę Podarunku348. Tym się do cierpliwości zachęcam, że bądź co bądź, twój syn mnie nie minie, a z muzyką pewnie się spotkam. Żegnam was, najpierwej we trójkę, w waszych własnych pokoikach, a potem za domem, u drzwi wszystkich naszych do współki kochanych.
[Odpis W. Żeleńskiej] [Dębowa Góra] 22 kwietnia 1873
Więc jako życzysz sobie, niech się stanie, Wando moja kochana. Trudności wszelkie muszą ustąpić i dnia 8 maja, rannym pociągiem do Warszawy przybędę; ale mnie nie łaj, moja pani, że tegoż samego dnia wrócić będę musiała. Naszego synka uściskaj tymczasem i przeproś go, że wyłącznie jemu poświęconych odwiedzin dłużej przeciągnąć nie mogę.
Przed sędzią trybunału nie upominałabym się o częstsze listy, bo wziąłby mnie na indagację, czy ja sama dość często pisuję, ale przed sądem historyka i psychologa, jestem pewną, że
Uwagi (0)