Darmowe ebooki » List » Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Julie de Lespinasse



1 ... 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56
Idź do strony:
źli i że dobrzy muszą dźwigać poświęcenia i stawać się ofiarami; jeszcze mniej wiedziałam, że istnieją szlachetni ludzie, którzy gnębią i skazują na śmierć tych, którzy ich kochają; zapomniałam tego wszystkiego; czyż opium nie więcej warte od pełni rozsądku?

Drogi mój, czuję się tak złamana, duch mój i siły są tak wyczerpane, iż wydaje mi się, że życie moje zawisło już tylko od twej obecności. Tak, wierzę, że gdybyś przeciągnął podróż o miesiąc, to byłby już koniec, dogasłabym. Dlaczegoś wrócił? Dlaczego nie miałbyś dość dobroci i współczucia, aby przeciągnąć nieobecność i w ten sposób zakończyć walkę, która mnie trawi i czyni moje życie długą agonią?

Tak, drogi Edmundzie, czuję jeszcze wszystkie przykrości, niesmaki, cierpienia związane z głębokim uczuciem i niemożliwą sytuacją: czuję w każdej chwili, iż serce moje zamyka się dla wszystkiego, co jest przyjemnością.

Tak, miły mój, czekam cię, pragnę, dusza moja, myśl biegną za tobą; przybywasz i często serce moje zostaje zimne, cierpienia fizyczne pochłaniają mnie; chciałabym być z tobą, a one są mocniejsze od ciebie i ode mnie. Och, cóż za straszna rzecz, ten rozkład ludzkiej machiny!

Mój przyjacielu, mam nadzieję, że przeczytasz ten list, dlatego mówię ci zawczasu, bardzo zawczasu, abyś zapisał u odźwiernego Komedii Francuskiej w niedzielę na próbę panią Le Droit i kazał dla niej zamknąć lożę. Zapiszesz również nazwisko ks. Mileau; a także moją lożę i wreszcie moje trzy fotele na parterze. Och! męczy mnie śmiertelnie ten Hetman. Mój Boże, cóż za piękne rzeczy są w roli Adelajdy! O jakąż okropną noc przyprawiła mnie jej śmierć! I wszyscy ci ludzie będą sobie wieczerzać jak zwyczajnie! Cóż za głupcy są ci, co mają tylko inteligencję, a cóż za ohydna rzecz ci, co jej nie mają!

Jedyny mój, kiedy będę miała list? Kiedy dowiem się o twym powrocie? Zastaniesz mnie w łóżku; mają mi puszczać krew, kiedy już wyparuje z niej opium.

Powiedziałam ci zatem bardzo twarde prawdy? Miałeś słuszność, że się nie pogniewałeś, ale nie masz słuszności, że mi nie wierzysz w niczym; a przysięgam ci, nie przez próżność się tym martwię. Uważam, że pozwalasz sobie robić wiele rzeczy pospolitych, małych, które wydają cię na łup próżniaczych języków modnego świata i które przesłonią na jakiś czas twą istotną wartość. Gdyby olbrzym jarmarczny zachowywał się jak karzeł, śmiano by się zeń, oglądano by go, obracano na wszystkie strony, a potem powiedziano by: „A przecież to olbrzym? Czyniąc się karłem stał się śmieszny; mimo to trzeba przyznać, iż to szaleństwo nie odjęło mu wielkości i siły”.

Streszczając się, drogi Edmundzie, nie uraczę cię, jak czarująca pani Parangon, traktatem o teologii i Nieśmiertelności; jestem zupełnie rada z twej religii; wyznaję tę samą, jesteś moim apostołem i Bogiem; ale chciałabym, aby mój miły, tak wyższy nad innych ludzi pod tyloma względami, nie czuł się zobowiązany do głupstw i błahostek, które stanowią całą wartość miernoty, ale które są bardzo lichą ozdobą dla zasługi i talentu.

Nie przypuszczaj, iż mam złudzenia: nie odesłałeś mi listów, ponieważ po prostu nie wiedziałeś, gdzie są. Cóż za niedbałość! Co za lekkomyślność! Upewniam cię, że jesteś młodszy niż twój wiek i że pod wielu względami nie dorośniesz na włos ani za sześćdziesiąt lat.

Do widzenia i dzień dobry, drogi mój, jest już bowiem bardzo rano.

List CLXXII

Czwartek jedenasta wieczór, grudzień 1775

Ha! mój ojcze! Zabijasz mnie; mniej okrutny byłeś wczoraj. Och! pozwól mi się wyleczyć lub umrzeć. Nie usprawiedliwiaj się. Nie, mój przyjacielu, jeżeli nie umarłeś, jeżeli nie ocaliłeś życia nikomu, nie ma wymówki. Och, Boże mój! umieram; dusza moja już nie włada nad sobą; rozpłomieniłeś ją dziś rano i opuszczasz mnie! Drogi mój, przeczuwam, że zmusisz mnie pewnego dnia, aby ci uczynić wielkie zmartwienie; ach, może doznasz ulgi. Och, ileż ta myśl daje mi siły! Ale, drogi mój, jeśli ja cię uwolnię od siebie, kto cię uwolni od wyrzutów?

Zrobiłam zawód pani de Saint-Chamans dziś wieczór, odprawiłam przyjaciół. Jutro zamykam się od południa aż do drugiej; ktoś zapowiedział się do mnie już od dwóch tygodni. Dobranoc. Obyś mógł spać i kosztować tylu przyjemności, ile mnie zadałeś tortur i niepokoju! Nie, nie rozumiem, w jaki sposób nie umiera się od natężenia myśli!

Nie przychodź jutro rano.

List CLXXIII

Piątek, grudzień 1775

Cóż ci powiem, doprawdy? Gdybym powiedziała to, co myślę, zraniłabym cię i byłoby mi przykro. Nie umiem jednak niczym zastąpić prawdy; trzeba zatem milczeć. Pani de M. skarży się, ja milczę: to musi ci bardziej dogadzać.

Nie jesteś szczęśliwy; jesteś niespokojny, podrażniony; od czasu jak już nie mogę nic dla twego spokoju i szczęścia, usposobienie twoje jest dla mnie jedynie męką, która nuży mą duszę. Nie tylko nie pocieszasz mnie w nieszczęściu, ale dodajesz udręczeń; odrywasz mnie od mej boleści, sprawiając mi inną, bardziej ostrą, z rodzaju, którego nienawidzę, ponieważ mięsza się doń zawsze miłość własna i ponieważ, drażniąc wrażliwość, wyczerpuje ją.

Nie będę wchodzić w bliższe wyjaśnienia; są bezcelowe. Mówiłam ci kiedyś: potępiam się o wiele więcej niż ciebie; powinna bym cię znać i powinna bym woleć truciznę, która zabija w dwadzieścia cztery godziny, od tej, którą ty mi ofiarujesz i która strawi moje życie przez żal, zgryzotę i wyrzuty.

Jeżeli masz być jutro na owym czytaniu, trzeba by ci jechać do Wersalu aż w poniedziałek. Sądzę, że dla spraw, które cię tam wzywają, równie na czas będzie w poniedziałek co w niedzielę.

Jednak jak zechcesz.

List CLXXIV

Wtorek 11 wieczór, grudzień 1775

Od czasu jak cię pożegnałam, drogi mój, widziałam wiele osób, słyszałam rozmowy o tym, co w obecnej chwili jest najważniejsze; słuchałam dobrze, byli to bowiem ludzie, którzy znali to, o czym mówili. Wywnioskowałam z tego, że tym głupim, nieszczęśliwym rodzajem ludzkim bardzo trudno jest rządzić, wówczas zwłaszcza kiedy go kto chce uczynić lepszym i szczęśliwszym! Ale jako ostatni wynik spostrzegłam, że pan de Saint-Germain nie mówi ci wszystkiego i życzyłabym, aby ci dochował sekretu równie dobrze jak innym; nie mówię tego na wiatr.

Pragnęłabym, abyś przyszedł zjeść ze mną obiad jutro, ale nie śmiem nalegać; przede wszystkim dlatego, iż to, co tobie odpowiada, milsze mi jest niż własna przyjemność; to nie jest ściśle prawdziwe, ale z wyrazami uczuć jest tak jak z dowcipem i z grą słów: nie trzeba ich nigdy ściskać ani analizować.

Ale przypominam sobie, iż zostawiłam w powietrzu jakieś po pierwsze, które wymaga następnej racji; oto jest: mianowicie, iż nie nalegając na pana, będę uszczęśliwiona, skoro przyjdziesz, a oszczędzam sobie przykrości odmowy; trzeba dbać o siebie, skoro się jest tak wątłą jak ja. Gdybyś wiedział, jak kaszlałam! I jaka przemiła osoba ubolewała nade mną, pielęgnowała mnie! Doprawdy, zajęła mnie tak dalece, iż pozwoliła mi zapomnieć nieco o swoich cierpieniach. Tak, po tobie, ale o wiele po tobie, to jest ktoś, kto mi jest najbardziej miły w świecie: zrozum dobrze, nie mówię o miłości ani przywiązaniu: jedynie o sympatii i powabie. Spędziłam z tą osobą godzinę sam na sam; och, co on, to umie mówić o tym, co czyta, a nie potrzebuje tej ucieczki, czuje sam i myśli.

Mój przyjacielu, jestem we czwartek na obiedzie w pałacu la Rochefoucauld; byłoby mi bardzo słodko spotkać ciebie, ale Wersal... Nim się tam wybierzesz, powinien byś koniecznie zapisać na liście Komedii Francuskiej nazwiska, które tu dołączam; a gdyby było możliwe, powinien byś przywieźć z Wersalu lożę i trzy bilety parterowe. Rozumiem dobrze, że ta wytrwałość, ta waga, jaką przykładam do drobiazgu, musi cię gniewać albo niecierpliwić; mój drogi, twoim błędem jest, że nie jesteś do niej zdolny ani w wielkich, ani w małych rzeczach.

Należy mi się dziesięć listów przed wyjazdem. Jeżeli ich nie otrzymam — trzeba bowiem użyć groźby, tam gdzie prośba jest bezużyteczna — nie napiszę do ciebie ani wiersza cały miesiąc. Och, Boże, czuję, ile ty sobie robisz z moich gróźb i postanowień! Jeżeli mnie nie uważasz za najfałszywszą z istot, musisz mnie mieć za najsłabszą i najbardziej kochającą.

Dobranoc, drogi mój. Aby móc rozmawiać z tobą przez chwilę, odprawiłam kogoś, kto nie spał tak jak ty, kogo nie nudziłam, jak ciebie nudzę, ale kto nie mógł zatrzymać mej uwagi, ponieważ chciałam mówić z tobą.

Mimo to nie bardzo lubię pisać do ciebie do Paryża; jesteś tak zajęty, odpowiadasz tak mało i tak licho, tak mało jesteś ze mną, kiedy ja jestem z tobą, słowem, czynisz tak doskonale wszystko, co trzeba, aby być miłym, a nie kochanym, że umieram z chęci dostrojenia się do tego tonu. To ostatnia ucieczka, która mi została, aby próbować uleczyć swą duszę i dać ulgę piersiom i wnętrznościom. Okrutnie dolegają mi w tej chwili.

Niech mi pan odeśle czwarty tom.

List CLXXV

Czwartek 11 wieczór, grudzień 1775

Mimo przygnębienia ucieszyłam się żywo, otrzymując o piątej po południu odpowiedź na list, który napisałam o piątej rano. Oto co jest miłe w wielkich miastach, a w Paryżu ponad wszystkie: nie zapomniano w nich niczego, co może służyć dla wygody i pożytku.

Mój przyjacielu, dajesz w istocie znakomite rady! czy dyktuje ci je wrażliwość, czy też znużenie mymi cierpieniami, nie zostaje mi nic lepszego, powiadasz słusznie, niż spróbować ich. Traktujesz mój kaszel, moje wychudzenie, zrujnowany żołądek, bezsenność, podrażnienie wnętrzności, słowem mą całkowitą ruinę, jakbyś traktował kaprysy wszystkich tych pięknych pań ustrojonych w pióra, ich głowy w kształt pagody, ich brodzenie na szczudłach, słowem wszystkie ich niedorzeczności. Namawiasz mnie, abym ozdrowiała, tak jakbyś je namawiał, aby się poprawiły.

Mój przyjacielu, jesteś bardzo młody; oto co z tego widzę — nie mogę bowiem powiedzieć, że jesteś bardzo zimny i bardzo obojętny — jeżeli nie rozumiesz, że jestem ugodzona na śmierć i że chodzi tylko o nieco mniej lub więcej czasu. Wierz mi, ani moja wola, ani nic w naturze nie miałoby już mocy ocalenia mnie; nie, ani zmartwychwstanie pana de Mora, które byłoby dla mej duszy najwyższym dobrem, nie mogłoby już zmienić mego losu. Ha! gdyby ten cud się ziścił, jakże śmierć zdałaby mi się okropna! Znał mnie jedynie w pełni pragnienia i rozkoszy życia.

Ale, mój przyjacielu, oskarżam się, czynię sobie wyrzuty, jestem zbyt słaba, męczę cię; moje cierpienia, nieszczęścia ciążą na twojej duszy. Nie chcę już, abyś wiedział, co ja cierpię; skoro przestanę ci o tym mówić, wrażliwość twoja nie będzie wystawiona na tak ciężkie próby, będziesz myślał, że poszłam za twoją radą. Wyda ci się, że lepiej wyglądam i, co o wiele ważniejsze, wydam ci się mniej nudna. Dobrze, uczynię jak Sozja, wzniecę w sobie odwagę z rozsądku. Przyrzekam ci, że zdobędę się nawet na wesołość, to sztuka iście nad siły. Mniej kaszlałam dziś; jeżeli noc minie tak samo, odwloką puszczenie krwi jako ostateczną ucieczkę.

Nie, hrabia de Crillon nie wziął ci tego za złe; powiedział uczciwie, że byłby uczynił jak ty, ale jeżeli chcesz wszystko naprawić, bądź tam na obiedzie we czwartek, dasz mi siłę do wyjścia z domu.

Och, bardzo mnie to martwi, że zaczynają słabnąć: powinien być silnym ten, kto ma całą władzę: jeżeli zdradzi lęk, wszystko przepadło. Chcesz tedy zmiażdżyć wszystkich złych i głupich? Drogi mój, ta ambicja ma mniej blasku niż ambicja Aleksandra, ale z pewnością nie mniej jest rozległa.

Nie ma zatem najmniejszego punktu styczności między panem de Guibert a Edmundem? Jakże słodko byłoby mi znaleźć podobieństwo między tobą a Gonsalwą! O, mój drogi Gonsalwo, władztwo świata, bogactwa Peru, nie zdołałyby skusić twej duszy, gdyby to miało kosztować kwadrans spokoju tę, która była ci drogą!

Bądź zdrów, drogi. Jest ci tak spieszno, jesteś tak zajęty, że bezwzględnością byłoby zatrzymywać cię.

Jakże bym chciała wiedzieć, czy wracasz jutro! Jak bym cię chciała widzieć! Jak bym chciała... niemożliwości.

List CLXXVI

Czwartek, szósta wieczór, styczeń, 1776

Nie chcę, drogi mój, abyś w ciągu tych niewielu dni, które zostały, mógł przeżyć bodaj jedną dobę, nie wspomniawszy, iż kocha cię do szaleństwa najnieszczęśliwsza ze wszystkich istot. Tak, miły mój, kocham ciebie, chcę, aby ta smutna prawda ścigała cię, aby mąciła twoje szczęście; chcę, aby trucizna, która ocaliła mi życie, która je zjada i która bez wątpienia je zakończy, rozlała w twej duszy ową bolesną tkliwość i nastroiła bodaj do żałowania tej, która kochała cię najbardziej namiętnie i czule. Bądź zdrów, jedyny, nie kochaj mnie, skoro to byłoby przeciw twym obowiązkom i przeciw twej woli, lecz cierp, abym ja cię kochała i abym ci to powtarzała sto razy, tysiąc razy, ale nigdy z akcentem, który by oddał, co czuję.

Drogi mój, przyjdź jutro na obiad do pani Geoffrin. Tak mało mam życia przed sobą, że nic z tego, co dla mnie uczynisz, nie nałoży ci brzemienia na przyszłość. Mój Boże, przyszłość! Jakże żałowałabym tych, które by oczekiwały jej, kochając ciebie.

Ale do widzenia! Mam gości. Jak ciężko żyć wśród ludzi, kiedy się ma jedną tylko myśl!

List CLXXVII

Czwartek, jedenasta wieczór, styczeń 1776

Dobry wieczór, drogi mój. Jak

1 ... 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56
Idź do strony:

Darmowe książki «Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz