Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖
Pretensjonalna komedia o życiu polskiego ziemiaństwa drugiej połowy XIX wieku. Józef Bliziński jest nazywany kontynuatorem komedii fredrowskiej. Propozycja dla miłośników ramotek i sentymentalnych eksloratorów.
Nie ma co ukrywać – komediodramaty Józefa Blizińskiego zestarzały się i dziś można je polecać już chyba tylko eksploratorom dziewiętnastowiecznych kuriozów, zwłaszcza że jego poczucie humoru odległe jest od dzisiejszych standardów. Tym niemniej to krytyczne spojrzenie na środowisko wiejskiej szlachty może zaciekawić. Bliziński — skądinąd etnograf i przyjaciel Kolberga — wyśmiewa się z klasy społecznej sobie najbliższej, a jego obserwacje zawierają sporo intrygujących ciekawostek. Pod koniec XIX wieku ziemiaństwo zaczyna być powoli reliktem epoki feudalnej. Upadającą klasę społeczną Bliziński oskarża o kłótliwość, pustotę i rozrzutność.
- Autor: Józef Bliziński
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Bliziński
Wiesz, i pytasz się co mnie wzburzyło?... Powiedz mi, po co to odgradzać się od ludzi chińskim murem pretensji kastowych, kiedy sami go przekraczamy i grzęźniem w błocie dając broń przeciwko sobie tym, którymi zkąd inąd każdy z nas pogardza? jakiż piekielny urok ma ten pieniądz, że dla niego...
GABRJELABo jest najlepszym stróżem honoru i tarczą przeciwko wszelkim pociskom...
MAURYCYWinszuję ci, że możesz w tej chwili dowcipkować.
GABRJELATo tylko dowodzi, że widzę jasno sytuację, nie tak jak mój braciszek, który uwziął się od niejakiego czasu rozpływać w sentymentalizmie i zamiast działać energicznie, bajronizuje... Ja bo widząc co się dzieje, postanowiłam sobie choćby kosztem największych ofiar dźwignąć się i stanąć silną przeciwko wszystkiemu, co mi los może zgotować.
MAURYCYTylko że tych ofiar nie bardzo potrzebujesz, a jeżeli będą jakie to lżej wam przyjdzie znieść je we dwoje. Szczęśliwa jesteś, zazdroszczę ci, nikt wam obojgu nie będzie miał prawa zarzucić brudnej rachuby, możecie iść do celu z podniesioną głową.
GABRJELANie rozumiem cię.
MAURYCYJuż to, że poznałaś się na tym człowieku, stawia cię bardzo wysoko.
GABRJELAO kim mówisz?
MAURYCYPytasz się? naturalnie o Władysławie.. On tam został i układa się, bo ja byłem bezsilnym... Gdybyś wiedziała jak to wziął do serca... o, on cię kocha prawdziwie.
GABRJELACzy aż tak, że się zwierza? dzieciaki jesteście.
MAURYCYNie miej mu tego za złe... twoja wzajemność tak go uszczęśliwia!
GABRJELAA ty zkąd wiesz o mojej wzajemności?
MAURYCYWnosząc z tego co mi mówił...
GABRJELACóż ci mówił?
MAURYCYŻe jest pewnym twojego serca... i nic dziwnego, zasługuje na to, byś go kochała.
GABRJELACzy za swoją zarozumiałość? I toż jest ten praktyczny, trzeźwo patrzący Władysław? Jeżeli miałam jaką słabość do niego, nie dawało mu to prawa robić mnie przedmiotem studenckich przechwałek.
MAURYCYCo ty mówisz?
GABRJELAUbliżył mi... a zresztą uczucie, jeżeli je bierze na serio, robi go egoistą.. dla dogodzenia mu, dla jakichś romansowych urojeń, chce ze mnie zrobić ofiarę... nie cierpię go teraz.
SCENA VIIZgadnij jaki obrót rzeczy wzięły?... tego się nigdy nie spodziewałem... ciszej Gabrjela wie?
MAURYCYWie.
WŁADYSŁAWChciałem usilnie załatwić jakoś ten interes, bo kłopoty wasze oddawna już stały się mojemi.
GABRJELAPozwól, ściskasz mi rękę.
WŁADYSŁAWO, przepraszam cię... Wystaw sobie, już, już miałem nadzieję doprowadzenia rzeczy do końca, bo przystawano na spłatę ratami, wprawdzie w stanie naszych finansów dosyć uciążliwemi, ale zawsze pozwalającemi odetchnąć... w tem ni ztąd ni zowąd traf przynosi, wiecie kogo?... patrzę, zajeżdża Kotwicz z tym Straszem który był dziś na polowaniu... Komornik zobaczywszy ich przez okno wybiega, i ci panowie witają się jak najlepsi znajomi... pokazuje się że kolegowali z sobą w Warszawie... potem odchodzą na bok, i... po krótkiej konferencji... no! zgadnijcie...
GABRJELACóż za dziwny sposób opowiadania.
WŁADYSŁAWKomornik oświadcza, iż pan Strasz nabył wszystkie pretensje pana Josel Wucherstein i prolonguje dług do pewnego czasu, że zatem nie ma już co robić i oddawszy mu wszystkie papiery, odjeżdża.
GABRJELAA!
MAURYCYStrasz nabył ten dług?
WŁADYSŁAWRzecz bardzo prosta: to jest dług lichwiarski, ręczę że mu przyszedł tanio... Teraz bądź co bądź musimy spłacić tego pana... zależność podobnego rodzaju mogłaby nas kosztować zbyt drogo... do Gabrjeli Ciężko to przyjdzie, ale bądź spokojną, już ja to biorę na swoją głowę.. trzeba będzie pracy, zaparcia się, może ofiar z niejednego do czego się nawykło... ale gdy chodzi o wyzwolenie się...
GABRJELAO! tylko proszę cię bez poświęceń, bo nie potrafilibyśmy ci się wywzajemnić... zresztą wiesz, że ja jestem materjalistką i że sielankowego szczęścia nie rozumiem.
WŁADYSŁAWChciałbym abyś przejęła się tą wiarą, że jeżeli snuję jakie projekta, to pierwszym ich celem jest twoje szczęście.. wzruszony gdybyśmy poszli razem przez koleje życia, wszystko to co w powszednich kłopotach dotyka i boli, przyjąłby na siebie... tybyś tego nie poczuła.
GABRJELAMój kuzynie, sam ten pomysł uderza niepraktycznością, a rola bierna jaką mi naznaczasz w tej fantastycznej wędrówce przez ciernie i głogi, nie pochlebia mi bynajmniej... Ja także mam pretensję do jakiejś samodzielności, a pozwolisz... że... drzemać, to nie jest żyć...
WŁADYSŁAWObracasz to w żart?
GABRJELAWłaśnie jeżeli kiedy, to teraz mówię zupełnie poważnie. Bywają chwile w których wolno się pobawić, ale od złudzeń wyborną prezerwatywą jest rzeczywistość i obowiązki... w obec nich wszystkie te mrzonki wydają się dzieciństwem.
MAURYCYDosyć wyraźnie... biedak jak zbladł... a mówiłem mu.
WŁADYSŁAWGabrjelo!
GABRJELACóż za ton, jakie spojrzenie... czy próbujesz na mnie siły swojego wzroku? Wygląda to na studja do jakiegoś teatru amatorskiego... może dano ci rolę niefortunnego adonisa?
WŁADYSŁAWNie pojmuję!... to chyba jakieś nieporozumienie...
SCENA VIIINo, co mi dacie za ten interes, bo to na czysto moje dzieło... wiecie już?... potrafiłem go tak napompować przez drogę, że był do gotowego... Ojciec będzie miał doskonały humor przy objedzie, bo nadto jeszcze udało mu sie tak rozczulić starego Dzieńdzierzyńskiego, że... spostrzegłszy wchodzące Szambelanicowę i Polę, chrząka Hm, hm... do Władysława biorąc go na bok Dostał od niego weksel na spłacenie tego długu, ale że właśnie Strasz już go nabył...
WŁADYSŁAWWięc mu go odda napowrót, jako już niepotrzebny.
KOTWICZA to byłby warjatem... zostanie mu w kieszeni, taka gratka nie zawsze się trafi.
WŁADYSŁAWRozumowanie, któregoby się nie powstydził pierwszy lepszy kantorzysta.
KOTWICZFilozof!
Kuzynie, podobno przywiozłeś z sobą kogoś z polowania?
KOTWICZA tak.. jestem w roli mentora, wprowadzając w nasze kółko młodzieńca surowego jeszcze, ale pełnego nadziei.
SZAMBELANICOWACieszyłabym się, gdyby nasz dom mógł zarobić sobie na miano szkoły życia towarzyskiego... ale... nie wiem, jak to mój mąż przyjmie.
KOTWICZNie ma obawy.. już się zaprzyjaźnili.
Przyzwoity człowiek?
KOTWICZPrzynajmniej na początek przyzwoicie się znalazł, bo spłacił żyda.
SZAMBELANICOWASerio? Kotwicz odpowiada jej cicho; głośno do Maurycego i Władysława Panowie młodzi, rozweselcie mi też Polunię, bo jakaś smutna dziś...
Misja uciążliwa, nieprawdaż?
MAURYCYTem goręcej też pragnąłbym jej podołać.
POLADo tego trzeba tylko dobrej i nieprzymuszonej woli.
MAURYCYTa zdziałałaby cuda, gdyby nie była zależną od okoliczności, od usposobienia duszy.
POLAPańskie usposobienie bywa jakieś... wyjątkowe.
MAURYCYJest takie jakiem je wyrobiło położenie. Życie nie daje mi sposobności do śmiechu, dla tego na wszystko zapatruję się z strony poważnej... a tem trudno zabawić, wzbudzić wesołość, jak tego pragnęłaby moja matka.
POLAW samej rzeczy... czasem chłód aż wieje od pana.
MAURYCYA panie w takich razach jesteście bez litości... nic nie uwzględniacie, wydając sąd, nie dopuszczacie okoliczności łagodzących.
POLAJa nie sądzę ani krytykuję, tylko przez współczucie dałabym panu lekarstwo na jego usposobienie.... przedewszystkiem nie przymuszać się, gdy to zbyt wiele kosztuje.
Co ona przez to rozumie?
SCENA IXMa chère, przedstawiam ci naszego nowego sąsiada: pan Strasz herbu Strasz.
SZAMBELANICOWABardzo mi przyjemnie... słyszałam wiele o panu..
Myśliwy nie tęgi, ale wstęp swój w koło obywatelskie inaugurował czynem, który mu przynosi zaszczyt.
DZIEŃDZIERZYŃSKIPadam do nóżek pani szambelanowej.
SZAMBELANICOWAA, witam pana.
DZIEŃDZIERZYŃSKIComment la tête?
SZAMBELANICOWAJakiż to czyn?
SZAMBELANICPan Strasz pojął swe posłannictwo w sposób pozwalający żywić o nim najpiękniejsze nadzieje... spostrzegłszy, że jestem w chwilowym kłopocie, chociaż zaledwie przestąpił mój próg, bez najmniejszego namysłu... bo to jest... przyszedł mi z pomocą, dając dowód prawdziwie bezinteresownej sąsiedzkiej uczynności... Bez interesownej, bo nabywając pretensje, zrzekł się prawa egzekucji.
DZIEŃDZIERZYŃSKISpekulacja...
Winszuję panu.
SZAMBELANICI prolongował mi sumę.
STRASZAle na rok tylko... dłużej nie mogę, daję słowo.
SZAMBELANICMamy dosyć czasu do porozumienia się... zresztą to już drobnostka w obec samej treści czynu, który jest prawdziwie obywatelskim; wszakże dnia dzisiejszego, gdy majątki nasze coraz częściej przechodzą do niemców lub żydów, należy nam trzymać się za ręce... solidarność tylko może nas zbawić.
STRASZJa bardzo przepraszam panią dobrodziejkę, że nie przybyłem we fraku, ale...
SZAMBELANICOWAO, to rzecz najmniejsza... chęć prędszego poznania naszego domu zbyt nam pochlebia abyśmy uważali na małe przekroczenie formy, spowodowane zresztą zapewne okolicznością, że to z polowania...
STRASZWynagrodzę to następną razą.
SZAMBELANICOWABardzo prosimy.
SZAMBELANICPozwoli pan że go zaprezentuję pannom, mojej córce i pannie Dzieńdzierzyńskiej... także sąsiadka, a do tego warszawianeczka.
DZIEŃDZIERZYŃSKIPrzepraszam, łęczycanka.
SZAMBELANICPan Strasz..
U! ładne obydwie.
GABRJELAPan niedawno w naszych stronach.
STRASZNiedawno... dostałem sukcesję po wuju... majątek w sąsiedztwie.
GABRJELAJakże się panu podobała okolica?
STRASZPhi.. proszę pani... po Warszawie...
GABRJELADowód otwartości nie zbyt dla nas pochlebny.
STRASZWidzi pani... prawdę powiedziawszy... to ja tak... tu jeszcze dobrze nie znam.. ale zdaje mi się, że sobie gust naprawię i zmienię zdanie.
GABRJELATrzymamy pana za słowo.
Chambelan, il faut lui payer... spłacić go i kwita...
SZAMBELANICZobaczymy, nic pilnego.
DZIEŃDZIERZYŃSKIComment?
SŁUŻĄCYProszę jaśnie państwa do stołu.
STRASZKtóraż z nich jest szambelanicówna?
KOTWICZTa, co z panem mówiła.
STRASZJak ona mi przypomina Julkę od Andzi, to rzecz zadziwiająca... nawet taki sam pieprzyk ma na szyi.
KOTWICZPrzyjrzałeś jej się pan widzę, dobrze.
SZAMBELANICPodaj pan rękę mojej żonie.
SZAMBELANICOWAPanu zapewne nie w smak, że musiałeś odejść od panienek... przyznaj się pan.
STRASZHm, istotnie, ja to lubię.
SZAMBELANICOWAZa to przy stole pozwolę panu usiąść przy
Uwagi (0)