Moralność pani Dulskiej - Gabriela Zapolska (czytanie ksiazek online TXT) 📖
W sztuce Moralność pani Dulskiej autorstwa wybitnej polskiej pisarki i aktorki Gabrieli Zapolskiej poznajemy rodzinę mieszczańską: państwa Dulskich oraz trójkę ich dzieci — dwie córki i syna. Syn, Zbyszek, romansuje ze służącą, Hanką, ale jego matka, pani Dulska przymyka na to oko. Swój pogląd w tej sprawie wyraża formułą: „Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział”. Niespodziewanie Hanka zachodzi w ciążę. Czy Zbyszek zdecyduje się wziąć ślub z Hanką? A może pani Dulska znajdzie jakieś rozwiązanie, aby uniknąć skandalu?
Moralność pani Dulskiej to tragifarsa: przeplatają się w niej elementy komedii i tragedii, ukazuje m.in. ludzką głupotę, pazerność, skąpstwo oraz hipokryzję wypaczającą stosunki społeczne. Gabriela Zapolska niezwykle przenikliwie widzi wady zarówno indywidualne, jak środowiskowe czy charakterystyczne dla całej zbiorowości. Co więcej, opisuje je wyjątkowo bezkompromisowo.
Autorka napisała sztukę w krótkim czasie na zamówienie Teatru Miejskiego we Lwowie. Utwór wystawiany był na scenie, w formie książkowej wydany został w 1907 roku, z czasem doczekał się także ekranizacji filmowej.
- Autor: Gabriela Zapolska
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Moralność pani Dulskiej - Gabriela Zapolska (czytanie ksiazek online TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Gabriela Zapolska
Andziu! Andziu!... zbudź się.
HANKAHa? co?...
MELAZbudź się — moja biedna Andziu!...
HANKAA!... to wielmożna panienka... ja zaraz... po mleko...
Nie — nie. Ty już teraz nie pójdziesz po mleko. Już kucharka przyniosła. Ja się śniadaniem zajęłam.
HANKAA wielmożna pani?
MELAMama słaba — leży... Masz trochę kawy. Napij się. I bułkę zjedz.
HANKAA... tak... tak... Zapomniałam, teraz już wiem.
O Jezu! Jezusieczku!
MELACzego płaczesz? Teraz wszystko na najlepszej drodze. Najgorsze przeszło. Już mamcia wie o wszystkim. Nie chce pozwolić — ale musi. Tylko teraz ty i Zbyszko musicie być stałymi i przemóc wszystko swoją miłością. Mama sama będzie wzruszona...
HANKAJa pójdę w piecach palić.
MELANie... nie. Daj spokój. Lepiej żebyś już się do niczego nie mieszała. Bo jak zaczniesz znów być służącą, to będzie jeszcze gorzej. Siedź tu spokojnie i czekaj, co będzie.
HANKAA bielizna niezmaglowana...
MELANie turbuj się. Teraz się przyjmie pokojową i ona już za ciebie to wszystko zrobi. Ty teraz jesteś narzeczona Zbyszka, to przecież nie możesz chodzić do magla ani w piecach palić. Pij kawę... moja złota...
HANKADziękuję panience — nie mogę. Mnie tak od tego wczorajszego, że aż no... ha...
O Jezu!...
MELAMoja Andziu — ja wiem, że to przykre przejścia, ale to trudno. Zobaczysz, że jeszcze będziesz bardzo szczęśliwa za Zbyszkiem. Ubierzesz się inaczej — natrę ci ręce gliceryną — nauczę cię ładnie pisać — nie będziesz nic robić.
HANKAE! gnić bez roboty...
MELAHa — będziesz mieć inne zajęcie. Potem ja będę zawsze z tobą i przy tobie. Ja za mąż nie pójdę, bo ja nie mam zdrowia, a mamcia mówi, że do zamążpójścia to trzeba mieć końskie zdrowie. I właśnie chciałam ci powiedzieć, że... co do tego jakiegoś dziecka, coś ty mówiła, a co ja nie rozumiem... to jeżeli ty już byłaś zamężna i boisz się, że niby podobno mężczyźni niechętnie się żenią z wdowami, co mają dzieci... to nie bój się. Ja się tym dzieckiem zajmę — wychowam. A co by mi mamcia dała na wyprawę czy na posag, to dla dziecka oddam... Ja sobie tak umyśliłam dziś w nocy. Ja chciałam iść do klasztoru, bo tam cicho i tak miło musi być za murami, jak dzwonek rano dzwoni w maju. Ale przecież i na świecie można mieć ciszę. I wolę się dla ciebie poświęcić. No... jedz bułkę... jedz... A ty za to musisz być dla mnie bardzo dobra i mówić do mnie — moja złota, dobra, kochana Melu... no... powtórz...
HANKACo też panienka... co też panienka...
MELAMów mi Melu — a ja tobie... Andziu.
HANKAKiedy ja Hanka.
MELANie, jak Zbyszkowa żona — to Andzia.
HESIAPycha... dziewiąta blisko — w domu cisza — pensja się wściekła na dziś... pycha!...
MELACicho! mamcia chora.
HESIADziś cały dom chory. Nikt nie idzie do roboty, tylko tatko naturalnie.
Cóż ty? Belle soeur29! a!... hi... hi... Serwus, czupiradło!
MELAHesiu, jakże tak można.
HESIACóż ty to na serio bierzesz? Przecież to cała komedia. Gzy, nic więcej. Hu... zimno tu... W piecu nie palą. Co to są — zaburzenia familijne.
Powiedz!... czy ty pierwsza zaczepiałaś Zbyszka, czy on ciebie?
HANKAŻe też się panienka Boga nie boi...
HESIAO! już się nauczyłaś Boga wzywać nadaremno. Jeszcze do naszej familii nie należysz. Hi! hi! Czy ty sobie wyobrażasz, ciućmo jedna, że się Zbyszko z tobą naprawdę ożeni?
HANKAHesia — nie rób jej przykrości.
HESIAAle nie — nie. Przyobiecuję być nawet drużką i powieść do ołtarza uroczą oblubienicę. Patrz, Mela, jak mi nogi urosły od wczoraj.
MELAZaziębisz się.
SCENA IICo się tu dzieje? Wy tutaj? Nie na pensji?
HESIANie ma nas kto odprowadzić.
HANKAJa pójdę.
DULSKATy? — odprowadzać panienki? no! no!... idźcie się ubierać.
HESIAAle z pensji nici, mamciu.
DULSKANaturalnie. Wszystko tak i to przez...
Czego chcesz?
MELAMamciu złota, daruj im! nie gniewaj się! już ona ci całe życie...
DULSKAProszę się do tego nie mieszać.
Ty idź do pokoiku, gdzie się składa brudną bieliznę. Tam siedź — nie ruszaj się, aż cię zawołam. Z kucharką ani słowa, ani z nikim. Rozumiesz? Twoja matka chrzestna, ta Tadrachowa, co prała dwa razy, zawsze mieszka na Św. Józefa?
HANKATak, proszę wielmożnej pani.
DULSKADobrze — a teraz idź!
Posłałaś list do ciotki?
HESIAPosłałam. I powiedziałam, żeby stróż prosił, że mamcia prosi żeby ciocia zaraz przyszła.
Proszę mamci — może prochy pościerać?
Proszę mamci... czy Zbyszko naprawdę się z tym czymś ożeni?
DULSKADaj ty mi spokój!
HESIAJa też myślałam, że to niemożliwe. Choćby ze względu na nas. Czy kto porządny później starałby się o mnie, albo o Melę.
DULSKADaj ty mi spokój.
HESIAZresztą Mela to mniejsza, bo ona i tak idzie na starą pannę, ale ja...
DULSKAA ja ci mówię, daj ty mi spokój, bo się na tobie skrupi.
HESIATylko proszę mamy... ja nie rozumiem, jak mamcia tego nie widziała. Ja to już od dawna wypenetrowałam... ja...
SCENA IIIGdzie Hanka?
Pytam się, gdzie Hanka?
HESIAOblubienica z Lammermooru30 rondle myje.
ZBYSZKOProszę więcej jej nie używać do kuchennych posług. Gdzie Hanka dziś spała?
Pytam się, gdzie Hanka dziś spała?
HESIANa stołeczku pod piecem — ręce w małdrzyk, a buzia w ciup31.
ZBYSZKOTrzeba inaczej się nią zająć.
Bo... jeżeli... no... zresztą — ja wychodzę, za chwilę wrócę. Muszę jakiś porządek zrobić.
HESIAPostaw łoże pod baldachimem w salonie...
ZBYSZKOMilcz!
HESIANie chce mi się... nie chce mi się... Cake walk! cake walk!
Hanuś, słodka narzeczona... — dziewczę z buzią jak malina...
ZBYSZKOIdź... ty...
Strach!... jeszcze czegoś podobnego, jak długo żyję, nie widziałam.
Stróż jest w kuchni. Dowiem się. Tylko wie mamcia, ja wątpię, czy ciocia przyjdzie, bo strasznie była wczoraj naindyczona.
DULSKAIdź no, idź...
Nie wolno... na dziedzińcu się trzepie... nie wolno!...
Ciocia powiedziała, że przyjdzie zaraz.
DULSKATeraz idź, ubierz się.
HESIAA potem żeby trochę na spacer? co?
DULSKACo ci w głowie? tu taki szkandał za pasem, a ona na spacer?
HESIANo dobrze... dobrze... już idę!
Ciocia mnie wezwała?
DULSKATak.
JULIASIEWICZOWAWłaściwie nie powinnam przyjść po tak dotkliwej obrazie, ale w nieszczęściu powinno darować się winy. Cóż zatem ciocia sobie życzy?
DULSKAZlituj się! ratuj!... wybaw mnie z tego położenia. Przecież taki ożenek dla Zbyszka to ostatnia zguba. Jak ja ludziom w oczy spojrzę?
JULIASIEWICZOWAMoja ciociu... sama ciocia piwa nawarzyła. Ja radziłam — odprawić Hankę.
DULSKAAle kiedy ci wytłumaczyłam, dlaczego ją trzymam, sama się zgodziłaś, że tak lepiej. Ja to przecież zrobiłam dla jego dobra. Patrzeć już nie mogłam, jak się wisusował. To się nieraz robi. Ja nie pierwsza i nie ostatnia.
JULIASIEWICZOWATak... zapewne...
DULSKARadź! ratuj! ty masz doskonały złodziejski spryt — ty coś wymyślisz. Przede wszystkim — weź tę, tę Hankę, do siebie. Wyrzucić jej nie mogę, bo obniesie nas po mieście. U ciebie będziesz ją pilnować, żeby z nikim nie pyskowała.
JULIASIEWICZOWAA już co to — to nie... Dziękuję za taki mebel. Nigdy nie wiadomo z takimi co w trawie piszczy. Ale trzeba rzeczywiście coś zrobić, bo i dla nas samych to bardzo nieprzyjemne. Mój mąż aż jeść kolacji nie mógł, jak się o tym dowiedział. Czy ona ma jaką rodzinę?
DULSKAMa tu tylko matkę chrzestną — praczkę...
JULIASIEWICZOWATrzeba ją tu sprowadzić.
DULSKAPosłałam po nią kucharkę.
JULIASIEWICZOWAMoże się wyda coś o tej Hance... może ona już dobrze tam na wsi się bawiła. Jeżeli się Zbyszko dowie... choć według mego przekonania, Zbyszko jedynie tylko na złość cioci to wszystko zrobił.
DULSKANa złość mnie? matce?... i miej tu dzieci! Takem go chowała. Woziłam się z nim do Rabki — jak była ta matura, to niby... no... pokierowałam go do Prokuratorii Skarbu... a tu... a tu...
Proszę cioci się uspokoić. To nic nie pomoże. Tu trzeba radzić energicznie. Co ona mówi?
DULSKAA cóż ona może mówić. Nic.
JULIASIEWICZOWATo jeszcze całe szczęście, że ona zdaje się głupia — bo jakby tak wzięła na kieł. Niech jej ciocia da wódki i chleba z masłem.
DULSKACo?
JULIASIEWICZOWAJuż ja wiem co mówię. Miodem się muchy bierze, nie octem.
SCENA VNiech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
DULSKAA to wy!...
Ta praczka.
TADRACHOWARączki całuję wielmożnej pani gospodyni. A cóż to, będzie znów duże pranie?
JULIASIEWICZOWANiech mnie ciocia pozwoli!
Nie, moja dobra kobieto — my tu was zawezwali całkiem o co innego.
TADRACHOWARączki całuję...
JULIASIEWICZOWATu chodzi o Hankę...
TADRACHOWAA...
JULIASIEWICZOWAWidzicie, tak się stało. Hance trafia się doskonały mąż.
DULSKACóż ty...
JULIASIEWICZOWAZaraz ciociu — doskonały mąż. Otóż, ponieważ to jest poczciwy rzemieślnik — wychowanek cioci, więc my chcemy naprzód wiedzieć, jaka też to uczciwość Hanczyna, bo to w takiej małej mieścinie, to rozmaicie, jak to pani Tadrachowa wie...
TADRACHOWANo, no... tak, wielmożna pani... niby... to swoja rzecz.
JULIASIEWICZOWAWłaśnie... więc co do Hanki. Jak się ona tam sprawiała w domu. Tylko niech Tadrachowa powie pod przysięgą — jak na spowiedzi, bo to ważna sprawa.
TADRACHOWANiby... co do Hanki? A, wielmożna pani — to dziewczyna była jak szklanka. Nawet rysy nie było.
JULIASIEWICZOWAMoglibyście na to przysiąc?
TADRACHOWAPrzed Przenajświętszym Sakramentem. Za nią, jak za siebie.
JULIASIEWICZOWANo... a ten finanz wach?
TADRACHOWATo insza inszość. On się z nią zaręczył. Ale co do tamtego — to o!... tylko że nie było pieniędzy, niby na gospodarstwo, więc bez to się to ślimaczy. Ale to całkiem uczciwie i honorowo — to sam ksiądz proboszcz może poświadczyć.
JULIASIEWICZOWANo... a tu, w mieście?
TADRACHOWAA... to już... chyba wielmożna pani gospodyni wie, bo przecie dziewczyna niby tu... jakby pod opieką...
Może się pani Tadrachowa wódki napije.
TADRACHOWARączki całuję wielmożnej pani — ja przysięgłam od wódki.
Ale od likierku?
TADRACHOWANo... chyba...
JULIASIEWICZOWADaj, Anielko, coś słodkiego.
Pani Tadrachowa myśli, że Hanka może z czystym sumieniem iść za tego, co jej się trafia?
TADRACHOWAProszę wielmożnej pani, jak się jemu podoba, to chyba nie będzie taki skrupulant. To u państwa takie wymysły. A potem, czy ja wiem.
Pijcie!...
TADRACHOWARączki całuję — rączki całuję
hi, hi, hi...
JULIASIEWICZOWADobre?
TADRACHOWAAż mgli, takie dobre.
JULIASIEWICZOWAWięc...
SCENA VIRączki całuję wielmożnemu młodemu panu gospodarzowi... rączki całuję...
ZBYSZKOCzekajcie no... to wyście mi kiedyś nosili ubranie
Uwagi (0)