Darmowe ebooki » Komedia » Ciężkie czasy - Michał Bałucki (ogólnopolska biblioteka cyfrowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Ciężkie czasy - Michał Bałucki (ogólnopolska biblioteka cyfrowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Michał Bałucki



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:
class="h4">ŻURYŁO

A na cóż czekać? Szkoda czasu na długie amory. Skoro się kochają, niech się żenią i kwita.

LECHICKI
kwaśno, niechętnie.

Ależ to niemożliwe! Wyprawa jeszcze nie gotowa. Bronia dopiero na święty Michał pojedzie ze mną do miasta nakupić materyj na suknie.

ŻURYŁO

A to po co? A komuż ona te jedwabie będzie pokazywać na wsi? Krowom na pastwistku, albo chłopom w kościele? Czyż to nie szkoda pieniędzy na takie zbytki?

LECHICKI
wstaje zniecierpliwiony.

Przecież trzeba mieć wzgląd na godność, na stanowisko. Cóżby świat na to powiedział? Przecież to szlachecka córka!

ŻURYŁO

Toć nią będzie, choćby i w perkalikach. A wierz mi dobrodzieju, że szkoda wyrzucać grosz na takie fatałaszki!...

LECHICKI
j. w.

Być może, być może, ale daruj kochany panie, teraz nie pora gadać o tem, kiedy lada chwila spodziewam się dostojnego gościa. Daruje pan, ale muszę jeszcze wydać niektóre rozkazy. Pogamy kiedyindziej, później, do widzenia.

Nie patrząc na niego, wychodzi szybko środkowymi drzwiami. SCENA SIÓDMA
ŻURYŁO — BRONIA — KAROL — później SŁUŻĄCY. ŻURYŁO
patrząc za odchodzącym.

O niepodoba mi się jakoś dzisiaj ten pan Lechicki! Coś w tem jest!...

BRONIA
w białej sukience, wchodzi z drugich drzwi z lewej.

Cóż, mówił pan z ojcem?

ŻURYŁO
zamyślony, powtarza machinalnie.

Z ojcem?

BRONIA

No bo Karol mówił mi, że pan dziś miał z nim pogadać o nas! I cóż ojciec?

ŻURYŁO

Nie chciał wcale mówić o weselu.

BRONIA
wystraszona.

Dlaczego? Z jakiego powodu?

ŻURYŁO

Czy ja wiem? Może ta wizyta księcia tak go zmieniła? Może teraz Żuryło dla jego córki za małą wydaje się figurą.

BRONIA

Ależ panie!...

ŻURYŁO

U nas takie rzeczy łatwo ludziom zawracają głowy. Ale ja także mam swoją ambicyę i prosić się nie myślę. Jak nie — to kłaniam się uniżenie — zabieram Karola i bywajcie zdrowi.

BRONIA

A ja? z płaczem. Cóż wtedy biedna pocznę?

ŻURYŁO

Prawda!... O tobie dzieweczko nie myślałem. — Tfu!... samolub ze mnie paskudny!

BRONIA
rzuca mu się na piersi.

Jabym tu umarła z rozpaczy!

ŻURYŁO

Więc ty tak bardzo kochasz mego Karola?

BRONIA

O bardzo, bardzo!

ŻURYŁO

A skoro tak, to nam niewolno rejterować z placu.

BRONIA

Ja poproszę ojca, powiem mu, że ja bez Karola żyć nie mogę, że jak nie pójdę za niego... to nie pójdę za nikogo...

ŻURYŁO
tuląc ją i głaszcząc.

Przypuścimy do niego szturm ze wszystkich stron.

BRONIA

Tylko przed Karolem ani słowa o tem, że ojciec robi jakie trudności. On taki ambitny, toby go ubodło, zmartwiło.

ŻURYŁO

Poczciwa dzieweczka i o tem pomyślała. No, dobrze, dobrze, będziemy grali oboje komedyę żeby go nie zmartwić.

BRONIA
żywo dając znak.

Pst!... Idzie.

KAROL
wchodzi żywo.

I cóż ojcze, mówiłeś z panem Lechickim?

ŻURYŁO
udając wesołość.

A jakże mówiłem — o! mówiłem.

BRONIA

Nawet bardzo długo mówili panowie ze sobą.

KAROL

Długo? dlaczego długo? Czy może pan Lechicki ma jakie wątpliwości? Waha się?

BRONIA

Ale gdzież tam...

Daje znaki Żuryle, aby mówił dalej. ŻURYŁO

Owszem — przeciwnie.

KAROL
ucieszony.

Więc zgadza się? Przystaje?...

ŻURYŁO

Ależ rozumie się!

KAROL

Cóż mówił?

BRONIA

Ucieszył się ogromnie.

KAROL
z żywą radością.

Czy tak? Ojcze, ucieszył się?

ŻURYŁO

Ale ogromnie, powiadam ci skakał z radości!

KAROL
odetchnąwszy.

Ach, to dobrze, bo przyznam się wam, bałem się.

BRONIA

Czego?

KAROL

Sam nie wiem. Ale pan Lechicki wydawał mi się dzisiaj taki jakiś zimny, obojętny.

ŻURYŁO
do Broni.

A co, nie mówiłem ci?

KAROL

Jakto? Więc i ojciec to zauważyłeś?

ŻURYŁO
zmieszany.

Ja? Ale, zdaje ci się — przeciwnie.

BRONIA

Zdawało się panu.

ŻURYŁO

Tak, pewnie ci się zdawało.

KAROL

Być może. Ale przed chwilą gdyśmy się spotkali, przeszedł koło mnie, jakby mnie nie widział, a raczej nie chciał widzieć.

BRONIA

Nie dziw mu się pan. On teraz taki zajęty tym przyjazdem księcia.

Słychać za sceną huk gwałtowny, potem gwar, hałas, wołanie, zamieszanie. Karol biegnie do okna. ŻURYŁO

A to co? Co się tam stało?

KAROL
stojąc przy oknie.

Wszyscy biegną ku stodołom. Wołają o sikawki.

ŻURYŁO

A niechże ręka boska broni, chodźmy Karolu.

Wybiegają szybko. BRONIA
w oknie, wystraszona składając ręce.

Matko Najświętsza, Królowo nieba i ziemi! Co to takiego? Giętkowscy, Kwaskiewicze, wszystko to biegnie z ganku w tamtą stronę... Do wchodzącego służącego. Antoni! Co się tam stało?

SŁUŻĄCY

E, nic panienko... więcej strachu jak czego. A to te fajerwerki co były przygotowane na przyjęcie księcia zapaliły się i buchły od razu. Huku było dużo, ale nic się nie stało dzięki Bogu. Idę powiedzieć to starszej pani, żeby się niepotrzebnie nie trwożyła.

BRONIA
głaszcząc go po ramieniu.

Idź Antoni, idź, ja tam zaraz przyjdę z panem Karolem i jego ojcem, tylko wrócę od stodół. Służący odchodzi do pokoju babki, Bronia po jego odejściu idzie do okna. A to kto? Jakaś dama elegancko ubrana idzie tu od furtki ogrodowej. Nie znam jej, nigdy jej tu nie widziałam. Ogląda się jakby szukała kogoś. Wchodzi do domu. Kto tu być może?

SCENA ÓSMA
BRONIA, NATALKA, potem JULIUSZ. NATALKA
w eleganckiem podróżnem ubraniu w białej woalce.

Nigdzie nikogo, żeby choć spytać można. Spostrzega Bronię. A, jakaś facetka! — Moja mała, gdzie ja bym tu mogła znaleźć pana Juliusza Lechickiego, wszak tutaj mieszka?

BRONIA
patrzy zdziwiona.

Tak...

NATALKA

I jest w domu?

BRONIA

Jest. n. s. Kto to być może?

NATALKA

To idźże mu powiedzieć, że jego znajoma, jego dobra znajoma z Wiednia chce się z nim widzieć.

BRONIA

Pani zna się tak dobrze z moim bratem?

NATALKA

Phi! Znaliśmy się jak łyse konie. On mnie nie nazywał inaczej tylko swoją najdroższą Natalką — swoje szacerle — kochaliśmy się, że nie idzie dalej.

BRONIA

Więc pani może jesteś jego narzeczoną?

NATALKA

Coś więcej, moja ty dzierlateczko.

BRONIA

Więcej? Więc chyba żona?

NATALKA

Coś w tym rodzaju, n. s. A to naiwna gąska.

BRONIA

To dziwna rzecz, że Julek nic nam nie wspominał o tem. A może obawiał się, że ojciec nie zgodzi się?

NATALKA

A cóż stary miał się wtrącać do tego? Przecież Julek pełnoletni.

BRONIA

No tak, ale zawsze...

NATALKA
ujrzawszy wchodzącego Juliusza.

A servus!

JULIUSZ
przerażony.

Natalka!... Broniu proszę cię, odejdź.

BRONIA

Ależ braciszku, ja już wiem wszystko. Ta pani powiedziała mi...

JULIUSZ

Proszę cię, odejdź, zostaw nas samych. Potrzebuję rozmówić się z tą panią. Bierze ją za rękę i odprowadza ku drzwiom na lewo. Idź do babci.

BRONIA
ociągając się.

Ha, skoro tak chcesz...

JULIUSZ
cicho.

Tylko przed ojcem ani słowa, rozumiesz?

BRONIA

Nie bój się, nie powiem ani słóweczka. Odchodząc mówi na stronie. A więc to z obawy przed ojcem. Biedny Julek.

Wychodzi. JULIUSZ
wraca do Natalki z miną groźną, a zarazem zakłopotaną.

Przedewszystkiem którędyś tu weszła?

NATALKA
drwiąco.

Także pytanie. Przecież nie oknem.

JULIUSZ

Widział cię kto?

NATALKA

Oprócz tej małej nikt więcej.

JULIUSZ

A teraz powiedz, jak śmiałaś wchodzić do tego domu?

NATALKA

O-wa! Ja nie na takie rzeczy się ośmielałam. Trzeba było odpisywać na moje listy, to bym nie była potrzebowała fatygować się aż tu z Wiednia.

JULIUSZ
oglądając się niespokojnie.

Mów ciszej, bo gotów kto usłyszeć.

NATALKA

Niech słyszy, a cóż mnie to obchodzi.

JULIUSZ

Nie zapominaj, że jesteś w uczciwym, obywatelskim domu.

NATALKA
pogardliwie.

E, mój panie, mnie książęce nie dziwne.

JULIUSZ
gwałtownie.

Milcz bo...

NATALKA

Spróbuj tylko, a zobaczysz jaką zrobię awanturę. Mam ja tu swoich obrońców. Tam za ogrodem w powozie, który mnie tu przywiózł ze stacyi, czeka mój brat, co był atletą w cyrku Renza, i mój narzeczony, nauczyciel fechtunku. Niech tylko dam znak z tego okna, a wnet zjawią się tutaj i obronią mnie przed każdą napaścią.

JULIUSZ
desperacko.

Więc czegóż chcesz ostatecznie? Po coś tu przyszła?

NATALKA

Dobry sobie, jeszcze się pyta! Cóż to pan myślałeś, że mnie można porzucić jak pierwszą lepszą? Byłam ci wierną blisko półtora roku, a ty zamiast wdzięczności, odjechałeś mnie jednego pięknego dnia tak „mir nichts, dir nichts” i sądziłeś, że już rzecz skończona. O! nie mój panie, z Natalką tak się nie postępuje!

JULIUSZ

Przecież u stu dyabłów nie mogłaś myśleć, że się z tobą ożenię?

NATALKA

Bo bym też nie chciała.

JULIUSZ

Ona by nie chciała. Dobra sobie.

NATALKA

Jeżeli pan chciałeś zerwać ze mną, to należało to zrobić w godziwy sposób, tak, jak robią uczciwi i szlachetni ludzie — pożegnać się.

JULIUSZ

No, więc teraz żegnam się z tobą, bądź zdrowa i daj mi święty pokój.

NATALKA

O mój panie, ja nie rozumiem takiego pożegnania.

JULIUSZ

Więc jakże chcesz u stu lichów, żebym się żegnał jeszcze?

NATALKA

Jak? Cóż to pan nie wiesz, jak się żegnać należy?

JULIUSZ

Ależ żeby mnie dyabli wzięli, tak nie wiem, o co ci właściwie idzie.

NATALKA

To ja panu powiem. Siada i patrząc w sufit swobodnie, mówi. Kiedy hrabia Alfons miał się żenić i musiał rozstać się ze mną, dał mi na ukojenie i otarcie łez sześć blatów po tysiąc guldenów każdy i garnitur szmargdowy za 600 fl. w dodatku. Po chwili. Ernest Goltz, bankier, gdyśmy się rozchodzili, był jeszcze honeśniejszy, bo mi ofiarował dwadzieścia tysięcy marek i odwiózł mnie własnym kosztem z Berlina do Wiednia. Wstaje. Otóż to tak, mój panie, żegnają się prawdziwi gentelmeni, a nie tak, jak pan postąpiłeś sobie ze mną. Służącej w ten sposób się nie oddala, a nie dopiero mnie. To było niegodziwie, mój panie, nikczemnie.

JULIUSZ
wybucha gwałtownie.

Natalka milcz — bo...

NATALKA
cofa się do okna.

Czy mam zawołać moich obrońców?

JULIUSZ
ogląda się niespokojnie i mówi na stronie.

Ha, co za fatalne położenie głośno. Więc ostatecznie idzie ci o pieniądze.

NATALKA

Spodziewam się. Przecież nie o twoją miłość.

JULIUSZ

Więc ileż chcesz?

NATALKA

Ile? po chwili namysłu. Ponieważ nie jesteś ani hrabią, ani bankierem, tylko zwyczajnym sobie szlachetką, więc żądam tylko trzy tysiące.

JULIUSZ
dobitnie.

Trzy tysiące guldenów!

NATALKA

No, przecież nie krajcarów!

JULIUSZ

Zwaryowałaś?... Trzy tysiące? Za co?

NATALKA
z lekceważeniem.

No daj dwa, żeby raz skończyć, bo mnie już nudzi ta cała historya.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:

Darmowe książki «Ciężkie czasy - Michał Bałucki (ogólnopolska biblioteka cyfrowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz