Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖
Pretensjonalna komedia o życiu polskiego ziemiaństwa drugiej połowy XIX wieku. Józef Bliziński jest nazywany kontynuatorem komedii fredrowskiej. Propozycja dla miłośników ramotek i sentymentalnych eksloratorów.
Nie ma co ukrywać – komediodramaty Józefa Blizińskiego zestarzały się i dziś można je polecać już chyba tylko eksploratorom dziewiętnastowiecznych kuriozów, zwłaszcza że jego poczucie humoru odległe jest od dzisiejszych standardów. Tym niemniej to krytyczne spojrzenie na środowisko wiejskiej szlachty może zaciekawić. Bliziński — skądinąd etnograf i przyjaciel Kolberga — wyśmiewa się z klasy społecznej sobie najbliższej, a jego obserwacje zawierają sporo intrygujących ciekawostek. Pod koniec XIX wieku ziemiaństwo zaczyna być powoli reliktem epoki feudalnej. Upadającą klasę społeczną Bliziński oskarża o kłótliwość, pustotę i rozrzutność.
- Autor: Józef Bliziński
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Bliziński
No, zdaje mi się... taki majątek jak moje Zagrajewice piechotą nie chodzi.
KOTWICZJak zaleciał parweniusz. głośno Więc jedziesz pan z nami do Czarnoskały, i kwita!.. i tak nie dziś to jutro trzeba to zrobić, tego pan nie unikniesz... stanowisko pańskie to nakazuje.
STRASZHm! subjekcja... przyznam się, że mi nie pilno... spoglądając po sobie Zresztą, czyż tak mogę?
KOTWICZNie masz pan się w co przebrać?
STRASZWziąłem tużurek na wszelki wypadek.
KOTWICZAno!
STRASZAle nie wiem, czy to uchodzi tak z polowania... nie byłem z wizytą etykietalną.
KOTWICZZłożysz ją pan później, nic nie szkodzi.
STRASZHa, kiedy nic nie szkodzi... to jazda!... n. s. Co tam!
KOTWICZNo, ja swoje już zrobiłem
Puszczam się na bystrą wodę! p. c No i niechże mi kto powie, kiedy ja byłem na swojem miejscu, czy wtenczas gdy jako gryzipiórek sądowy wieszałem psy na arystokracji, czy dziś, gdy jestem tak słabym, że mnie te zaprosiny połechtały? Głupia natura ludzka, daję słowo: czuję formalnie jakiś nastrój uroczysty... p. c. Żeby się tylko nie pośliznąć na tych woskowanych posadzkach!... ale prawda! to za coby dependentowi pokazano drzwi, ujdzie dziedzicowi Zagrajewic... nie ma kłopotu.
SCENA VIINie! teraz jest niemożliwem polowanie w swoim własnym lesie, słowo uczciwości daję.. komunizm jakiś, zuchwalstwo bez granic... Co to był za jeden?
WŁADYSŁAWPisarz wójta.
SZAMBELANICNie może być! No patrzcież, i taki fagas, panie, pozwolił sobie zająć stanowisko obok mnie, za pan brat... Lis szedł prościusieńko na mnie, wtem jak go poczuł..
WŁADYSŁAWZa pozwoleniem, bo to jeszcze pytanie kogo on poczuł... może nie jego, tylko właśnie stryja.
SZAMBELANICJakże chcesz... palił jakieś śmierdzące cygaro i nadto jeszcze przygwizdywał sobie, bo to jest!... na stanowisku, gdy psy gonią, słyszeliście co podobnego?... Złości mnie porwały... wołam: cicho, tam! a ten zdejmuje czapkę i powiada: moje uszanowanie panu dobrodziejowi.. jeszcze mi się błazen kłania.
WŁADYSŁAWNo, grzeczny, cóż stryj chce.
SZAMBELANICMój Władysławie, nie dowcipkuj kosztem zdrowego sensu, a przedewszystkiem nie pozuj na demagoga, bo ja cię dobrze znam.
STRASZTo pewno ten sam lis był, co wyszedł później na mnie... nie wiedziałem nawet że to lis, ale domyślam się po ogonie.
SZAMBELANICA!... n. s. A toż znowu kto.. (głośno) Z kimże mam szczęście?
KOTWICZA to palnął! głośno Przedstawiam kuzynowi naszego nowego sąsiada... pan Strasz, dziedzic Zagrajewic z przyległościami.
SZAMBELANICAha! to pan jesteś..
KOTWICZPan Szambelanic Czarnoskalski..
STRASZBardzo mi przyjemnie.
SZAMBELANICA! i mnie także... nie wiedziałem, że przybył w sąsiedztwo taki myśliwy... Więc jakże to było z tym lisem?
STRASZA no, ja stałem, a on przyszedł do mnie... ot tak blisko...
SZAMBELANICI nie strzelił pan?
STRASZMyślałem, że to był pies... chciałem nawet na niego zawołać, bo bardzo lubię psy, ale skorom się poruszył zniknął mi, tylko zobaczyłem ogon ogromnie długi.
SZAMBELANICNo, to oczywiście był lis.
WŁADYSŁAWWiesz ty, że on paradny sobie.
SZAMBELANICDubeltóweczka ładna bo ładna...
STRASZDałem za nią dwieście rubli... lepażówka.
SZAMBELANICWidzę, widzę, caca... z tem wszystkiem, wielkiej szkody zwierzynie pan nią nie zrobi.
STRASZBo też mnie o to nie chodzi poufale Za to na inną zwierzynę to ja jestem majster.
SZAMBELANICNaprzykład?
STRASZJaką pan szambelanic masz dziewczynę w tym tu domku, to dawno nie zdarzyło mi się spotkać.
SZAMBELANICCóż to za koncept?
MAURYCYOjcze, mieliśmy jechać.
SZAMBELANICPadam do nóg! n. s. Przyznam się, że trochę zanadto poufałości...
No, gdzie? dokąd?... quousque tandem? już odjeżdżacie? jakżeż można, comment peut on! ja w najlepsze zaczynam, jestem w sztosie... patrzcie, quel zając!
WŁADYSŁAWI po co to samemu dźwigać, zamiast oddać strzelcowi.
DZIEŃDZIERZYŃSKISavez vous quoi, c’est bon!... kot moją własną ręką zabity? nie czuję ciężaru... ja to noszę, jak znak honorowy... spostrzegłszy Strasza, do Kotwicza Qui es-ki-e-sa ce monsieur?
KOTWICZStrasz z Zagrajewic.
DZIEŃDZIERZYŃSKIA! sąsiad, sąsiad idzie do Strasza podając mu obie ręce; nagle wpatrując się weń, n. s. Jak on mi przypomina...
STRASZPan Dzieńdzierzyński?
DZIEŃDZIERZYŃSKIPan mnie znasz?
STRASZDoskonale... Miałeś pan handel kolonjalny na miodowej uiicy.
DZIEŃDZIERZYŃSKITo ten sam... głośno Tak... z amatorstwa... bawiłem się... zaambarasowany Pardon... patrzy na zegarek już tak późno... n. s. człowiek, któremu dałem w łapę kilka rubli za kopję wyroku... Jezus Marja! oni tu chyba o tem nie wiedzą... głośno panie szambelanie... monsieur chambelan... ja jadę do was, bo tam jest moja Pola... pojechała właśnie do szambelanówny.
SZAMBELANICI owszem, bardzo nam będzie przyjemnie do Kotwicza, który mu mówił do ucha Co? zapraszać go! a dajcież mi pokój... w imię ojca i syna!... czy ja wiem co za jeden..
WŁADYSŁAWOddajże papka tego zająca na wóz, bo krwawi... powala siedzenie w wolancie.
DZIEŃDZIERZYŃSKIComment?... attendez... mam tu papier od butersznitów...
A my?
KOTWICZAno, i my jedziemy.
STRASZPrzyznam się, że mógł był ten pan szambelanic powiedzieć mi choć słówko.
KOTWICZAle panie, to jest człowiek, który niewolniczo trzyma się form... nie wypadało mu... zkądże?... wszak to nie jest proszona zabawa, tylko po prostu, pan korzystając z sposobności, robisz krok grzeczności sąsiedzkiej.
ŁECHCIŃSKAOdjeżdżają!... cóż teraz będzie?
STRASZNie jadę.
KOTWICZAle panie, dla czego?
STRASZStanowczo powiadam, nie jadę i skończony interes.
KOTWICZNo, to przynajmniej przetrąćmy co, jest tu śniadanie.
STRASZGdzie?
KOTWICZU leśniczego.
STRASZA ta dziewczyna jest tam?
KOTWICZJest! jest!
STRASZNo widzisz pan, jak mi kto robi rozumną propozycję, to zupełnie co innego. ściskając mu rękę Zgadzam się.
KOTWICZWięc służę. prowadząc go, n. s Gdzie djabeł nie może, tam babę pośle... Referendarzowa da sobie z nim radę.
Więc starsza pani słaba?
SŁUŻĄCYTak... po swojemu.
POLAJakto, po swojemu?
SŁUŻĄCYNiby... jak zawsze, na głowę... n. s. więcej ambarasu, jak co warto.
POLAPanna Gabrjela jest przy matce?
SŁUŻĄCYA jakże.
POLAZaczekam tu... służący wychodzi z okryciem; Pola zdejmuje kapelusz, przygładza włosy przed zwierciadłem, potem przeszedłszy się parę razy w milczeniu, zbliża się do stołu i przegląda pisma; po chwili, biorąc album z fotografiami A!... nie ma świadków... mogę sobie pozwolić. znalazłszy fotografię wpatruje się w nią Mój drogi!... gdybyś ty wiedział... gdybyś mógł temi martwemi oczyma zajrzeć w głąb mojej duszy... p. c. Jak on tu jest doskonale trafiony... wysuwając kartę Gdybym tak sobie przywłaszczyła... dobra sposobność... ale brak mi odwagi... ah! na samo przypuszczenie, że mógłby kto spostrzedz...
Usłyszałam turkot, byłam pewną że to panowie z polowania, tymczasem przez okno spostrzegłam powóz z Zabrodzia... miła dla mnie niespodzianka.. Jak się masz.
Podobno mama słaba.
GABRJELATrochę migreny, ale już przeszło... teraz usnęła... ucieszy się bardzo, gdy cię zobaczy, tak dawno już nie byłaś u nas.
POLAPodobną wymówkę mogłabym i ja tobie zrobić... n. s. To się złapałam... gdybym mogła wsunąć napowrót.
Cóżeś ty się tak zagłębiła w tem albumie, nie ma tam nic ciekawego, same wybierki przeznaczone na plondrowanie.
POLAStało się! głośno, przewracając karty albumu na chybił trafił, zmięszana Tak sobie, przeglądam... ale istotnie, ile tu brakuje! pełno pustych miejsc... n. s. E, przecież nikomu nie przyjdzie na myśl... głośno Kto jest ten młody mężczyzna?
GABRJELAMłody mężczyzna, ten?... ha, ha.. czy ci się podobał?
POLAMa wyraz twarzy uderzający.. n. s. nie wiem sama, co mówię.
GABRJELATo nasz daleki kuzyn.. oryginał sławnie brzydki, ale kolosalnie bogaty... Powiedz sama, czy nie ma on wypisanego na czole: materjał na męża!
POLADla czego?
GABRJELADla tych właśnie przymiotów. Wyobraź sobie, dostał kobietę wykształconą i prześliczną, która jest z nim najszczęśliwszą.
POLAMógł się przecie podobać.
GABRJELAJako partja, bezwątpienia... kochała się szalenie w innym, i kocha go podobno jeszcze... ale pokazała się kobietą dziwnego hartu.
POLAInaczejbym to nazwała.
GABRJELAWyratowała z nędzy matkę.
POLAA! więc po prostu spełniła ofiarę.
GABRJELANa której przedewszystkiem sama zyskała grubo, dostawszy męża zgadującego jej myśli i dogadzającego najkapryśniejszym zachceniom... to nic więcej, tylko dowód praktyczności, której mogłybyśmy jej wszystkie pozazdrościć.
POLADziękuję za to.
GABRJELAAle bo my popełniamy zwykle ten błąd, że nadto dajemy się powodować czułostkowości... po romansowych głowach snują się obrazy sielankowego szczęścia, które jako marzenia chorobliwe narażają nas tylko na spadanie z obłoków.
POLANawet choćby się urzeczywistniły?
GABRJELAAlboż to się trafia?
POLAA małżeństwo z miłości?
GABRJELARaz na tysiąc razy, moja droga, wielki los na loterji; jakiegoż to trzeba zbiegu okoliczności, żeby zadowolnić zarazem i pragnienie serca i wymagania rozumu.
POLAGdy chodzi o szczęście całego życia, zdaje mi się, że powinnyśmy się radzić tylko serca. Ja przynajmniej nigdybym nie potrafiła iść za mąż bez przywiązania.
GABRJELAPotrafiłabyś, gdybyś musiała... a zresztą, wszystkie te rojenia o szczęściu o tyle są coś warte, o ile przedstawiają jakąś rękojmię trwałości.
POLATo już od nas samych zależy.
GABRJELANie koniecznie. Czy wiesz, jak ja sobie wyobrażam szczęście? obejmując Polę i patrząc jej w oczy Oko
Uwagi (0)