Darmowe ebooki » Komedia » Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖

Czytasz książkę online - «Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Bliziński



1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
Idź do strony:
Gabrjelciu, tylko proszę cię, żadnych scen melodramatycznych, bo.. co się stało to się stało. GABRJELA

Nie. Ja przychodzę tylko przeprosić ojca za to, że z mojego powodu byliście narażeni na tyle nieprzyjemności i na taki zawód. Mama wyrzucała mi to już gorzko, ale sądzę...

SZAMBELANIC

Cóż ci matka wyrzucała?

GABRJELA

Że nie miałam taktu w zachowaniu się z narzeczonym, i że nie potrafiłam go przywiązać do siebie z wybuchem płaczu zsuwając się ojcu do kolan i ściskając je To było nad moje siły! zdawało mi się żem skazaną na śmierć!

SZAMBELANIC
żywo, podnosząc ją

Zakazuję ci myśleć o nim!... a! odetchnąłem, gdy tak się rzeczy mają! ja myślałem, że ty mi chcesz robić wyrzuty o to zerwanie, i... miałem do ciebie żal... czy pretensję... sam nie wiem jak to nazwać, ale byłem niekontent z ciebie.

GABRJELA

O! bo też zawiniłam.

SZAMBELANIC

No! już to oboje nie mamy czystego sumienia i moglibyśmy sobie nie jedną zrobić wymówkę... lepiej porozumiejmy się. (prowadzi ją na kanapę) Widzisz, mnie tak te interesa przycisnęły, że nieraz musiałem się przeniewierzyć temu, co powinno było liczyć się dla mnie do artykułów wiary. Niech kto do mnie wyciągnął choćby najbrudniejszą łapę, byle z paczką banknotów, gotów byłem ją uścisnąć, chociaż wewnątrz coś mi się burzyło na to... Pieniądz jest wielką potęgą, dając człowiekowi możność utrzymania się na wysokości swoich zasad, i zaczynam wierzyć, że największą ze zbrodni, źródłem wszystkich innych jest trwonienie go bezmyślne, bo tylko wyjątkowe natury zachowują godność w niedostatku. Masz przykład: byłem zagrożony sekwestracją, w tem ten się zjawił jako wybawca.. i cóż? tego człowieka, na któregobym kiedy indziej nie spojrzał, posadziłem na pierwszem miejscu przy stole... z musu odegrałem z nim nizką komedję, żywo bo świadczę się Bogiem, że mi wówczas ani przez myśl nie przeszło to, co się później stało.

GABRJELA

O, ja sobie tego przebaczyć nie mogę... ale z początku widziałem to zupełnie inaczej; mama, nie powiem żeby mnie zmuszała, ale przedstawiła mi to w takiem świetle... żywo a głównie przyczyniła się do tego Łechcińska.

SZAMBELANIC

O, ta baba!

GABRJELA

Byłam zbłąkaną... powinnam była poznawszy go, od razu przyjąć jak na to zasługiwał, bo czułam do niego wstręt... na każdym kroku obrażał moje najdelikatniejsze uczucia... o, co ja wycierpiałam!

SZAMBELANIC

Biedaczka.

GABRJELA
z płaczem rzucając mu się w objęcia

Ja dla was robiłam tę ofiarę, ale czułam że mi braknie siły.

SZAMBELANIC

Czemużeś mi się nie zwierzyła, byłbym się postawił względem niego tak, żeby i nie zamarzył o zbliżeniu się do ciebie... wstając, żywo błazen jakiś... dziecko chciał mi zaprzepaścić p. c. Przebacz mi, to moja wina, powinienem był to spostrzedz... tem bardziej, że od razu mi się to nie podobało; ale byłem egoistą, przyznaję się do tego... przytem słabym, bezsilnym... może nawet nie chciałem widzieć... myślałem sobie, że potrafił ci się podobać, więc byłem kontent, że to... jakoś.. interesa się poprawią... Oj! te pieniądze...

GABRJELA
nagle

Ah! mnie to wszystko rozum odebrało!... gdy sobie wspomnę

Zasłania oczy rękami. SZAMBELANIC

No, cóż jeszcze? uspokój się... już się skończyło.

GABRJELA

Jak mogłam zdobyć się na podobny krok, z nim... to było chyba z rozpaczy! on miał prawo mną pogardzić!

SZAMBELANIC

Kto?

GABRJELA
z płaczem

Władysław.

SZAMBELANIC

Nie rozumiem.

GABRJELA

Ojcze drogi, myśmy się kochali... najlepszy, najszlachetniejszy z ludzi, i ja dobrowolnie odrzuciłam te skarby serca jakie mi ofiarował, z zimną krwią zadałam mu taki ból, i jeszcze, jakby mało tego było... szlocha; p. c. co on sobie o mnie pomyślał!

SZAMBELANIC
p. c.

No, więc pójdziesz za niego, skoro tak. Dumnym będę z takiego zięcia... Najprzód, Czarnoskalski, a potem... on dojdzie wysoko, ja to czuję... jedyny człowiek, który może podnieść świetność naszego rodu... Maurycy przy nim.. e!... zdolność uniwersalna, obrotność w interesach... bo cóż on miał zaczynając? a dziś jak już stoi.

GABRJELA

I strzela się z mojego powodu!

SZAMBELANIC

On? mówiono mi o Maurycym.

GABRJELA

Obaj go wyzwali.

SZAMBELANIC

Tak? pierwsze słyszę.

GABRJELA

Ah! gdyby on miał zginąć.

SZAMBELANIC

Ale nie bój się, nie bój... nauczą tego błazna rozumu, i cała rzecz. Cóż ty myślisz, pojedynek... ja w młodych latach strzelałem się trzy razy i żyję... chociaż nie wiele brakowało... patrz, widziałaś ten znak od kuli

Pokazuje na policzku. GABRJELA

Niewiedziałam że to w pojedynku... sądziłam...

SCENA IX
Poprzedzający, Pola p. c. Dzieńdzierzyński później Szambelanicowa i Łechcińska. POLA
wbiegając w lewej strony, do Gabrjeli

Papka wrócił!

Biegnie do drzwi środkowych. GABRJELA
niespokojna

Sam?

SZAMBELANIC
wesoło

A! przywiózł chusteczkę, może teraz się uspokojemy.

POLA
odpowiadając Gabrjeli

Zdaje mi się że sam... o Boże! co się tam stało? cała drżę.

SZAMBELANIC

Więc gdzież jeździł?

GABRJELA
j. w.

Na plac.

SZAMBELANIC

Na plac? papka! a to po co?

Wchodzi Dzieńdzierzyński drżący i blady. POLA
biegnąc do niego

Cóż?

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Na Boga! pomocy, ratunku, szarpij!

SZAMBELANIC

Jakto?

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Ciężko raniony, jeżeli nie zabity.

POLA
z krzykiem

Maurycy?

GABRJELA
podobnież

Władysław?

Razem1. DZIEŃDZIERZYŃSKI

Tak!

SZAMBELANIC

Więc któryż?

DZIEŃDZIERZYŃSKI

No, powiedziałem, Maurycy! alboż tam był i Władysław?

SZAMBELANIC

Mój syn!

GABRJELA

Mój brat!

POLA

Ah!

mdleje SZAMBELANICOWA
która przed chwilą weszła wsparta na Łechcińskiej

Ah!

Słabnie. DZIEŃDZIERZYŃSKI
pochwyciwszy Polę w objęcia

Polu! moje dziecię!

ŁECHCIŃSKA
sadzając Szambelanicowę na kanapie, z wyrzutem do szambelanica

A co! mówiłam, prosiłam... zapobiedz, póki był czas.

Płacze mocno. SZAMBELANIC
z mocą

Moja pani, powiedziałem: milcz i nie wtrącaj się do rzeczy, które do ciebie nie należą. Proszę mi przynieść kapelusz i laskę.

ŁECHCIŃSKA
wychodząc n. s.

O! poczekaj!

SZAMBELANIC
idzie do okna

Konie stoją do Dzieńdzierzyńskiego Może jest jeszcze ratunek? jakżeż to było?

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Zaraz, niech zbiorę siły.. jestem tak zdenerwowany, rozebrany... je suis tout á fait déshabillé... siada; p. c. przyjeżdżam na miejsce... furman powiada: to tu!... Pustkowie... okropna dzika ustroń... wysiadam, patrzę.. Maurycy przekrada się przez gęstwinę... chciałem na niego zawołać, ale coś mi stanęło w gardle... nie mogłem.

SZAMBELANICOWA
z kanapy, tonem wyrzutu

Ah! panie Dzieńdzierzyński.

DZIEŃDZIERZYŃSKI

No, nie mogłem.. wstając w tem po chwili... rrrym! jak wypali z pistoletu..

SZAMBELANIC

Kto?

DZIEŃDZIERZYŃSKI

No, Strasz... tuż, mnie pod nosem... nawet, nie wiem czy imaginacja, ale przysiągłbym, że jedno ziarnko trafiło mnie tu gdzieś w klapę od surduta.

Szuka. SZAMBELANIC

Cóż sąsiad gadasz? śrótem strzelali z pistoletów? oglądając się Ta nie wraca.

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Comment?... a prawda! no, to musiało mi się zdawać.

SZAMBELANIC
niecierpliwie

Ale cóż dalej?

Łechcińska przynosi mu kapelusz i laskę DZIEŃDZIERZYŃSKI

Natychmiast, już nie oglądając się wskoczyłem na bryczkę i przyleciałem pędem wiatru... po pomoc...

SZAMBELANIC
rozgniewany

Samemu nic nie zrobiwszy!... a to winszuję sąsiadowi zimnej krwi.

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Mnie? zimnej krwi!... a wiecie państwo, to sławne! czyż szambelan nie widzisz, że się cały trzęsę.

SZAMBELANIC

Ale tym sposobem, to nawet sąsiad nie jesteś pewny, co się stało?

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Padł, padł... to jest fakt.

Maurycy wchodzi głębią i zatrzymuje się we drzwiach. SZAMBELANICOWA
z płaczem

Mój syn?

DZIEŃDZIERZYŃSKI
płacząc

Mój zięć, tak. Szambelanie, na Boga, śpiesz! (tuląc Polę) moja biedna córko!

SCENA X
Poprzedzający, Maurycy. SZAMBELANIC
który chciał wyjść

A to co? wstrzymuje śmiech oglądając się na Dzieńdzierzyńskiego Cóż ten twój papka tu nagadał?

MAURYCY
pocałowawszy ojca w ramię, zbliża się do Dzieńdzierzyńskiego

Nieskończenie wdzięczny panu jestem za to, żeś mnie zrobił nieboszczykiem, bo miałem sposobność przekonać się, że byłbym żałowanym, gdyby na prawdę...

Całuje w rękę Polę. DZIEŃDZIERZYŃSKI
osłupiały

Comment! ty żyjesz?

MAURYCY

Mówisz pan takim tonem, jakby cię to nie cieszyło.

Całuje go. DZIEŃDZIERZYŃSKI
machinalnie

Jak się masz!

POLA
z wyrzutem do ojca

Ah! papko, jakże można było mnie tak zatrwożyć.

MAURYCY
idzie do matki siedzącej na kanapie i całuje je w rękę

Witam mamę.

SZAMBELANICOWA
całując go w głowę

Nie mogę przyjść do siebie do Dzieńdzierzyńskiego Przyznam się, że żartować sobie w ten sposób z uczuć rodzicielskich, nie godzi się.

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Ale pani szambelanowo dobrodziejko, ja temu nic nie winien... jeżeli ten żyje, to chyba Władysław padł... musiałem się omylić.

MAURYCY
całując się z Gabrjelą

Najzdrowszy w świecie... inaczej, czyżbyście mnie tu widzieli?

GABRJELA
cicho

Przyjedzie tu?

MAURYCY

Odjechał do domu.

Wraca do Poli; Gabrjela odchodzi na bok, zamyślona. DZIEŃDZIERZYŃSKI

No, to ja już nic nie rozumiem.

SZAMBELANIC
Śmiejąc się.

Koniecznie sąsiad uwziąłeś się wyprawić jednego z nich na tamten świat, bo to jest!

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Ale za pozwoleniem... permettez moi.

SZAMBELANIC

Jakże się z tego wytłómaczysz?

ŁECHCIŃSKA
do szambelanicowej, cicho

To jakaś intryga.

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Na Boga! sądźcie mnie... było tak:

SZAMBELANIC
półgłosem do Dzieńdzierzyńskiego

Mnie się zdaje, że było trochę strachu i widziało się to czego nie było... już to ziarnko śrótu wydało mi się podejrzanem.

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Ale szambelanie, jakże można przypuszczać... comment peut on...

SZAMBELANIC

Ze strachu, ze strachu.

DZIEŃDZIERZYŃSKI

Ale pozwólcież mi mówić: któż był wyzwany? Strasz, prawda? więc któż miał prawo pierwszy strzelić? on!... a jak drugiego strzału nie było, cóż mogłem wnosić, no?... śmiejcież się teraz.

SZAMBELANIC

Byłoby z czego, bo pokazuje się żeś sąsiad nie miał serca sprawdzić rzeczy naocznie śmiejąc się Comment peut on?

DZIEŃDZIERZYŃSKI

No, felczerem nie jestem.

SZAMBELANIC
do Maurycego

Ale jakżeż się to odbyło? bo teraz na serjo nie wiem co myśleć.

MAURYCY

Ojcze, smutno mówić... spostrzegając wchodzącego Kotwicza Ale oto jego sekundant... niech go się ojciec spyta.

SCENA XI
Poprzedzający, Kotwicz. SZAMBELANIC

No, masz nam zdać relację.

KOTWICZ

Nie ma się o czem rozgadywać... dureń!

SZAMBELANIC

Nie może być! poznałeś się na nim nareszcie?

KOTWICZ

A jak się to odgrażało! Co to jest, gdy kto nie ma zasad wyssanych z mlekiem! Nie stanął wcale.

SZAMBELANIC
półgłosem

Czy to czasem nie twoja robota? Miałeś jakąś naradę z Łechcińską

KOTWICZ

Ale gdzież tam! Pojechałem ztąd prosto po niego, ale nie zastałem go już... ciepło gdzie co było... wyjechał za granicę zostawiwszy list, z którym posłał na plac fagasa. Złożyliśmy go w kilkoro i wbili kulą w drzewo.

MAURYCY
śmiejąc się

To Władysław tak się na nim zemścił.

SZAMBELANIC
podobnież do Dzieńdzierzyńskiego

Sąsiedzie, do listu strzelali... Dzieńdzierzyński chodzi; do Kotwicza I cóż tam w nim było?

KOTWICZ

Zbłaźnił się do reszty... sens moralny był ten, że ponieważ załatwianie spraw honorowych za pomocą kuli uważa za głupotę, przeto jedzie przewietrzyć się do Paryża.

MAURYCY

Zkąd ma nam nadesłać napisaną przez siebie broszurę przeciw pojedynkom — cynizm posunięty do ostateczności.

DZIEŃDZIERZYŃSKI
chodząc

No, co w tem, to ma rację... bo też to głupstwo pierwszej klasy.

SZAMBELANIC

Ale mają w tej kwestji głos tylko ludzie nieposzlakowanego honoru, a nie lada jakiś tam szuja.

SZAMBELANICOWA
do Łechcińskiej

Nie dobrze mi, odprowadz mnie... położę się.

GABRJELA
smutna

Pójdziemy z mamą.

SZAMBELANIC
do ucha Gabrjeli, całując ją

Bądź dobrej myśli, obadwa z Maurycym dołożymy wszelkich starań... żeby... rozumiesz mnie.

Gabrjela całuje go z uczuciem. POLA
do Maurycego.

Odprowadźmy mamę.

Biegnie do niej; wychodzą na lewo Szambelanicowa, Gabrjela, Pola, Maurycy i Łechcińska; Kotwicz siada na kanapie. SZAMBELANIC
p. c. do Dzieńdzierzyńskiego, stając przed nim

No, cóż sąsiadku, serce bije jeszcze?... ha, ha, ha! nie chciałem przy wszystkich

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
Idź do strony:

Darmowe książki «Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz