Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖
Pretensjonalna komedia o życiu polskiego ziemiaństwa drugiej połowy XIX wieku. Józef Bliziński jest nazywany kontynuatorem komedii fredrowskiej. Propozycja dla miłośników ramotek i sentymentalnych eksloratorów.
Nie ma co ukrywać – komediodramaty Józefa Blizińskiego zestarzały się i dziś można je polecać już chyba tylko eksploratorom dziewiętnastowiecznych kuriozów, zwłaszcza że jego poczucie humoru odległe jest od dzisiejszych standardów. Tym niemniej to krytyczne spojrzenie na środowisko wiejskiej szlachty może zaciekawić. Bliziński — skądinąd etnograf i przyjaciel Kolberga — wyśmiewa się z klasy społecznej sobie najbliższej, a jego obserwacje zawierają sporo intrygujących ciekawostek. Pod koniec XIX wieku ziemiaństwo zaczyna być powoli reliktem epoki feudalnej. Upadającą klasę społeczną Bliziński oskarża o kłótliwość, pustotę i rozrzutność.
- Autor: Józef Bliziński
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Rozbitki - Józef Bliziński (coczytać txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Bliziński
To dobrze, zamknijże drzwi na klucz Michałek odniosłszy szklankę zamyka drzwi tamte do panów także. Michałek zamyka na prawo gdyby mieli do siebie interes, to są drugie wyjścia na korytarz p. c. i sam się wynoś, bo ja się muszę przespać. Ale pilnuj mi przy drzwiach i zawracaj każdego, coby chciał wejść.
MICHAŁEKMiałem jeszcze mały interes do jaśnie pana.
STRASZTeraz! czyś zgłupiał... później.
MICHAŁEKKiedy później pan będzie czem innem zajęty, a tymczasem Zuzia spokojności mi nie daje.
STRASZA! Zuzia? cóż Zuzia?
MICHAŁEKZobaczyła w magazynie jakiś kaftanik i zachciało jej się go koniecznie na dzisiejszy fest... chce się w nim pokazać przy gościach.
STRASZWięc co?
MICHAŁEKChciałem prosić jaśnie pana o kilka rubli.
STRASZCo parę dni jej coś sprawiasz, nie przyzwyczajaj ją do tego, bo sobie potem nie dasz rady.
MICHAŁEKTo jaśnie pan ją tak popsuł... teraz dufa w jaśnie pana, i jak się czego naprze, tak nie ma gadania.
STRASZNo, no, mniejsza o to.. masz! a kupże jej coś ładnego.
MICHAŁEKBędzie widziała! głośno Nie trzeba jaśnie panu nic więcej?
STRASZNie trzeba p. c. na pół drzemiąc jak będą gotowi, to przyjdź tu... Michałek wychodzi głębią; sam na wszystkie strony się opłacać... ale przynajmniej człowiek pan! robi co mu się podoba... ah! te pieniądze... bez nich, co jabym znaczył pukanie na prawo Jest! nie pozwolą mi zasnąć.
ZUZIAKtóż znowu te drzwi zamknął.
STRASZZuzia, daję słowo!
A ty tu po co? nie mogłaś przyjść przez korytarz? jaśnie pan chce się przespać.
ZUZIANie wiedziałam.
MICHAŁEKChodź.
Bodajeś djabła zjadł...
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
A jużeś też sobie postąpił bez żadnej rozwagi... jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie!
SZAMBELANICAle nie żałuj, proszę cię. Lepiej że to się stało teraz, aniżeli gdyby później, już po czasie, były z tego... jakie..
SZAMBELANICOWAZapomniałeś o naszej sytuacji.
SZAMBELANICNie miałem czasu zastanawiać się, zanadto byłem oburzony. Przyjeżdżać na swój własny ślub pijanym jak bydlę! prosto z knajpy, gdzie afiszował się z jakiemiś flondrami... cóż to znowu! takie lekceważenie naszego domu!
SZAMBELANICOWAMożna było zwrócić na to uwagę w inny jakiś, delikatniejszy sposób.. byłby się zreflektował.
SZAMBELANICNie mogłem, powiadam ci! Wszystko ma swoje granice... co on sobie rozumiał błazen jakiś! za honor którego dostępował łącząc się z naszą córką?
SZAMBELANICOWACo do tego, masz rację. Ale zapytam się, czy pora bawić się w zbyteczną drażliwość, gdy nam grozi ruina i gdy może przyjść chwila, że staniemy się celem ludzkich urągań.
SZAMBELANICCelem urągań! my, Czarnoskalscy!
SZAMBELANICOWAJesteśmy sami, nikt nas nie słyszy, więc nie potrzebujemy fanfaronować. Jakież masz przed sobą widoki?
SZAMBELANICNo, najprzód, Maurycy się żeni.
SZAMBELANICOWAPrzyznam ci się, że bardzo mało spodziewam się z tego korzyści... zupełnie co innego, gdyby Gabrjela poszła za Strasza: nie potrzebowalibyśmy się ztąd ruszać, bylibyśmy u siebie, bo chociaż ponabywał twoje długi, pozostawiłby je na Czarnoskale, nie tradowałby przecie rodziców żony.
SZAMBELANICTo wszystko prawda, ale są pewne względy, których bezkarnie naruszać nie wolno p. c Dla tego bardzo mi się to nie podobało, że Kotwicz pozostał z nim w Warszawie... zwłaszcza jeżeli to zrobił za waszym wpływem, co mogę przypuszczać.
SZAMBELANICOWAMoże nam być przydatnym, nawet rachuję na to, i powiem otwarcie, że jeżeli na twoje żądanie odesłałam Straszowi wszystko co ofiarował Gabrjeli jako prezenta przedślubne, to tylko w tej nadziei, że to z trjumfem powróci do nas.
SZAMBELANICNie przyjmę, chyba się ukorzy i jawnem przeproszeniem da mi zadosyć uczynienie. Potrzebuję rękojmi jego dobrej wiary.
SZAMBELANICOWAA ja nie uspokoję się, póki się ten stosunek nie naprawi bolejąca nie wyobrazisz sobie, co się ze mną dzieje od czasu tego twojego skandalu... coraz ze mną gorzej... nerwy mam tak rozstrojone, że co chwila drżę i czegoś się obawiam, jak gdyby coś okropnego wisiało nad nami... Zdaje mi się, że nie jestem już u siebie, że nas ztąd wyrzucą, że lada chwila piorun w nas uderzy!
SZAMBELANICAle moja droga, tylko sobie nie przypuszczaj do głowy takich rzeczy... są tysiączne środki.. n. s. jak ja się boję tych jej nerwów...
SZAMBELANICOWAMiej też wzgląd na mój stan!
Zrobię co się da, bez ujmy moim zasadom... i bez narażenia przyszłego losu naszej córki.
SZAMBELANICOWANapraw to jakimkolwiek sposobem!... coś zaturkotało... ah! to woźny! woźny albo komornik!... przeczuwam, jestem pewną!... weź mnie ztąd... ah! ja nie przyjdę do siebie póki będę miała powody do niepokoju.
SZAMBELANICDobryś!... głośno Hej, jest tam kto... Łechcińska!... Łechcińska wchodzi z lewej strony proszę odprowadzić panią... idzie do okna Kotwicz! pewno z jaką misją... nie gadam z nim
Ah! ah!.. z ręką na sercu tu!... tu!... do Łechcińskiej po odejściu męża innym tonem Zobacz kto to przyjechał.
ŁECHCIŃSKAHrabia!
SZAMBELANICOWAPrzyprowadźże go do mnie
Hrabia! ah, jakażem ciekawa.. może się jeszcze wszystko naprawi, bo to przecie sensu nie ma, jak matkę kocham... żeby też mieć tak mało oleju w głowie i samochcąc zniechęcać takiego miljonera, to nie do uwierzenia! Staremu to już klepki w głowie się porujnowały, słowo daję... czego to dąć, kiedy nie ma w co.. nie wiem gdzie znajdą lepszą partję... do Kotwicza, który wchodzi No? no? no?
KOTWICZCo? co? co?... no, nic... przyjechałem.
ŁECHCIŃSKAOd Strasza? z Zagrajewic?
KOTWICZNie, z księżyca.
ŁECHCIŃSKANo i cóż? będzie z tego co?
KOTWICZE!
ŁECHCIŃSKANo?
KOTWICZPojedynek!
ŁECHCIŃSKAJezus!
KOTWICZDwa pojedynki.
ŁECHCIŃSKARany boskie!
KOTWICZCzy tu jest Maurycy?
ŁECHCIŃSKAZkądże? wszak został w Warszawie z Dzieńdzierzyńskiemi.
KOTWICZPrzecie wiem o tem... ale spodziewałem się, że już tu jest.
ŁECHCIŃSKACzy to on ma się strzelać?
KOTWICZA Władysława tu nie było?
ŁECHCIŃSKAI on?
KOTWICZObadwaj, a ja jestem sekundantem ze strony Strasza.
ŁECHCIŃSKAJakże to było? bójcie się Boga!
KOTWICZJak? głupio, bez sensu, i trzeba było mu się dać wyspać... kwita..
ŁECHCIŃSKAJa też to zaraz powiedziałam.
KOTWICZWystaw pani sobie, jak mu stary zrobił tę scenę, chłopcu naturalnie było przykro.
ŁECHCIŃSKACo mu się dziwić.
KOTWICZI powiedział tam coś... jak to w żalu.
ŁECHCIŃSKAKomu?
KOTWICZSwoim... no!... jużci trochę zanadto, że go łapali, to owo, że sobie z nich nic nie robi, że tej łaski dostanie wszędzie za swoje pieniądze... etcetera... dosyć że się to rozeszło.
ŁECHCIŃSKAAha!
KOTWICZMaurycy jak to posłyszał, posłał mu zaraz sekundanta.
ŁECHCIŃSKAWarjat!
KOTWICZPrzepraszam, to znowu co innego... przyznaję, że nie trzeba było doprowadzać do tej ostateczności, ale jak się już stało, Maurycy nie mógł postąpić inaczej.
ŁECHCIŃSKAWięc cóż będzie?
KOTWICZAno pukanina, i to niemała, bo i Władysław ze swojej strony, tak, że jeden o drugim nie wiedział, podobnież go wyzwał.
ŁECHCIŃSKAA ten znowu czego się wtrąca?... no, patrzcież państwo, to już teraz z tem wszystkiem kaput! a stara tak jest pewną, że się to jeszcze da naprawić... Jezus! co się to z niemi teraz zrobi... ja już tego wszystkiego mam póty! dosyć się nawysługiwałam i głodu namarłam... trzeba o sobie pomyśleć!... Ale że to hrabia się w to wplątał... sekundować! w imię ojca i syna...
KOTWICZWidzi pani Łechcińska to była dyplomacja, umyślnie to zrobiłem... byłem pewny że zdołam doprowadzić do porozumienia.. tymczasem nadspodziewanie napotkałem u Strasza taki upor barani, tyle determinacji, że wszystkie moje projekta w łeb wzięły.
ŁECHCIŃSKATo tak, rozdrażniać kogo... Niewiadomo jaki djabeł w kim siedzi.
KOTWICZPrzynajmniej tyle zrobiłem, że pojedynek ma się odbyć tu w pobliżu, w lesie, na granicy Zagrajewic.
ŁECHCIŃSKAI cóż z tego?
KOTWICZMożnaby spróbować jeszcze jednego środka... Gdyby pani Łechcińska szepnęła o tem tak coś od siebie kobietom.. wy czasem miewacie pomysły... możeby się dało urządzić jakąś dywersję, sprowadzić scenę rozczulającą, któraby naprawiła dobre stosunki.
ŁECHCIŃSKAJak matkę kocham, dobry koncept... a hrabia sam nie pójdzie do pani?
KOTWICZNie wypada mi.
ŁECHCIŃSKAI kiedyż się to ma odbyć?
KOTWICZZaraz... patrząc na zegarek za godzinkę.
ŁECHCIŃSKAJezus! i nie było to wcześniej powiedzieć.
KOTWICZNiedawnośmy przyjechali, ledwo się mogłem wymknąć cichaczem... znowu patrzy na zegarek muszę jeszcze wrócić po niego... umyślnie będę zwlekał.
ŁECHCIŃSKALecę, biegnę... oglądając zegarek Ale do jakiego hrabia zegarka przyszedł, fiu, fiu!
KOTWICZSpieszże się pani.
ŁECHCIŃSKAKtoś zajechał idzie do okna A! to Dzieńdzierzyński z córką... także już wrócili z Warszawy... to dobrze, będzie sukurs... Jezus! jak się panna Paulina dowie!
Wlazłem w kabałę, djabli wiedzą po co... potrzeba mi to było?... ale któż mógł przewidzieć, że będzie taki twardy. Może Dzieńdzierzyński na to poradzi, jak mu córka zacznie robić sceny... najpewniej na niego rachuję.
DZIEŃDZIERZYŃSKINiechże pani hrabina pozwoli usłużyć sobie.
POLANiechże papka ze mnie nie żartuje.
DZIEŃDZIERZYŃSKINo, to pani szambelanowa.
POLAI do tego tytułu nie mam prawa.
DZIEŃDZIERZYŃSKITo trudno, ja cię muszę koniecznie tytułować... będziesz wkrótce Czarnoskalską, tak jakbyś już nią była, a przecie Czarnoskalscy... spostrzega Kotwicza a! pan hrabia... witamy... powiedz mi, cóż tu słychać?
KOTWICZNie widziałem się z nikim.
DZIEŃDZIERZYŃSKIComment?
KOTWICZPrzyjeżdżam prosto z Zagrajewic.
DZIEŃDZIERZYŃSKIZ Zagrajewic? cóż wy tam macie jeszcze z Zagrajewicami? spodziewałem się, że już skończone ztym Straszem... zanadto się zblamował... il s’est trop blamangé.
KOTWICZSą jeszcze pewne stosunki.
DZIEŃDZIERZYŃSKIJakie? pieniężne? do Poli, która poprawia włosy w zwierciadle Idźże do szambelanównej, proszę cię... ona może słaba Pola wychodzi; do Kotwicza pieniężnych stosunków żadnych z nim już nie mają, ponabywałem wszystkie te sumy pod cudzem nazwiskiem z dumą wykupiłem Czarnoskałę dla mojego zięcia... tylko cicho! sza! niech nikt o tem nie wie, przyjdzie czas. Tymczasem co innego hrabiemu powiem: musiałem mu pozwolić na jeden wybryk, bo to ci wielcy panowie mają zawsze swoje chimery. Wystaw sobie hrabia, mojemu zięciowi zachciało się bawić w kupca.
KOTWICZAle fe!
DZIEŃDZIERZYŃSKIZupełnie jak nieboszczykowi memu dziadkowi. Co ja z nim przeszedłem to na wołowej skórze by nie spisał, ale nareszcie ułożyło się jakoś. Zakładamy dom komisowy rolników z trzech powiatów... będzie wilk syty i owca cała; chociaż się będzie handlować tem i owem, to jakoś zachowa się decorum. To teraz w modzie... najpierwsze nazwiska dają na takie rzeczy firmę, co innego zwyczajny sklep. Uważa hrabia, jak to będzie dobrze brzmieć: Czarnoskalski, Dzieńdzierzyński i spółka... spółka, to się znaczy akcjonarjusze... obywatelstwo trzech powiatów... będzie solidarność... Tylko ja miałem
Uwagi (0)