Szkoła żon - Molière (Molier) (czytaj książki online za darmo txt) 📖
Krótki opis książki:
Szkoła żon to komedia, która powstała w 1662 roku.
Główny bohater Arnolf, czterdziestoletni mieszczanin chce poślubić dużo młodszą, Anusię. Uważa on, że najlepiej wybrać dziewczynę głupiutką i niewinną aby go nie zdradziła. Jednak do miasta przyjeżdża syn jego przyjaciela, który zakochuje się w jego wybrance.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Szkoła żon - Molière (Molier) (czytaj książki online za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
ze mnie.
Za tę sposobność wdzięczność dla niebiosów żywię,
I nigdy nie czyniłem nic równie skwapliwie.
HORACY
Dzięki za twoją dobroć, dzięki sercem całem!
Wyznaję, że się przeszkód z twej strony lękałem;
Lecz pan zna świat, i rozum panu nie przeszkodzi
Wybaczyć nieco szaleństw zakochanej młodzi.
Anusia z mym służącym opodal została.
ARNOLF
Lecz jakże to wykonać? już świta bez mała:
Jeśli tu się z nią spotkam, ktoś zoczyć nas może;
Jeśli ty znów z nią przyjdziesz do mnie o tej porze,
Służba wszystko rozpaple. Zło będzie najmniejsze,
Jeśli ją przeprowadzisz gdzieś w miejsce ciemniejsze.
Moja sień jest najlepsza, tam ukryć się można.
HORACY
W istocie, rada pańska jest bardzo ostrożna.
Co do mnie, tylko panu w ręce ją powierzę,
I do siebie powracam, spokojny w tej mierze.
ARNOLF
sam:
Ha, losie, dobry losie! tym zwrotem wspaniałym
Naprawiasz wszystkie krzywdy, których dziś doznałem.
Zasłania twarz płaszczem.
SCENA TRZECIA
ANUSIA, ARNOLF, HORACY.
HORACY
do Anusi:
Spokojna idź, Anusiu, gdzie cię poprowadzę:
Oddam cię najbezpieczniej pod przyjaźni władzę.
Wziąć cię z sobą, znaczyłoby uchybić tobie:
Wejdź w tę w bramę, powierzam cię pewnej osobie.
Arnolf bierze ją za rękę niepoznany przez nią.
ANUSIA
do Horacego:
Czemu pan mnie opuszcza?
HORACY
Trzeba tak, kochanie.
ANUSIA
Niech pan choć prędko wraca, mój najdroższy panie.
HORACY
Dość mnie już naglić będzie tęsknota okrutna.
ANUSIA
Kiedy pana nie widzę, takam strasznie smutna.
HORACY
Bez ciebie i mnie szukać radości daremno.
ANUSIA
Gdyby to była prawda, zostałby pan ze mną.
HORACY
Jak to? w mą miłość możesz wątpić, ubóstwiana!
ANUSIA
Nie, pan mnie tak nie kocha mocno, jak ja pana.
Arnolf ciągnie ją za rękę.
Ach, kto mnie tam tak ciągnie!
HORACY
Bo wnet będzie rano,
I źle jest, by nas razem w tem miejscu widziano;
Toteż dobrze nam życzy ręka przyjaciela,
Co w porę ci przestrogi roztropnej udziela.
ANUSIA
Lecz tak, z obcym człowiekiem...
HORACY
Z nim możesz iść wszędzie;
Bezpieczniej już w niczyich rękach ci nie będzie.
ANUSIA
Wolę kiedy mnie tuli Horacego ręka,
Wówczas już...
Do Arnolfa, który ją znów ciągnie:
Zaraz.
HORACY
Idę: świta już jutrzenka.
ANUSIA
Kiedyż pana zobaczę?
HORACY
Wkrótce, za to ręczę.
ANUSIA
Przez ten czas ja się chyba z tęsknoty zadręczę!
HORACY
odchodząc:
Dzięki niebu, nie grozi już nic mej miłości,
I mogę chwilę w łóżku rozprostować kości.
SCENA CZWARTA
ARNOLF, ANUSIA.
ARNOLF
z twarzą zasłoniętą płaszczem i zmieniając głos:
Chodź ze mną, moje dziecko, to nie tutaj jeszcze,
Gdzie indziej cię w bezpiecznem schronieniu umieszczę:
Tam nikt spokoju twego zmącić się nie waży.
Odsłaniając się:
Poznajesz?
ANUSIA
poznając go:
Och!
ARNOLF
A, szelmo! Zlękłaś się tej twarzy?
Już cię do gruchań słodkich chętki opuściły,
Wierzę, że widok taki nie jest ci zbyt miły.
Teraz o twych zamysłach pomówimy sami.
Anusia patrzy, czy nie dojrzy jeszcze Horacego.
Gaszka swego na pomoc nie wołaj oczami;
Już jest daleko, możesz krzyczeć aż do rana.
Ho, ho; taka młodziutka, a już taka szczwana!
Więc ty, w swej naiwności, trusiątko nieśmiałe,
Pytasz się, czy bociany znoszą dzieci małe,
A umiesz dawać schadzki galantom po nocy,
I by z nim umknąć z domu, nie trza ci pomocy!
Jak się to umie łasić, jak się to z nim cacka!
Do kroćset! widać szkoła musiała być chwacka.
Któż cię tego nauczył, powiedz, z łaski swojej?
Więc już panienka żadnych duchów się nie boi?
Ten gładysz ci po nocy tak dodał odwagi?
Szelmo! widzę cię wreszcie w bezwstydności nagiej!
Takie dobrodziejstw swoich zbieram dzisiaj plony!
Wężu mały, przy mojej piersi odkarmiony,
Który, skoro się tylko znów w mocy poczuje,
Tego, co go wypieścił, żądłem wrażem kłuje!
ANUSIA
Za co pan krzyczy na mnie?
ARNOLF
Bez racji, tak sobie!
ANUSIA
Przecież nic złego nie ma w tem wszystkiem, co robię.
ARNOLF
Zatem, uciekać z gachem, to jest dozwolone?
ANUSIA
Wszak on mówi, iż pragnie pojąć mnie za żonę:
Słucham nauk i czynię, co pan sam mi każe:
Wszak małżeństwem się tylko taki grzech wymaże.
ARNOLF
Tak. Lecz ja miałem zamiar pojąć cię w zamęście,
I dość jasnom ci chyba dał poznać twe szczęście.
ANUSIA
Tak. Ale muszę wyznać, rada czy nie rada,
Że on mi dużo więcej do smaku przypada.
U pana jest małżeństwo przykre, uciążliwe,
Słowa twe kreślą same obrazy straszliwe,
A on! on je przedstawia tak słodko, przyjemnie,
Że, doprawdy, najszczersze zbudził chęci we mnie.
ARNOLF
Ha, kochasz go, niewierna!
ANUSIA
Ach! tak, kocham, panie.
ARNOLF
I mnie śmiesz w oczy czynić podobne wyznanie?
ANUSIA
W wyznaniu szczerej prawdy cóż złego być może?
ARNOLF
I wolnoż ci go kochać, zuchwała?
ANUSIA
Mój Boże!
Cóżem ja temu winna? On przyczyną całą,
I anim o tem śniła, kiedy już się stało.
ARNOLF
Zwalczać chęć taką skromnej przystało dziewczynie.
ANUSIA
Jakże z tem walczyć, z czego rozkosz sama płynie?
ARNOLF
Nie wiedziałaś, że serce mi przejmiesz zgryzotą?
ANUSIA
Ja? Wcale nie. Cóż panu może chodzić o to?
ARNOLF
To prawda, to jest dla mnie radość niesłychana.
A zatem mnie nie kochasz, co?
ANUSIA
Pana?
ARNOLF
przedrzeźniając:
Tak, pana.
ANUSIA
Niestety, nie.
ARNOLF
Nie? jak to!
ANUSIA
Chce pan, bym kłamała?
ARNOLF
I czemuż mnie nie kochasz, ty gąsko zuchwała?
ANUSIA