Darmowe ebooki » Felieton » Brązownicy - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki w internecie txt) 📖

Czytasz książkę online - «Brązownicy - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki w internecie txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński



1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 34
Idź do strony:
prześladowanie. Czułam też, że nie słowem odtąd powinno się służyć krajowi; — już powiedziano (i jak powiedziano!) wszystko, co było do powiedzenia — a gdy w najodleglejszym kraju zakątku już usłyszano i zrozumiano słowa wolności, nie mówić wtedy, tylko działać trzeba. Otóż ja pragnęłam czynem służyć ojczyźnie — ale jak, gdzie, kiedy — tego nie wiedziałam sama. — Gdy te uczucia patriotyczne duszą moją zawładnęły, byłam właśnie w wieku, w którym u kobiet w ogólności nie tyle władze duszy, jak serca wymagania budzić się zwykły. U mnie stało się najprzeciwniej; i jak się teraz zastanawiam, dziwną sprzeczność istota moja zawierała wtedy w sobie; obok najgwałtowniejszego czucia we względzie wolności narodu mojego, obok nieokreślonej, namiętnej miłości ojczyzny, nie pojmowałam ja miłości dla pojedynczej istoty, owego uczucia, co przepełnia serce siedemnastoletniej dziewczyny, co jest przedmiotem jej wszystkich marzeń — miłości Kochanków.

Nie brakło mi jednak na sposobności rozbudzenia serca z tego letargu40. Bawiąc u wód41, poznaliśmy się z pewną rodziną, gdzie był syn dwudziestoletni. Mama, która w ogóle nie lubiła zabierać przypadkowo znajomości, tutaj widziała się niejako zmuszoną do tego. Sąsiadowaliśmy przeze drzwi z tą rodziną — przez tydzień nie spotkaliśmy się z nikim z naszych sąsiadów i aniśmy pamiętali, że tam ktoś mieszka, gdy raz służąca nasza, niepytana, powiedziała mamie, że u tych państwa wielkie zmartwienie, bo ich syn niebezpiecznie chory i dlatego tam zawsze tak spokojnie i cicho; dodała też ciekawa i gadatliwa dziewczyna, że ta rodzina składa się z dwóch sióstr, niemłodych już wdów po jenerałach rosyjskich, a panicz chory to syn jednej z tych pań. Wiadomość, iż to rodzina moskiewska wcale sympatii naszej nie obudziła; — ale że mama droga zawsze powodowała się uczuciami ludzkości, przykazała nam zachowywać się odtąd jak najciszej i wzbroniła całkiem grać na fortepianie, póki nam wiadomo nie będzie, że u sąsiadów choroba minęła. Służąca nasza, obecna tym mamy rozporządzeniom, nie omieszkała powtórzyć wszystko służącym sąsiadów, o czym dowiedzieliśmy się później; i ta gadatliwość Joasi nastręczyła nam miłą, jakkolwiek w razie niepożądaną znajomość. — W kilka dni później, jenerałowa C. matka chorego, przyszła do mamy z wizytą i na wstępie z uczuciem podziękowała za dowód współczucia dany jej, nieznajomej jeszcze; mama droga z zadziwieniem odpowiedziała, nie pojmując, skąd ta pani o jej czynie tak prostym dowiedzieć się mogła; wtedy wykryła się niewinna tym razem plotka naszej Joasi. Przy tym pierwszym widzeniu się pani C. pozyskała mamy sympatię i nawzajem mama moja zdała się tej pani do serca przypadać...

(tu brakuje)

...jasny, a co więcej, że przeważny miał udział w rozszarpaniu mego ojczystego kraju. Uczucia rodzinne powiększyły moją tęsknotę za krajem; po dwuletniem rozłączeniu z rodziną drogiej matki, więcej jeszcze niż przedtem kochałam ich wszystkich, raz że pobyt w Dreźnie, a z nim postęp mój wszechstronny winna byłam głównie wujom — a potem, że przez ten czas poznawszy lepiej świat i ludzi, mogłam teraz dopiero oceniać dobroć i szlachetność właściwą rodzinie matki. Jeden z trzech wujów naszych przez czas pobytu naszego zagranicą odwiedził nas dwa razy; w pierwszym roku zabawił parę miesięcy i powiózł nas z Marienbadu do Pragi Czeskiej, by nam dać poznać stare słowiańskie miasto — następnie zawiózł nas też na Lipsk do Berlina i posunęliśmy się aż do Szczecina, skąd chciał wuj popłynąć z nami do morza — ale, na mój wielki smutek, odradzono mu to dla spóźnionej pory. Z tych wszystkich miast, Praga jedynie zrobiła na mnie odrębne wrażenie; tam nie tylko położenie malownicze miasta, nie tylko piękne jego starożytne gmachy zajmowały mię mocno; głębiej niżeli to wszystko poruszały mię wspomnienia przeszłości słowiańskiego kraju, który niegdyś był w związkach bliskich z naszym i również miał świetną przeszłość i byt niepodległy; te wspomnienia wywołał wuj zwiedzając z nami i tłomacząc nam historyczne pamiątki starej Pragi. Gdyśmy wracać mieli do kraju, tenże wuj przyjechał po nas, zamierzał on powieźć nas chociaż na krótko do Włoch północnych, ale się to zrobić nie dało dla zbyt wielkiego kosztu. Wróciliśmy do Polski przez Szlęsk; a dla wynagrodzenia nam zawiedzionych nadziei co do poznania części Włoch, wuj kochany zboczył z nami do Krakowa. Miał on w każdym razie przed powrotem naszym w rodzinne strony być z nami w Krakowie; — mówił, iż byłoby grzechem, odbywając dalszą podróż, pominąć Kraków; — zwiedziwszy obce miasta, nie poznać tego starożytnego grodu, kolebki ojczyzny naszej. — Jeżeli doznany zawód w zamiarach podróży był mi przykry, to wycieczka nasza do Krakowa wynagradzała mi sowicie mylne nadzieje. Zabawiliśmy tylko ośm dni w Krakowie, a przecież wywiozłam stamtąd wrażenia niezatarte; — trudno je i zbytecznie opisywać; serce polskie odgadnie, czego wypowiedzieć nie można. Zwiedziliśmy dokładnie Kraków i jego okolice; — z jakiemże uczuciem zrywałam kwiatki na wszystkich pamiętnych w okolicy miejscach. — Byliśmy też i w Wieliczce, — tam, na widok tych wzniosłych podziemiów, doznałam wrażeń silniejszych od wszelkich innych dotychczasowej podróży. — Opuszczałam Kraków ze ściśnionem sercem; a to nie tylko z żalu, że musiałam rzucać ten skarbiec pamiątek polskich; — dusza moja głębszego w owej chwili doznawała bólu; wszystkie naraz uczucia polskie, wszystkie wspomnienia minionej chwały mojego narodu, odezwały się w duszy, sercu i umyśle; i wyjeżdżałam z Krakowa, naówczas mającego jeszcze cień wolności i narodowości (bo mianował się wolnem miastem i orzeł biały błyszczał jeszcze w herbie Krakowa), wyjeżdżałam stamtąd, żeby wrócić do Polski zgnębionej, przyciśnionej niewolą moskiewską.

Nieopisanego też a okropnego doznałam uczucia, na widok słupów granicznych tak zwanego Królestwa Polskiego; narodowe kolory jakby dla szyderstwa zostawione, tylko z dodatkiem czarnej pręgi, godła żałoby, — a orzeł biały, drobny, nikły, błyszczy jednak na czarnych piersiach orła moskiewskiego. Na ten widok, zdało mi się, że kamień piersi moje przytłoczył; — ogarnął mię ciężki, głęboki smutek, który opuścił mię dopiero przy powitaniach z drogiemi dla mnie osobami. Po powrocie do Warszawy przez parę miesięcy używałam szczęścia, jakiego każdy doznaje, wróciwszy do rodziny po długiem rozłączeniu; ciche to szczęście domowe ukołysało czasowo, przytłumiło owe bolesne uczucie, z jakiem wstąpiłam na ziemię ojczystą; po tym krótkim czasie czekały mię nowe smutki, a te rozbudziły w mej duszy nową bolesną strunę. — Dwóch z wujów, opiekunów naszych, zachorowali nagle, jeden po drugim w kilka dni, — a w parę tygodni jeden po drugim pomarli. Śmierć ich jak grom uderzyła serce i myśl moją; — strata opiekunów, dla których miałam uczucie córki, nie tylko mię boleśnie dotknęła, ale wstrząsnęła mną do głębi duszy. Pierwszy to raz z bliska zobaczyłam śmierć — pierwszy raz ocknęła się u mnie myśl o znikomości ziemskich rzeczy; było to straszne światło rzucone nagle w młodą, a już znającą cierpienie duszę. Teraz odezwały się w niej jakby echem uczucia zwątpienia i zniechęcenia, jakie rokiem p. C. wprzód objawiła mi u siebie; — wtedy gorzkie jej myśli, jakkolwiek boleśnie mię uderzyły, nie wniknęły jednak do duszy mojej, tylko ją niejako drasnęły powierzchownie; ale obecnie stanęły one żywo jakby dotykalnie w umyśle moim i zachwiały prostą dziecięcą moją dotąd wiarę, — wiarę w Boga dobrego, sprawiedliwego i wszechmocnego. — Każdy, co przeszedł tą smutną koleją, co po marzeniach młodocianych, poznał bolesną rzeczywistość, zrozumie, co się natenczas ze mną działo; pojmą to szczególniej ci, którzy w duszy mając pragnienie prawdy i dobra, uczuli w młodzieńczych latach brak prawdy i dobra na ziemi, tak jak ja to odczułam. Odtąd utraciłam na zawsze swobodę myśli, zwątpiłam o szczęściu na ziemi, a raczej wzgardziłam niem, bo poczułam znikomość wszystkiego, co ziemskie. Wszelako czas byłby może złagodził to smutne usposobienie, gdybym wkrótce potem nie była doznała zawodów i udręczeń różnych, które następowały po sobie nieprzerwanie przez lat parę. Pierwszy zawód, jaki mnie dotknął do żywego, spotkał mię od przyjaciółki z lat dziecinnych, od owej kuzynki, którą tak serdecznie kochałam. Po naszym powrocie z zagranicy znalazłam ją zrazu niezmienioną; odkryłam w niej wprawdzie wielką chęć podobania się, mężczyznom szczególniej; — nie lubiąc tego uczucia w kobiecie, w niej też go nie pochwalałam; jednakże, jak to zwykle bywa, pobłażałam jej w tym względzie, bo ją kochałam i w jej dla mnie przyjaźń wierzyłam. Nie zmienił się więc w niczym stosunek mój z przyjaciółką; rozmowy z nią, tak jak dawniej nieskończone, prowadziłam często; — tylko że teraz nie słuchałam jej zdań z dawniejszą uległością i uznaniem jej wyższości; już teraz miałam własne zdanie o wielu rzeczach i bez wahania objawiałam je, mianowicie przed nią, w której nieograniczone miałam zaufanie. Ona słuchała mnie z uwagą, ale często różniły się nasze zdania i to w przedmiotach ważnych. Kuzynka moja była, jak to już wyżej powiedziałam, wcześniej ode mnie rozwinięta umysłowo; pojmowała wiele rzeczy, których ja nie rozumiałam, o których nawet nie wiedziałam. Ta między nami różnica w pewnych względach istniała jeszcze po moim powrocie z zagranicy; ja, chociaż teraz już zastanawiałam się i zbadać usiłowałam życia zagadkę, nie zajmowałam się wcale przedmiotami dotyczącemi jedynie bytu naszego ziemskiego; przeciwnie — wszystkie te tysiączne zabiegi i względy światowe, były dla mnie rzeczą obojętną — często nawet przeciwną; jednym słowem, żyłam przede wszystkim duszą i myślą, przez co stawałam się niepraktyczną, a dla niektórych dziwaczną.

Co do kuzynki mojej, ta postępowała dalej swoją drogą, to jest w kierunku zupełnie przeciwnym; ona pojmowała życie praktycznie — zajmowała się i dążyła za szczęściem po ziemsku; a jakiż cel zwykły szczęścia dla młodej dziewczyny; — zamęście; więc kuzynka moja, najczęściej mówiąc o przyjemności, wyjawiała mi swoje to pojęcie o szczęściu; ja na to jedną zawsze miałam odpowiedź: że nie wierzę w szczęście na ziemi, a najmniej przypuszczam je w małżeństwie, które, zwłaszcza dla kobiety, jest niewolą. — „Bo chyba nie rozumiesz miłości” — mówiła mi na to przyjaciółka. — „Prawda, że jej nie rozumiem — odpowiadałam — a nawet wyznaję, że nie wierzę w to uczucie, tak jak nie wierzę w nic z tego, co szczęście na ziemi obiecuje”.

Takie i tym podobne rozmowy nie psuły przecież harmonii między mną a kuzynką. Chociaż zauważałam czasem pewne z jej strony podchwytywanie słów moich, gdy nie dosyć jasno, racjonalnie myśli moje objawiałam, nie brałam tego za złośliwość, tylko uznawałam brak jasności we własnych wyobrażeniach. Stosunek mój taki z kuzynką trwał około roku po powrocie naszym do kraju. W tym czasie zaczęłam uważać w niej pewną dla mnie oziębłość; — uderzyło mię to, ale sama wmawiać chciałam w siebie, że mi się to zdaje, że się mylę; a jednak niepokoiło i smuciło mię to spostrzeżenie. Mama wyjechała z nami, z całym domem na wieś na parę letnich miesięcy; zaczęłam po dawnemu korespondencję z przyjaciółką; — odpisywała mi niespiesznie i krótko — a w słowach jej widać było jakieś roztargnienie i pewien przymus, by mówić z dawniejszą poufałą wesołością. Odpisując, wyrzucałam jej to wpół żartem; ona też żartami zbywała mnie; — aż naraz posłyszałam z boku, że przyjaciółka moja za mąż idzie. Wiadomość ta podwójnie mię zasmuciła; — raz, że nie odebrałam jej wprost od przyjaciółki; — był to dla mnie dowód jakiejś z jej strony nieufności — a zarazem uczułam, że z jej zamęściem skończy się przyjaźń nasza, kiedy już teraz ustała z jej strony dawna szczerość. Mocno mię zabolała ta nagła zmiana; — parę dni po odebraniu wiadomości, czekałam — wyglądałam listu od kuzynki — zdało mi się, że kilka słów od niej wyjaśnią i zagodzą wszystko — ale nie doczekałam się. Napisałam więc sama — łagodnie i niby żartując wyrzucałam przyjaciółce zaniedbywanie dawniejszych dla nowych serdecznych stosunków — a w końcu domagałam się wyjawienia mi prawdy. Odpisała mi w kilka dni w paru słowach. Odpowiedziała, że jest pewne prawdopodobieństwo co do jej zamęścia, a gdy będzie pewność, uwiadomi mnie o tym ustnie. Po tej odpowiedzi dostrzegłam nadto już widoczny między nami rozdział; — uczułam to głęboko i zapłakałam serdecznie. Więc przyjaźń, więc każde uczucie przemija — może jest marzeniem tylko! I naraz odezwały się dawniejsze gorzkie myśli moje, które śmierć wujów była rozbudziła, a czas ukoił chwilowo. Ogarnęło mię na nowo zwątpienie; — „wszystko przemija”, zawołał głos duszy wewnętrzny — wszystko na ziemi jest znikome — zwodnicze — a więc na cóż to życie? Takie to uczucia i myśli wywołał u mnie wypadek bardzo niby zwyczajny — zamęście przyjaciółki. Zrazu przejął mię jakiś żal do niej; oskarżałam ją w duszy o lekkomyślność, o zmienność; zdało mi się, że przyjaźń nasza był to węzeł święty, którego nie wolno jej było tak nagle rozrywać; — ale następnie rozsądek, a więcej jeszcze serce przemogło u mnie i zagłuszyło powstające w umyśle podejrzenia na towarzyszkę lat dziecinnych. Jakiemże prawem — zapytałam sama siebie — jakiem prawem oskarżam ją o lekkomyślność i zmienność; czyż nie jest to ogólnym kobiet przeznaczeniem iść za mąż? — i czyż mogę wymagać od niej, ażeby poprzestała na przyjaźni? — Ta przyjaźń wprawdzie mnie wystarczała — była szczęściem moim, ale czyż miała koniecznie i jej całe szczęście stanowić? a wszak ona nieraz mówiła mi o miłości, objawiając przekonanie, że w tem uczuciu jedynie szczęście znaleźć można. Tak dowodziłam sama sobie i usprawiedliwiałam przed sobą przyjaciółkę; tylko sposób, w jaki zaszła ta zmiana, to stopniowe zobojętnianie kuzynki względem mnie, były to rzeczy niewytłumaczone jeszcze dla mnie. Domyślałam ja się, że nowe budzące się w sercu uczucie mogło spowodować owe jej roztargnienie i chwilowe zaniedbywanie ranie — ale dlaczegóż zamilczała przede mną o wszystkiem — skąd ten brak zaufania? Ta skrytość nieznana mi w przyjaciółce przejęła mię smutkiem, który jak cierń utkwił w sercu i myśli; wyglądałam zapowiedzianego jej przybycia z niepokojem prawie trwożliwym; czułam, że ona przyjdzie zerwać ostatecznie ten tak dla mnie drogi, od lat dziecinnych trwający stosunek; — i nie

1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 34
Idź do strony:

Darmowe książki «Brązownicy - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki w internecie txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz