Brązownicy - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki w internecie txt) 📖
Zbiór felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego dotyczących legendy, którą została otoczona postać Adama Mickiewicza. Autor opowiada się za zdjęciem tej postaci z piedestału i krytycznym spojrzeniem na niego.
Boy-Żeleński analizuje postać polskiego wieszcza i dochodzi do wniosku, że jego obraz, który tkwi w umysłach większej części społeczeństwa, jest przekłamany, wygładzony, wyidealizowany. Publicysta próbuje obraz ten, ściśle związany z okresem towiańskim, odbrązowić, ukazać inne, ale prawdziwe oblicze narodowego wieszcza oraz sekty skupionej wokół Andrzeja Towiańskiego. Brązownicy to kolejny zbiór felietonów Boya-Żeleńskiego budzący kontrowersję w środowisku literackim.
- Autor: Tadeusz Boy-Żeleński
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Brązownicy - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki w internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński
„Była to nauczycielka dzieci Mickiewiczów, o której nie bardzo chcę mówić, gdyż zaciążyła poważnie na życiu Mickiewicza, przyczyniając się bezpośrednio do rozdźwięku między nim a Celiną. Mieszkała dłuższy czas u Mickiewiczów i była nawet powodem wyjazdu Celiny Mickiewiczowej na pewien czas z domu”.
A oto najważniejsze: — były listy Ksawery Deybel do Mickiewicza — listy, które posiadał stryj (wiem to z własnych jego ust) — nie znam atoli drogi, na jakiej stryj je zdobył — listy, o których dowiedział się Władysław Mickiewicz i — rzecz charakterystyczna (pamiętam to dobrze z opowiadania stryja) błagał go na wszystko, aby mu je przesłać — a gdy stryj odmówił — zaklinał go wspólnie z p. Górecką na największe świętości i na cień Mickiewicza, że stryj użytku z nich nie zrobi i — spali. Stryj listy spalił, wobec czego one dziś nie istnieją, ale musiały być znamienne, jeśli doczekały się takiego losu — zrozumiałego dostatecznie u ludzi tej epoki, z której my pochodzimy.
I mało to, i dużo — w każdym razie wydaje mi się — czytając pańskie wywody o towianizmie i stosunku jego do Mickiewicza, o towianizmie, w którym bardzo żywą działalność rozwinęła właśnie Ksawera Deybel, czytając o obyczajowym tle, na jakim Sz. Pan rozwija pewne zagadnienia natury bardzo delikatnej — jest to to właśnie... ciepło, którym to słowem wiodłem myśl Pańską prawie spirytystycznie z dalekiej Bydgoszczy w Warszawie. Co powiedzieć mogę — powiedziałem. Ale na tym już koniec. W tej materii więcej pisać nie chcę — aż przyjdzie kiedyś w niedalekiej przyszłości sposobny może po temu czas... Dla samej istoty rzeczy może to i będzie bez istotnego znaczenia, tym bardziej, że od... ciepła — do gorąca il n’y a qu’un pas22, a pomimo tych szczegółów — zapewniam — Mickiewicz pozostanie jak dotąd świetlanym, najczystszym duchem naszej zbiorowości, a tylko złamanym przez warunki życia ówczesnego, stąd — jako człowiek i jako twórca najwyższej litości godnym. W tym samym co dziś świetle pozostanie i Towiański, a poza tym — warchoły i profitanci (byli i tacy) są zawsze i wszędzie — tym bardziej w promieniach wielkiego człowieka czy wielkiej idei — zupełnie podobnie jak ćmy. Historia się powtarza — toż nie inaczej jest dzisiaj, ale to zawiodłoby nas za daleko w materii, która właściwie nie należałaby do osnowy tego listu...
Z wyrazami prawdziwego szacunku i poważania
Witold Bełza
Znowu tedy natykamy się na rękę Władysława Mickiewicza. Jako syn, powtarzam, był w swoim prawie i nie myślę go o to winić; nieporozumienie w tym, że ten syn — skądinąd ogromnych zasług — zaciążył przez te pół wieku nad całym stosunkiem naszej nauki do Mickiewicza. Umałoletnił ją.
*
W końcu trzeba mi zanotować informacje, jakie otrzymałem niespodzianie w kwestii drugiej części pamiętników Zofii Szymanowskiej. Miały się one znajdować w Krakowie, w Bibliotece Jagiellońskiej, opieczętowane przez Karola Estreichera, z tym, że mają być otwarte dopiero w stulecie śmierci poety, w r. 1955.
Rzecz prosta, że otrzymawszy te relacje, wybrałem się do Krakowa dla wyświetlenia sprawy. Pamiętników ani żadnego opieczętowanego pakietu w bibliotece nie znalazłem, natomiast dotarłem do źródła tej wiadomości, która, zdaje się, była zniekształceniem informacji prof. Stanisława Estreichera. Otóż prof. Estreicher, syn Karola Estreichera, opowiedział mi, co następuje:
W roku 1887 czy 1888 (powiada) ojciec zakomunikował mi, wówczas młodemu chłopcu, taką rzecz. Przyjechał mianowicie z Włoch pan Wołyński i wręczył ojcu opieczętowany pakiet jako depozyt do Biblioteki Jagiellońskiej, z tym, że ma być otwarty w którymś roku, czy też po śmierci jakichś osób; jakich, nie pamiętam. Pakiet ten miał zawierać jakieś bardzo drażliwe papiery tyczące Mickiewicza. Ojciec był tym depozytem i tą wizytą bardzo przejęty, opowiadał mi to zaraz na gorąco. Nie wiem (dodaje prof. Stanisław Estreicher), czy to były pamiętniki Zofii Szymanowskiej, raczej przypuszczałem, że to były listy Celiny Mickiewiczowej do siostry Zofii. Nigdy nie słyszałem o tym, aby ktoś ten depozyt odbierał; sądząc z zainteresowania ojca, jestem pewien, że byłby mi powiedział, gdyby pakiet wycofano. Myślę więc, że ten depozyt powinien się znajdować w Bibliotece Jagiellońskiej.
Skoro w bibliotece pakietu nie ma, ktoś go musiał stamtąd wydobyć. Że nie ma żadnych śladów depozytu, to niczemu nie przeczy; w owych czasach załatwiało się te rzeczy dość familijnie; mógł zresztą i ten ślad być zatarty. A co było w tym pakiecie? Czy były to pamiętniki Szymanowskiej, do których odebrania (można by przypuszczać) Wołyński upoważnił Władysława Mickiewicza i w takim razie w przytoczonej przeze mnie korespondencji z tego go Władysław Mickiewicz kwituje? Czy też były to inne ważne papiery i listy? Bądź jak bądź, znów jeden dokument tyczący Mickiewicza przepadł bez śladu...
Informacja przesłana przez p. Landa do „Wiadomości Literackich” o rzekomej obecności Pamiętnika w bibliotece publicznej w Rzymie nie sprawdziła się. Jest ona zapewne echem istotnego faktu, że tam się ów pamiętnik przed laty w depozycie Wołyńskiego znajdował. P. dyr. Muszkowski zapewniał mnie, że i listownie, i osobiście szukał w Rzymie śladu — na próżno.
Na razie zatem dalszy ciąg pamiętników trzeba uważać za zaginiony, o ile nie znajduje się w prywatnym archiwum Mickiewiczowskim rodziny poety, które zawiera z pewnością niejeden jeszcze dokument.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Nie wiem, czy mam przeprosić czytelników, ale jeszcze zajmę ich sprawą tak odległą, jak — towianizm. Ale sądzę, że jest ona odległą tylko na pozór. Ciśnienie naszej mitologii na naszą rzeczywistość jest jeszcze tak znaczne, że ustosunkowanie się do tych mitów jest wciąż aktualnością.
Jednym z takich mitów jest Towiański. Ledwie pięćdziesiąt lat upłynęło od jego śmierci, a już jest legendą — i był nią po trosze za życia. Z biografii jego wiemy tylko to, co on sam zechciał z niej podać, dziejopisami jego byli niemal tylko jego wyznawcy. Udział poetów, Mickiewicza zwłaszcza, wyolbrzymił, uskrzydlił jego postać i jego wiarę. Przyczyniła się do tego i Młoda Polska — ta z przed lat trzydziestu — podbiwszy kurs wszelkich akcji mistycznych, nawet z najwątpliwszym pokryciem, a cóż dopiero takich, gdzie Mickiewicz był... prezesem rady nadzorczej. Toteż bezkrytycyzm w tej dziedzinie szaleje.
Dlatego kiedy przeglądałem w Bibliotece Rapperswilskiej rękopisy Goszczyńskiego, zaciekawiła mnie niezmiernie rękopiśmienna rozprawka, jaką tam znalazłem, pt. Rozprawa z towiańszczyzną. Zaciekawia już sam tytuł rozprawy u najwierniejszego wyznawcy Towiańskiego, który jeszcze w r. 1870 pisał: „Jest to jedna z chwil najważniejszych nie tylko w moim żywocie obecnym, ale w mojej wieczności, w całym bycie ducha mojego, kiedym się zbliżył z mężem, przez którego mi ta nadzwyczajna łaska niebios zeszła”... Świadectwo takiego człowieka nie jest podejrzane o uprzedzenie lub niechęć... A jednak, gdyby ktoś chciał napisać krwawszą satyrę towianizmu, nie mógłby tego lepiej zrobić, niż to uczynił w tej nie do druku zresztą przeznaczonej „rozprawie” Goszczyński.
Rękopis ten, wprowadzający nas niejako w samo serce towianizmu, datuje z r. 186023. Podtytuł: Sprawa W-a i A-y Dz-ch (Władysława i Antoniny Dzwonkowskich) z K. T. (Karoliną Towiańską) i K. R. (Karolem Różyckim).
Sprawa ta zajmuje kilkadziesiąt stronic drobnego pisma, a materiały do niej, bruliony, co najmniej drugie tyle. Cała książeczka. Będę z niej cytował, jak najmniej wtrącając się osobiście. Zaczyna Goszczyński tak:
Staję nie w obronie swojej osobistej, ale w obronie prawdy, w obronie Dzieła nowej epoki, która ma być Chrześcijaństwem wyższem, a gdzie pod nowemi formami powtarzają się bezecności duchowieństwa tymczasowego.
Bracia uznani za wyższych, za starszych, a stawiający braciom młodszym przeciwności utrudniające im przyjęcie Prawdy podawanej przez siebie, nie mogą być niczem usprawiedliwieni; co byśmy powiedzieli o takiej np. matce, która mając nauczyć dziecko chodzenia, kładzie się na niem i każe mu się nosić, tłumacząc się tem, że dziecię powinno wydobyć z siebie tyle energii, ażeby znalazło siłę unieść ją; że to robi dla tego zmuszenia dziecka, aby się w niem rozwinęły życie, siła ruchu, energia itd. Powiedzielibyśmy o takiej matce, że jest albo obłąkana, albo zła kobieta.
Nie możemy także przyznać za dobre ostrego tonu, z jakim niektórzy między nami podają prawdę i zmuszają do jej przyjęcia, a o nieprzyjmującym powiadają, że jest pieszczoch, jeżeli nie coś gorszego. To nas może zaprowadzić aż do uniewinnienia Św. Inkwizycji. I w rzeczy samej, Święta Inkwizycja, wychodząc z tej samej zasady, mogłaby mówić o tych, których torturowała, paliła: „Pieszczoch! nie może znieść tortur, boi się stosu, a on go naprowadza na drogę Prawdy”.
...Fałszywe kolosy, czyli kolosy fałszu w Sprawie, grożą większym niebezpieczeństwem dziełu Bożemu na ziemi jak fałszywe kolosy zewnątrz Sprawy... W sprawie z siostrą K(aroliną), trzeba tu wiedzieć, że nie ciało z ciałem walczy, ale duch z duchem. W sprawie tej dać miejsce podrzędne ludziom, a mieć głównie przed oczyma rzecz samą, a ta rzecz, to duch Sprawy świętej, Duch Chrystusowy, i zbawienie nasze przez Chrystusa.
O cóż tedy chodzi, pytamy. Chodzi o — list siostry Karoliny z powodu imienin siostry Antoniny:
Siostra Antonina (pisze Goszczyński) ma słuszny powód widzieć nieczystość w postępowaniu siostry Karoliny z wypadku jej listu otrzymanego w dzień swoich imienin; bo kiedy wprzód pisała do niej kilka razy i nie miała nigdy odpowiedzi, dziś nagle otrzymuje list winszujący z zupełnem pominięciem swojego męża, z którym jednak pisała spólnie list ostatni i któremu się należała także odpowiedź.
To jest „meritum” sprawy. Zaczynają się komplikacje. Brat Władysław napisał w tej sprawie list z wyrzutami do Karoliny; Karolina pokazała list braciom; rzecz zatacza coraz szersze kręgi:
Inni bracia zaczynają mieszać się do sprawy, występując w obronie siostry Karoliny, głównie z powodu listu Władysława do Karoliny... W mojem przekonaniu (wciąż pisze Goszczyński) sprawa ta ma widocznie cechę woli Bożej, która otwiera pole nowej próby dla braci. Szczęśliwy, kto tę drogę przejdzie jak chrześcijanin... Ucieranie się z braćmi o siostrę Karolinę jest na nic: dopóki ona sama nie uzna swojego grzechu, dopóty żaden z jej niewolników nie uzna go... Bałwochwalstwo i niewola jest w Kole naszem, wytyka je braciom sam Towiański w swoim piśmie z maja r. z., ale wytyka je w sposób ogólny.
Refleksje Goszczyńskiego nad listem Karoliny:
7 lipca 1860. Czyn tego listu nie zdaje mi się czystym. Pobudza on żonę przeciw mężowi. Uderza na kobietę jako słabszą, aby osłabić męża. Szczęściem, że Antonina poznała się na tym i nie poddała się niewolniczo. Gdyby się udało, nastąpiłoby zerwanie żony z mężem. Drugi list z powodu imienin potwierdza ten domysł.
...Smutna to rzecz, ale pokazująca jasno, w czym wielu braci spoczęło. Kiedy ten sam Władysław był przez jakiś czas prawie bezczynny dla postępu Sprawy, bracia odwiedzali go, żyli z nim po bratersku, chwalili go; kiedy dziś okazał się czynnym z obrażeniem osoby adorowanej, wszystko się zmieniło: miłość braci w gniew, pochwały w pogardę. Póki chodzi o Chrystusa, to idzie jako tako, jest pobłażenie, ale kiedy chodzi o jakąś wyższość uznaną w Kole, to już nie do przebaczenia, to grzech przeciw Duchowi Świętemu.
...W liście swoim Władysław pisał, że „nie przed trybunał ludzki zapozywam cię”, że cała ta sprawa powinna się rozstrzygnąć tylko przed Bogiem i między nimi dwojgiem bez wplątania w nią innych braci... Inaczej sądzi Karolina. List Władysława został wszystkim wiadomy. B(aykowski) wystąpił w obronie Karoliny z listem dość pogańskim do Władysława. Objawił się ze strony braci sąd potępiający bez litości Władysława. Niektórzy z nich zleli w jedno osobę Karoliny i Sprawę Bożą, czyli, co na jedno wychodzi, uchybienie przeciw ślepej bezwarunkowej adoracji dla Karoliny uważają za obrazę Majestatu Bożego, zgoła nietolerancja, niewola, o jaką trudno nawet w starych papistach.
...Karolina podziękowała B(aykowskiemu) za obronę siebie. W jej liście jest o bliskim rozdzieleniu się Koła na Sługi Chrystusowe i Sługi Ziemi.
Myśląc o tem, co się dzisiaj dzieje między nami, zabolałem głęboko i ta boleść natchnęła mi następującą Modlitwę:
„O Chrystusie, Panie, ratuj nas: zło powstało między nami w wielkiej sile (etc.) O Mario, pod której wezwaniem i opieką rozpoczęło się dzieło nowej epoki chrześcijaństwa, przyczyń się za nami (etc., dłuższa modlitwa)”.
Tę modlitwę przesłałem Władysławowi, a on umieści ją w swoim liście do Różyckiego.
Bo w sprawę tę wkracza Różycki, pułkownik Karol Różycki, wiarus napoleoński, bohater powstania listopadowego — w Sprawie piastujący wysoką godność „Brata Wodza”. Goszczyński tak ocenia jego list w tej sprawie do Dzwonkowskiego:
Ton więcej urzędowy jak braterski, duch fanatyzmu... Ton przypominający żołnierskie: „w wojsku nie ma rozumowania”, a moskiewskie: „słuszaj i stupaj!”. Ton adoracji niewolniczej, przypominającej hasło muzułmańskie: „Nie ma Boga tylko Bóg, a Mahomet (Mistrz) jego prorok”.
...Jeżeli nam wolno widzieć i roztrząsać złe, które jest w księżach, na których leży powaga Sakramentu Kapłaństwa, to nie wiem, dlaczego nie byłoby wolno widzieć je w Karolinie... Walka
Uwagi (0)