Brązownicy - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki w internecie txt) 📖
Zbiór felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego dotyczących legendy, którą została otoczona postać Adama Mickiewicza. Autor opowiada się za zdjęciem tej postaci z piedestału i krytycznym spojrzeniem na niego.
Boy-Żeleński analizuje postać polskiego wieszcza i dochodzi do wniosku, że jego obraz, który tkwi w umysłach większej części społeczeństwa, jest przekłamany, wygładzony, wyidealizowany. Publicysta próbuje obraz ten, ściśle związany z okresem towiańskim, odbrązowić, ukazać inne, ale prawdziwe oblicze narodowego wieszcza oraz sekty skupionej wokół Andrzeja Towiańskiego. Brązownicy to kolejny zbiór felietonów Boya-Żeleńskiego budzący kontrowersję w środowisku literackim.
- Autor: Tadeusz Boy-Żeleński
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Brązownicy - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteki w internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński
Natknąwszy się w studiach moich nad Mickiewiczem na istnienie kobiety grającej przez szereg lat w życiu poety znaczną rolę, a najzupełniej przez jego dziejopisów przemilczanej; zestawiwszy naprędce wszystko, co mogłem w tym przedmiocie znaleźć po archiwach, książkach i dokumentach, rozpisałem literacki „list gończy”: co kto wie o Ksawerze Deybel, niechaj powie. Uczyniłem to w przekonaniu, że niepodobna, aby istnienie jej tak dokładnie zostało pogrzebane; tylko że ci, co mają jakieś wiadomości, kryli je, czy dlatego że były zbyt ułamkowe, czy że obowiązujący do niedawna — do dziś jeszcze — kurs „brązowniczy” onieśmielał do ujawnienia prawdy nie dosyć... wybrązowanej. Bo istnieją u nas dwie wiedze, dwie nauki: jedna oficjalna, druga, którą panowie uczeni zwierzają sobie na ucho. Ale to znów inny temat; wrócę do niego jeszcze.
Niechaj nikt nie powiada, że to jest niedyskretne szperanie w zakamarkach życia poety. Szpera się w nich dosyć, tylko przeważnie dość tępo i kłamliwie. A przy tym to nie jest rzecz błaha ani „prywatna”. Wszak tych dziesięć czy piętnaście lat, o które chodzi, to u Mickiewicza najbardziej tajemniczy, najtragiczniejszy, najmniej rozjaśniony okres. I zważmy rolę tej zagadkowej kobiety. To nie jest jakaś tam miłostka: to najczynniejsza agentka towianizmu; pełno jej w listach Mickiewicza z epoki rozłamu w Kole; czy to nie wystarcza, aby obudzić nasze zainteresowanie? aby uprawnić — gdyby potrzeba było jeszcze tego uprawnienia — do badań w tym kierunku, badań zaniedbanych najzupełniej — przypadkiem czy z umysłu — przez legiony naszych mickiewiczologów? Mamy uczone rozprawy o gatunkach grzybów w Panu Tadeuszu, o astronomii Wojskiego, o „wpływach” wszystkich utworów świata na każdą literę Mickiewicza; o tej sprawie głębokie milczenie. A wszak ona wprowadza nas poniekąd w serce towianizmu!
Jak można było przewidzieć, ta moja akcja spowodowała atak. To znaczy... ogół specjalistów dotąd zachował głuche milczenie. Może ta kwestia wydaje się im nie dość ważna, może nie dość dojrzała? Nie wiem. Na razie wyskoczył jeden uczonek, ale nie wiem, czy nauka przyznałaby się do jego troszkę filipo-konopiastego wypadu.
Kiedy robiłem uwagę, że należałoby znaleźć życiową podszewkę różnych ciemnych punktów tej sprawy16, powiadał uczonek: „Boy nie rozumie języka towianizmu”.
Kiedy przedstawiłem nieznany pamiętnik — a raczej jego ocalały fragment — Zofii Szymanowskiej, siostry Celiny Mickiewiczowej, osoby, która spędziła kilka lat w domu poety, powiadał uczonek: „Ona nie orientowała się w niczym” (nawet w dziecku... ).
Kiedy zestawiałem świadectwa mogące rozjaśnić rolę Ksawery Deybel w życiu Mickiewicza, odpowiadał uczonek ubolewaniem, że ze stosunku tego nie zostało „materiału z pierwszej ręki”, a radością, że zaginęły o nim „plotki”... Dlaczego pamiętnik Zofii Szymanowskiej, który byłby co się zowie „materiałem z pierwszej ręki”, obwołano z góry, na nieznane, „plotką”, to już jest tajemnica „metod naukowych”, z którymi próbowałem dyskutować, ale na które w końcu musiałem po prostu wzruszyć ramionami. Wnet zresztą ściągnięto sprawę na klasyczny teren demagogiczno-denuncjatorski, a bezmyślne nakrzykiwania pewnej grupy dzienników pozwalają wnosić, że z Ksawery Deybel zdołano już uczynić kwestię „polityczną”. Bóg z wami, głuptasy.
Ale równocześnie mój „list gończy” sprowadził relacje, które przekonały mnie, że idąc po nitce do kłębka, nie bylibyśmy może tak zupełnie pozbawieni „materiału z pierwszej ręki”, jak się naszemu niedouczonemu uczonkowi zdaje. Do redaktora „Wiadomości Literackich” nadszedł następujący list:
Odpowiadając na końcowe wezwanie artykułu p. Boya-Żeleńskiego pt. Ksawera Deybel („Wiadomości Literackie” nr. 285) pozwalam sobie donieść.
W rękopiśmiennych zapiskach pamiętnikowych Seweryna Goszczyńskiego, przechowanych do niedawna w Muzeum Rapperswilskim i skopiowanych przeze mnie w r. 1913 znalazłem następujące szczegóły dotyczące Adama Mickiewicza i Ksawery Deybel.
1) Pod datą 20 czerwca 1847 r. zanotował Goszczyński w swym pamiętniku: „Adam od kilku dni wyjechał na wieś — ma być także słaby. Nie wiedzą, dokąd wyjechał — mnie się zdaje, że jest w Nanterre, bo pozawczoraj widziałem tam Ksawerę Deybell, która, jak mówią, w Nanterre odbywa połóg”.
Dodam nawiasowo, że Zygmunt Wasilewski, który „dla użytku biografów Mickiewicza” ogłosił drukiem wzmianki o twórcy Dziadów, zawarte w pamiętnikach Goszczyńskiego (por. „Pamiętnik Literacki” t. IX, przedruk w książkach Wasilewskiego Śladami Mickiewicza i Seweryn Goszczyński) — powyższej zapiski nie cytuje.
2) W „notatach z życia” (teka rękop. V) zapisał Goszczyński pod r. 1858 (na karcie 42), że „Ksawera Menard żądała od Wł. Mickiewicza 2 000 fr. »na wychowanie dziecka twojego ojca«” (Jak wiadomo, panna Deybell wyszła za mąż za Edmunda Mainard).
Mieczysław Świerz (Katowice)
Zajrzałem skwapliwie do rękopisów Goszczyńskiego w Bibliotece Rapperswilskiej, nad którymi właśnie ślęczałem. Pierwszy zapisek nie od razu znalazłem z powodu oczywistej pomyłki w dacie. Goszczyński w roku 1847 bawił od 11 czerwca do listopada w Szwajcarii u Mistrza i nie mógł być 18. w Nanterre. Jakoż znalazłem tę jego relację w podanym przez sz. informatora brzmieniu, ale pod datą: 20 czerwca 1849.
Natomiast co się tyczy drugiego punktu, znalazłem na wskazanej 42 karcie notat Goszczyńskiego nawet obszerniejszą zapiskę jego pióra. Oto ona:
21 lipiec 1858
Wczoraj słyszałem od Łęckiego, że Ksawera (Deibel, a dziś Menardowa) pisała do Wł. Mickiewicza w tej treści: „Mąż mój jest bez miejsca, jesteśmy w niedostatku, mamy troje dzieci, żądam od ciebie 2000 fr. na wychowanie dziecka twojego Ojca”. Miała ona to dziecię w r. 1847; rozpuszczano, że ojcem jego był Mickiewicz; to pewna, że jakiś czas chowało się w domu Mickiewicza. Bądź co bądź, bezczelność tej niegdyś naszej Siostry jest rzadka. Nie darmo czułem do niej stały wstręt w najlepszych jej chwilach, kiedy dla niektórych uchodziła niemal za świętą.
W tych samych rękopiśmiennych notatkach Goszczyńskiego znalazłem jeszcze parę zapisków tyczących Ksawery:
14 października 1842
„Schadzka bratnia” u brata Adama: obecne z kobiet Adamowa i Deybel.
22 lipca 1843
Służba z dwoma siostrami (dzieło Miłosierdzia), odbyły ją siostra Adamowa i Ksawera i brat Zan.
21 sierpnia 1843
Siostra Deybel czytała mi list od Berarda (adwokata). Uwiadamia ją, że tworzy Siódemkę świętą z kobiet i wzywa ją, aby chciała należeć do siódemki. W całym liście nic duchowego — dążenie do obudzenia miłości własnej kobiecej. Czułem, że Siostra Deybel może mu odpisać z odmową, jako już znająca w naszym kole wszystko, co człowiek pracujący w Sprawie boskiej mieć może. Resztę zostawiłem jej własnej pracy.
23 sierpnia 1843
Miałem długą i ważną rozmowę z siostrą Mickiewiczową. Z jej strony był rodzaj spowiedzi. Wyznała, że dopiero po usłyszeniu ostatniego pisma Mistrza uczuła i przyjęła Sprawę, i jak dotąd nie miała odwagi i siły mówić w Sprawie: jak dotąd nie znała tonu, który w domu jako gospodyni domu trzymać winna. Nie taiła dysharmonii, jaka była dotąd między nią a siostrą Deybel, której duchową nad sobą wyższość wyznaje. W ostatnich czasach obie tym zawiniły, że nie odbyły pracy przepisanej przez siostrę Annę. W całej rozmowie czułem wielką pokorę i silne postanowienie nad osiągnięciem zupełnej czystości duchowej. Dla umocnienia jej powiedziałem, że mi w tym czucie Bóg podał...
16 kwietnia 1845
Mistrz rozwiązał brata Adama ze wszystkich win, które lub on sam, lub inni mu zarzucali; wiele win nie znalazł winami; za to wykrył mu takie, do których ani się poczuwał w swoim sumieniu. Bo wiedza sumienia jest ograniczona i dlatego wiele złego może mu być zakrytym; postrzeże je dopiero wtedy, kiedy targnięcie ducha podniesie sumienie na wyższy szczebel. Brat Adam zobaczył swoje złe tajemne, kiedy Bóg mu dopomógł drgnąć wyższym drgnieniem ducha. Z jednego tylko grzechu powinien zrobić Kołu restytucję, to jest z grzechu względem Siostry Ksawery. A ten grzech cały jest, że brat Adam nie poczuł stanu jej ducha błogosławionego, w jakim przybywała od Mistrza. Powinien był to widzieć, powinien to odgadnąć, nie widząc nawet Siostry Ksawery. „Powiedziałem wam (słowa Mistrza), że nieraz dam wam rozkaz we dwu słowach, a wy powinniście z nich dojść, co macie zrobić. Jak wam daleko do tego, kiedy ty (Adam) nie mogłeś poczuć ducha siostry przybywającej ode mnie”. Mistrz nie wchodził nawet w szczegóły tej sprawy, w drobniejsze przewinienia; wszystkie były tylko następstwem tego, że brat Adam Siostrę przybywającą od Mistrza powitał po ziemsku, tym sposobem zniżył ją i wprowadził w ton ziemski, skąd poszły wszystkie potem grzechy.
Bratu Sewerynowi nie był pokazany list Mistrza tyczący się siostry Ksawery; bo brat Adam, nie mogąc zrozumieć przypisku, nie chciał dawać bratu rzeczy niezrozumiałej przez siebie.
Co się tyczy pisma dla siostry Ksawery, Mistrz nie nastawał już w jednym z późniejszych listów na urzędowe jego ogłoszenie braciom.
Mistrz nie znalazł żadnego brata gotowym, nie wyłączając nawet brata Adama...
Oto co można z łatwością znaleźć w szacownych, a tak zdumiewająco mało dotąd wyzyskanych rękopisach Biblioteki Rapperswilskiej. Odsłania się nam rąbek życiowych spraw Koła: bo przecież ci ludzie żyli, żyli i to co dzień... I to jest dopiero pełny towianizm: splot rzeczy ważnych, które zresztą dzieją się najczęściej nie z natchnienia Mistrza, i drobiazgów, w których lubi on widzieć rzeczy najważniejsze.
Oto macie, jeżeli chcecie, inną relację Goszczyńskiego, inną próbkę doniosłych Spraw, jakie zaprzątały Mistrza:
15 września 1847
Dzień straszny: ogromny atak złego na braci przez Marię i Ernesta.
Około 8-mej rano Służba Mistrza z nimi: oboje wygnani przez Mistrza; ona jako szatan wcielony, on jako niewolnik jej piekła.
Około 9-ej rano Amelia podała mu rękę w rozmowie. Mistrz nadszedł na to i zgromił ją w gniewie, w jakim go jeszcze nigdy nie widziałem. „Jak to! podałaś rękę braterską niewolnikowi piekła? Ty chcesz zbawić Polskę, a łączysz się z Piekłem? Kiedy mu dałaś rękę twoją, to ja ci mojej nie podam. Jesteś nikczemna. Precz! Idź natychmiast do kościoła i przebłagaj Boga”.
Cały ten czas do wyjazdu Mistrz był nadzwyczaj groźny. Wyjeżdżał po 10 rano. Siedział w powozie, kiedym go żegnał i to mi powiedział:
„Powiedz Ernestowi, że Maria nie wyjdzie z piekła, dopóki on jest jej niewolnikiem. Ona nie tęskni do nieba, bo mając niewolnika, ma niebo w swoim piekle. Jego duch, nie jego ciało, jest w niewoli: jako człowiek może ją bić, ona pozwoli na to, byle tylko ducha w niewoli zatrzymać. Ernest jest największą przeszkodą zbawienia dla niej”.
Tak pisze z całym przejęciem o „groźnym” Mistrzu nieustraszony zdobywca Belwederu, Seweryn Goszczyński! To jest towianizm na co dzień. W tę atmosferę sili się Mistrz wtłoczyć Adama, wmówiwszy weń, że wobec tych Spraw dawniejsze jego zatrudnienia pisarskie były niegodnym padołem „próżności”.
I „święta siódemka” kobiet (na której „świętość” jakże sceptycznie patrzy nieposzlakowany Goszczyński), i spowiedź Celiny, i reprymenda
Uwagi (0)