O potędze ducha - Immanuel Kant (biblioteka internetowa za darmo .txt) 📖
Tekst jest właściwie dyskusją (możliwą do odczytania poprzez lekturę wstępu wydawcy i jego uwag) między królewieckim filozofem a lekarzem skupiającym się na higienie życia codziennego niż na leczeniu chorób.Lektura ta w niewielkim może stopniu uzupełni rozumienie systemu filozoficznego Kanta, pozwoli za to poznać Kanta jako osobę - jako filozofa zmagającego się z własną cielesnością i ze starością.
- Autor: Immanuel Kant
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O potędze ducha - Immanuel Kant (biblioteka internetowa za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Immanuel Kant
Gdy zdrowie służy, a szczególnie w młodości, najstosowniejsza radzić się apetytu (głodu i pragnienia) co do używania, czasu i ilości35; ale gdy się starość ze swoimi stawi słabościami, tedy długiemu życiu najbardziej sprzyjającą zasadą dietetyczną jest pewne przyswojenie sobie sposobu życia już doświadczonego i za zbawienny uznanego; a mianowicie, by — jak się jednego dnia zachowało — tak samo zachować się co dnia; atoli pod tym warunkiem, że to karmienie się dozna należytych wyjątków wówczas, gdy apetyt się wzdraga. Wzbrania on bowiem na starość obfitości płynów (picia zup lub większej ilości wody); wymaga natomiast strawy grubszej i napitków bardziej pobudzających (np. wina), zarówno by spotęgować robaczkowaty ruch kiszek — (ze wszystkich wnętrzności one zdają się posiadać najwięcej vitae propriae36, albowiem gdy się je, dymiące jeszcze, wypatroszy ze zwierzęcia i rozsieka, pełzają ni to robaki, których pracę nie tylko wyczuć, ale i słyszeć można) — jak też, by zarazem takie cząstki wprowadzić w obieg krwi, które dzięki swej sile pobudzającej sposobne są utrzymać w obiegu sieć naczyń krwionośnych.
Woda zaś, jeżeli nie zawiera cząstek zasymilowanych37 z krwią (jak to jest z winem) i podniecających naczynia krwionośne do wydzielania, potrzebuje u ludzi starszych dłuższego czasu, by, wszedłszy do krwi, odbyć długą drogę wydzielenia się z masy krwistej poprzez nerki do pęcherza; owej podniety zaś używa się wtedy jako lekarstwa, którego używanie jednak, właśnie dlatego, że sztuczne, do dietetyki właściwie nie należy. Nie poddając się od razu zachciankom apetytu popychającego do picia wody (pragnieniu), zachciankom, które przeważnie są tylko nawykiem, oraz czyniąc w tym względzie silne postanowienie, sprowadza się ową podnietę do właściwej miary, jako naturalną potrzebę płynów obok potraw stałych; lecz obfitego ich używania na starość zabrania już sam przyrodzony instynkt. A także nie śpi się tak dobrze, a przynajmniej nie tak głęboko po podobnym opiciu się wodą, gdyż ciepłota krwi zostaje przez to umniejszona.
Nieraz już się pytano: czy tak, jak na 24 godzin jeden sen, czy tak samo na tyleż godzin jedno jedzenie ma być według reguł dietetyki zezwolone, albo czy też nie jest rzeczą lepszą (zdrowszą) odjąć apetytowi nieco przy obiedzie, by za to także na wieczerzę można jeść. Zapewne, to drugie skraca bardziej czas.
To pierwsze, zdaniem moim, służy znów bardziej zdrowiu, także w tak zwanym kwiecie wieku (w wieku średnim); to drugie natomiast w wieku późniejszym. Ponieważ bowiem stadium w czynnościach kiszek, do trawienia zmierzających, przebiega niewątpliwie wolniej w starości niż w latach młodszych, przeto mniemać można, że nowe pensum38 (w wieczerzy) przyrodzie zadane, gdy pierwsze stadium trawienia jeszcze nie ubiegło, musi szkodliwie na zdrowie oddziałać. Popęd do spożywania wieczerzy, gdy apetyt w południe dostatecznie został nasycony, można tedy za chorobliwe uważać uczucie, które jednak przez silne postanowienie tak można opanować, że nawet jego kuszenia już się po prostu nie odczuwa.
O chorobliwym uczuciu, płynącym z myślenia nie w poręMyślenie jest uczonemu strawą, bez której żyć on nie może, gdy czuwa i jest sam; obojętne, czy polega ono na uczeniu się (czytaniu książek) czy też na tworzeniu (przemyślaniu i wynachodzeniu). Ale gdy się kto podczas jedzenia lub przechadzki zarazem z wysileniem oddaje pewnej myśli, gdy głowę i żołądek, lub nogi i głowę obarcza dwiema naraz pracami, tedy płynie stąd w pierwszym wypadku hipochondria, a w drugim zawrót głowy. Aby więc dietetyką zapanować nad tym chorobliwym stanem, wymagane jest jedynie, by na przemian dawać to żołądkowi lub nogom zajęcie mechaniczne, to znowu myśleniu duchowe, oraz by w ciągu tego czasu (poświęconego odświeżeniu sił) hamować myślenie zamiarowe, a puszczać wodze wolnej grze wyobraźni (która do mechanicznej podobna); wymagane jest jednak w tym celu, by ten, kto studiuje, ogólnie powziął silne postanowienie zachowania w myśleniu diety.
Chorobliwe uczucia zgłaszają się wówczas, gdy podczas posiłku, pozbawieni towarzystwa, zajmujemy się czytaniem książek lub rozmyślaniem, gdyż pracując głową odprowadzamy siłę życiową od żołądka, który właśnie obciążamy. To samo, gdy rozmyślanie owo łączy się z wyczerpującą siły pracą nóg (podczas przechadzki39). Można tu jeszcze dodać lukubracje40, gdy są niezwyczajne. Atoli chorobliwe uczucia, płynące z tych prac umysłowych nie w porę przedsiębranych (invita Minerva41, nie są mimo wszystko tego rodzaju, by się dały usunąć bezpośrednio i natychmiast przez samo tylko postanowienie; da się to zaś zrobić jedynie z wolna przez odwyknięcie, gdy zastosujemy zasadę przeciwną; ale o tamtych42 tylko ma być tutaj mowa.
O potęgowaniu chorobliwych przypadłości oraz zapobieganiu im przez postanowienie dotyczące oddychaniaPrzed niewielu laty nawiedzał mnie jeszcze kiedy niekiedy katar i kaszel, i obie te dolegliwości tym bardziej były mi uprzykrzone, że zjawiały się czasem właśnie, gdym się kładł spać. Niejako oburzony na to zakłócanie mi snu nocnego, postanowiłem sobie, co do pierwszej z owych przypadłości, zgoła tylko nosem wdechiwać43 powietrze, wargi mając mocno zaciśnięte: udało mi się uskutecznić to przez nos, z początku tylko z lekkim świstem, a żem nie ustawał, ni w tym popuścił, więc dech stawał się coraz mocniejszy, a w końcu pełny i swobodny; przy czym zasypiałem już potem natychmiast. Jeśli zaś idzie o owe urywane, głośne wydechiwanie44, które jest jakby kurczowe i niekiedy wdychaniem dławione (a nie ciągłe, jak przy śmiechu), czyli: jeśli idzie o kaszel, szczególnie ten, który pospólstwo w Anglii kaszlem starczym45 zowie (występuje on w łóżku), to tym bardziej był mi on nie na rękę, że zjawiał się, gdy się już ogrzałem w łóżku, i opóźniał uśnięcie. Aby tedy powstrzymać ten kaszel wywoływany podrażnieniem krtani przez powietrze wciągane otwartymi ustami46, potrzebny był zabieg nie mechaniczny (farmaceutyczny), lecz tylko bezpośrednio duchowy: mianowicie odwrócenie uwagi w zupełności od owego podrażnienia w ten sposób, że się ją usilnie skierowywało na jakikolwiek przedmiot (jak powyżej w wypadku przypadłości skurczowych); przez to zostawał zahamowany urywany wydech, który — jak to wyraźnie czułem — napędzał mi krwi do twarzy; przy czym jednak płynna ślina (saliva), tym samym napędzona podrażnieniem, zapobiegała skutkom tego podrażnienia, powodując zarazem połykanie wilgotnego płynu. Oto zabieg duchowy, który wprawdzie wymaga wcale wielkiej siły postanowienia, który jednak, właśnie dlatego, tymci jest dobroczynniejszy.
O skutkach nawyku oddychania z zamkniętymi ustamiSkutek bezpośredni jest ten, że nawyk trwa także podczas snu i że ze snu budzę się natychmiast, gdy przypadkowo rozchylę wargi i zaczerpnę powietrza przez usta; widać stąd, że sen, a wraz z nim i sny, nie stanowią aż tak zupełnego oddalenia się od jawy, aby nie było w nich miejsca na uwagę zwróconą ku temu, co się z nami na jawie dzieje; to samo da się przecież wywnioskować także z faktu, że kto poprzedniego wieczoru sobie przedsięwziął wstać wcześniej niż zazwyczaj (aby np. wyjechać na przechadzkę), że się także wcześniej budzi; gdyż przypuszczalnie budzą go zegary miejskie, które zatem także wśród snu musiał słyszeć i zważać na nie. Skutkiem zaś pośrednim owego chwalebnego nawyku jest to, że zapobiega on tak w śnie, jak na jawie, kaszlowi napadającemu nas wbrew naszej woli (nie odkaszliwaniu flegmy, które jest zamierzonym wydzielaniem), i że w ten sposób unika się choroby przez samą tylko moc postanowienia.
Wykryłem nawet, że z powodu wielkiego pragnienia, które mnie po zgaszeniu światła (i tuż po położeniu się do łóżka) nagle nachodziło, a które trudno było ugasić wodą, gdyż musiałbym był przejść po ciemku do drugiego pokoju i po omacku szukać naczynia na wodę — że wpadam na myśl, aby kilkakroć silnie odetchnąć, podnosząc pierś i pijąc niejako powietrze nosem: w ten sposób po kilku chwilach pragnienie było całkowicie ugaszone. Było ono chorobliwym podrażnieniem, które przez podrażnienie przeciwne zostało usunięte.
Myślenie. StarośćChorobliwe przypadłości, wobec których duch posiada moc, by panem się stać ich uczucia przez samą tylko niewzruszoną wolę człowieka jako władcy nad rozumnym zwierzęciem, wszystkie one należą do spastycznych (skurczowych).
Niektóre z nich bowiem są tego rodzaju, że próby, by poddać je władzy postanowienia, raczej potęgują jeszcze kurczowe cierpienia; tak ma się rzecz ze mną samym, gdyż choroba, którą „Dziennik Kopenhaski” przed mniej więcej rokiem opisał jako „epidemiczny katar połączony z uciskiem na głowę”47 (a która u mnie jest o jaki rok starsza, ale z podobnym połączona uczuciem), zdezorganizowała mnie niejako pod względem mej własnej pracy myślowej, a przynajmniej osłabiła mnie i przytępiła; ponieważ zaś ucisk rzucił się na przyrodzoną starości słabość, przeto nie skończy się aż dopiero wraz z życiem48.
Chorobliwe usposobienie pacjenta — które myśleniu49 towarzyszy i je utrudnia, o ile to myślenie polega na ujmowaniu pojęć50, wytwarza uczucie spastyczności51 narządu myślenia (mózgu), jako ucisku, który właściwie nie osłabia wprawdzie myślenia ani rozmyślania jako takiego, ani też pamięci względem rzeczy ongiś już pomyślanych, który raczej w wykładzie (mówionym czy pisanym) powinien przeciw roztargnieniu zabezpieczać silne łączenie przedstawień wedle ich czasowego następstwa; po wtóre owo usposobienie nawet wywołuje mimowolny skurczowy stan mózgu52, taki mianowicie, żeśmy niezdolni w zmiennym biegu następujących po sobie przedstawień zachować jedność ich świadomości. Dlatego zdarza mi się, że gdy słuchacza lub czytelnika (jak to zawsze bywa w mowie) przygotowałem nasamprzód na to, co zamierzam powiedzieć, gdym mu wskazał przedmiot, ku któremu pragnę zdążać, gdym go następnie odesłał do tego, z czego wyszedłem — zaś bez tych dwóch wskazań mowa jest bez związku — i gdy w końcu przyjdzie mi jedno z drugim powiązać, że wówczas muszę się naraz pytać słuchacza mojego lub też milcząco samego siebie: „Na czym to stanąłem? Z czego wyszedłem53? Wada to nie tyle ducha, ani też pamięci samej, ile raczej przytomności umysłu (w łączeniu), tzn.: jest to mimowolne roztargnienie, a przy tym niedomaganie nader przykre. Wprawdzie w pismach swoich można temu z trudem zapobiegać, szczególnie w filozoficznych, gdzie przecież nie zawsze łatwo zawrócić aż do punktu wyjścia; ale całkowicie temu zaradzić, mimo całego trudu, nie można nigdy.
Inaczej ma się rzecz z matematykiem, który może sobie konkretnie przedstawiać swoje pojęcia lub ich znaki zastępcze (oznaczające wielkości i liczby) i który może być pewny, że dotąd, dokąd doszedł, wszystko jest prawdziwe; a inaczej z pracownikiem na polu filozofii, szczególnie ścisłej (logiki i metafizyki), który musi swój przedmiot mieć ciągle przed oczyma w oderwaniu i który musi go przedstawiać sobie i badać nie tylko częściami, ale zawsze także w całości systemu (czystego rozumu). Dlatego właśnie nie należy się dziwić, jeśli metafizyk prędzej się staje schorzałym niż studiujący inny zawód, podobnie jak wszyscy filozofowie urzędowi; a jednak muszą być tacy, co się całkowicie poświęcają metafizyce, gdyż bez niej w ogóle żadna filozofia nie mogłaby istnieć.
Tym się też tłumaczy, jak ten lub ów może się chwalić, że jest zdrów jak na swój wiek, aczkolwiek, gdy idzie o pewne obowiązkowe dlań zajęcia, powinno się go zapisać w poczet chorych. Ponieważ bowiem niemoc powstrzymuje używanie, a tym samym także zużywanie i wyczerpanie siły życiowej, ponieważ ów człowiek niejako na niższej tylko stopie żyć jest zdolny (jako istota wegetująca), gdyż potrafi tylko jeść, pić, patrzeć i spać, co wprawdzie nazywa się zdrowiem, gdy idzie o żywot zwierzęcy, ale gdy o żywot obywatelski idzie (obowiązujący do zajęć publicznych) zowie się chorobą, tj. ułomnością — przeto ów kandydat do śmierci w zupełnej pozostaje zgodzie ze swoim twierdzeniem.
Oto dokąd wiedzie sztuka przedłużania ludzkiego życia: człek staje się w końcu ot tak cierpianym tylko między żyjącymi, a to naprawdę nie należy do rzeczy najprzyjemniejszych [8].
Ale temu sam jestem winien. Bo dlaczego nie chcę zrobić miejsca także młodszej generacji, która się pnie w górę?! Dlaczego nie chcę uszczuplić zwykłego mi zażywania życia, byle tylko żyć!? Po co tak niezwykle przedłużać słabowity żywot przez wyrzekanie się tylu rzeczy? Po co przykładem swoim wprowadzać nieład w spisy zmarłych, które są przecież obliczone też na przeciętną miarę ludzi słabszych z natury oraz na przypuszczalną długość ich żywota? I po co wszystko to, co zwykle losem się zwało (któremu człowiek się poddawał w pokorze i nabożeństwie ducha), poddawać własnemu nieugiętemu postanowieniu? Bo przecież trudno, by ono zostało przyjęte jako ogólna reguła dietetyczna, według której rozum bezpośrednio wywiera swą siłę leczniczą i by kiedykolwiek wyparło terapeutyczne54 formułki oficyn.
Dopisek. Dobierając druk i papier książek, należy pamiętać o oczachWłaśnie do autora sztuki, jak przedłużyć życie ludzkie (a w szczególności także literackie), będzie mi tedy wolno wystosować apel, by łaskawie pamiętał także o ochronie oczu czytelników — a szczególnie licznych obecnie czytelniczek, którym takie zło, jak noszenie okularów, zapewne jeszcze bardziej daje się we znaki: albowiem teraz zewsząd przeciw oczom się czyni nagonkę, z powodu szubrawego pięknisiostwa drukarzy (bo litery jako malunek nie mają chyba w sobie nic
Uwagi (0)