O potędze ducha - Immanuel Kant (biblioteka internetowa za darmo .txt) 📖
Tekst jest właściwie dyskusją (możliwą do odczytania poprzez lekturę wstępu wydawcy i jego uwag) między królewieckim filozofem a lekarzem skupiającym się na higienie życia codziennego niż na leczeniu chorób.Lektura ta w niewielkim może stopniu uzupełni rozumienie systemu filozoficznego Kanta, pozwoli za to poznać Kanta jako osobę - jako filozofa zmagającego się z własną cielesnością i ze starością.
- Autor: Immanuel Kant
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O potędze ducha - Immanuel Kant (biblioteka internetowa za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Immanuel Kant
Kant pisał niniejszą rozprawę już jako staruszek, pod brzemieniem wieku i niemocy się uginając. Nic więc dziwnego, że wady jego stylu wystąpiły tu jeszcze dobitniej, że nieraz myśl jest poplątana. Ale cierpliwy, a uważny czytelnik znajdzie i tu ustępy, o których można powiedzieć: „ex ungue leonem6”.
Lwów, w lipcu 1913 r.
Dr Adam Stögbauer
Duch tylko żyje. Tylko życie ducha jest życiem prawdziwym.
Życie ciała musi mu się zawsze podporządkowywać i iść pod jego władzę, nie może zaś, odwrotnie, duch poddawać się kaprysom, nastrojom i popędom ciała — jeśli prawdziwe życie ma być salwowane7.
Najmędrsi tego świata od dawien dawna uważali tę wielką prawdę i głosili ją za fundamentum wszelkiej moralności, wszelkiej cnoty, wszelkiej religii, krótko: wszystkiego, co wielkie i boskie w człowieku, a zatem także wszelkiej prawdziwej szczęśliwości.
Nie można jej jednak dość często powtarzać, bo naturze człowieka zawszeć to bliższe i wygodniejsze, żyć cieleśnie, niż duchowo, tym bardziej, gdy nawet filozofia — jak to w najnowszych zdarzyło się czasach — która poza tym jest filarem życia duchowego, zgoła znosi różność duszy i ciała w systemie tożsamości8; gdy zarówno filozofowie jak lekarze tak bardzo biorą w obronę zależność ducha od ciała, że uniewinniają na jej podstawie nawet wszelkie zbrodnie, jako ich źródło podawając niewolność duszy; i gdy wnet dojdzie do tego, że już nic zgoła zbrodnią nazywać nie będzie można.
Ale dokąd prowadzi taki pogląd? Czyż nie jest on wprost przeciwny prawom boskim i ludzkim, które przecież na owym fundamentum są wybudowane? Czyż nie prowadzi on do najgrubszego materializmu9? Czyż nie niweczy wszelkiej moralności, wszelkiej mocy cnoty, którą właśnie życie idei stanowi i ich panowanie nad cielesnością? A zatem wszelkiej prawdziwej wolności, samodzielności, panowania nad sobą i poświęcania się, krótko: najwyższego, co człowiek osiągnąć może: zwycięstwa nad sobą samym?
Wiecznie prawdziwym pozostanie symbol, w którym wyobrażamy sobie człowieka jako ujeżdżacza dzikiego konia; rozumnego ducha, zespolonego ze zwierzęciem, które ma go nosić i z ziemią łączyć, ale którym znowu on ma kierować i władać. Symbol wskazuje zadanie całego jego życia. Czyż nie polega ono na tym, że zwalczać ma on w sobie tę zwierzęcość i onej wyższej ją poddawać władzy? Życie jego tylko przez to staje się regularne, rozumne i obyczajne, i tak tylko prawdziwie szczęśliwe, że on ujarzmia sobie zwierzę i czyni się odeń możliwie niezależnym. Jeśli da przewagę zwierzęciu, poniesie go, a on stanie się igraszką jego narowów i skoków — aż runie w śmiertelnym upadku.
Tej psychicznej władzy nad samym sobą potrzeba atoli nie tylko dla wyższego życia duchowego i jego zdrowia; w równym stopniu służy ona także do zachowania i udoskonalenia życia fizycznego i jego zdrowia, a przez to staje się jednym z najważniejszych środków dietetycznych i leczniczych.
Nie chcemy bynajmniej zaprzeczać wpływowi cielesności na duchowość. Ale tak samo znaczna, ba, może jeszcze większa jest psychiczna władza ducha nad cielesnością. Ona zdolna choroby wzniecać i leczyć. Ba, zabijać i ożywiać zdolna. Jakżeż często widzimy, że epilepsja, omdlenia, bezwłady, krwotoki i moc innych chorób, nawet śmierć, powstaje przez strach i inne namiętności, a więc — przez wpływ duchowy!? I przez co umiera taki człowiek? Li tylko przez gwałtowne, piorunowi podobne zadziałanie ducha na ciało.
A jak często najcięższe choroby leczono jedynie tylko przez radość, podniesienie i rozbudzenie ducha!
Krezusa syn, którego język długo bezwładem był tknięty, odzyskuje mowę, gdy mu chcą zamordować ojca. Pinel10 zauważył, że w czasie powszechnego podniecenia namiętności, które wywołała francuska rewolucja, moc ludzi, od lat chorowitych i słabowitych, odzyskało zdrowie i siły, a szczególnie, że zupełnie zniknęły zwykłe niedomagania nerwowe wyższych, próżniaczych klas. Ba, nie powiem za dużo, gdy będę twierdził, że większa część naszych uporczywych chorób nerwowych i tak zwanych spazmów jest wyłącznie tylko bezwładnością i biernością ducha, następstwem ospałego poddawania się cielesnym uczuciom i wpływom.
Któż może zaprzeczyć, że istnieją cuda i cudowne leczenia? Lecz czymże one są, jak nie zdziałaniami silnej wiary, bądź to w moce niebieskie, bądź też w ziemskie, a zatem zdziałaniami ducha?
Każdy zna siłę wyobraźni. Nikt nie wątpi, że istnieją choroby urojone i że mnogo ludzi cierpi jedynie na przywidzenie choroby. Otóż czyż nie jest równie możliwą, a nieskończenie lepszą rzeczą wmówić w siebie, że się jest zdrowym? I czy w ten sposób nie będzie można swojego zdrowia równie dobrze umacniać i zachowywać, jak, przeciwnie, przez chorobę11?
Niechaj także niniejsze słowa Kanta, ostatnie, którymi ten wielki duch do nas przemówił, posłużą jako przyczynek do tej doniosłej nauki i jako krzewiciel siły leczniczej ducha i jego władzy nad ciałem. Napisał on je przed laty 30, skłoniony przeze mnie, i chętnie poszedłem za wezwaniem Szanownego Pana Nakładcy, by rzecz w nowym osobnym wydać przedruku12 oraz zaopatrzyłem ją kilku uwagami. Oby cel swój spełniła!
Berlin, w maju r. p. 1824.
C. W. Hufeland.
Podzięce mej za przeznaczony dla mnie dar z pouczającej i miłej książki Pana „o sztuce, jak życie ludzkie przedłużyć14, zdaje się samej długie było pisane życie: do takiego wniosku mógłby Pan może mieć podstawę w dacie niniejszej odpowiedzi mojej ze stycznia roku bieżącego; gdybyż z brzemieniem starości nie szło w parze już niejednokrotne odroczenie (procrastinatio) rzeczy doniosłych a postanowionych, a do tych wszak i śmierć się liczy, która zawsze zbyt dla nas wcześnie się zgłasza, gdy myśmy niewyczerpani w wykrętach, by jej dać czekać.
Żąda Pan ode mnie „osądu Jego dążenia, by fizyczność w człowieku traktować moralnie; by człowieka całego, także fizycznego, przedstawić jako istotę, o której stronę moralną idzie; i by wykazać, że kultura moralna jest niezbędną do fizycznego udoskonalenia natury ludzkiej, która wszędzie tylko w rozwojowych istnieje zarodkach”, i dodaje Pan: „przynajmniej o tym zapewnić mogę, że niepowzięte naprzód zapatrywania to były, lecz że praca i badanie same popchnęły mnie nieodparcie ku temu sposobowi traktowania sprawy”. Taki pogląd na rzecz zdradza filozofa, nie myślowego tylko sztukmistrza; człowieka, który nie tylko, po równi z jakim Dyrektorem francuskiego konwentu, dla swej sztuki leczniczej biegle zgarnia przez rozum przepisane środki wykonawcze (technicznie), jak je doświadczenie nastręcza, lecz który jako prawodawczy członek ciała lekarskiego bierze je z czystego rozumu15, a ten umie biegle przepisać prócz tego, co pomaga, także mądrze to, co jest zarazem samo w sobie powinnością: tak, że etyczna i praktyczna filozofia dostarcza zarazem uniwersalnego medicamentum, które wprawdzie nie wszystkim na wszystko pomaga, którego jednak w żadnej recepcie brakować nie powinno.
Ten uniwersalny środek atoli dotyczy tylko dietetyki16, tj. działa tylko negatywnie, jako sztuka oddalania chorób. Ale taka sztuka suponuje władzę, jaką tylko filozofia dać może lub jej duch, który po prostu już w założeniu przyjąć się musi. Do niego to odnosi się najwyższe dietetyczne zadanie, zawarte w osnowie:
O potędze ducha, czyli: jak panem być chorobliwych uczuć przez samo tylko postanowienie.
Przykładów, potwierdzających możliwość tego zdania, nie mogę czerpać z doświadczenia innych, lecz nasamprzód tylko z doświadczenia przeprowadzonego na sobie samym; albowiem ono wypływa z samowiedzy, a dopiero potem można pytać innych: czy tak samo i oni tego w sobie nie spostrzegają. Widzę przeto, że jestem zmuszony dopuścić do głosu swoje Ja; w wykładzie dogmatycznym17 wskazuje to wprawdzie na nieskromność, ale zasługuje na przebaczenie, jeśli nie dotyczy doświadczenia pospolitego, lecz wewnętrznego eksperymentu lub obserwacji, którą wprzód na sobie samym przeprowadzić muszę, zanim przedłożę komuś do oceny coś, co nie każdemu wpadnie na myśl samo z siebie i gdy się go na to nie naprowadziło. Byłaby to naganna zarozumiałość, gdybym chciał innych zajmować wewnętrznymi dziejami gry moich myśli, zawierającymi wprawdzie ważność subiektywną (dla mnie), ale nie obiektywną (obowiązującą dla innych18). Jeżeli jednak to baczenie na siebie samego i wypływające stąd spostrzeżenia nie są tak pospolite, lecz są sprawą, która wymaga i zasługuje, by każdego do niej powołać, to co najmniej wybaczyć można tę jej słabą stronę, że się tu innych zajmuje swoim osobistym odczuwaniem.
Otóż zanim się odważę wystąpić z wynikiem mojej autoobserwacji, którą prowadziłem z myślą o dietetyce, muszę jeszcze wspomnieć słówkiem o sposobie, w jaki pan Hufeland określa zadanie dietetyki, tj. sztuki zapobiegania chorobom, w przeciwstawieniu do terapeutyki, sztuki ich leczenia.
Nazywa ją „sztuką, jak życie ludzkie przedłużyć”.
Tę nazwę daje jej od przedmiotu najżarliwszych pragnień ludzkich, aczkolwiek ten przedmiot może nie tak bardzo pożądania jest godzien. Ludzie wprawdzie mieliby chętnie dwa życzenia równocześnie: mianowicie: by długo żyli i by zarazem byli zdrowi; atoli to drugie życzenie nie jest pierwszemu warunkiem koniecznym: pierwsze jest natomiast bezwarunkowe.
Niech chory w szpitalu całe lata na swym łożu cierpi i marnieje, niech wam często głosi życzenie, aby go śmierć, czym prędzej tym lepiej, od tej zbawiła niedoli; wy mu nie wierzcie, on tego na serio nie myśli. Podszeptuje mu tak wprawdzie jego rozum, ale przyrodzony popęd chce inaczej. Gdy przyzywa śmierć, jako swego wybawcę (Jovem liberatorem), to jednak zawsze jeszcze żąda małej zwłoki i zawsze ma w zanadrzu jakiś pozór odroczenia (procrastinationis) jej ostatecznego wyroku. Postanowienie samobójcy, by zakończyć z życiem, powzięte w dzikiej pasji, nie stanowi stąd wyjątku: gdyż jest ono skutkiem afektu rozegzaltowanego aż w obłąkanie. Z obu obietnic za wypełnienie powinności dziecka — „aby ci się dobrze powodziło i abyś długo żył na ziemi” — ta druga zawiera pobudkę silniejszą, i to nawet według osądu rozumu, mianowicie jako obowiązek, którego spełnianie jest zarazem pożyteczne.
Powinność bowiem, by starość czcić, zasadza się właściwie nie na tanim poszanowaniu, którego po młodych dla słabości starych się spodziewamy: gdyż ta nie jest zgoła powodem do należnego im szacunku. Starość więc wymaga jeszcze, by ją poczytywać za pewną zasługę; albowiem przyznaje się jej cześć. A więc nie dlatego może, że w ślad za nestorowym wiekiem idzie zdobyta przez bogate i długie doświadczenie mądrość, co młodszą ma kierować generacją; lecz dlatego tylko, że — jeżeli jeno żadna starości nie skaziła hańba — to mąż, który tak długo się salwował, tzn. tak długo zdołał uchodzić śmiertelności, temu najbardziej upokarzającemu wyrokowi, jaki tylko na rozumną można wydać istotę („prochem jesteś i w proch się obrócisz”), i który niejako wywalczył to sobie na nieśmiertelności — że mąż taki, powiadam, tak długo zachował sobie życie i za przykład się podał.
Co do zdrowia natomiast, owego drugiego z przyrodzonych pragnień, to rzecz ma się całkiem niedobrze. Zdrowym można się czuć (sądzić tak na podstawie błogiego odczuwania swojego życia), ale nie można nigdy wiedzieć, że się jest zdrowym. Każda przyczyna śmierci naturalnej jest chorobą: czy ją się czuje czy nie. Jest wielu takich, o których powiadamy, zresztą bez chęci szyderstwa, że ciągle kawęczą, a nigdy nie mogą zachorować, których dieta jest ciągle na przemian odbieganiem od pewnego sposobu życia, to znowu nawracaniem doń, a którzy dochodzą w życiu daleko, jeżeli nie pod względem objawów siły, to jednak pod względem jego długości. Natomiast iluż to z moich przyjaciół lub znajomych przeżyłem, choć raz przyjąwszy uporządkowany sposób życia, mogli się oni pochwalić zupełnym zdrowiem: tymczasem zarodek śmierci (choroba) bliski rozwinięciu się, drzemał w nich niedostrzeżony, a ten, kto się zdrów czuł, nie wiedział, że jest chory; boć przyczyny śmierci naturalnej nie można przecież nazwać inaczej niżeli chorobą. Przyczynowości natomiast czuć nie można, do tego potrzebny rozum19, którego sąd mylny być może; tymczasem uczucie jest nieomylne, jednak tylko wtedy nosi ono miano choroby, gdy się chorymi czujemy. A nawet gdy się nimi nie czujemy, to zarodek może mimo to spoczywać w człowieku ukryty i gotowy się rychło rozwinąć; stąd brak tego uczucia dozwala określić tężyznę zdrowotną człowieka tylko słowami, że jest on pozornie zdrowy. Jeśli zatem to będziem mieli na względzie, wówczas długie życie będzie mogło świadczyć tylko o zdrowiu zażytym20, a dietetyce przyjdzie wykazać biegłość swoją czy wiedzę przede wszystkim w sztuce, jak życie ludzkie przedłużyć (a nie jakby go używać): co też i pan Hufeland chciał powiedzieć.
Zasada
Uwagi (0)