Szopen a Naród - Stanisław Przybyszewski (co można czytać txt) 📖
Esej autorstwa Stanisława Przybyszewskiego napisany w setną rocznicę urodzin Fryderyka Szopena.
Młodopolski poeta wskazuje na nieocenioną rolę kompozytora w kulturze polskiej, daleko większą niż ta odegrana przez znanych literatów. Autor eseju omawia rolę pianisty w kontekście narodowym, porównuje jego talent z innymi wielkimi twórcami, a także łączy jego postać z własną ogłoszoną wizją sztuki. Szopen był dla Przybyszewskiego jednym z najważniejszych i najabardziej inspirujących twórców w ogóle.
Stanisław Przybyszewski to jeden z najważniejszych twórców okresu Młodej Polski, prekursor polskiego modernizmu, kontrowersyjny dramaturg, eseista, przedstawiciel tzw. cyganerii krakowskiej.
- Autor: Stanisław Przybyszewski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Szopen a Naród - Stanisław Przybyszewski (co można czytać txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Przybyszewski
A z dali, jakby odgłos krwawej bitwy — tętent koni, głuchy grzmot dział, dudnienie ziemi pod ciężkiemi stopami karnych czwartaków — majaczą się modlitwy za konających, błagalne prośby do Pana Zastępów, coraz więcej głuchnie w oddali zgiełk bitwy, a nagle, gdyby jakaś święta róża mistyczna, wykwitła z rozpacznych cierpień, rozszalałych modłów, dzikiego zamętu bitwy mazurek, w którym gienjusz Szopena w niesłychanej potędze odtworzył tak szczerą, tak czystą i tak naiwną poezję narodu, co z dziarskim śpiewem, z kolistym mazurkiem na ustach szedł na krwawy tan.
Tkliwa piosenka ułańska Tam na błoniu błyszczy kwiecie kojarzy się z hardym Taki los wypadł nam, że dziś tu, a jutro tam, odzywa się buta Polaka w przedpieklu, którego szatan wpuścić nie chce, bo na wrotach piekielnych pisze, że Polska jeszcze nie zginęła, i szlocha cichą piosenkę nad biedną ojczyzną: Lecą listki z drzewa, co wyrosło wolne — wszystko — wszystko tam jest — a pieśni tych wszystkich dziś już zapomnianych Tyrteuszów, co najistotniejszym tonem duszy narodu — mazurkiem — zagrzewali swych braci do boju, unieśmiertelnił Szopen w tym jednym, nieporównanym, potęgą swego natchnienia przerażającym mazurku.
Ale to wszystko sen, a po nim straszne przebudzenie. Na nowo rozpoczyna się ta straszliwa msza rozpaczy, co się kończy już zupełnym obłędem bólu. Koniec tej przebolesnej epopei wszystkich męczarń, jakie bohaterskie plemię w nadludzkich wysiłkach przeżyło, to już stępiałe pomruki bólu bez granic, z którego sobie sprawy już zdać nie można, bólu poza wszelkim bólem. I zda się, że już wszystko ucichło, wszystko na zawsze umarło, już ostatnią trumnę wynieśli... A tu nagle ostatni przeraźliwy krzyk, gdyby piorun Sądu ostatecznego. To ostatnie fis, pod którym w szale wizji twórczej drżąca ręka Szopena cztery razy podpisała forte, to jedna z najciekawszych zagadek w jego twórczości. Ten nagły, przeraźliwy krzyk, od którego włosy się jeżą, to ostatni jęk złamanego serca, a może gromka, mocarna pobudka do nowego boju?
Mogłoby się zdawać, że w Fis-mol-Polonezie zdołała dusza Szopena wyrazić swój najcięższy ból, że polonez ten jest ostatnim wyrazem rozpacznego szamotania się spętanej Duszy Narodu. Ależ nie! Polonez ten zdaje się być przygrywką niejako do B-mol Sonaty, tej wściekłej siklawy cierpienia, co z niebosiężnych szczytów zwala się w dół, a giejzerem ognia rozpaczy bucha ku niebu i jego ciemnie na drobne strzępy rozszarpuje.
Rytm pierwszej części, to bieg krwawą pianą pokrytego rumaka, co wyciągniętemi nogami sadzi przez pola, rowy, brzuchem prawie ziemi dotyka, a na nim oszalały rycerz, nieszczęsny zwiastun klęski i pogromu, wizja apokaliptycznych jeźdźców, pomoru, ognia, mąk głodu, świstu nahajek, rzezi — otwartych grobów...
Rytm tej części, to przestrach ludu, co z okopów, z których chciał się radować zwycięstwem, zlatuje w panicznym obłędzie do miasta, dusi, tłoczy się na placach publicznych, mury kościołów rozpiera, dyszy w rozpacznych krzykach, zamiera w bełkocie obłędnych modlitw, w płaczu i szlochu bezradnej męki... Tylko raz po raz przyczajona cisza, jak gdyby niewidzialne ręce ponad wszelki tłum i świat cały podniosły monstrancje — ale na chwilę tylko — znowu rozjeżyła się grzywa śmiertelnego przestrachu poprzez całe niebo, krzyki mordowanych szaleją w powietrzu, a nad miastem hula wściekły, płomieniami buchający wicher pożogi — i chłepcze chciwie strumienie krwi.
A snać głęboko musiał się wsłuchać Grottger w ten rytm, jeżeli go choć w dalekim echu zdołał uwięzić w swoim najwięcej natchnionym rysunku: „Wojna”.
Ależ nie! Jeszcze ostatnia nadzieja krzepi serce ludu.
Jak wicher zerwał się najprzedniejszy hufiec narodu, aż się iskry sypią z pod kopyt końskich, aż ziemia zadudniała, rozegrało się powietrze hardym, potępieńczym męstwem, ale złowieszcza, jasnowidząca kantylena nie wróży zwycięstwa. Poprzez tę bolesną, zawodzącą melodję „Scherza” słychać w oddali tętnienie kopyt końskich. Gdzieś tam w dali dyszy krwawy, ostatni bój, dalekim echem nadbiega odgłos śmiertelnych zapasów zastępu, co się klinem werznął w zwartą czerń wroga, a na rozstajnych drogach zbłąkanego, na zagładę i zatracenie poświęconego narodu zawodzi i płacze jego dusza.
Stratowane listki, co z wolnego drzewa wyrosły — „nie było — nie było, Polsko, dobrze Tobie — wszystko się prześniło, a Twe dzieci w grobie...”
I rozjęczały się pogrzebne dzwony, ale nie te, które, jak u Beethovena, u stóp Walhalli zwycięskiego bohatera uroczystą, namaszczoną powagą witały, ale te rozpaczne, te nieukojone, głuche i złowrogie, kiedy już się na trumnę sypią grudki z głuchym dudnieniem o kruche deski, zwala się z pod ciężkich łopat grabarzy czarna, krwią przesiąkła ziemia.
Niewidzialnemi strunami związało się niebo z ziemią, niewidzialne ręce płaczą na tej niebosiężnej harfie, szlochają i zawodzą płaczem onych córek jerozolimskich, którym Odkupiciel w pogardzie śmierci powiedział: Płaczcie nad sobą i dziećmi Waszemi, a nie nade mną — a one płaczą i zawodzą, niepomne, że głaz grobu się odwali, a On — Duch Narodu — zwycięski z grobu powstanie.
Hej! hej! Grób się nie dał zasypać, bez miary i bez końca sypie się ziemia świętą krwią męczenników zbroczona, a grób otwarty — wieko trumny drży, dźwiga się, jak gdyby je żywe, dyszące piersi olbrzyma podniosły, a dzwony biją i biją, kołysane burzą pomsty, odwetu, dalekiej, głuchej, już grzebanej nadziei zwycięstwa...
Walka, na ziemi dawno już rozegrana, toczy się dalej gdzieś ponad ziemią w dzikim poświście wiatru, który, zda się, stworzenie ziemi zwiastował, a skłębiony chaos finale-preludjum zda się w ponurej, ciężkiej męce gwiazdy rodzić.
Nad ciemnią rozpaczy, nad wodami łez i krwi, ponad rozczochranemi, płaczącemi wierzbami, co szerokiemi gałęziami otulają groby, kurhany i olbrzymie cmentarzyska, unosi się dumny, ponury, groźny Duch Narodu, co swego Zmartwychpowstania czeka.
Ale na nic się nie zdadzą wszelkie, choćby najpiękniejsze parafrazy, jeżeli chodzi o to, by dać wyobrażenie potęgi i czaru muzyki Szopena. Żadne, choćby najpotężniejsze słowo nie jest w stanie dorównać przeogromnej sile Szopenowskiego tonu. I jabym się o to nie kusił, ale chodziło mi jedynie o wewnętrzną psychologję tworu Szopena i stosunek tegoż do narodu.
I otóż nam, Polakom, przypadł w zaszczytnym udziale dumny i dostojny obowiązek, by święcić stuletnią rocznicę urodzin tego, który tak chlubnie, jak nikt inny, zapisał nasze imię na kartach dziejów Ducha całej ludzkości: Fryderyka Szopena.
I obchód tego roku, w którym nam przed stu laty Szopen się narodził, to już nie tylko pjetyzm dla gienjusza, to już więcej niż cześć mu przynależna: to wielkie święto narodowe zwycięskiego tryumfu, niepokonanej mocy Ducha Narodu.
Nigdy tak silnie i tak gorąco nie żył Szopen, jak teraz żyje, nigdy chwała jego i potęga taką mocą nie rozbrzmiewała, jak teraz, i nigdy może nie mieliśmy powodu do tyle dumy i pewnej odwagi na przyszłość, jak teraz, gdy kornie świat cały chyli się przed tym, co w Szopenie było i jest wiecznym, bo tę wieczność dała mu Dusza Narodu, w Szopenie dokonała widomej inkarnacji, a teraz z spokojnym, królewskim majestatem może na Szopena wskazać:
Patrzcie, tom ja!
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.
Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.
Jak możesz pomóc?
Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur:
Fundacja Nowoczesna Polska
KRS 0000070056
Dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur i pomóż nam rozwijać bibliotekę.
Przekaż darowiznę na konto: szczegóły na stronie Fundacji.
Ten utwór nie jest objęty majątkowym prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL.
Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/szopen-a-narod
Tekst opracowany na podstawie: Stanisław Przybyszewski, Szopen a Naród, "Książka", Kraków [1910].
Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org). Redakcję techniczną wykonała Paulina Choromańska, natomiast korektę utworu ze źródłem wikiskrybowie w ramach projektu Wikiźródła.
Okładka na podstawie: Vladimir Agafonkin, CC BY 2.0
ISBN 978-83-288-3769-0
Plik wygenerowany dnia 2021-07-08.
Uwagi (0)