Obrachunki fredrowskie - Tadeusz Boy-Żeleński (czytaj online książki za darmo .txt) 📖
Obrachunki fredrowskie to zbiór felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego na temat osoby i twórczości Aleksandra Fredry.
Ten dramaturg epoki romantyzmu miał bardzo duży wpływ na Boya. Publicysta poświęca ten tom zarówno komentarzom dotyczącym poszczególnych dzieł artysty, jak i jego recepcji na przestrzeni dziejów literatury oraz anegdotkom z życia pisarza.
Tadeusz Boy-Żeleński to jeden z najsłynniejszych polskich krytyków literackich, eseistów i tłumaczy, którego twórczość przypada głównie na pierwszą połowę XX wieku. W swoich esejach komentował zarówno życie literackie, jak i angażował się społecznie –– propagował edukację seksualną i świadome macierzyństwo, występował jako obrońca praw kobiet.
- Autor: Tadeusz Boy-Żeleński
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Obrachunki fredrowskie - Tadeusz Boy-Żeleński (czytaj online książki za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński
Przez chwilę dopuszczałem koncepcję, że Fredro, pisząc tę komedię dla siebie, nie do druku i nie dla sceny, wyzwala się od dławiącej rzeczywistości, że sobie staruszek stwarza jakąś fikcyjną Polskę wolną od zaborców, z polskim wojskiem, z polskim ministrem wojny. Ale, po chwili zastanowienia, uznałem, że takie tłumaczenie nie wytrzymywałoby krytyki. Fredro jest za wielkim realistą: po cóż by tak dokładnie oznaczał czas i miejsce, po cóż by usadowił rzecz właśnie w Galicji, gdzie w ogóle nigdy polskiego wojska nie było? Nie, trzeba to brać po prostu tak, jak jest, i pogodzić się z tym, że swoją Ostatnią wolą zamknął autor galerię fredrowskich ułanów porucznikiem austriackim.
Dziś po naszej fredrologicznej licytacji na polskość, polskość, polskość — po tak wytrwałym uciekaniu od tekstu we frazes, wydaje się to trudne do pojęcia. Zrozumialsze wyda się to na tle epoki. Lata owe, to był miodowy miesiąc galicyjskiej szlachty z Habsburgami, kiedy, szczerze pojednana z tronem, uradowana, że ma swego monarchę, galicyjska „konserwa” powtarzała: „Przy tobie stoimy i stać chcemy”. Zdaje się, że Fredro podzielał te nastroje; przypadkowo mamy z najlepszego źródła dość naiwny, ale tym cenniejszy ich dokument. Są to wspomnienia (Niegdyś) rodzonej wnuczki Fredry, która powiada, że w owym czasie dziadek zajmował się żywo polityką, polityka była ulubionym tematem jego rozmów.
Najżywiej — pisze wnuczka Fredry — utkwiły mi one w pamięci z r. 1868, jeżeli się nie mylę, bo po raz pierwszy w życiu usłyszałam śród nich wciąż się powtarzający wyraz „najjaśniejszy pan”. Adela wytłumaczyła mi jego znaczenie. Owóż, „najjaśniejszy pan” miał zjechać wówczas po raz pierwszy do Lwowa. Na przyjęcie jego postawiono bramę tryumfalną na placu Mariackim, którą chodziliśmy z wielkim zaciekawieniem oglądać i podziwiać (marzeniem moim, nieziszczonym jednak nigdy, było przejść przez nią), ale, jak wiadomo, oczekiwania zostały zawiedzione, cesarz nie przyjechał, a bramę rozebrano.
Jest w tym pewna pikanteria, że w domu Fredry mówiło się stale o cesarzu „Najjaśniejszy Pan”...
Ostatnia wola odgrywa bardzo małą rolę w dziele Fredry, chyba o tyle godna jest pamięci, że jest jego utworem — ostatnim. Tutaj ma dla nas znaczenie o tyle, że, nie ujmując nic wielkiemu pisarzowi, powinna by rozwiać nieco pobożnych kłamstw, jakie nagromadziły się dokoła Fredry. Jeżeli się pogodzimy z myślą, że porucznik Dorski, najszlachetniejszy i najbezinteresowniejszy z galerii fredrowskich młodych „ułanów”, jest huzarem austriackim, zrozumiemy lepiej Fredrę, zrozumiemy, nie ubliżając jego uczuciom patriotycznym, których dowiódł szablą, życiem i piórem, że sentyment, jaki ma dla swoich kawalerzystów, był jeszcze bardziej koński niż narodowy. Chcecie jeszcze dowodu? Spytałem mimochodem, nieco wyżej, w jakiej armii służą, jaki mundur noszą owe pustaki podporuczniki z Lita et Compagnie, przed którymi Grzymała krzyczy tak gromko: „z drogi!” Oczywiście, że służą w armii pruskiej i noszą mundur pruski, bo jakiż inny mogliby nosić w ówczesnym Poznaniu? Sam Fredro zaznacza to zresztą dość wyraźnie, mimo iż ze zwykłą u siebie, nawet w komediach pośmiertnych, dyskrecją; bo chyba tak trzeba rozumieć następujący dialog między młodymi ludźmi:
O, szczęśliwi wy w mundurach!
JULIUSZ:Tak, mundur byłby do zazdrości, gdyby był...
KAROL:Rozumiem, rozumiem! Lepszy jednak niż rękaw płócienny; lepszy pałasz, niż pióro za uchem; lepsze koszary, niż comptoir37.
Owo niedopowiedziane: „gdyby był...” wyraża oczywiście: „Gdyby był nasz, gdyby był polski”... Ale lepsze koszary, bodaj pruskie, niż wstrętny ponad wszystko szlachcicowi „comptoir”. Zresztą służyć w wojsku austriackim czy pruskim (było to przed kursem bismarkowskim) nie było wówczas żadnym wstydem, wręcz przeciwnie — pod warunkiem, że w kawalerii; zawsze była pokaźna ilość szlacheckich synów, mających pociąg do konika i do szabelki: gdzież mieli go zaspokoić? Raczej, co prawda, unikano obcego munduru w teatrze; również nie bez pikanterii jest fakt, że wprowadził go — z całą prostotą i z tym samym sentymentem! — nie kto inny, tylko Fredro. Fakty te odbijają rażąco jedynie od obrazu Fredry, jaki nam nasi fredrolodzy „czarownie” skłamali, ale w niczym nie odbijają od Fredry rzeczywistego: a zarazem tłumaczą nam wstecz niejeden szczegół, który mógł wydać się trudny do zrozumienia. W tym świetle mniej niepojęty — mimo iż zawsze dość absurdalny — stanie nam się fakt, że współcześni Fredrze patrioci mogli, mimo obfitości polskich mundurów w pierwszych jego komediach, ogłosić te komedie za „niepolskie i nienarodowe”. Oni czuli swoim demokratycznym węchem, że ów mundur oznacza raczej przynależność klasową, zawodową, szlachecką, niż narodową. Ci, którzy zresztą występowali na scenie nie tyle jako obrońcy ojczyzny, ile jako konkurenci do posażnych panien, to byli przede wszystkim panicze. Ów mundur polski, jaki nosili amanci fredrowscy, nie miał jeszcze owej patyny sentymentów, jakiej nabrał z upływem lat, przez oddalenie, przez tęsknotę, przez działanie legendy. To był mundur raczej młodego szlachcica niż polskiego żołnierza, czego najlepszym dowodem jest, że przynależność państwowa munduru zmienia się czasem w komedii fredrowskiej, a nie zmienia się nic istotnego w charakterystyce tego, który mundur nosi — dopóki mundur jest ułański.
Inna rzecz, że ów ułan (czy huzar, o to mniejsza), jaki się zjawia w tej ostatniej komedii Fredry, ma w sobie bądź co bądź coś niesamowitego. To jakieś upiory straszą! Ów pan Stanisław Zielski, gracz, hulaka, utracjusz, a najporządniejszy człowiek w rodzinie, jest jakby nawrotem do dawnych fredrowskich birbantów, gdy znowuż kawalerzysta podaje tu poprzez wiele dziesiątków lat rękę kawalerzyście napoleońskiemu. Czy mamy biadać, że zapatrzonym w lśniące końskie zady oczom poety umknął się po trosze cały świat Polski pieszej, na którą zawsze patrzył bez sympatii i bez zrozumienia? Ani trochę! Wciąż powtarzam: kochajmy Fredrę takim, jakim jest, bo to jest, ostatecznie, najlepszy sposób brania pisarza. Kult pisarza powinien się wspierać na rzetelnym fundamencie; inaczej, skoro fundament zacznie się kruszyć, i z kultem może być krucho. Za wiele, powiedzmy sobie, za wiele się dokoła Fredry nałgało! A co do jego ułanów, zdaje mi się, że dostatecznie wykazałem, iż jeden tylko z fredrowskich wojskowych godzien jest być patronem fredrologii pewnego typu: — Papkin.
Wszystkie wydania zbiorowe pism Fredry (wyd. I, 1826–1838; wyd. II, 1839; wyd. III, 1853; wyd. IV, 1871; wydanie warszawskie, 1880; wydanie Biegeleisena, 1897; wydanie Chmielowskiego, 1898; wydanie Kucharskiego, 1926).
Goszczyński Seweryn: Nowa epoka poezji polskiej.
Pol Wincenty: Teatr i Al. Fredro.
Siemieński Lucjan: Aleksander Fredro (Portrety literackie).
— O Aleksandrze Fredrze i jego twórczości.
Wójcicki: Odwiedziny u Al. Fredry.
Lewestam: Aleksander Fredro, szkic biograficzno-literacki.
Kosimian Stanisław: Aleksander Fredro, wspomnienie pośmiertne.
Wójcicki K. W.: Aleksander Fredro.
Tarnowski Stanisław: Komedie Aleksandra hr. Fredry.
— O pośmiertnych komediach Fredry.
Pepłowski S.: Teatr polski we Lwowie.
Gostomski W.: Arcydzieło komedii polskiej.
Chmielowski P.: Postacie kobiece w komediach Fredry.
— Nasza literatura dramatyczna, t. I.
Biegeleisen: Z nieznanego pamiętnika Al. Fredry.
— Pierwszy rzut komedii Fredry „„Zemsta””.
— Pierwszy szkic „„Ślubów panieńskich””.
— Wstęp do Dzieł Fredry.
— Nieznana rozprawa Al. Fredry o wychowaniu młodzieży.
Bełcikowski: Al. Fredro jako człowiek i poeta.
Zawadzki: Literatura w Galicji.
Fredro J. A.: Dwa rozdziały ze wspomnień.
Kaczkowski Z.: Mój pamiętnik z lat 1833–1843.
Schnür-Pepłowski: Z papierów po Fredrze.
Mazanowski: Al. Fredro (Charakterystyki literackie).
Dębicki L.: Portrety i sylwetki z XIX w.
Budzyński M.: Pamiętniki.
Jabłonowski Ludwik: Pamiętniki („Złote czasy i wywczasy”).
Dembowski Leon: Moje wspomnienia.
Z Fredrów Szembekowa: Niegdyś.
Łoziński B.: Sprawa kryminalna Al. hr. Fredry o zdradę stanu.
Kielski B.: O wpływie Moliera na rozwój komedii polskiej.
Kucharski: Fredro jako romantyk.
— Geneza „„Zemsty””.
— Romantyzm w komedii Fredry.
— Fredro a komedia obca.
— Źródła do niektórych pomysłów i wątków fredrowskich.
— O narodowości Geldhaba.
— Epoka Fredry i jej wizerunek w komedii.
— Lwów fredrowski.
— Chronologia komedii i niektórych pomniejszych utworów Al. Fredry.
— Życiorys literacki Fredry.
— Wstęp do „„Ślubów panieńskich”” (Biblioteka Narodowa).
— Wstęp do „„Zemsty”” (Biblioteka Narodowa).
— Wstęp do „„Pana Jowialskiego”” (Biblioteka Narodowa).
— Komedia polityczna sprzed wieku.
Chrzanowski Ign.: O komediach Al. Fredry.
Sinko T.: Fredro w świetle nowej komedii.
— Dookoła Jowialskiego.
— Genealogia kilku typów i figur A. Fredry.
— Liryka A. Fredry.
Günther: Przyczynek do studiów nad Fredrą.
— Ze studiów nad twórczością Fredry.
— Fredro jako poeta narodowy.
Borowy: Ze studiów nad Fredrą.
Grzymała-Siedlecki: Przedmowa do „„Trzy po trzy””.
— O „ślubach panieńskich”.
— Trzy mury graniczne w „„Zemście””.
— Fredro w swojej ziemi i w swoim czasie.
— Jowialski w sądach historyczno-literackich.
Kleiner J.: „„Śluby panieńskie”” i „„Zemsta””, jako komedie antyromantyczne.
Brückner Al.: O Fredrze.
— Dzieje literatury polskiej.
Folkierski W.: Fredro a Francja.
Kalenbach: Żywioł osobisty w twórczości A. Fredry.
Kowalski Fr.: Pamiętniki.
Kotarbiński: Jak cenzura poprawiała Fredrę (Ze świata ułudy).
— Wspomnienia o „„Zemście”” Fredry (Ze świata ułudy).
Windakiewicz: Fredro a Szekspir.
— Wstępy do „„Dożywocia”” i „„Cudzoziemczyzny””.
Lorentowicz J.: Dwadzieścia lat teatru.
— Wstęp do wydania „„Ślubów panieńskich””.
Wasylewski Z.: Jakim był Fredro?
Gajewski, generał: Pamiętniki.
Spasowicz: Literatura polska.
Bartoszewicz Julian: Literatura polska.
Orgelbranda Encyklopedia: Fredro Aleksander.
Rapacki: Sto lat sceny polskiej w Warszawie.
Zagórski Adam: Walka o teatr.
Stempowski J.: „Pan Jowialski” i jego spadkobiercy.
oraz bieżące krytyki i recenzje teatralne.
Dobrze uczyniły obie sceny krakowskie, iż pierwszy rok teatralny w niepodległej Polsce rozpoczęły arcydziełem Fredry, bo Fredro — to wielka poezja polska; nie ta zrodzona z niewoli i męki, patologiczna i wzniosła, natchniona i obłąkana w swojej monomanii, nie ta, której duch narodu zawdzięcza swoje ocalenie, ale i swoje straszliwe skrzywienie zarazem; ale ta Polska odwieczna, po której ów epizod krwi i hańby spłynął nie znacząc na niej śladów, tak jak spłynął bez śladu po glebie oranej przez polskiego chłopa; ta Polska, która otwiera nam ramiona dzisiaj. Tą niepożytą polskość, jaka kryje się w uśmiechu Fredry, nie dość rozumiano za jego życia, nieprędko zrozumiano ją i po jego śmierci. Pojęcie wielkości, poezji, utożsamiło się z wyrazem bólu narodowego lub nawet z jego gestem; niejeden wieszcz, nie zawsze nawet najczystszej wody, który górnie rozdzierał szaty nad losem ojczyzny, przesłonił tedy Fredrę naszemu sercu i pamięci. Fredro szat nad ojczyzną nie rozdzierał, bo on nią był; najgłębiej może, bo bezwiednie. I był jednym z największych polskich artystów, tym, którego nazwisko możemy, bez cienia szowinizmu, postawić obok pierwszych nazwisk świata. Przełom, jaki dziś zaszedł w naszym życiu narodowym, stanie się nieodzownie zaczątkiem ogromnych przemian polskiej myśli i odczuwania, także i w zakresie retrospektywnym; jestem przekonany, że wiele relikwii polskiej literatury spokojnie w proch zetleje w swoich relikwiarzach, podczas gdy imię Fredry, nie przesłaniane już przez mgły i dymy narodowych smutków, jaśnieć nam będzie coraz żywszym blaskiem wielkiej sztuki.
Oglądać Śluby panieńskie na scenie jest zawsze rozkoszą; wiele musieliby dołożyć starań aktorzy, aby tę rozkosz zamącić. A przy tym, ileż teatralnych wspomnień wiąże się z tą sztuką!... Na scenie krakowskiej Śluby mają swoją bogatą historię; nie będąc zgrzybiałym starcem, pamiętam jednakże tej historii okres bardzo, bardzo długi. Pamiętam Śluby, grane jeszcze niemal jako współczesną komedię; jeżeli się nie mylę, w zwyczajnych sukniach i surdutach, w obojętnej ramie jakiegoś banalnego tekturowego pokoju — i grane, mimo to, znakomicie. O stylu fredrowskim niewiele rozprawiano wtedy, bo ten styl był jeszcze aktorom starszej szkoły czymś bardzo bliskim swą tradycją, w typach, w zacięciu, w traktowaniu wiersza. Naraz — zeszło się to, zdaje mi się, z otwarciem nowego teatru — powiał w gościnny dwór pani Dobrójskiej wietrzyk muzealny. Odkryto mianowicie wówczas, że jest to sztuka par excellence „stylowa”; ustalono ściśle datę, w której rozgrywa się akcja; wypatrzono, jakie
Uwagi (0)