Darmowe ebooki » Epos » Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 64 65 66 67 68 69 70 71 72 ... 92
Idź do strony:
class="verse">Póki jednego żołnierza, 
Dopóki jedną choć rękę 
Mieć będzie na jéj obronę. 
Krzywy Gród wały obsiadły, 
Kobylenie, zaborole; 
Głębokie rowy Wilii 
Wodami toczą dokoła. 
A ile razy Krzyżacy 
Potkną się na polskie siły, 
Wszędzie zepchnieni2454, cofają. 
Mistrz brodę szarpie zajadły, 
Witold włos z głowy wyrywa. 
— Będziesz moje, będziesz — woła — 
Choćbym miał całe me życie 
Patrzeć na cię i zdobywać, 
Choćbym miał ptakiem tam wlecieć, 
Choćby się ziemią podkopać! 
 
Wnet wojsko swoje sprowadza — 
Wié, że Skirgiełło ma wracać. 
W nocy do bramy przychodzi, 
Jakby wiódł z Rusi posiłki. 
Lecz próżno w wrotach domaga2455, 
Aby go wewnątrz puścili: 
Bo Mikołaj z Moskorzowa 
Poznał, czy przeczuwał zdradę. 
Z tyłu Witolda zachodzi 
I do odwrótu2456 przymusza. 
Klnąc Lachów, Witold uchodzi; 
Mistrz za nim ciągnie z swą siłą; 
A w drodze żyzny kraj niszczą; 
Bo Witold w duszy powiada: 
— Niech zna2457, z kim walczy, Jagiełło! 
Łatwiejszy będzie do zgody. — 
Potém, gdy Malborga2458 blizko2459, 
Witold wiernego Małdrzyka 
Jagielle z słowem posyła. 
— Chcesz zgody? — oddaj mi Wilno; 
Chcesz zgody? — zerwę z Krzyżaki. 
Prędzéj czy poźniéj2460, w stolicy 
Ja z władzą wielkoxiążęcą2461 
Usiądę, bracie, usiądę! — 
 
Poseł w polską ziemię śpieszy. 
Jagiełło wszystko przyrzeka. 
— A teraz z wami, Krzyżacy! — 
 
Nocą z malborskiego zamku 
Witold skoczył z garścią swoich. 
Żonę i córkę wyprawił 
Przodem, na Żmudź swą rodzinną, 
Do matki Biruty staréj, 
Która na morskim gdzieś brzegu, 
Gdy Litwa wkoło się chrzciła, 
Wierna starym Bogóm swoim, 
Praurymy ogień nieciła. 
 
On sam, wśród nocy, swe siły 
Zbiera, szykuje, rozgląda2462. 
Z Malborga w mroku wychodzi. 
Trzy zamki z krzyżackich włości 
Pali i łupi po drodze. 
Wielki mistrz ujrzał trzy łuny, 
I odblask widział pożarny; 
Ale nie wiedział, co znaczą — 
Czy Polacy naszli Prussy2463? 
Czy z Rusi wrogi2464 wyrosły? 
Szle2465 na wszystkie strony posły2466. 
Wszyscy śpieszą z odpowiedzią: 
— Witold braci wymordował, 
Zamki spalił, zdradę sknował2467! — 
Uszóm mistrz swoim nie wierzy; 
Zbiera wojsko, w pogoń śpieszy. 
Ale już Witold w Podlasiu, 
Śmieje się z sztuki, raduje. 
A do Jagiełły wysyła. 
— Oddaj mi Wilno, mój bracie! 
Oto zerwałem z Krzyżaki, 
Trzy zamki mnichóm spaliłem. — 
 
Jagiełło w polskiéj był radzie. 
Dokoła z brody siwemi 
Wojewodowie siedzieli. 
— Co z Witoldem począć? — pytał. 
Aż starszy, Spytek z Mielsztyna, 
— Co począć? — rzecze. — Dwa razy 
Zdradził Krzyżaków, rozjątrzył, 
Trzeci raz mu nie uwierzą. 
Można już zapomnieć o nim. 
Dla Polski wróg to niestraszny. 
Oddać mu Wilno!! Nie, panie! 
On by od Polski się z Litwą 
Oderwał. Silnego ducha, 
Gdy dziś, nic nie mając, straszył, 
Cóż będzie, gdy weźmie Wilno? — 
 
A słowa Spytka z Mielsztyna 
Wszystkim do serca trafiły. 
Jagiełło posła odprawił, 
Na dalsze czasy zostawił 
Resztę z Witoldem układów. 
A poseł widział, że w Polsce 
Źle o Witoldzie cóś myślą. 
Zawiodła zgoda mniemana. 
 
Śpieszy do Grodna posłaniec, 
Śpieszy w nadniemeński zamek, 
Gdzie Witold siedzi na wieży 
I czeka jego powrótu2468; 
Śpieszy, lecz z głową spuszczoną, 
Nie śmié poselstwa objawić. 
Witold rozpoznał na czole 
Niedobrą wróżbę przyszłości. 
 
— Mów mi złe, a mów mi skoro! 
Na złe lekarstwo jest w ręku, 
Póki wyleczyć je pora. — 
— O panie! — goniec mu szepce — 
W Polsce źle słychać o tobie. 
Radzi2469, żeś zerwał z Krzyżakiem. 
Ani ci Wilna dać myślą. 
Boją się, byś z większą władzą 
Z polskiego nie chciał uścisku 
Wyrwać się swobodny w pole. — 
— Tak! więc Polacy się boją! 
Zgadli! o! zgadli myśl moję2470! 
Niech jutro wojsko się zbiera; 
Niech trzechset2471 ludzi o świcie 
Śpieszy drogami różnemi 
I do Wilna wejdzie skrycie; 
Niech się po mieście rozproszą 
I głosu mego czekają. 
Ja w tropy idę za niemi. 
Sprawimy w Wilnie wesele, 
Wesele siostrze Ryngali! 
Henryk, mazowieckie xiążę2472, 
Chce Kiejstutównę poślubić. 
Sprawim wesele w stolicy! 
Wszakżeśmy z Jagiełłą w zgodzie. — 
 
Rzekł, śmiechem usta wykrzywił. 
Rozkazy daje, i rano 
Z grodzieńskiego zamku śpieszy, 
Ku Wilnu idąc dniem, nocą. 
A wojsko jego rozbite2473 
Małemi toczy2474 kłębkami, 
Lasy przedziera2475, górami. 
On sam na orszaku przedzie, 
Trzysta wozów tylko wiedzie. 
W trzechset2476 wozach z miodem beczki; 
Dziki źwierz u Białéj Wieży2477 
Na wielkich łowach pobity; 
Skrzynie z wianem i darami; 
A pod skrzyńmi2478, pod beczkami, 
Cztérechset2479 zbrojnych Żmudzinów. 
 
Mrok padał2480, wozy piaskami 
Powoli w miasto ciągnęły; 
A miasto spało gdzieś w dole, 
I tylko okny drobnemi 
W pomroce z dala świeciło. 
Wóz piérwszy przybył do bramy. 
— Kto? — zapytały się straże. 
— Wozy z wianem i przybory 
Na Kiejstutównéj wesele. 
Witold nas, pan nasz, posyła. 
Z Jagiełłą xięciem on w zgodzie. 
Chce się w stolicy weselić. — 
 
I piérwsze wozy już wchodzą, 
A niecierpliwi żołnierze, 
Podnosząc skóry nad głową, 
Czekają Witolda znaku. 
Wtém z zamku Sudzimund stary 
Wypadł, ku wrotóm2481 przybiega; 
Długi sznur wozów postrzega; 
Pyta, ogląda się na nie. 
Na jednym skóry zadrgały, 
Dwie się twarze ukazały. 
Wnet zbrojny ufiec2482 obwodzi 
Z krzykiem wozy Witoldowe, 
I wpadają na Żmudzinów, 
I odwalają opony2483, 
Mordują w wozach ukrytych. 
Krzyk się rozlega daleko, 
Strach napastników owładnął, 
Pomoc od bram nie przybywa, 
Z zamku załoga napływa, 
Nié ma jak walczyć i bronić. 
Sudzimund już wymordował 
Jednych, za drugiemi goni. 
I Witold, klnąc, bieży drogą; 
Bieżąc, do Wilna odwrócił2484. 
— Będziesz moje! będziesz moje! — 
Rzekł, rękę w górę podnosząc. — 
Sto razy padnę popchnięty, 
Sto razy wrócę pod bramy, 
Aż cię nareście2485 pochwycę; 
Aż Litwa w ręku mych2486 cała 
Powstanie wielka i sławna; 
Aż Jagiełło na swym tronie, 
Mistrz zadrży w Marii grodzie2487, 
Ruski kniaź na Moskwie białéj. — 
 
Raz jeszcze okiem, w noc ciemną, 
Gniewném rzucił, i znikł w mrokach. 
  XLV
Gdzie Witold pośpieszał? dokąd z garstką ludu, 
Na siwym swym koniu, dniem i nocą goni? 
Czy na Żmudź, do matki Kiejstuta poddanych, 
Po nowe zasiłki, po wojsko liczniejsze? 
Czy na Ruś do kniaziów zawierać przymierze, 
I z niemi na Lachy puścić się w zagony? 
Czy razem z Tatarem pić wodę Dniestrową, 
Białogrodzką2488 ordę2489 na Jagiełłę zmawiać? 
 
Nie na Żmudź on śpieszy, nie na Ruś, do Tatar2490 — 
Znowu do Krzyżaków z chmurném jedzie czołem. 
Dwa ich razy zdradził, trzy im zamki spalił, 
I krwi ich utoczył, i ziemie spustoszył, 
Znowu do nich jedzie, znów o pomoc wzywa. 
Lecz mistrz umarł stary; nowego wybrano. 
Kto wié, jaka będzie z nowym mistrzem sprawa? 
 
Z małą garstką ludu do Marii miasta2491, 
We wrota zastukał, odmieniwszy imie2492. 
Do mistrza z poselstwem z Litwy przyszedł głębi. 
I nikt go nie poznał, na zamek wpuszczono. 
Na zamkowéj sali w nocnym siedział mroku 
Mistrz nowy, komturów otoczony radą. 
Jakieś xięgi patrzą2493, listy przed się kładą, 
I cicho cóś2494 szepcą, a czoła zmarszczyli. 
Wtém podwórzec tętni, trąbka się ozwała. 
— Do mistrza! Nieznany chce się widzieć xiążę2495. — 
Wnet bracia w krużganki rozbiegli się cicho; 
Mistrz sam się pozostał2496, usiadł w wzniosłym tronie, 
Czeka. Drzwi otwarły2497 — Witold wchodzi dumnie. 
On spójrzał2498 i porwał2499, i stoi milczący, 
Bo poznał Witolda, a boi się zdrady, 
I lęka, czy zamku nie ubiegł2500 ze swemi? 
— Cny mistrzu! — rzekł Witold — otom u was znowu! 
Z prośbą po raz trzeci, do was, do Zakonu. — 
— Z prośbą? do Zakonu? Wy ze mnie szydzicie! — 
— Na Boga, nie szydzę. Jagiełło mnie zdradził, 
Ja zdradzam Jagiełłę, i do was znów idę. — 
— Lecz Zakon ci, panie, trzy razy wszak wiary 
Dotrzymał, nie zawiódł. — 
— O! Zakon dotrzymał 
Obietnic, gdy dwoje w kolebce struł dzieci! — 
Mistrz głowę opuścił. 
— Zapomnim przeszłości. 
Jam u was! — pomożcie2501! Zapłacę Krzyżakóm 
I sławą, i ziemią, i wojną z Lachami, 
Zapłacę sowicie, co dla mnie zrobicie. — 
 
Mistrz czoło pociera, komturów zwołuje. 
Już wieść się rozeszła, że Witold na zamku, 
Więc śpieszą i wkoło siadają naradzać2502. 
Długo w noc się sporzą2503 i ostro ścierają. 
A Witold uśmiécha2504. On pewny, że znowu 
Odepchnąć go nie śmią. I nim dzień zaświtał, 
Na karcie przymierza ciśniono2505 pieczęcie. 
 
— Teraz — rzekł do mistrza — nie tak nam wojować. 
Ja pójdę do swoich, od chaty do chaty, 
Od sioła do sioła; a kto łuk naciągnie, 
Kto procą wyrzuci, kto pałkę podniesie, 
Ja wszystkich zabiorę; ja spędzę wam tłumy 
Ze Żmudzi, z Podlasia, od Rusi, ze stepu, 
Gdzie konie tatarskie w morzu się kąpają2506; 
Ja pójdę i płacić, i prosić, i silić2507, 
Ja zbiorę wam wojsko jak chmurę szarańczy, 
By Litwę zalało, zniszczyło, zajadło, 
Jak pomor2508, jak pożar na kark jéj upadło. 
Wy, mistrzu, pójdziecie po Niemcach, po braciach, 
W zamorskie krainy, w daleki kraj waszy2509, 
I w imie2510 swéj wiary zwołacie do boju 
I panów, i xiążąt, szlachtę, gmin i miasta. 
Niech wojsko potężne, olbrzymie wyrasta. 
Nie czas nam garstkami walczyć już małemi. 
Nam Litwę zajechać, i jednym obozem 
Od morza do morza położyć széroko. 
Ja idę do swoich; do swoich wy szlijcie2511, 
I proście, i płaćcie; zwołajcie Krzyżowych. 
A teraz milczenie! Siły swe gotujmy, 
I w próżnéj się walce nie możmy2512 przed czasem. — 
 
Tak mówił. Z iskrzącém mistrz słuchał go okiem; 
Szedł myślą zniszczenia za wojska potokiem, 
I widział Jagiełłę, jak konał w objęciu 
Nawały krzyżackiéj, jak ziemia széroko 
Płonęła, gorzała i krwią się zlewała. 
Aż twarz mu kraśniała i pierś mu buchała. 
Za rękę Witolda pochwycił i trzyma. 
— Czas drogi — rzekł Witold — do Grodna pośpieszam. 
Jagiełło w Podlasiu już zamki mi bierze. 
Nim Grodna dosięże i mnie tam zastanie, 
Zbierajcie swe wojsko, zbierajcie, na Boga! 
Ja gońców rozeszlę2513 na dziewięć pokoleń — 
Co żyje powstanie, co żyje zgromadzę! — 
 
Nazajutrz o świcie znów Witold się pędzi2514. 
Nie zasnął, nie spoczął. Gdzie sen mu? spoczynek? 
Jagiełło dni dziesięć pod Brześciem już stoi. 
Choć mrozy mu wojsko, choć głód go pożywa2515, 
On krokiem od Bugu nie poszedł, aż w grodzie 
Załogę osadził, i Hinczę z Rogowa 
W dziedzinie Kiejstuta na straży postawił. 
Ciągnie na Kamieniec2516, łatwo go zdobywa, 
Bo miejsce to płaskie i rzeka obléwa 
Niewielka, ni strome broniły urwiska. 
Choć dziewięć swych tylko do szturmu wiódł secin2517, 
Na wieży zamczyska już orzeł powiewa, 
A Zyndram Miaskowski w Kamieńcu dowodzi. 
Już ciągnie do Grodna. A Witold pośpiesza 
Na odsiecz zamkowi. I nie zbiegł2518 na porę. 
Jagiełło po lodach przez Niemen przeprawił, 
Dokoła zamczyska swój obóz rozstawił, 
A szturmem nie mogąc, chce dobyć go głodem, 
I czeka posiłków od braci, od Rusi. 
Skirgiełło zwołany, Włodzimierz kijowski, 
Korybut z Siewierza, pod Grodno przyciągną. 
 
Stał Witold naprzeciw za rzeką i lody2519; 
Chce przebyć, do zamku dostać się swojego, 
Lecz Niemen széroko rozpuścił swe wody, 
Kry chwycił, rozerwał, Jagiełłę odgrodził. 
A Witold z przeciwnéj góry się szańcuje, 
I patrzy, jak biją do murów tarany, 
Jak jego pomocy załoga wyzywa2520, 
Klnie Polskę z Jagiełłą, rwie włosy na głowie, 
I gońca za gońcem posyła co nocy: 
— Nie poddać mu zamku, choć wszystkim wyginąć! — 
 
Jagiełło chciał odejść, lecz polscy wodzowie 
Wciąż mówią: — Dobędziem! — i wciąż go trzymają. 
Już w polskim obozie głód ciężki blademi 
Rozpiął się skrzydłami; i żołnierz wymiera, 
Chleb z ością i kłosem przegniłym pożera; 
Dla koni daleko szukają posiłku, 
I strzechy odarte zgłodniałym rzucają; 
Mrą ludzie w obozie! Jagiełło chce wracać, 
Polacy nie dają, i mówią: — Zdobędziem! — 
 
A Witold? On patrzy, na oczach mu żarem 
Pali się chęć zemsty. Nie przebrnąć za Niemen, 
Ni dostać na zamek. Codziennie załoga 
Posyła, wołając: — Ratuj nas! giniemy! — 
On patrzy i duma; co począć, sam nie wié; 
Klnie cały świat boży w rospaczy2521 i gniewie. 
Na koniec pomyślał — przez rzekę łańcuchem 
Zarzucił i łodzie do ogniw posplatał2522, 
Wojsko swe przez Niemen do zamku przeprawia. 
Wtém z góry puścili Polacy bierwiona2523, 
I kłody ogromne, i sosny z gałęźmi, 
A Niemen je niesie na łodzie Witolda, 
A Niemen o łodzie drzewami
1 ... 64 65 66 67 68 69 70 71 72 ... 92
Idź do strony:

Darmowe książki «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz