Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖
Krótki opis książki:
Anafielas to epos autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, opowiadający o dziejach Litwy z czasów panowania wielkiego księcia litewskiego Witolda Kiejstutowicza.
Książę Witold jest jej głównym bohaterem, pojawia się również książę Jagiełło, który później doprowadził do powstania unii Litwy i Korony. Anafielas to jedno z dzieł, dzięki którym Kraszewski jest bardzo ceniony przez Litwinów — w swoich utworach ocalił pogańską i wczesnochrześcijąńską historię Litwy. Epos był wydawany w latach 1843–46.
Kraszewski był jednym z najważniejszych — i najpłodniejszych — pisarzy XIX wieku. Wciągu 57 lat swojej działalności napisał 232 powieści, głównie o tematyce historycznej, społecznej i obyczajowej. Zasłynął przede wszystkim jako autor Starej baśni.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
rogi! znowu pić będziem!
Druhy tu do mnie! Bestje2393! na nogi!
Co? już padliście? nie podniesiecie2394?
Oknem ich, jak psów, rzucić na śmiecie!
Przypędzić z domów, wołać z ulicy!
Nowi przybędą wnet biesiadnicy.
I precz z tą dziewką! wygnać za wrota!
Przywieść mi inną, młódszą2395, weselszą!
Tą jakiś zły duch po łożu miota.
Dajcie mi młódszą, piękniejszą, śmielszą,
Co się nie zlęknie ognia, źwierzęcia,
Miodu, i swego pana xiążęcia! —
— Kto? do stu czartów! — Skirgiełł zaryczał,
Kiedy we wrotach rogi usłyszy. —
Jaki to tam pies tak zaskowyczał?
Kto śmié w noc poźną2396 drwić z mojéj ciszy,
Kiedym przykazał, by z Litwą całą
Wilno usnęło, kamieniem spało,
I tchnąć nie śmiało, i drgnąć nie śmiało? —
Wzniósł się na łoże, a w drzwiach ukaże
Witold. I słudzy padli na twarze.
On pięść złożywszy, zęby zacisnął,
I klątwą dziką w oczy mu prysnął.
— Słudzy ci czołem, ty bij mnie2397, sługo! —
— Ja! tobie? Xiążę! poczekasz długo,
Nim Kiejstutowicz czołem uderzy!
Nikomu jeszcze nie biłem czołem! —
— To mnie uderzysz, lenniku hardy!
Wiész, że xiążęcą czapkę ja wziąłem,
W ręce xiążęcy miecz wziąłem twardy. —
— O! wiém! lecz widzę na twojém czole
Miód, nie koronę; a w twojéj dłoni
Róg, co podżega cię na swawole,
Z głowy ci resztę rozumu goni2398. —
Skirgiełł się porwał, chciał rogiem rzucić,
Ale bezsilny padł na podłogę.
— Po co przyszedłeś? pokój mi kłócić2399!
Idź w swoję2400 drogę! idź w swoję drogę!
Albo cię każę ściąć tu przed sobą! —
— Mnie ściąć? Bezsilne, rozpustne źwierzę2401!
Ja bym ulęknąć miał się przed tobą? —
Rzekł, i z uśmiechem za brodę bierze,
Spójrzał2402 mu w oczy, głową potrząsa.
Skirgiełł za rękę szarpie i kąsa.
— Patrzcie, o, patrzcie! Pan to tutejszy!
Oto Jagiełło dał Litwie pana!
Biedny mój kraju! Pan twój dzisiejszy
I drewnianego niewart bałwana2403.
Niechby Jagiełło widział cię, xiążę,
W błocie i we krwi obluzganego,
I namiestnika ujrzał swojego,
Jak z podłym2404 gminem rozpustny wiąże,
Jak wieprzem w błocie podły się tarza,
I na swych braci w szale odgraża!
Litwo! o Litwo! biednaś ty ziemia!
Na takich panów ręceś popadła!
Twoje się stare słońce zaciemia2405,
Piękna twarz twoja zżółkła, pobladła! —
Puścił pjanego2406 Skirgiełły brodę.
Ten pieni2407 z gniewu, w gniewie bełkocze:
— Na pień lennika! na pień wywiodę!
Serce mu wyjem, krew mu wytoczę! —
Witold ramiony2408 ruszył z pogardą.
Na próżno Skirgiełł ciągnął się, wrzasnął,
Chce go pochwycić. On popchnął hardo,
I drzwi za sobą, śmiejąc2409, zatrzasnął.
Jedzie i duma, śpieszy do Grodna,
W Podlasie bieży, zbiera swe woje.
— Na Bogi! Litwa lepszego godna!
Skirgiełło! w ręce popadła twoje!
Niedługo będzie królować źwierzę,
Przyjdzie silniejszy, swoje zabierze. —
Mówił, lecz napaść sił miał za mało.
Walczy sam z sobą, choć wre w nim męztwo2410.
Rozum wątpliwe wskazał zwycięztwo2411;
Każe mu czekać — czekać przystało.
Skirgiełł niedługo w Litwie pobędzie,
Na Połock rusza — czas Witoldowi;
Pójdzie na Wilno, w Wilnie usiędzie,
A wówczas biada Polski królowi!
XLII
Rannym snem usnęły i straże, i wojsko,
I Wilna mieszkańce, i zamku załoga.
Na wschodzie się brzaskiem złociło już niebo,
Wiatr dźwięki przynosił rozbite z daleka,
I liście jesienne, z drzew żółtych urwane.
Na Wilnie śpi wszystko; lecz Hanul Nakiemna,
Co znowu sam został na straży stolicy,
Nie zaśpi, na wieży już siedzi wysoko,
Na drogi, na cztéry, posyła on oko:
Na drogę od Grodna, od Lidy po Piaskach,
Na drogę wzgórzystą od zamku trockiego,
Za Wilią na góry i na Antokole.
A wszędzie spokojnie. Z kościołka2412 Marii
Powolnie2413 się dzwonek na jutrznię rozlega.
Lecz cóś2414 tam ciemnieje w Antokolskiéj drodze!
Nie bydło, bo paść go nie pędzą w tę stronę,
Nie konie załogi z noclegu spędzone,
Nie Skirgiełł — w Połocku on teraz nad Dźwiną.
A orszak ku bramóm podsuwa się, skrada.
I w duszy Hanula cóś skrycie powiada:
— To wróg się na pańską zasadził stolicę! —
Laskami powolnie hufce się zbliżają,
Wilii brzegami piechotni2415 czołgają,
A konni rozpierzchli w Popławskiéj Dolinie,
Migną, to ukażą; któś wnijdzie2416 i zginie.
Wnet Hanul zatrąbił i woła na straże,
Sam pędzi ku wrotóm2417, zamykać je każe.
Wybiera swych ludzi, sam konia dosiada,
— Za króla Jagiełłę! — zawołał — tam zdrada! —
Zaledwie dopędził, gdzie na Antokole
Kończą się usypy, wał i zaborole2418,
Już postrzegł, że chwila o mieście stanowi.
Pośpiesza ze swemi, we wrotach sadowi,
Po wałach rozsypał żołnierzy wzdłuż drogi,
Sam z garstką wyjechał nielicznéj załogi.
Już u wrót, u murów przyparte drabiny,
I warty zabite, i ogień zażgniony2419!
Toż samo od lidzkiéj poczęto już strony.
Sam Witold, na czele Podlasian i Żmudzi,
We śnie chciał stolicę podstępem pochwycić;
Lecz nie dał mu Hanul zwycięztwem2420 pocieszyć2421.
I Witold odparty odstąpił ze swemi.
A ognie zgaszono, drabiny złamano.
I Hanul z przestrachu ochłonął ciężkiego,
Pot z czoła zrytego obciera kroplisty,
Rozstawił strażników, na zamek powraca.
Na próżno się Witold o miasto ubiega,
Fortelem, nocami pod mury podkrada!
Już stary nie zaśnie; on czuwa a czuwa;
I czy to noc czarna na niebo zapada,
Czy brzaski poranne u wschodu zaświecą,
Czy wieczór spokojny na spoczynek woła,
On nie śpi — Witolda zna z dawna, z młodości;
Wié, że się nie zrazi stokrotną przegraną.
I we dwa dni potém znów od Antokola
Na czaty spokojne Żmudź cicho podpełzła;
Lecz chociaż we wrotach straż widnych2422 nie było,
Wnet hufiec się silny zza bramy wytoczył;
A Witold za lasy wierszupskie uskoczył,
Na Wilno gniewliwém poglądając okiem.
Tak wołał po dwakroć od niego odparty:
— Na próżno, Hanulu! Jagiełło! mój bracie!
Na próżno bronicie, daremnie czuwacie!
Na Bogi litewskie, na imie2423 ojcowskie,
Na matki méj głowę, na pamięć mych dziadów,
Ja panem tu będę! i prędzéj czy poźniéj,
Ja siądę na zamku, ja grodem owładnę!
Nie waszym to rękóm2424 na Wilnie panować!
Nie Skirgiełł rozpustny kraj wielki utrzyma!
Żegnam cię, stolico! lecz wprędce powitam,
Nawiodę tu wrogów i ludu napędzę,
I siłą, czy zdradą, czy życia ofiarą,
Choć chwilę przed śmiercią nad Litwą usiędę,
Choć chwilę przed zgonem z koroną na głowie
Od morza do morza płaszcz krwawy roztoczę,
I berło złociste nad Rusią podniosę!
Na próżno! Jagiełło! rodzie Olgierdowy!
Sprzymierzcie się wszyscy, ja wszystkich pożyję2425!
I Lachy za wami, Ruś będzie za wami,
I Niemcy niech będą, ja wszystkich pobiję! —
XLIII
W komnacie ciemnéj, za stołem pokrytym
Suknem do dołu, xięgami2426 zasłanym,
Pargaminami2427 zawalonym stosy,
Stał krzyż z hebanu, z ozdoby2428 srébrnemi;
Na nim Zbawiciel; u nóg trupia głowa;
A obraz Boga, sześcią2429 skrzydeł strojny2430,
Dwóma2431 ku niebu podnosić się zdawał,
Dwóma ku ziemi spuszczał litościwy,
Dwóma okrywał święte ciało swoje;
Na stole złotych dwoje świec2432 gorzało;
Zegar piaskowy, szemrząc, pokazywał,
Jak czas nieznacznie po ziarnku upływał.
Nad kartą pisma stary człowiek siedział;
Czarną miał suknię, na niéj krzyż wyszyty,
Na głowie czapkę czarną, siwą brodę,
Oczy przygasłe, policzki wychudłe;
Żylastą ręką pargamin uciskał,
Jakby myśl jaką wycisnąć chciał z niego;
Podparł się, dumał; potém rzucił kartę,
I troski z czoła scierając2433 uparte,
Przechylił, spójrzał2434, wykrzyknął zdziwiony.
Naprzeciw niego, z drugiéj stołu strony,
Stał niemy człowiek, niewielkiéj postawy;
Włos ciemny czoło wysokie osłaniał;
Broda bez włosa; twarz bez wąsów, biała,
Mimo kobiécych rysów, w sobie miała
Surowość męzką2435, dumę nieugiętą,
Upor2436 żelazny i wolę zawziętą;
Brwi się na czole schodząc namarszczone,
Dwóma brózdami2437 zaorały skórę;
A usta blade i silnie ściśnione
Śmiały się niby, śmiały niewesoło,
Jakby szydziły, jakby pewne siebie,
Rozkazem, groźbą ciężką zionąć miały.
Starszy był mistrzem Krzyżaków Zakonu,
A młódszy2438 — Witold, co Krzyżaków zdradził.
Teraz on nazad do mistrza powraca:
Bo był w Mazowszu, a Jagiełły krewny,
Xiążę2439 Ziemowit odmówił pomocy,
Olgierdowicze powstali na niego,
I nié ma w nikim, prócz mistrza, nadziei.
— Wy tu! — mistrz z zgrozą i dziwem2440 wykrzyka2441.
— Jam tu, w twych rękach — Witold mu odpowié. —
Zdrajca! wszak prawda? to powiedzieć chciałeś?
Więc zdrajca w twoje znów przybywa ręce.
Słuchaj! na próżno łudzić się kłamstwami,
Wyście mi synów w Królewcu otruli.
Jam, mszcząc ich śmierci2442, Jagielle przebaczył.
Jagiełło Wilno Skirgielle oddaje,
Litwę na ręce plugawe powierza,
Mnie kark uginać każe przed tym źwierzem!
Ja znowu do was przychodzę z przymierzem.
Chcecie? nie chcecie? Słowo — rzecz skończona.
Kłamstwa nie cierpię. Mów mi prawdę gorzką,
A mów otwarcie. Jakem wszedł, wychodzę,
I wasze zamki popalę po drodze. —
— Xiążę! — mistrz rzecze — wy nas dobrze znacie.
My także wrogi2443 Jagiełły i Lachów.
Czy możem rękę, którą wyciągacie,