Darmowe ebooki » Epos » Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 53 54 55 56 57 58 59 60 61 ... 92
Idź do strony:
class="verse">Nie otrząsł obówia1890, snieg1891 leci z odzienia, 
Pot mu ciecze z czoła, włos na głowie jeży; 
On minął podwórzec, przeleciał przedsienia, 
 
Na komnaty wchodzi, kędy Kiejstut stary, 
Z Witoldem u ognia na kamieniach siedzą. 
Poczuły obcego, wzniosły łeb ogary, 
Cóś mruczą do siebie i wzrokiem go śledzą. 
 
On upadł i czołem bije o podłogę; 
— Kniaziu! — rzecze — z Wilna wieści ci przynoszę. 
Serce pęka z bolu1892, ledwie mówić mogę! 
Wysłuchaj mnie, proszę, i ratuj nas, proszę! 
 
Wojdyłło, o panie, spiski na was knuje, 
Zniechęca Jagiełłę, do zdrady podmawia, 
Wojdyłło się na was z Krzyżakiem spisuje1893, 
Na xiążęcą1894 władzę parkany zastawia. 
 
Wczoraj jeszcze sługą starszym był Wojdyłło, 
Dziś on kniaź, o panie! ma udział i włości. 
Lidy mu w dzierżawę mało jeszcze było, 
Do nowéj on prawa łaski sobie rości: 
 
On śmiał podnieść oczy na krew swego pana, 
Marij Olgierdównéj1895 u Jagiełły prosi. 
Maria Olgierdówna jemu obiecana! 
Niewolnik już hardą głowę nad nas wznosi. 
 
Ratuj nas, o panie, stare sługi swoje! 
Wczoraj dwóch z nas ścięto, za to, żeśmy czołem 
Nie bili Wojdylle; Olgierdowe woje 
Z bracią twoją, panie, ponękani społem. 
 
Andrzéj Olgierdowicz przez niego na Rusi, 
Narymundowicza1896 moskiewski przyjmuje. 
Co dzień się do wroga uciekać któś musi, 
Co dzień pada głowa, on wyżéj wstępuje. 
 
Ratuj nas i siebie, o Kiejstucie panie! 
Oni się z Niemcami na ciebie zmawiają. 
Wkrótce Gedymina wszystkiéj krwi nie stanie, 
Niewolnicze ręce Litwą owładają. 
 
Wczoraj, wobec dworu, Jagiełło rodzoną 
Zaręczył swą Marię Wojdylle podłemu; 
Za miesiąc Wojdyłło wezmie1897 ją za żonę. 
Scierpiszże1898 to? Panie! — darujesz to jemu? — 
 
Witold wre, słuchając, Kiejstut westchnął stary. 
— Na tośmy1899 — rzekł — przyszli pod młokosa władzą! 
Źle, żem ci, Olgierdzie, dochowywał wiary. 
Staremu mi umrzeć spokojnie nie dadzą. 
 
Kiedyś sługa jeszcze zajedzie na Troki 
I będzie we własnym urągać mi domu! 
Ale nie doczeka! Dość starcu1900 dwa kroki, 
By zapobiedz1901 hańbie i uniknąć sromu. 
 
Idź, pozostań w Trokach, Olgierdowy sługo! 
Tu ci niewolnicy urągać nie śmieją. 
Niech Wojdyłło szali1902; nie poszali długo: 
Od Trok przeciwnemi wiatry mu zawieją. — 
 
— Nie o nas tu, panie, nie o sługi chodzi — 
Rzekł z pokłonem bojar. — Nie czas tobie zwlekać! 
Między wami waśnie już Wojdyłło rodzi, 
Z Krzyżaki się piszą1903 — i chwili nie czekać! 
 
Lada chwilę w Troki na ciebie napadną, 
I nie sami, Niemiec na pomoc im stanie. 
Wojdyłło cię podszedł; już umowę zdradną1904 
Podpisali w zamku. Myśl o sobie, panie! — 
 
Kiejstut gniewem wielkim rozżarzył się srogo. 
— Na Bogi! tyś skłamał! Jagiełło pamięta, 
Żem brat ojca jego. Mnie napaść nie mogą. 
Przyjaźń nasza stara, braterska i święta. — 
 
— Na Perkuna brodę! Oto czapkę kładę, 
I takem mą głowę położyć gotowy1905, 
Jeślim w ustach fałsz miał1906, jeśli w sercu zdradę, 
Jeślim klamliwemi łudził ciebie słowy! — 
 
Kiejstut stanął dumny. — A więc dobrze — woła — 
Na Bogi me wielkie, nie będą się cieszyć! 
Zetrę niewolnikóm dumne myśli z czoła, 
I nie da się Kiejstut do boju uśpieszyć1907. — 
 
Rzekł, Witoldu1908 szepce. Witold odpowiada: 
— Nie wierz, ojcze, nie wierz! Sam k’niemu1909 pojadę, 
Zobaczę, czy w sercu Jagiełły jest zdrada, 
I odkryję zmowę, dójdę1910 ciemną zdradę. 
 
— Konia! — woła — konia! i ludzi dziesięciu! 
Na Wilno! — A bojar do nóg mu się kłoni. 
— Panie! nie daj jechać swojemu dziecięciu! 
Mało wam na Wilno w tysiąc jechać koni. 
 
Na co w paszczę smoczą kłaść rękę samemu? 
Na co przeciw srogiéj wybierać się burzy? 
Nie daj, panie, jechać synowi twojemu! 
Stary sługa złe wam nie na darmo wróży. — 
 
— Nie bój się, bojarze! — Kiejstut mu odpowié — 
Jagiełło z Witoldem w przyjaźni za młodu. 
Przeciw mnie, nie jemu, on w tajemnéj zmowie. 
Witold mu z całego najmilejszy rodu. — 
 
Bojar głową trzęsie. Witold na koń skoczył, 
Dosiada i pędzi na Wilno, stolicę. 
Kiejstut głowę zwiesił, wzrok dumą1911 zamroczył, 
Sparł1912 czoło na dłoni, zatapia w tęsknicę. 
 
Godzina minęła, mrok zapada szary, 
Śniegi kręcą białe po jeziora lodzie, 
Jeszcze u ogniska siedzi Kiejstut stary: 
Myśli o Jagielle, duma o swym rodzie; 
 
A często za miecz się wyszczerbiony chwyta, 
Często ucho w długie posyła milczenie, 
Duszy swéj się radzi, serca swego pyta, 
I tamuje dłoni niecierpliwe drżenie. 
 
Powstał, bo u bramy obcy róg zadzwonił 
Nie litewskim dźwiękiem, jakąś dziwną mową; 
Kiejstut za odgłosem uszyma pogonił, 
Niecierpliwe oko śle w bramę zamkową. 
 
Na czarnym bachmacie1913 samotrzeć1914 wjechała, 
W zbroi i przyłbicy, postać jakaś biała; 
Któś konia rzuciwszy, szybko w zamek kroczy,  
I już przed Kiejstutem. On ciekawe oczy 
 
Wlepił na Krzyżaka, nie daje mu dłoni, 
Odstąpił i patrzy. Hełm mu twarz zakrywa, 
Żelazo nieznane lice wkoło słoni1915, 
I z piersi gość niemy głosu nie dobywa. 
 
Długo tak zostali, mierząc się oczyma. 
Krzyżak znak mu daje, by sługi odprawił; 
Kiejstut ręką skinął, wzrok wlepiony trzyma; 
Gość hełm zrzucił z czoła, na stole postawił. 
 
— To ty! Augustynie! — Kiejstut się odzywa, 
I ręce otworzył, wita go oczyma. 
On paleć1916 na ustach kładzie, głową kiwa, 
I jeszcze się patrzy, czyli kogo nié ma? 
 
— To ty! — Kiejstut woła — o! nie zapomniałem, 
Że ty jeden z Niemców masz litewską duszę! 
Jam cię dawniéj kochał, choć jeszcze nie znałem. 
Z nienawiści twoich ciebie wyjąć muszę. 
 
Tobiem1917 ja dar winien najdroższéj swobody. — 
— Cicho — komtur rzecze — cicho, kniaziu, panie! 
Z nowemi przyszedłem przyjaźni dowody1918. 
Głowie twojéj grozi tajemne knowanie. 
 
Tyś jest chrześcijan wrogiem. Nigdy Krzyżak ciebie 
Nie zdradził. Krew własna gotuje ci zdradę, 
Jagiełło nasz Zakon pociągnął do siebie, 
Na Kiejstuta zgubę, na rodu zagładę. 
 
Nad Świętém Jeziorem, w Daug1919, pod twoim bokiem, 
Zjeżdża mistrz z Jagiełłą, i na twoję głowę 
Sprzysięgać się mają, krwi własnéj potokiem 
Bratanek przymierze zapisuje nowe. — 
 
— Prawdaż to?! — zawoła Kiejstut. — Dziś, komturze, 
Z wieścią do mnie śpieszył wierny bojar stary; 
Lecz nie chciałem wierzyć, by z téj strony burze 
Wstać miały. Synowiec nie strzymał1920 mi wiary! — 
 
— Słuchaj — komtur rzecze — patrz na wiarę swoję! 
Oto są owoce twéj i naszéj wiary: 
Krewni na krew własną zaczajeni stoją, 
Ja obcy sam z siebie nie szczędzę ofiary; 
 
Ja Zakonu skarby w ręce ci przynoszę, 
Od twéj głowy ciosy odwracam, o panie! 
A w nagrodę, kniaziu, o jedno cię proszę: 
Daj w twém sercu wierze Chrystusa mieszkanie. 
 
Kiejstut zamilkł, tylko ciśnie dłoń komtura, 
I milczy, a łza mu po jagodach1921 ciecze; 
On patrzy, ten milczy, i cisza ponura. 
— Dzięki za troskliwą o mą głowę pieczę! 
 
Dzięki ci! O wierze nie mówmy, mój bracie! 
Zdejmij z serca wiarę, co z człeka zostanie? 
Zedrzyj z niego skórę, choćbyś w złotéj szacie 
Chodzić mu dozwolił, szata szatą, panie, 
A zdartéj mu złoto nie zastąpi skóry! 
 
Komtur dłoń wyciągnął, już żegna w milczeniu, 
I nie rzekł ni słowa, wychodzi ponury, 
Siadł na koń, w podwórcu zniknął w nocnym cieniu. 
  XXIII
Kędy był Witold? Na wileńskim zamku 
Tydzień on siedział, pozostał na drugi. 
Milczał, a patrzał to w Jagiełły serce, 
To w twarz Wojdyłły. I dowodów zdrady 
Szukał na próżno. Zdaje się, wróciła 
Przyjaźń mu dawna. Brat uśmiechem wita, 
Wiedzie na łowy, przyjmuje gościnnie, 
Szepce do ucha tajemne swe myśli, 
Które zpod1922 serca ukryte dobywa. 
Witold się dziwi, raduje, i śpieszy 
Do Trok powracać. Nie puszcza stryjeczny. 
— Jutro — mu rzecze — Marii wesele. 
Marię druhowi daję serdecznemu. — 
 
— Komu? — rzekł Witold — xiążęciu1923 zapewne? 
Z Rusi któremu? z Mazowsza Lachowi? 
Z Litwy naszemu? Pruskiemu? ze Żmudzi? 
 
— O! nie! — z uśmiechem Jagiełło odpowié. 
Przy nim mi za nic pany i kniaziowie. 
Brat to mój. Choć się rodził na niewolę, 
Ja go wywiodłem, osłodziłem dolę, 
Jam go uczynił równym mojéj braci. 
On mi wiernością, on mi sercem płaci 
Za wszystko. Jemu ja wierzę jednemu. — 
 
— Bracie! — rzekł Witold — we mnież nie masz wiary? 
Czyż i ja niżéj od Wojdyłły stoję? 
Zabyłeś1924 starą dla mnie przyjaźń swoję. — 
 
— Pomnę — Jagiełło zimno mu odpowié. — 
Czyż dwóch przyjaciół nie znaleźć na świecie? 
Czyż ty i on się zgodzić nie możecie? — 
 
A Witold dumnie twarz spłonioną zwrócił, 
Zamilkł, nie czekał wesela, powrócił. 
 
Smutne to było na Wilnie wesele! 
Wojdyłły duma przez nie urość1925 miała, 
A krew Olgierda okryć się sromotą. 
Maria w zamku świetlicy odludnéj 
Ciężko nad brata rozkazem płakała. 
Niewolnik, dawniéj na zamku był sługą, 
W komnacie xiężnéj1926 posługiwał długo, 
I nieraz wzgardą popchnięty lub nogą, 
Na dumnéj duszy przebolał on srogo, 
A nie zapomniał, co cierpiał za młodu! 
Nad wszystkich srożéj Marij1927 go bolały 
Wzgardliwe słowa. Żadnego nic stracił, 
Wszystkie pamiętał, by za nie zapłacił. 
Maria na ciężką szła jemu niewolę, 
Płacząc, się bratu rzucała pod nogi. 
— Chcesz mnie ukarać? komu chcesz daj, panie! 
Wyszlij1928, na łódce puść w nawalne1929 morze, 
W puszczę każ źwierzóm1930 rzucić na pożarcie, 
Ale nie dawaj w nienawistne ręce! 
On zemsty szuka we mnie, a nie żony! — 
 
Jagiełło zimny, stał nieporuszony, 
I nic jéj nie rzekł, wzrok tylko odwrócił, 
Ręce odepchnął, a jęku nie słuchał. 
 
Marija słała do braci, pomocy 
Wzywając. Próżno! bo bracia daleko, 
Bo pod Jagiełły została opieką. 
Matki nie było, żeby się użalić, 
Żeby od dziecka tę burzę oddalić. 
 
I w dzień Perkuna weselni kapłani 
Wiedli płaczącą w komnaty Wojdyłły. 
Gdy mu obówie1931 żona zdejmowała, 
Spójrzał1932, uderzył, i rozśmiał1933 się gorzko. 
 
— Patrz, xiężno! — wołał — przyszłaś mi na ręce! 
Za wszystko dawne teraz ci zapłacę. 
Jam był niewolnik; teraz tyś poddana. 
Na Bogi! Xiężno! poznasz we mnie pana! 
Pomnisz1934, gdy nieraz, zgięty pod ciężarem, 
Wszedłem w świetlicę i biłem ci czołem, 
Tyś urągała obliczem wesołém, 
Tyś nieraz słowem bolesném mnie w serce 
Wbiła pogardę; i ode drzwi twoich 
Nieraz mnie gnali za twemi rozkazy, 
Krwawemi znacząc plecy moje razy. 
Teraz ja prawo mam popchnąć cię nogą, 
Duszę twą dręczyć, dręczyć twoje ciało, 
Pastwić nad tobą i oddać ci setnie 
Urągowisko, szyderstwo i pletnie1935. 
Na łożu mojém tyś spocząć niewarta. 
Idź u drzwi leżeć na twardéj pościeli. 
Wojdyłło z tobą łoża nie podzieli, 
A milcz! bo jęków uszy nie posłyszą. 
Jękami sroższéj doprosisz się kaźni. — 
 
Takie wesele Olgierdowéj córy! 
We łzach, na słomie Marija spoczęła. 
On popchnął nogą, drzwi zamknął za sobą, 
I do Jagiełły poszedł się weselić. 
 
Ona nie spała, ona łzy gorzkiemi1936 
Wianek dziewiczy swój opłakiwała. 
Nie taką dolę wróżyła jéj matka, 
Nie takiéj ojciec spodziewał się stary, 
Nie takiéj młodość świeciła jutrzeńką1937! 
A teraz ona zeszła1938 na służebną 
Niewolnikowi! Olgierdowej córce 
Serce się wzdęło, jak morze na burzę; 
Płakała, miecza szukając dokoła, 
A nic nie było, tylko garstka słomy 
Na pośmiewisko u progu rzucona; 
Płakała biedna. Aż do drzwi któś kroczy. 
Ona wybiega, i patrzy ze łzami, 
Komu się skarżyć, przed kim żal pokazać! 
Stary to bojar Gierdo; przeszedł mimo 
I zniknął w mroku. Marija go woła. 
Zwrócił się, stanął, patrzy, nie pojmuje, 
I oczóm swoim, choć widzi, nie wierzy — 
Olgierda córka we łzach, stoi w progu, 
Ręką na słomy garść u drzwi wskazuje. 
— Mariam1939! ja Maria! ale nie Olgierda, 
Nie pana Litwy córka ulubiona! 
Podłego sługi, niewolnika żona, 
Co na krwi pana mści się swéj niewoli. 
Patrzaj, o Gierdo, lituj się méj doli! 
Próżno Jagiełły prosić, jemu żalić, 
Jedź do Kiejstuta, niech Kiejstut ratuje; 
On krwi braterskiéj może pożałuje, 
Nie da się słudze pastwić nad swym rodem. 
 
A Gierdo stoi i duma głęboko; 
I jemu nieraz dojadł już Wojdyłło; 
On pałał zemstą, tylko strach starości 
1 ... 53 54 55 56 57 58 59 60 61 ... 92
Idź do strony:

Darmowe książki «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz