Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖
Krótki opis książki:
Anafielas to epos autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, opowiadający o dziejach Litwy z czasów panowania wielkiego księcia litewskiego Witolda Kiejstutowicza.
Książę Witold jest jej głównym bohaterem, pojawia się również książę Jagiełło, który później doprowadził do powstania unii Litwy i Korony. Anafielas to jedno z dzieł, dzięki którym Kraszewski jest bardzo ceniony przez Litwinów — w swoich utworach ocalił pogańską i wczesnochrześcijąńską historię Litwy. Epos był wydawany w latach 1843–46.
Kraszewski był jednym z najważniejszych — i najpłodniejszych — pisarzy XIX wieku. Wciągu 57 lat swojej działalności napisał 232 powieści, głównie o tematyce historycznej, społecznej i obyczajowej. Zasłynął przede wszystkim jako autor Starej baśni.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
class="verse">Na Krzyżaków, co bez zbroi,
Pijąc, w pożar poglądają,
I klną pogan, i hulają.
Wpadł i siecze — łby padają.
Popłoch w wojsku; pod xiążęcy1852
Namiot pędzą1853 się kupami;
Swoich łuków i kusz zbyli1854,
W ziemię wbite zostawili
Tarcze twarde. Rwą się konie
I po górach uciekają.
Aż śle xiążę1855 do Kiejstuta
I na zamek posły swoje,
Rozejmu u nich wyprasza.
— Rozejm! — stary Kiejstut woła —
Będzie, gdy was psów wygnamy,
Zatrzaśniem za wami bramy.
Bić nam trzeba, nie traktować1856,
Nie o zgodę się umawiać.
Dwa dni zgody, miesiąc wojny.
Zdrady lęgną się w pokoju.
A Jagiełło przyjął posły,
Xiążąt na zamek zaprasza,
Tydzień wypoczynku daje,
Bo Wojdyłło szepnął w ucho:
— Nie czas teraz nam wojować,
Wprzódy trzeba zebrać siły,
Wprzódy oręż nam ukować1857. —
Gedymina zamek jeszcze
Krzyżacką nietknięty nogą;
Piérwszy raz na nim w gościnie
Niemiec miód litewski spija.
O, wstań, wielki Gedyminie!
Wstań, na wnuka popatrz swego.
On z wrogami siadł u stoła1858,
On im w uśmiech usta stroi.
Wnukli1859 to twój? z krwi to twojéj?
I Wojdyłło cóś tajemnie
Szepce komturóm do ucha,
Dzban po dzbanie nosić każe,
Róg po rogu do nich wnosi.
I świecą się Niemców twarze;
On pić i spoczywać prosi,
Ciągle szepce, a bojary
Trzęsą głową wyprawieni1860,
Patrzą u drzwi, patrzą z sieni,
I dziwują się téj zgodzie.
Kiejstut spójrzał, splunął w gniewie;
Co ma myśleć, sam już nie wié;
Syna na zamek posyła;
On zawrócił wojsko swoje,
Nie chce zgody, do Trok wraca.
Trzy dni mija, Witold jeszcze
Siedzi w Gedymina grodzie;
Trzy dni nié ma! Aż posyła
Stary ojciec. Strach o syna.
Goniec do Trok go wyzywa.
Jedzie Witold, ale smutny,
Głowę zwiesił, a na oku
Gniew połyska1861 uduszony1862.
— Ojcze! — rzecze — Litwie biada!
Słaba ręka Litwą włada.
Cudza głowa, cudza rada,
Nie Jagiełło, nie my, ojcze,
Jeden rządzi sam Wojdyłło,
Jemu w głowie zawróciło,
Duma niewolnika wzbija.
Śmiał do stołu siąść przede mną!
Śmiał Jagielle stać u boku!
A dusza mu patrzy w oku1863,
Dusza nienawistna, podła!
Skrzydeł nie ma, by podlecieć,
To, jak wąż, sunie się w górę.
Jam z Jagiełłą żył od młodu,
Bratem, przyjacielem byłem;
Widzę, serce utraciłem.
W ustach, w oku, nic, prócz chłodu;
Słowy1864 witał mnie zimnemi,
I pożegnał jakby sługę.
Długoż cierpieć będziem jeszcze?
Długo myśleć? długo czekać? —
Kiejstut milczy, duma, z czoła
Pot ociera; siadł na progu.
Syn na próżno o odpowiedź
Słowy, pytaniami wzywa.
— Czekaj! — wreście1865, wstając, rzecze —
Stary Kiejstut wié, co czyni.
Niech Wojdyłło pnie się; kto wié,
Jak wysoko dosiądz1866 może?
Są na Litwie stare drzewa,
Wielkie sosny w puszczach naszych;
Ja najwyższą mu sprowadzę,
Na wierzchołek go posadzę.
Rzekł i siodłać konia każe.
— Gdzie? — do Wilna. — Zostań, synu!
Chcę oczami widzieć memi,
Jak niewolnik tam króluje. —
Już poleciał. Noc zapada,
Kiedy u stóp Turzej Góry,
Na Swintoroha dolinie
Zabrzmiał w wrotach róg Kiejstuta.
Straż poznała — drzwi otworem,
I bojary1867 czołem biją.
Wjechał w zamek, oddał konia.
Czemuż uczcić włosy siwe,
Czemuż stryja uczcić swego
Kniaź Jagiełło nie wychodzi,
Ani dworzan swych wysyła?
Czy Jagiełły nié ma w domu?
Czy powitać nié ma komu?
Czy na łożu chory leży?
On w komnacie z psy swojemi1868
Bawi się, leżąc na ziemi.
U drzwi Wojdyłło na straży,
Pochlebstwem mu głaszcze uszy,
Marzeniami go kołysze:
— Wielki Kniaziu! nad twych dziadów
Wyżéj pójdziesz, ojca twego.
Wnuki uczyć z twych przykładów,
Wnuki dziwić będą tobie!
Rzekłeś słowo, i pokornie
Krzyżak wyszedł z twojéj ziemi,
Ani pustoszył po drodze,
Ani śmiał łupy zabierać.
W Rusi pokój, z Moskwy cicho.
Wielki Kniaziu! tyś potężny!
Drobne ptastwo1869 wróg przy tobie. —
Wtém zaszumi, i Kiejstuta
Brzęknie w ziemię szabla kuta.
Wojdyłło się porwie z ziemi.
— Kto śmié iść tu? pańskie wczasy,
Pańską przerywać zabawę? —
I brwi zmarszczył, twarz zachmurzył,
Stoi, patrzy, nagle blednie,
Usta zaciął, wzrok ponurzył,
Zadrżał. Kiejstut pchnął go ręką.
— Kto — rzekł — wchodzi? kto ma prawo
Na dziadowski wchodzić zamek.
Ty precz, sługo! ni mi w oczy
Podłéj nie ukazuj twarzy! —
Jagiełło powstaje z ziemi;
Chce cóś mówić, drżą mu usta;
Nie śmié. Kiejstut dłoń podaje,
On wyciąga zimną rękę.
— Witaj, synowcze1870 kochany!
Co ci wczas tak zasmakował,
Że z ogary1871 siedzisz w kącie?
Jeszcześ miecza nie sprobował,
Jeszcześ razu nie szedł w pole.
Czy ten sługa ulubiony
W babskie serce ci zamienił? —
Młody kniaź się zaczérwienił,
I na blade jego lice
Krew płomienna wystąpiła,
Uśmiech usta rozgrzał sine;
Potarł czoło, i na ławę
Stryja sadził i przyjmował.
Ale smutno wieczór spłynął.
I Wojdyłło się w komnacie
Nie ukazał przed Kiejstutem.
Kiejstut ze drzwi, on do pana.
Blade lice, usta sine,
Jakaś boleść targa serce,
Bo i słów nie znajdzie w ustach,
I łzy niby w oczach kręcą.
Próżno Jagiełło wyzywa,
Próżno łagodnemi słowy
Odpowiedź z niego dobywa;
On milczący, zachmurzony,
Na bojary patrzy srogo,
Siecze sługi, milczy gniewny.
— Co ci? — z cicha kniaź go pyta —
Co ci na duszy usiadło? —
— Co? — Wojdyłło wreście1872 rzecze —
Wstyd mnie boli, hańba piecze,
I bezsilna dłoń mnie pali.
Panie! tyś mnie wywiódł z prochu,
Ty mi dałeś serce swoje,
Ale twoi mi zazdrośni,
Popychają z wzgardą sługę;
Dla nich jeszcze jam niewolnik! —
— A! na Bogi! — kniaź odpowié —
Niech cię słowem kto obrazi!
Wezmę zuchwałego głowę,
Choćby brat mój był rodzony.
Tyś najbliższy serca mego,
I chcę, byś był piérwszy po mnie. —
Rzekł i chodzi, w sercu burza,
A Wojdyłło za nim okiem
Wodzi, radośnie spogląda,
I tak w chwilę rzecze znowu:
— Kniaziu! braci masz jednastu1873,
Stryjów sześciu i stryjecznych.
Mnogi ród Gedyminowy,
Mnoga krew jest Olgierdowa.
Jam co? — sługa i niewolnik,
Robak, coś go wywiódł z błota;
Ale w sercu niewolnika,
W jedném sercu jest dla ciebie
Prawa miłość i życzliwość.
Bracia twoi — wrogi twoje1874!
Stryj zazdrośném1875 patrzy okiem;
On nad Litwą chce panować,
On na Litwie usiąść pragnie;
Jemu z oczów1876 patrzy zdrada;
Zbiera wojsko na sąsiada,
A na barkach twych się oprze.
Bracia twoi — wrogi twoje!
Jedni knują zdradę w Rusi;
Już uciekli i poddali
Moskiewskiemu Dymitrowi;
Drudzy w domu cicho radzą,
Kogo w miejscu twém posadzą?
Jam ci jeden, kniaziu, wierny.
Jam niewolnik, ja mizerny,
Ale serce w mojéj piersi