Darmowe ebooki » Epos » Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 92
Idź do strony:
class="verse">A dość mu będzie, by nawet myśl walki 
Odepchnął, jako szaloną myśl zguby. 
Idź, dwa dni jeszcze namysłu, spoczynku — 
A potém nie czas będzie łaski prosić. 
Łeb jego będzie na wieży proporcem, 
A ciałem kruki podzielą się czarne. — 
 
— O panie! Letas rzekł, do nóg padając. 
Znam Towciwiłła! Nie ślij mnie do niego; 
On jako zdrajcę i zbiega ukarze. 
Stary twój sługa, przy tobie zostanę. — 
I wysłał Mindows dwu swoich posłańców. 
Poszli — Dzień cały nazad nie wrócili. 
Za niemi drugich dwu — I ci przepadli. 
Tylko na murach połockich wisiały 
Ćwierci ich czarną oblane posoką, 
A ponad niemi sępy wzlatywały. 
 
Dzień piąty jasném słońcem się zwiastował; 
Mindows do boju swoim go naznaczył. 
Od rana obóz poruszał się cały, 
Lietaury892 biły i rogi zagrzmiały, 
A konie rżały w górę wznosząc głowy. 
Z dala zaczerniał ludem wał zamkowy, 
I ponad Dźwiną hufce się sunęły 
W zbrojach żelaznych, w hełmach wyzłacanych 
Ciągnęły brzegiem i w zamku się skryły. 
Z drugiéj znów strony sznur sunął się długi 
Do bram Połocka, a zamek rycerzy 
Pożarł, jak morze ryby w sobie chłonie. 
Widział to Mindows, rwał włosy na głowie, 
Poznał po zbrojach inflantskie893 posiłki, 
Poznał po śpiéwach Rusinów Daniłła, 
I klął, że wczoraj zamku nie dobywał. 
 
Za poźno było! Szły wojska z okrzykiem, 
I drugi okrzyk z wałów odpowiedział, 
Stali u rowu, co zamek obléwa, 
I płynie czarną i głęboką wodą. 
A Mindows ujrzał posłów swoich głowy 
Wbite na pale u bramy zamkowéj, 
I ciała ćwierci po murach wiszące. 
— O hańbo! krzyknął, jeszcze szydzą ze mnie! 
O zemsta! zemsta! — Wpław na wały razem! — 
 
Rzucą się naprzód Litwini odważni 
Na drugą stronę, lecz w połowie rowu, 
Strzały chmurami na głowy im lecą, 
Kamienie na nich posypią się gradem, 
I z pędem wody bierwiona puszczone, 
Tamują w pędzie, rozbijają, topią. 
Jedni tonący do swoich ramiona 
Wznieśli, ostatkiem głosu ich wołając, 
Drudzy już na dnie w Poklusa otchłani894. 
A Mindows zadrżał i most rzucać każe. — 
Klecą więc drzewo i belki związują. 
Na wałach zamku najgrawanie895 słychać, 
Szyderskie śpiéwy wzlatują i strzały. 
Rzucon most, lecą Jaćwieże na wały, 
Padają, drudzy po trupach wstępują. 
Na próżno Ruś ich i Niemcy witają 
Ostremi groty, kamieńmi, oszczepy896 — 
Jaćwieże idą śpiéwając odważni. 
Drapią się mężni Litwini za niemi, 
Prusacy idą, idą Krywiczanie. 
Aż most się ugiął pod ludu ciężarem, 
Pod trupów mnóstwem i koni, i ludu — 
Chrzęszczy, ugina, i zatrząsł, i łamie; 
Wody Połoty897 niosą jego szczątki, 
A ludzie toną, wołając ratunku. 
Tam garstka tylko przy zamku została, 
A na nią tysiąc z murów się wytacza, 
I wkoło biorą, i mężnych Jaćwieży 
Ilu tam poszło, tyle trupów leży. 
Krzyk się zwycięztwa széroko rozlega, 
Mindows rwie włosy, łaje i przeklina — 
A krwi widokiem już wojsko rozżarte, 
Rwie się na zamek, opasuje wkoło. 
Na próżno zewsząd wodą go obléwa. 
Sypią w rów chrósty898, drzewa i kamienie 
Ciągną domostwa z spalonego sioła; 
Trupy się nawet poległych zaparły, 
By żywym usłać bracióm zemsty drogę. 
Dzień cały próżno tamować chcą wody; 
Trzy razy groblę sypali Litwini, 
Trzy razy groblę wyrwali Rusini, 
Aż słońce zaszło i noc czarna spadła — 
Przerwała boje, pracy nie przerwała. 
Wśród nocy piesi ciągną drzewa stosy, 
Rzucają w rowy; las się cały wali — 
Ziemię nadbrzeżną szłykami wynieśli, 
Dawnych wojaków zrywają mogiły, 
Kurhany znoszą, wykopują doły — 
A Mindows z czołem zachmurzoném stoi: 
I sen mu nawet nie spadł na powieki! — 
 
Na zamku cicho, tylko się niekiedy 
Biały płaszcz przemknie ukradkiem po wałach, 
I błyśnie zbroja w pomroce stalowa. — 
Litwini drzewa i chrósty899 gromadzą, 
Pod nocy cieniem ścielą w zamek drogę. 
Czyli Towciwiłł zasnął po zwycięztwie900, 
I wroga bać się przestał? czy ucztuje? — 
Czemuż nie słychać ni wojennéj wrzawy? 
Ni strzały sypią, ni kamiéńmi901 z procy? — 
 
Kury już piérwsze na grodzie zapiały, 
Jeszcze Mindowsa żołnierze u rowu — 
Reszta obozem leży po dolinie, 
I ranni jęczą; a co wyszli cało, 
Pokryte wstydem czoła ukrywają. 
I drugie kury na zamku zapiały, 
A Mindows nie spał, lud ciężko pracował. 
Wtém nagle krzykiem ozwą się dokoła, 
Lasy i wzgórza — ziemia zatętniała. 
— Na konie! na koń! wróg nas opasuje — 
Na koń! — I wszyscy z ziemi się porwali; 
Popłoch i przestrach, i sama noc ciemna, 
Naprzeciw Litwie pomagają wrogóm. 
Zgiełk straszny. Każdy chwyta, co pod ręką; 
Ten miecza zabył902, ten pozbył903 oszczepu, 
Ten szczyt904 gdzieś w ziemi porzucił zabity. 
I rwą się konie, i tłum z wrzaskiem leci; 
Jedni się w Dźwinę rzucają przed wrogiem, 
Pierzchają drudzy gościńcem ku Litwie — 
Sam Mindows próżno lud swój w bój ustawia, 
Na próżno krzyczy, posyła, przemawia, 
Strach wszystkich serca, głowy opanował; 
Czerń905, kunigasy, starsi i bojary, 
Cisną się naprzód. Nad szyją zlęknionych, 
Błyska miecz Niemców, ostry miecz stalowy, 
Strzały Kijowian świszczą nad głowami, 
I chmury kruków, ze snu przebudzone, 
Lecą na Litwę, o szłyki czarnemi 
Biją skrzydłami, w oczy zaglądają, 
I trupa licząc, radośnie krakają. 
 
Biada ci, Litwo, bo wiele téj nocy 
Wdów będzie płakać, i ojców, i matek; 
Wielu nad Dźwiną wieczny sen umorzy 
Bez stosu, śpiéwów, i łez, i pogrzebów! 
Ludzie padają, jak las burzą ścięty, 
Po szyjach braci bieży906 garść zostałych907; 
Tam brańców wiążą, tam śpiących mordują: 
A kędy przejdą pancerze stalowe, 
Zmiotą i wszystko na ziemię obalą. 
Mindows do boju nie wiedzie już ludu, 
On sam ucieka z garścią swych bojarów — 
A lud bez wodza, jak ciało bez głowy, 
Rozpierzchły szuka w gęstwinach przytułku, 
Za rzeki falą od mieczów schronienia! 
 
Dzień wstał i krwawą oświécił dolinę; 
Pokotem na niéj trup leży usłany, 
Zbite namioty, skruszone oręże, 
I ziemia czarną oblana posoką. 
Gdzieniegdzie jęki, słabe słychać głosy 
Rannych, co śmierci prędszéj przyzywają — 
Inni w milczeniu leżą i konają, 
Aby wróg z jęku nie szydził nad niemi. 
Sam jeden Jaćwież, z poszarpaném ciałem, 
Z rozbitą głową, nie stracił odwagi, 
Śpiéwa konając i ze wroga szydzi, 
Oczyma duszy patrzy w ojców stronę, 
I w Wschodnią Ziemię, do pradziadów leci, 
Matki ni żony nie płacze, ni dzieci! 
 
A Mindows z garścią Litwy908 już daleko, 
Z wstydem na czole, a gniewem na duszy. 
Trzy dni tak leciał, trzy dni bez ustanku; 
Za nim się reszty niedobitków pędzą, 
Bezładne stado, które wilk rozpłoszył. 
Stanął w granicach, zbiérać wojsko każe, 
Rozesłał gońce po posiłki nowe, 
Czeka na zbiegi, a gniewem się pasie, 
A snu na chwilę nie przyjmie na oczy, 
I sercu nie da odpocząć od złości. 
Lecą bajoras do Litwy wysłani, 
Nowe się wojska w obozie gromadzą, 
I zpod909 Połocka wracające zbiegi 
Stają schwytani w Mindowsa szeregi. — 
 
Stanął Kunigas, przeliczył ich okiem, 
— Dość, rzekł, pójdziemy na ziemie Zakonu; 
Wojska ich teraz w Połocku ucztują, 
Myślą, że ranny z ziemi nie powstanę, 
I długo będę lizał swoją ranę. — 
 
Rzekł, i w bezbronne Liwów ziemie wpadli; 
Biada ci, ziemio, biada wam, mieszkańce910! 
Już łuny świécą; sioła, lasy, pola, 
Ogniem zniszczone, zryte kopytami. 
Gdzie przejdą, sypią za niemi mogiły, 
Gdzie przejdą, — głuche zgliszcza i pustynie. 
Lud próżno w lasy i błota ubiega. 
Stadami w połon911 pędzą go Litwini, 
Jak bydło wiążą i przed sobą gnają. 
I brańcy płacząc wloką się za wojskiem, 
Starce912, otroki913, kobiéty i dzieci: 
Co śmierć po siołach z ogniem oszczędziła, 
Spętane wloką na ciężką niewolę.  
 
A Mindows leci, jak burza po ziemi, 
Niszczy, co spotka, u nóg swoich ściele. 
I nikt mu nie śmié nastawywać914 czoła; 
Pobity, teraz mści się na Liwonach. 
Przeszedł ich ziemię ogniem i mieczami, 
Wpadł w Żmudź, w Zakonu posiadłości nowe, 
I po nich morskim zalewem przepłynął, 
Za sobą drogę ścieląc pustyniami. — 
 
Lecz spoczął wreście915 syt zemsty i mordów, 
W lasach się z jeńcy916 obozem rozłożył. 
Ogromne stada skotu917 za nim gnają, 
I ludzi z bydłem pędzonych stadami. 
Ogromne stosy łupów wojsko kładzie, 
Palą ogniska, zwycięztwem918 się cieszą. — 
Dosyć Mindowsu919 na dziś; odpoczywa. 
Lecz jeszcze patrzy ponad Dźwiny brzegi, 
Bo swego sromu920 nie mógł zetrzéć z czoła, 
I krew Rusinów zmyć go chyba zdoła.  
  XV
Rozbity obóz w zielonéj dolinie 
Śpiéwem zwycięzców i jękami brańców, 
Płomieniem stosów smolnych się zażega921. 
Kunigas usiadł na niedźwiedziéj skórze, 
I wzrokiem rzuca na tłumy Liwonów, 
Związanych, krwawych, zgnębionych, wybladłych, 
Resztą się życia wlokących — w niewolę! 
 
— Przyjdziesz, rzekł, Mistrzu, z połockiéj wyprawy 
Do swego kraju z zwycięztw922 się weselić; 
Przyjdziesz i znajdziesz zgliszcza tylko czarne, 
I puste sioła, i zwalone grody, 
Po drogach strugi czarnéj krwi i trupy! 
Bogi nie dały, abyś szydził ze mnie — 
Padłem, lecz jeszcze by się mścić, podniosłem! 
Wrócę na Połock, kiedy ty usiądziesz 
Płakać na zgliszczach swoich siół i grodów! 
Wrócę na Połock, Towciwiłła głowę 
Zatknąć na wieży, na postrach lennikóm. — 
 
Mówił tak, dumał, znużony pochodem, 
Pochylił głowę, usnął kołysany 
Zemstą spełnioną i zemsty nadzieją.  
 
Lecz cóż to w dali gęste lasy łamie? — 
Czy żubr spłoszony w dalekie ostępy 
Ucieka, młode prowadząc za sobą? 
Czy niedźwiedź bartnik na sosnę się wdziéra? 
Czy nowe pędzą stada niewolników? — 
Nikt nie posłyszał, wszyscy śpią w obozie, 
Tylko u ognisk brańcy jedni płaczą; 
Siedzą podparci na rękach, skurczeni, 
Grzeją się zziębli u resztek płomieni, 
A po ich twarzy łzy płyną strumieniem. 
Oni tam myślą, gdzie zgliszcza ich domów, 
Gdzie braci, ojców leżą zimne ciała 
Bez mogił, w polu, ptakóm923 pierś bezbronną, 
Zranioną mieczem pogan, nastawując. 
 
Oni tam myślą, gdzie były ich chaty, 
Pola żółtemi kłosami okryte, 
A gdzie dziś stérczą osmalone słupy 
I czarna ziemia popiołem zwalana.  
 
Tak płaczą brańcy, a we śnie zwyciężcy924 
Do domów swoich, do braci wracają, 
I swoich zwycięztw925 piosenkę śpiéwają. 
A w lesie szumi! Cóż to lasy łamie? 
Czy żubr spłoszony w dalekie ostępy 
Ucieka, młode prowadząc za sobą, 
Czy niedźwiedź bartnik na sosnę się wdziéra? 
Czy nowe pędzą stada niewolników? 
 
Nie; bo nie słychać jęku, ani krzyków, 
I sto niedźwiedzi, sto żubrów tak w lesie 
Nie chrzęszcze idąc, gałęźmi nie łamie!  
 
Brańcy podnieśli opuszczone głowy, 
I gorącemi łzy926 spalone oczy. 
Aż z lasu tysiąc głów mignie dokoła; 
Za każdym dębem hełm świetny się błyszczy, 
Z każdéj gałęzi łuk napięty wstaje, 
I białe płaszcze świécą już z krzyżami.  
 
Porwane więzy; rękami, zębami 
Szarpią je brańcy, zrywają, zrzucają, 
Chwytają głównie z ognisk przygaszonych, 
Chwytają oręż od wrogów uśpionych. 
Krzyk powstał wielki, puszcza się rozlega; 
Wkoło krzyżaccy rycerze z łukami, 
Wkoło już ruscy Daniłła wojacy. 
Budzi się Litwa w pętach lub w skonaniu, 
Z mieczem na gardle, i litości woła, 
Brańcy swojemi wiążą ich pętami. 
 
Mindows się porwał, snem to jeszcze sądzi, 
Oczóm nie wierzy, krzyczy na bojarów. 
Ale w tym zgiełku nikt głosu nie słyszy; 
Nad głową strzały gradem polatują, 
Walą się drzewa i gniotą zbudzonych, 
Świszczą kamienie z procy rozpuszczonych, 
Błyskają miecze nad Litwinów szyją, 
Konie w ucieczce swych panów tratują, 
Ogniska zgasłe wiatr rozwiał széroko, 
Palą się jedni, jęcza i konają, 
Drudzy na próżno litości wzywają, 
Trzeci na próżno na swoich wołają, 
Aby ich zgarnąć do poźnéj obrony. 
A Mindows dopadł konia, i z bojary, 
Tnąc knechtów, lasem przecina się z niemi. 
Gonią go strzały, ludzie i kamienie, 
Osaczą razem, orężem ich zwali, 
Woła na swoich i pomyka daléj. 
I gonią znowu, opasują kołem, 
Lecz miecz Ryngolda stal jak drzewo płata, 
I lecą zbroje i głowy na ziemię, 
On znowu wolny, ku Litwie ucieka, 
A zanim jeszcze białe płaszcze lecą, 
I strzały świszczą. — Na próżno! na próżno! 
Mindowsa w polu nie złapiesz, Krzyżaku, 
Ani się mieczem dotkniesz jego głowy! 
Ale cóż Mindows z bojary swojemi, 
Gdy łup i wojsko w zasadzce zostało, 
Gdy z tłumów ledwie garstka przy nim ludu, 
Brańcy odbici, zdobycze porwane, 
A wojsko leży w lesie na dolinie? 
 
I stanął Mindows, i twarz zwrócił smutną 
Ku swoim. Jęki uszu doleciały, 
Krzyki go jeszcze na drodze dognały. 
Nie mógł ich słuchać, mścić się nie miał siły, 
Spiął konia, skinął, w Nowogródek leci — 
Lecz jak powrócić na Litwę, do swoich? 
Gdzie wojsko wielkie, gdzie jego rycerze? 
Gdzie łupy mnogie, których wyglądają? 
Mindows zsiniałą twarz osłonił szatą, 
I nocą wrócił w nowogródzki zamek. 
A ruskich brańców, co w pętach siedzieli, 
Nazajutrz wszystkich wycięli siepacze. 
  XVI
Spójrzyjcie927, Mindowsli928 to na swym zamku 
Siedzi, jak braniec, smutny i znękany? 
Włosy mu wiater rozwiéwa bezładnie, 
Broda zczochrana, osłupiałe oczy, 
I szata na
1 ... 28 29 30 31 32 33 34 35 36 ... 92
Idź do strony:

Darmowe książki «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz