Darmowe ebooki » Epos » Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 92
Idź do strony:
i choć mi na twarzy 
Lata deptały, poznają zmienioną. — 
Nadeszli słudzy i patrzali z dala; 
Letas niektórych zwołał po imieniu, 
A choć w żebraczém i lichém odzieniu, 
Poznany został. — Na zamek go wwiedli 
I u ogniska rozpytywać siedli. 
 
Kniaź wracał z łowów i postrzegł żebraka. 
Skinął nań, Letas padł do nóg Mindowsa. 
— Nie poznasz, panie, starego już sługi, 
Z torbą żebraczą i siwemi włosy. 
Jam Letas, panie, i z Rusi powracam!  
Mindows zsiadł z konia i szedł do świetlicy, 
Letasa z sobą przed ogień prowadził, 
Usiadł na skórze i jął się go pytać. 
 
— Wyszedłem, panie, z Towciwiłłem młodym 
Na Ruś bogatą po łup i zdobycze. 
Bogi szczęściły, podbiliśmy ziemię 
Széroką — Końca i z najwyższéj góry 
Nie zajrzysz wkoło. Lud z lasów powrócił 
Do siół spalonych, na zgliszcza domowe. 
Piękna Ruś, panie! Każdy z twych synowców 
Xięztwo860 wziął, jakie sam wybiérał sobie. 
Cuda tam, jakich nie ujrzysz na Litwie: 
Futra bogate, naczynia złocone, 
Bronie za morzem przez duchy robione, 
Zbroje z żelaza i ze stali kute, 
Stada ogromne i bydła, i koni. 
I czegóż nié ma! Lasy zwierza pełne, 
Rzeki ogromne, jeziora jak morza, 
Dęby jak słupy niebo podpiérają, 
Pola kłosami jak falą spływają. 
Takie to ziemie Montwiłłowe dzieci, 
Twoim orężem, o kniaziu, podbili. 
Ale na Litwę zapomnieli swoją, 
Na ciebie nawet zapomnieli, panie, 
Swoich się Bogów wyrzekli i wiary — 
Wszyscy chrzest w cerkwi Rusinów przyjęli, 
I zaprzysięgli się na twoją zgubę! 
Stary, jam na to nie mógł patrzéć długo, 
Ja pamiętałem, żem był twoim sługą. 
Rzuciłem wszystko, wziąłem kij żebraczy, 
I tu do Litwy zawlokłem się mojéj. — 
 
Mówił, a Mindows porwał się ze skóry, 
Zacisnął pięści, tocząc wzrok ponury — 
I pytał znowu, srożył się i zżymał, 
A Letas ogień wybuchły poddymał. 
I badał starca o xięztwach podbitych, 
O ziemiach tamtych, o synowców spisku. — 
Letas mu mówił, jako się zjeżdżali, 
Jak Litwę-matkę napaść zamyślali, 
Jak Mistrz Inflancki podał kniaziom rękę. 
 
— O hańbo! krzyknął Mindows rozjuszony. 
Jam ich na Rusi wyprawił podbicie — 
Samem na siebie podał im oręże. 
O, lepiéj było zdusić ich w ciemnicy, 
Wilczęta, których nie ugłaszcze człowiek — 
Lepiéj ich było oślepić, i z kijem 
Wyprawić żebrać i modlitwy śpiéwać — 
Lepiéj, o lepiéj stokroć jeszcze było 
Z ojcem i stryjem wyprawić ich razem! 
Lecz stójcie — Mindows ma miecz Ryngoldowy, 
Miecz ten niejednéj spróbował już głowy, 
Trzy mu się jeszcze na potém zostały, 
Lecz na trzy jeszcze ostrza mu wystarczy. — 
  XIII
Wrzał Mindows gniewem, jak wrą jezior fale, 
Gdy burza wzdyma, o brzeg rzuca niemi, 
Jak wrą i szumią bory wichrem zgięte, 
Gnąc swe konary i ścieląc po ziemi; 
Jak orzeł, gdy mu z gniazda wezmą dzieci, 
Jak dzik, gdy strzała uwięźnie mu w oku. — 
Aż Letas z dala drżał przed gniewem jego. — 
A głosem Kniazia nie Krywiczan zamek, 
Nie gród Krywiczan jeden się rozlegał, 
Głos jego Litwę przelękłą przebiegał; 
Ludzie padali milczący, pobledli, 
I cicho drżący nawzajem pytali — 
Kogo Mindowsa straszny gniew obali? — 
 
Wpośrodku zamku, na wzgórzu, nad wodą, 
Stał stos z smolnego zrzucony łuczywa; 
Stos to wojenny. — Kiedy się zapali. 
Płoną po całéj Litwie wojny stosy, 
Każdéj się góry wierzchołek zażega, 
Z sioła do sioła ognisko przebiega, 
Stanie się odbić nad morzem Kuronów, 
Nad świętym Bugiem, nad Styru brzegami, 
Nad Wilją861, Niemnem, błotnistą Prypecią. 
 
I gdy stos wojny w nowogródzkim zamku 
Zapalą, wojną Litwa się rozlega. 
Co dźwignie oszczep, łuk naciągnąć może, 
Wszystko wychodzi na skinienie pana. 
Kniaziowie z zamków z swemi poczty śpieszą, 
Bojary ludzi po siołach zgarniają. 
I płacz po Litwie żon, niewiast i dzieci, 
I jęk po Litwie na płomieniach leci. 
A lud, co został po siołach bezbronny, 
Pędzi się w lasy, za błotami kryje, 
I słucha, rychło wróg wbieży w pustynie 
Z mieczem i ogniem, mszcząc się za swe klęski? 
 
O, stos to straszny — i długo stał zimny, 
Aż urósł wielki, jak gniew Kunigasa. 
Każdy dzień jedno dorzucał łuczywo, 
Każdy dzień gniewu do serca doléwał, 
I w wieczór jeden — płomień objął wielki 
Suchy stos wojny; — błysnęło na zamku, 
Buchły płomienie; na górach sąsiednich 
Żółte im głowy stosów wtórowały. 
A wkoło, jakeś pójrzał862, po równinie 
Płonęły wszędzie, migały z daleka. 
I słychać było płacz żon, jęki matek, 
Krzyki dorosłych, giętych łuków chrzęsty, 
I proc świstanie, i zmięszane863 głosy 
Pożegnań, pieśni, wojennego śpiéwu. 
Cała się Litwa płomieniem objęła, 
I wrzała gniewem Kunigasa swego. 
Starce, co jeszcze z Ryngoldem walczyli, 
Co piérwsi w Rusi po Mogułach864 siedli, 
Wiżos865 wdziewali, szłykiem głowę kryli, 
Z łukiem na plecach i oszczepem w dłoni, 
Z pałką za pasem, biegli w swoich grodach 
Łączyć się z starych dowodźców866 orszakiem. 
 
Na progach numów867 żegnał się syn z matką, 
I płakał, ciesząc868, że z łupem powróci; — 
W grodach xiążęta869, bojary, smerdowie, 
Tłumy swych ludzi szykowali zbrojne, 
A wejdalota błogosławił wojnę, 
I przepowiadał zwycięztwa i sławę; 
A burtynikas870 poległych imiona 
W pieśniach potomnym podać obiecywał, 
Nieśmiertelnemi uczynić na ziemi. 
Ówdzie się z młodą Litwin żegnał żoną, 
Dziecię na ręku jéj śpiące całował, 
Wychodził, wracał, usiadał na progu, 
Modlił Kobolóm, Kawie lał ofiary, 
I szedł, i tęském ozierał się okiem, 
Aż mu za lasem znikła chaty strzecha, 
Męztwo871 z zapałem do serca wstąpiło. 
 
Już gasły stosy, biegli wojownicy; 
Pod nowogródzkim zamkiem usłał niemi; 
Jakby mrówisko872 rozsypane nogą, 
Czerniało z dala — wrzało i szumiało. 
Daleko w polach, piesi, jezdni, tłumnie 
Biegali, stali, leżeli, krzyczeli, 
Pieśni śpiéwali i strzelali z łuków. 
Jeszcze Kunigas nie dał znać do boju, 
Czekali, a tuż drogami wszystkiemi 
Lał się lud zewsząd, jak na wiosnę wody 
Lecą z gór warcząc czarne, zapienione. 
 
O, któż wypowié, co w Mindowsa sercu 
Działo się, kiedy z okna zamkowego 
Na lud swój pójrzał, nie mógł zliczyć tłumów, 
A ciągle nowe ufce873 przybywały, 
Aż, tak jak zajrzał, doliny usłały, 
I gród ich pełen, i lasy sąsiednie, 
A gwar nad wojskiem, jak szum puszczy staréj, 
W powietrza falach ciągle się kołysze 
I mile głaszcze Kunigasa ucho. 
Pieśni wojenne nad tłumy żeglują, 
Jak śpiéw słowika wiosną ponad krzewy. 
Mindows wciąż słucha, sercem, duszą całą, 
I czeka jeszcze — jeszcze ludu mało. 
Aż gdy ich było jak piasku nad morzem, 
Jak dészczu kropli, jako gwiazd na niebie, 
Rzekł — Dość; — i z zamku na białym się koniu 
Sam ruszył naprzód — A wnet wojsko całe, 
Odgłosem jednym ochotnym zabrzmiało, 
I z rykiem wściekłym za jego śladami 
Biegło, leciało, rzucając oszczepy. 
 
— Ha, synowcowie874! wołał Mindows w gniewie, 
Nie chcę ja inszéj od was teraz dani, 
Jak głowy waszéj, ziem waszych i grodów, 
Które, jak wodą, ludem mym zaleję. 
 
Szli, aż gdzie stary dąb był ponad drogą 
Tam wejdaloci ofiarę i wieszczbę 
Czynili wojsku przed wielką wyprawą. 
I braniec Rusin, z nagiemi piersiami, 
Stał, krwią swą mając wróżyć im na drogę. 
 
Czemuż tak rychło Mindows ztąd ucieka, 
Czemuż do końca ofiary nie czeka? 
Nikt nie wié — ale smutni wejdaloci 
Spuścili głowy, ręce załamali. 
Biada ci, ludu, — zła wieszczba na wojnę! 
— Zła wróżba, — z cicha w tłumach powtarzają; 
I zmilkły śpiéwy i zwolniały kroki, 
I każdy westchnął, oczy zasmucone 
Zawrócił jeszcze na rodzinną stronę — 
Jakby ją żegnał, może raz ostatni. 
 
Mindows się pędzi na swym koniu białym, 
Za nim kniaziowie, starsi i bojary, 
Z spuszczoną głową, milcząc w tropy jadą — 
I lud się wlecze, lecz teraz leniwo. 
Zła wróżba wszystkim odwagi odjęła, 
Wojna straszniejsza niż wprzódy stanęła. 
 
Patrzcie! Sam Mindows pośród drogi staje. 
Coż znowu? drugaż jeszcze wróżba licha? 
Żółta tam liszka875 przez zagony sadzi — 
A liszka wrócić do domów im radzi; 
Lecz któż powróci, kiedy serce pała 
Gniewem i zemstą, kiedy siłę czuje, 
I w swój upadek i w zły los nie wierzy?  
 
Pojechał Mindows, wojsko się ciągnęło, 
Poszli, tylko się bojaźliwsi starzy 
W lasy rozpierzchli, do domów wrócili. 
Młodszym na sercach piekła żądza boju, 
I chciwość łupów, i sławy pragnienie. — 
Poszli w Ruś, poszli!! — a krucy876 stadami 
Lecieli kracząc wojsku nad głowami; 
I coraz większe, czarniejsze ich chmury, 
Na próżno chcą je odegnać strzałami; 
To się rozpierzchną, to w górę podniosą, 
A lecą ciągle i kraczą złowrogo; 
I gdzie się stada spotkają z nowemi, 
Garną je w siebie. — Rzekłbyś, wojsko drugie 
Powietrzem ciągnie, ostrząc dziób i szpony. 
I słychać jako Litwie urągają, 
Jak się paść trupy877 Litwinów zmawiają. 
Tylko Jaćwieże wróżby się nie boją. — 
Jaćwież się śmierci nie lęka, ni wojny; 
On w pieśniach braci żyć pewien na wieki, 
Umrze z pogodném w ustach pożegnaniem, 
Z ręką na sercu! A duch jego leci 
Prosto do Wschodniéj, do ojców ziemicy! 
Jaćwieże naprzód pędzą niezlęknieni, 
I pieśni wojny dzień i noc śpiéwają.878 
 
Jaćwiezka879 pieśń wojenna
Bądź mi zdrowa, miła, 
Bądź mi, ojcze, zdrowy! 
I dziadów mogiła — 
I ogniu domowy! 
 
Bądź mi zdrowy, bracie, 
Bądź mi zdrowa, żono! 
Nie czas siedziéć w chacie, 
Stosy zapalono. 
 
Pójdę ja polować 
Na wrogi, daleko — 
Palić i rabować 
Za dziesiątą rzeką. 
 
Za rok powróciemy880, 
Zastukam do chaty — 
To wam przyniesiemy 
Z Rusi łup bogaty. 
 
Ojcu szatę drogą, 
Matce pieniądz złoty, 
Żonie zausznice 
Zamorskiéj roboty. 
 
A jeśli po roku 
Bracia wrócą z wojny, 
Nie płacz, ojcze miły, 
Syn twój śpi spokojny! 
 
Duch już w ojców kraju 
Dziadóm881 się pokłonił, 
I za cieniem wroga 
Daleko pogonił. 
 
O, nie żal nam życia, 
Nie żal naszéj ziemi; 
My w pieśni na wieki 
Żyć będziem ze swemi!! 
  XIV
Widać już zamku połockiego mury, 
I mętnéj Dźwiny882 czarne widać wody. 
Mindows z radości zatrząsł się i gniewu, 
Wojsko się jednym głosem odezwało. 
A głos to wielki, jak głos morza w nocy! 
Między Usaczem, Połockiem883 stanęli, 
Doliny wielkim zalegli obozem. 
O biada wrogóm! biada niskim siołóm884! 
Gdzie miecz litewski przez pola zaorze, 
Dziesięć lat trawa nie wyrośnie potém, 
Dziesięć lat ludzie na zgliszcza nie wrócą. — 
Litewski najazd, jak Maras885 niszcząca, 
I niemowlętóm nawet nie przebaczy, 
I starców siwych nie oszczędzi włosów! —  
 
Postrzegł lud ruski litewskie mrówisko886; 
Jęknęły dzwony i ludzie jęknęli, 
Popi przed święte szli modlić Ikony; 
A tam w dolinie już ze Dźwiny piły 
Konie Jaćwieży, Żmudzi i Kuronów.  
 
Towciwiłł wyjrzał z zamkowéj wieżycy, 
I plasnął w dłonie, i Bogu dziękował. 
— Mindows już w ręku! — Wnet posłańce śpieszą 
Do Mistrza Inflant, do Kniazia Daniłła, 
Wikinda brata i brata Erdena. 
— Mindows już stoi nad błotnistą Dźwiną, 
Czas nam do walki, przybywajcie skoro. — 
 
Lecą posłańcy — a Mindows spoczywa, 
Widokiem zemsty przyszłéj pasie oczy, 
I nieprzyjaciół straszy czarną zgrają. 
Wnet się Litwini dokoła puszczają, 
Lecą, i sioła, i gródki pustoszą, 
Śmierć, głód i postrach na plecach roznoszą.  
 
O ziemio ruska! biada, biada tobie! 
Niedawno jeszcze Połowcy887 wnętrzności 
Rwali ci, krew twą pełną dłonią pili; 
Potém cię Moguł888 związał i zwojował, 
Lud twój rozproszył i popalił grody, 
I kędy przeszedł, zostawił pustynie, 
Gdzie wilk wył bury i sowy krzyczały, 
Gdzie krucy889 trupem ruskim się spasali. 
O ziemio ruska! biada tobie znowu! 
Chwila spoczynku nie wyszła, i Litwa 
Znów resztę twoich idzie morzyć dzieci. — 
Lecz nie płacz, Rusi, powstrzymaj łzy krwawe; 
Bóg twoich wrogów zaślepił, Bóg odjął 
Siłę ich mieczóm, głowóm890 ich rozumy. 
Oto już Mindows pod Połockiem leży, 
Nad Dźwiną konie żmudzkie się spasają, 
W Połocie891 Kuron kąpie się z Jaćwieżem; 
Czemuż na mury zamkowe nie biegą, 
Czemuż czekają aż się wrogi zbiorą, 
I dają czasu siły nagromadzić? — 
 
Dzień trzeci jasnym kończył się wieczorem, 
A jeszcze Litwa obozem leżała, 
Jeszcze wojenne nie zagrzmiały krzyki. 
Letas w namiocie stał u nóg Mindowsa. 
— Idź, rzekł Kunigas, idź do Towciwiłła, 
Niechaj przychodzi czołem mi uderzyć. 
Niech dań powinną natychmiast zapłaci, 
A z wojskiem swojém idzie przeciw braci. 
Powiedz, niech spojrzy w dolinę przed siebie, 
1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 92
Idź do strony:

Darmowe książki «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz