Darmowe ebooki » Dramat romantyczny » Irydion - Zygmunt Krasiński (barwna biblioteka .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Irydion - Zygmunt Krasiński (barwna biblioteka .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński



1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 29
Idź do strony:
pragnął dla siebie, którą teraz mnie zapisywał. — „Nie uchylisz czoła, nie stracisz wiary w złej godzinie — w dobrej nie przebaczysz, nie zaprzestaniesz, ale przejdziesz po zwłokach zrzuconego, by stojących obalać. — Nie miej smutku ani słabości, bo jako księżyc na niebie tak dzieje narodów na ziemi wzrastają, by maleć. — Dziś Roma u stóp widnokręgu, blisko nizin śmierci”. — Tak nauczał, a z milczenia nocy stopniami291 budziło się życie, a co chwila Bóg mściciel bardziej ciężał nad nim!

Wreszcie przysiągłem przed jego świętym obliczem. — On dłoń trzymał na czole moim — przysiągłem rozkoszy nie mieć — przywiązania nie znać — litości nie słuchać — ale żyć, by niszczyć, dopóki duch mój się z ojca duchem nie połączy!

KORNELIA

Przebacz mu, Panie, on nie wie, co mówi!

IRYDION

Masynissa krew dymiącą wylał z czary na głowę moją i na rękę jego i pierwszy promień zorzy błysnął na łożu umierającego. — „Hellado moja!” zawołał głosem miłości i spojrzał jak tryumfator ubóstwiony zwycięstwem! W tym natchnieniu ustało jego ziemskie życie. — Kornelio! Zemsta dobrem moim — w zemście żyć muszę i skonać!

KORNELIA

Na kim ty ją chcesz wywrzeć? — Hieronimie, kto jemu, kto tobie przewinił?

IRYDION

Ci, którzy was przymusili błądzić, skąd uciekają żyjący po złożeniu umarłych! Ci, którzy Boga twojego zelżyli razy tysiąc i co było w sercach ludzi boskim, zdeptali na ziemi! — Czy ty wiesz przeszłość? — Tłumaczyć ci ją będę, jak Chrystus wracając z Emaus pismo nieświadomym. — Stało się pod wieczór światu — zwiędły kwiaty poranku, zgasły ognie młodości na egejskich wybrzeżach. — Raz jeszcze na północy ozwał się głos wolnych — potem wszystko ucichło — wtedy powstał człowiek, który rzekł: „Dawne chwały przywrócę a zniszczę tych, co wszystko zniszczyli”. — Czy ty go potępiasz, córo chrześcijan? — On chciał, by cierpiący odrzucił więzy — by ślepy w niewoli przejrzał i poznał progi ojczyste — by głuchy i niemy przemówił rodzinną mową. — Czyż on nie zwiastował powtórnego przyjścia Boga twego? Jan niegdyś samotny, bezbronny, wołał na pustyni, że nadchodzi syn człowieka, ale ten który umęczon292 będzie. — Ojciec mój poprzedził tego, który zwycięży. — Tego, co królować będzie, tego, o którym zwątpiłaś!

KORNELIA

Ja?

IRYDION
chwytając ją za ramię

Boś sądziła, że on tę ziemię zostawi na łup Rzymianom — ty myślałaś, że on krwi waszej niesyty będzie!

KORNELIA

Zgubiony — och! Panie! A jednak ogień wiekuisty, ogień Cherubów w oczach mu jaśnieje!

IRYDION

Uwierz. — Ty się nie domyślasz, co mnie czeka jutro. — Uwierz — ja wodzem ludu twego. — Uwierz, a Jowisz z Kapitolu runie, by nie powstać więcej. Słychać kroki. To Wiktor, to niewierny! — Zostań. — Ja wrócę za chwilę.

Wchodzi w ciemne przejście. KORNELIA

Serce biedne, nie moje, nieznane serce, ty, co bijesz tak rozdzierająco, módl się do Chrystusa. — Panie — Panie odpowiedz słudze twojej!

Od krzyża nigdym oczu nie spuściła293 ku śmiertelnym twarzom — a teraz, o Panie dwoje ócz utkwiło mi w pamięci. — Jego oczy, jego, Panie!

I jako prorok, i jako święty, i jako Archanioł on staje przede mną i mówi, a ja go słucham, Panie! — I chciałabym skonać. Głowę zniża między ręce. Zmiłuj się nade mną!

WIKTOR
wchodzi z orszakiem

„Ile razy zbierzecie się w imieniu moim, będę z wami”. — Czemu nie usłuchałaś słów tych dzisiaj? — Ciebie i Symeona z Koryntu, i innych wielu nie dojrzało oko moje. — Córko, zostaw ścieżki samotne nieprawym i odwróć się od nich, kiedy za grobami schyleni naradzają się chytrze.

KORNELIA

Ojcze!

WIKTOR

Czy przynajmniej modliłaś się tutaj w uczestnictwie nas wszystkich?

KORNELIA

Modlę się, ojcze. —

WIKTOR

Czy sama tu byłaś?

KORNELIA

Ojcze! Sama jestem. —

WIKTOR

Drżysz jak światło gasnące — co tobie się stało, Metello?

KORNELIA

Szukam Boga, Pana mego, i znaleźć go nie mogę. —

WIKTOR

Największym świętym przydarzały się chwile niepewności. — Znać wtedy, że nieprzyjaciel w pobliżu. — Módl się więc i czuwaj, bo duch skory, ale ciało słabe.

Wychodzi. KORNELIA

Ojcze!

WIKTOR
odwracając się

Co, dziecię moje?

KORNELIA

Czy już bliski poranek?

WIKTOR

Dopiero noc się zaczęła.

KORNELIA

A Dzień Sądu czy bliski, ojcze?

WIKTOR

W każdej chwili Syn człowieka może nas powołać przed swoje oblicze. — Czy ty co przeczuwasz?

KORNELIA

Nie — tylko słabo mi bardzo — tylko wiedzieć chciałam... —

WIKTOR

Dziś jeszcze w Eloimie ofiarę świętą odprawię za ciebie. — Schorzała dusza twoja i ciało zmęczone pokutami — wstań, nie trwóż się, idź zasnąć, córko. —

Wychodzi. KORNELIA

Czemu nie zatrzymałam biskupa... — Irydion wchodzi. Słyszę stopy lekkie, stopy kusiciela. Odwraca się. Ach! Piękny, piękny jak anioł! — Wiktorze, Wiktorze!

IRYDION

Nie usłyszy ciebie. —

KORNELIA
obejmując sarkofag ramionami

Popioły świętych, strzeżcie mnie tej nocy. —

IRYDION

Czego się lękasz?

KORNELIA

Czy nie widzisz, jak ciemno, czy nie czujesz zimna — tak jak gdyby wszyscy umarli, a nas dwoje tylko zostało — potępionych dwoje. — Oni, reszta, wszyscy w niebiesiech!

IRYDION

Godzina, którą ci opowiedziałem, za twarda na serce twoje!

KORNELIA

Mylisz się. — Wzdychałam do palmy męczeńskiej, a miałabym drżeć przed zwycięstwem Pana mojego! Nie — nie. — Tylko coś rozprzęgło się w duszy mojej, coś mi w głowie się usuwa, coś w sercu pęka, Hieronimie. —

IRYDION

Niewiasta czynów nie potrzebuje, jedną cichą modlitwą zbawiona być może. — Jeżeli się nie poczuwa do mocy, niechaj idzie precz ode mnie. — Tu rozdzielą się drogi nasze — będziesz spokojna jak wprzódy — obaczym294 się kiedyś, ale nie na ziemi... —

KORNELIA

Prawdę wyrzekłeś — stopy unieście duszę daleko, daleko! Usiłuje powstać. — Irydion rękę jej podaje. Ach! Przybiłeś mnie na nowo — nie mogę. —

IRYDION

Biedna!

KORNELIA

Coś nieśmiertelnego opasało mnie, niewidzialnych ramion dwoje!

IRYDION

Ostatni raz mówię ci: uciekaj. —

KORNELIA

Nie. — Dopókiś w błędzie śmiertelnym nie wyzionął ducha, dopótyś bratem moim w obliczu Ojca niebieskiego.

IRYDION

Świadczę się wami, kości umarłych, i tobą, matko ziemio. — Chciałem ją, ją jedną ocalić! Przechadza się po ciemnicy. Tak ojciec mój niegdyś zabił duszę niewinną kapłanki. — Siła dzikiego Fatum zewsząd mnie opasuje. — Zbliża się do niej. Kornelio, Kornelio!

KORNELIA

Modlę się za ciebie, klęknij tu przy mnie, zbądź295 pychy, powtarzaj słowa moje. —

IRYDION

Jutro, pojutrze zacznie się moja modlitwa — głośna. — Siostro — wśród jęków nieprzyjaciół!

GŁOS W POBLIŻU

Hieronimie do broni!

IRYDION

Przybywam. —

KORNELIA

To on — to Symeon! —

IRYDION

A tam dalej tysiąc podobnych jemu drży z niecierpliwości i czekają na mnie. Zrywa jej welon. Pryśnij obsłono duszy mojej! Porywa ją w objęcia. Usta, zostawcie na tym bladym czole obietnicę lepszego losu!

KORNELIA

Ach! Wraz z tobą na wieki potępiona jestem!

Mdleje. GŁOS

Śpieszaj, śpieszaj296!

IRYDION
biorąc hełm i oręż, potem wraca i nachyla się nad nią

Nie, ty nie umarłaś! Przyciska ją do piersi. Obudź się na twardym pancerzu męża, obudź się Kornelio. Masynisso! Bądź mi przeklętym, jeśli jej zguby nie odkupisz mi zwycięstwem!

KORNELIA

Kto woła?

IRYDION

Ten, o którym powiedziano, że przyjdzie i pokona dumnych!

KORNELIA

Widzę nareszcie, widzę ciebie. — Ty raczyłeś dotknąć się oblubienicy twojej. — Długo czekałam. —

IRYDION

Podnieś głowę — rozedrzyj wzrokiem te sklepienia. Tam wybrani śpiewają hymn tryumfu. — Zmartwychwstań!

IRYDION

O Panie! Chwała bitew naokoło twarzy twojej — płoniesz cały blaskami żelaza — Panie, gdzie rany twoje, niech je obleję łzami!

IRYDION
podnosi ją

Jutro, niewiasto, spełnią się przepowiednie o Królestwie Krzyża.

KORNELIA

O, nie rozpraszaj się wśród ciemności — oni mówili, że przyjdziesz, a teraz Ty mnie nie weźmiesz z sobą. — Ty zapomnisz o służebnicy Twojej!

IRYDION

Biedna! Powstań — nie płacz — nie rozpaczaj!

KORNELIA

Daj mi zaginąć w chwale Twojej! Ja już umarłam, o Panie!

IRYDION
porywa ją z ziemi

Dni kilka jeszcze, niewiasto. — Tymczasem wołaj na braci swoich: „do broni”.

Odchodzi. KORNELIA

Słyszycie ostatek słowa Jego. — On zstąpił drugi raz na ziemię i tą razą miecz w jego prawicy połyska — Do broni! Kości umarłych, żyjący kapłanie ludu boży, odpowiedzcie! On tak kazał. — Za mną: do broni, do broni!

Ucieka.
Inna strona katakumb. — Symeon z Koryntu — obok krucyfiks, księga i trupia głowa. SYMEON

W dniu jednym świat posiąść, nie ten nędzny, kędy297 błyszczy złoto i stęka żelazo, ale ten ogromny, ten świat dusz wszystkich, i panować im w imieniu Twoim, o Boże! Ach! Gdyby298 morze jasności, ta myśl przede mną rozciągnięta — ku niej płynę w potokach cierpienia i poniżenia coraz olbrzymiej rozpychając zasępione fale. — O Chrystusie! Podbiję ci wszystko, co zowie się ciałem. — Tam w dole będą pustynie, skały, miasta, stamtąd szumią wołania królów i kupców, a duch mój, odbicie Twego na ziemi, zawieszony w górze, jednością potęgi ich ściska. — Każę im milczeć lub modlić się, drżeć lub radować się — myśleć lub zasnąć!

IRYDION
wchodząc

Witam cię, synu Hellady, po dwakroć bracie mój!

SYMEON

Wreszcie nadszedłeś.

IRYDION

Czas jeszcze. —

SYMEON

Czy widziałeś Wiktora?

IRYDION

To dziecię stare, które panuje nad nami. W nim słodycz jest słabością, a słabość staje się uporem.

SYMEON

Zaprawdę ci mówię, że trzoda nie puści się na nieznane pole bez błogosławieństwa pasterza.

IRYDION

Zwlekajmy do ostatniej chwili — wtedy nagle otoczym299 go rozpacznymi300 prośby. — Nieprzygotowanego strach ogarnie lub duch boży oświeci!

SYMEON

Do stóp mu się rzucę — iskra, co pryśnie od mojego serca, duszę mu rozerwie.

IRYDION

Śpi u niego głęboko dusza — twarz wyschła mu od cnoty — zresztą idźmy zawsze naprzód, nie oglądajmy się nigdy — w tym nasze zbawienie.

SYMEON

Stanie się, jako mówisz. — Czy słyszysz te pomieszane głosy, gromadzą się, jak im przykazałem na pograniczu świętych grabów, na szerokich smętarzach starych pogan.

IRYDION

Ukrzyżowanego, niezemszczonego weź w ręce i nieś przed ich oblicza!

SYMEON
porywając za krucyfiks

O jakżem był niegdyś małoduszny i ślepy! Wierzyłem, że niesprawiedliwość znosić trzeba, by docierpieć się nieba — Podnosi czaszkę. Patrz na te zapadłe skronie — w tych załomach jaśniało niegdyś życie życia mego. — Biskup miał złączyć ręce nasze — Dnia jednego nie dostawało301, lecz nocą wpadł centurion i porwał niewinną do cyrku Flawiana. — Spod paszczy tygrysa to mi tylko zostało! — I jeszcze długo potem walczyłem z żądzą oporu, jakby z szatanem, a to był duch żywy, święty, co owładał mną stopniami302! Kładzie czaszkę. Spoczywaj nieboga! Wkrótce z martwych ty powstaniesz dla mnie!

IRYDION

Zemsta więc i naprzód tam, gdzie brzęczą pszczoły303!

Wychodzą.
Przestronne lochy. — Cenotafy304 po ścianach. — Mogiły rozsypane tu i ówdzie. — Zgromadzenie chrześcijan przy pochodniach. CHÓR MŁODZIEŃCÓW

Nieszczęśliwy ten, co urodzon305 z niewiasty. — Dni jego błahe i znikome — od krzyża ramion odwiązać, od cierniów skroni odchylić nie zdoła. — Ciemności siostrami jego i grobem!

CHÓR STARCÓW

Święty, Święty, Święty, słuszne sądy Twoje! Ty przez męki ojców wynosisz przyszłe pokolenia. — Na stosach kości naszych zieloność wiosny i szkarłat potęgi rozwiedziesz306 synom naszym. —

CHÓR MŁODZIEŃCÓW

Zeszlij307 nam pocieszyciela — I niech on stanie na wysokościach, niech karki wyniosłych stopom swoim podściele w równiny. — Wchodzą Symeon i Irydion. Witajcie!

SYMEON

W imieniu Ojca, Syna i Ducha, nadzieja niechaj będzie z wami.

CHÓR STARCÓW

Symeonie, Symeonie! Dlaczego ten, co idzie za tobą, co niedawno jeszcze nosił szatę katechumena dziś przywdział zbroję? — Naucz go i oświeć, by puklerzem była mu skrucha, a szczera modlitwa jedynym orężem. —

SYMEON
do Irydiona

Wstąp na mogiłę — odpowiadaj za siebie. — Ja tymczasem wezwę jeszcze ducha — chwil kilka jeszcze, a stanę się w duchu.

IRYDION

Kto się pyta, niechaj własnej mądrości nie ufa, ale niech spojrzy wokoło i przypomni sobie przepowiedziane dni klęski mające zawisnąć nad ziemią!

Czasy milczenia kończą się dzisiaj, bo przebrały się męki sprawiedliwych — w grobach już miejsca nie znaleźć. — Koście umarłych gwałtem nas opychają ku słodkim błękitom. —

Kto leżał w prochu, niechaj powstaje, kto się weselił nad naszymi głowy, niechaj zadrży — bo przepaście wejdą w górę, a wzgórza zapadną w otchłanie!

CHÓR MŁODZIEŃCÓW

Synu obietnicy, pokój Pana niechaj będzie

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 29
Idź do strony:

Darmowe książki «Irydion - Zygmunt Krasiński (barwna biblioteka .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz