Jutrzenka - Friedrich Nietzsche (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖
Jutrzenka. Myśli o przesądach moralnych (Morgenröte. Gedanken über die moralischen Vorurteile) wydana w 1881 r. stanowi — wraz z poprzednią publikacją Wędrowiec i jego cień (1800) oraz następną, zatytułowaną Wiedza radosna (1882) — szereg dzieł Nietzschego będących efektem opracowania przez filozofa problemów śmierci Boga, nihilizmu, krytyki chrześcijaństwa i wiodących do jego opus vitae, czyli Tako rzecze Zaratustra (1883).
Nietzsche w tym okresie porzucił już profesurę na uniwersytecie w Bazylei i pędził samotnicze życie, z przyczyn zdrowotnych podróżując wiele po Włoszech, Niemczech i Szwajcarii (m.in. w ulubionym Sils-Maria nad jeziorem Silvaplana w dolinie Innu). W Jutrzence zagłębia się w dzieje kultury, szukając źródeł moralności, pytając o istotę tzw. „wyrzutów sumienia”, a przy tym poddaje inteligentnej krytyce mechanizmy społeczne i obyczajowe.
- Autor: Friedrich Nietzsche
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Jutrzenka - Friedrich Nietzsche (tygodnik ilustrowany biblioteka cyfrowa .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Nietzsche
Niemożliwy stan. — Biedny, pogodny i niezależny! — to skojarzenie jest możliwe. Biedny, pogodny i niewolny! — i to jest możliwe — i nie umiałbym robotnikom, wprzęgniętym do jarzma fabrycznego, nic lepszego nad to powiedzieć: o ile nie wydaje się im w ogóle rzeczą haniebną zużywać się w ten sposób, jak to obecnie się dzieje, niby śruby w jakiejś machinie lub niczym gruz do zapełnienia szczerb w wynalazczości ludzkiej! Tfu! Jak można dawać wiarę, iż wyższa zapłata usunie istotę ich niedoli, to znaczy ich nieosobiste uciemiężenie! Tfu! Jak można pozwalać wmawiać w siebie, iż wzmożenie tej nieosobowości, śród maszynowego ładu jakiegoś nowego społeczeństwa, może hańbę niewolnictwa przekształcić w cnotę! Tfu! Jak i można mieć cenę, za którą człowiek przestaje być osobą i spada do rzędu śruby! Czyżby i was ogarnął także szał tegoczesnych narodów, które pragną przede wszystkim możliwie najwięcej produkować i wzbogacać się? Zadaniem waszym byłoby ujemne wskazać im następstwa: jak wielkie zasoby wewnętrznych wartości na takie zewnętrzne roztrwania się cele! Lecz gdzie jest wewnętrzna wartość wasza, skoro już nie wiecie, co to znaczy swobodnie odetchnąć? Skoro w najskromniejszym nawet zakresie nie rozporządzacie sobą? Skoro nader często uczuwacie odrazę do siebie niby do zwietrzałego napoju? Skoro dajecie posłuch dziennikom i patrzycie spode łba na bogatego sąsiada, roznamiętniani szybką zwyżką i zniżką potęgi, grosza i poglądów? Skoro nie wierzycie już w filozofię, odzianą w łachmany, w pogodne szczęście człowieka, poprzestającego na małym? Skoro dobrowolne, idylliczne ubóstwo, nieskrępowane żadnym zawodem ni małżeństwem, co bardziej uduchowionym śród was przystałoby właśnie, jest dla was przedmiotem pośmiewiska? Nie dźwięczyż wam natomiast bezustannie w uchu pobudka socjalistycznych warchołów, co chcieliby was odurzyć niedorzecznymi nadziejami? Co zalecają wam gotowość i nic więcej, gotowość z dnia na dzień, iż czekacie i czekacie czegoś od zewnątrz i życie wasze upływa marnie, jak upływało dotychczas — aż to czekanie przedzierzgnie się w głód, w pragnienie, w obłęd i gorączkę, i w końcu całej świetności zajaśnieje dzień bestiae triumphantis? — Toć każdemu należałoby pomyśleć w duchu: „raczej wyemigruję, dołożę starań, by w dzikich, pierwotnych ustroniach świata zostać panem, zaś przede wszystkim panem siebie samego; będę dopóty zmieniał miejsce, dopóki nie sczeźnie mi z oczu ostatnia oznaka niewolnictwa; rzucę się w wir wojen i przygód, w najgorszym zaś razie śmierć będzie mą ucieczką: lecz dość już tej sromotnej niewoli, tego zatruwania się jadem goryczy i spisków!”. Słuszny pogląd przedstawiałby się tak: robotnicy europejscy powinni by oświadczyć, iż stan ich odtąd jest niemożliwością, nie zaś, jak to zazwyczaj się dzieje, poprzestawać na skargach, iż ustrój jego jest uciążliwy i niezgodny z celem; powinni by wszcząć okres takiego wyrajania się z europejskiego ula, jakiego dotychczas nie zaznano jeszcze, i tym wyrajem w wielkim stylu zaprotestować przeciwko machinie, przeciw kapitałowi oraz przeciw zagrażającemu im obecnie wyborowi między nieuniknionym zaprzedaniem się bądź to w niewolę państwa, bądź też w niewolę stronnictw skrajnych. Niechaj postrada Europa czwartą część swych mieszkańców! Jej i im spadnie głaz z serca! Dopiero na obczyźnie, gdy rojne tłumy kolonistów przystąpią do dzieła, okaże się, jak wiele cennego rozumu i słuszności, jak wiele zdrowej nieufności wpoiła swym synom macierz Europa — tym synom, którzy nie mogli już znieść towarzystwa zaśniedziałej staruszki i narażeni byli na niebezpieczeństwo, iż ulegną temu samemu sposępnieniu, przeczuleniu i żądzy użycia, w jakich pogrążyła się ona. To, co w ojczyźnie jęło się wyradzać w groźne zniechęcenie i zbrodnicze popędy, nabędzie w oddali dzikiej — pięknej naturalności i będzie nosiło miano heroizmu. — W ten sposób powiałoby wreszcie znowu czystsze powietrze w starej, przeludnionej obecnie i zasklepionej w sobie Europie! Chociażby nawet dolegał jej zrazu nieco brak „rąk do pracy”! Może by wówczas ocknęła się myśl, iż do wielu potrzeb nawykło się dopiero wtedy, gdy zaspokojenie ich jęło nie przedstawiać większych trudności — i niektóre potrzeby wyszłyby znów z użycia! A może sprowadzono by Chińczyków: ci zaś wnieśliby sposób życia oraz zapatrywania pracowitym właściwe mrówkom. Ba, przyczyniliby się na ogół do tego, iż niespokojnej i miotanej rozterką Europie przeszłoby w krew nieco azjatyckiego spokoju i rozwagi tudzież — co snadź149 najpotrzebniejsze — azjatyckiej długotrwałości.
207.Zachowanie się Niemców względem morału. — Niemiec jest zdolny do wielkich rzeczy, atoli jest to nieprawdopodobne, by ich dokonał: gdyż jak wszystkie gnuśne w sobie duchy lubi być posłuszny, gdy może. Kiedy go coś zmusi stanąć o własnej mocy, wyzbyć się swej gnuśności, kiedy już nie może zgubić się niby cyfra w jakiejś sumie (pod tym względem jest on bez porównania mniej wart od Francuza lub Anglika) — odkrywa swe siły: wówczas staje się niebezpieczny, zły, głęboki, zuchwały i dobywa na jaw zasób uśpionej energii, którą ma w sobie, a w którą nikt (nawet on sam) nie wierzył. Gdy Niemiec w takich wypadkach bywa sobie posłusznym — rzecz to nader wyjątkowa — dzieje się to z tą samą ociężałością, zawziętością i przewlekłością, z jaką zwykł okazywać posłuszeństwo swym władcom i swym urzędowym powinnościom: dorasta zatem wtedy, jak już wspomniałem, do wielkich rzeczy, co ze „słabym charakterem”, jaki u siebie przypuszcza, w zgoła żadnym nie pozostają stosunku. Zazwyczaj wszakże lęka się być zależnym li tylko od siebie, improwizować: dlatego Niemcy potrzebują tak wielu urzędników, tyle atramentu. — Lekkomyślność jest mu obca, jest na nią za bojaźliwy; jednakże w całkiem nowych warunkach, z ospałości go wyrywających, bywa omal lekkomyślny, rozkoszuje się wówczas niezwykłością nowego położenia niczym upojeniem, a zna się na upojeniach! Jakoż w polityce okazuje się obecnie Niemiec niemal lekkomyślnym: acz i na tym polu ma po swej stronie przesąd o swej ścisłości i gruntowności, i w stosunkach z innymi mocarstwami wyzyskuje go sowicie, to jednak w skrytości cieszy się swawolnie, iż wreszcie wolno mu roić, puszczać wodze swym zachciankom i żądzy nowości, że może zmieniać niby maski ludzi, obozy i nadzieje. — Niemieccy uczeni, słynni dotychczas z tego, iż przodowali śród Niemców swą niemieckością, dla swego głębokiego, dziecinnego prawie popędu do posłuszeństwa we wszelkich zewnętrznych rzeczach i koniecznościach byli i są snadź150 jeszcze zdolni do wielkiej w umiejętnościach samodzielności oraz wielkiej odpowiedzialności; jeżeli zachowują właściwą sobie dumę, prostotę i cierpliwość, i potrafią się ustrzec politycznych błazeństw w czasach, gdy inny powiew uczuwać się daje, to jeszcze wielkich rzeczy spodziewać się po nich można: obecny ich stan (czy też ubiegły) jest ledwo zawiązkiem czegoś wyższego. — Dodatnią i ujemną stroną Niemców, nie wyłączając ich uczonych, było dotychczas to, iż snadniej od innych ludów skłaniali się ku zabobonowi i wierze; wadą ich po wszystkie czasy było pijaństwo i pociąg do samobójstwa (to ostatnie jest oznaką ociężałości ducha, który z łatwością daje się unieść chętce, by wypuścić z rąk wodze); niebezpieczeństwem grozi im to wszystko, co krępuje władzę rozsądku, a wyzwala uczucia (na przykład nadmiar muzyki i gorących napojów): gdyż uczucie niemieckie zwraca swe ostrze przeciwko własnemu dobru i pragnie się unicestwić, podobnie jak u opojów. Nawet zapał mniej jest wart w Niemczech aniżeli gdzie indziej, gdyż jest bezpłodny. Jeżeli Niemcowi zdarzyło się kiedykolwiek dokazać rzeczy wielkiej, to dokonał jej z musu, w porywie dzielności, z zaciśniętymi zębami, z całym napięciem przytomności, a nieraz i wspaniałomyślności — Obcować z nim warto — gdyż omal każdy Niemiec może coś dać, o ile zdoła się go skłonić, by poszukał, odszukał w sobie (jest bowiem nieporządny). — — Kiedy zaś taki lud pocznie zajmować się morałem: jakiegoż rodzaju morał przypadnie mu do serca? Oczywiście zapragnie przede wszystkim, by jego serdeczna skłonność do posłuszeństwa przejawiała się w nim w chwale ideału. „Człowiek musi mieć coś, czemu by mógł bezwzględnie być posłusznym” — oto niemieckie odczuwanie, niemiecki sposób wnioskowania: kryje się on na dnie wszystkich niemieckich nauk moralnych. Jakżeż odmienne wynosi się wrażenie z całokształtu antycznego morału! Wszyscy ci greccy myśliciele, lubo151 tak różnorodnie przedstawia się nam ich obraz, podobni są, gdy chodzi o morał, znamienitemu zapaśnikowi, co tymi słowy przywołuje młodzieńca „Pójdź! Naśladuj mnie! Oddaj się mi w ręce! A może kiedyś otrzymasz nagrodę wobec wszystkich Hellenów”. Osobiste wyróżnienie — to cnota antyczna. Uległość, posłuszeństwo jawne lub skryte — oto cnota niemiecka. — Na długo przed Kantem oraz jego kategorycznym imperatywem temu samemu odczuwaniu dał Luter następujący wyraz: musi istnieć jakaś istota, której człowiek mógłby bezwzględnie zaufać — dowodził on w ten sposób istnienia Boga, domagał się z większym prostactwem i nieokrzesaniem aniżeli Kant, by okazywano posłuszeństwo nie jakiemuś pojęciu lecz osobie, ostatecznie zaś i Kant jeno dlatego zbłądził na manowce morału, by dojść do posłuszeństwa względem osoby: a jest to tym więcej kultem Niemca, im mniej kultu pozostało mu w religii. Grecy i Rzymianie odczuwali inaczej; takie zdanie, jak: „musi istnieć jakaś istota” — nie uszłoby ich szyderstwa: było to właściwością ich południowej niepodległości uczucia, iż „bezwzględnemu zaufaniu” nie dawali do siebie przystępu i w najtajniejszej głębi serca zachowywali nieco sceptycyzmu względem wszystkiego i wszystkich, względem Boga, człowieka i pojęcia. A cóż dopiero filozof antyczny! Nil admirari152 — zdanie to zawiera dlań filozofię. Zaś Niemiec, mianowicie Schopenhauer, odbiega odeń tak daleko, iż powiada: admirari id est philosophari153. — A jeżeli dla Niemca, jak to się zdarza, pocznie się wreszcie okres, gdy stanie się on zdolny do rzeczy wielkich? Gdy nadejdzie chwila wyjątkowa, godzina nieposłuszeństwa? — Nie zgadzam się z Schopenhauerem, jakoby jedyną zaletą Niemców, wyróżniającą ich między innymi narodami, było to, iż istnieje śród nich więcej ateistów aniżeli gdzie indziej — to jednakże wiem: gdy dla Niemca nastanie chwila, iż stanie się zdolny do rzeczy wielkich, to wydźwignie się on raz na zawsze ponad morał! I czyż może postąpić inaczej! Jąć się musi obecnie czegoś nowego, mianowicie rozkazywania — sobie lub innym! Cóż, kiedy do rozkazywania nie wdrożył go niemiecki morał! Zapomniano w nim o rozkazywaniu!
Pytanie sumienia. — „A in summa: czegóż to chcecie nowego?” — Dążeniem naszym jest, by przyczyny przestały być grzechem, a skutki katem.
209.Pożyteczność najsurowszych teorii. — Przebacza się niejednemu jego przywary moralne i przez rzadkie przepuszcza się je sito, jednakże pod tym warunkiem, by wyznawał niezmiennie najsurowsze teorie moralne! Natomiast życie wolnomyślnych moralistów brano zawsze pod mikroskop z tą myślą ukrytą, iż skaza na życiu jest najniezawodniejszym argumentem przeciwko niepożądanemu poznaniu.
210.„Samo w sobie”. — Ongi154 pytano: „Co to jest śmieszność?” — jak gdyby poza nami istniały rzeczy, które posiadają właściwość śmieszności, i wysilano się na najrozmaitsze pomysły (pewien teolog doszedł nawet do wniosku, iż jest to „naiwność grzechu”). Obecnie pytamy: „Co to jest śmiech? Jak powstaje śmiech?”. Opamiętano się i przekonano wreszcie, iż nie masz niczego, co by samo w sobie było dobre, piękne, wzniosłe lub złe, że istnieją wszakże stany duszy, w których rzeczy znajdujące się w nas i poza nami takimi określamy słowy. Pozbawiliśmy rzeczy określników użyczonych im poprzednio lub co najmniej przypomnieliśmy sobie, że użyczyliśmy ich: baczmy, iżby ten pogląd nie przyprawił nas o utratę zdolności użyczania i byśmy nie stali się bogatszymi i skąpszymi zarazem.
211.Tym, co marzą o nieśmiertelności. — Pragniecie zatem, by ta wasza piękna świadomość siebie trwała wiekuiście? Czyż to nie bezwstydnie? Nie przychodziż wam na myśl, iż wszystkie inne rzeczy musiałyby wówczas znosić was przez całą wieczność, podobnie jak znosiły dotychczas z więcej niż chrześcijańską cierpliwością? A może zdaje się wam, że zdolni jesteście na wieki rozmiłować je w sobie? Toć jeden jedyny nieśmiertelny człowiek na ziemi wystarczyłby w zupełności, by to wszystko, co podówczas istniałoby jeszcze, z odrazy do niego popadło w szał samobójczy i jęło się powroza! I wam to, ziemskim tworom, których pojęcia ogarniają zaledwo parę tysięcy drobin czasu, naprzykrzać się wiekuistemu wszechistnieniu! Czyliż może być coś natrętniejszego? — Ostatecznie: bądźmy pobłażliwi dla istoty, której życie na dziesiątki lat się oblicza! — Nie mogła wyćwiczyć swej wyobraźni do tego stopnia, iżby potrafiła mocą jej przeniknąć swą własną „wiekuistą nudę” — nie miała na to czasu!
212.Z jakiej strony znamy siebie. — Zwierzę na widok innego zwierzęcia mierzy się z nim w duchu; podobnie postępują ludzie dzicy. Z tego wynika, iż każdy człowiek zna siebie omal jeno ze względu na swe siły zaczepne i odporne.
213.Wykolejeni. — Jedni są z takiej gliny, iż społeczeństwu wolno z nich uczynić to lub owo: we wszystkich warunkach jest im dobrze i nie mają potrzeby utyskiwać na zmarnowane życie. Bywają natomiast inni z niezwykłej gliny — niekoniecznie musi być ona szlachetniejsza, lecz jeno rzadsza — którym zawsze jest źle, okrom155 tego jedynego wypadku, gdy dano jest im żyć zgodnie z ich wyłącznym celem — we wszystkich innych wypadkach są szkodliwi dla społeczeństwa. Gdyż jednostka to wszystko, co zda się jej chybionym, wykolejonym życiem, całe swe brzemię zniechęcenia, bezwładu, chorobliwości, przedrażnienia, pożądliwości zwala znów na barki społeczeństwa — i w ten sposób tworzą się dokoła niego duszne, niezdrowe wyziewy, w najpomyślniejszych zaś okolicznościach nawałnicowe chmury.
214.Precz z pobłażaniem! — Cierpicie i domagacie się, byśmy wam pobłażali, gdy z bólu krzywdzicie
Uwagi (0)