Darmowe ebooki » Wiersz » Co czytałem umarłym - Władysław Szlengel (wypożyczenie książki przez internet txt) 📖

Czytasz książkę online - «Co czytałem umarłym - Władysław Szlengel (wypożyczenie książki przez internet txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Szlengel



1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 14
Idź do strony:
class="verse">i bardzo długi wspólny marsz, 
znamy się wiele lat sprzed wojny, 
z jednego przecież my podwórza —  
za bramę napiwek brałeś hojny 
i strzegłeś drzwiczek — klucz u stróża. 
5 złotych przekreślało rasę, 
znosiłeś mi do pieca deski 
za mą zasadę: leben lassen167 —  
bardzoś mnie lubiał168 — panie Wiśniewski. 
A w grudniu, zanim pierwszy mrozik 
zimowy swój manifest dał 
trzepałeś z naftaliny futro 
Szlengla poety — chociaż żyda. 
I kiedy ja słuchałem wiatru, 
tłomacząc169 wierszem jego żale, 
lub gdy pisałem dla teatru, 
że życie nie jest smutne wcale, 
kiedy fantazję moją wschodnią 
kładłem w północną twoją głowę, 
aby ci życiu szarość odjąć, 
by było troszkę kolorowe, 
gdy ci z odwiecznych mych wędrówek 
bajki znosiłem o podwórzach, 
pan, o kochany mój Wiśniewski, 
drzwi pilnowałeś: klucz u stróża. 
A potem krzyk wystrzelił w niebo, 
a z nieba w ziemię groza spadła, 
w bomb i granatów tańcowaniu 
wyła, jak suka, śmierć zajadła, 
i ja ci byłem towarzyszem 
przed wspólną drogą złą i smutną. 
Spotkałem ciebie, mój Wiśniewski, 
w marszu na front, odcinek Kutno. 
Po nasze wspólne wolne Jutro, 
za świt bezchmurny i niebieski, 
za naszą ziemię — ramię w ramię 
szliśmy poeta i — Wiśniewski. 
„Ty” mi mówiłeś — i ja tobie, 
z wspólnej manaszki170 żarłem kaszę, 
śpiewałem z tobą „Rozmarynie”, 
polskie piosenki... moje... nasze... 
 
Noc nas chłostała pod wspólnym kocem, 
trud w nas wyżłabiał znamię krwawe, 
szeptałeś do mnie w czarne noce — 
o, towarzyszu, „za Warszawę!”... 
Szrapnel przerwał nam nadzieje 
i kres wędrówki już dobiegał... 
spod Kutna wracaliśmy lasem 
ja i Wiśniewski — mój kolega... 
U stóp Warszawy pohańbionej, 
sentymentalne roniąc łezki, 
żegnaliśmy się: serwus Władek —  
— serwus, trzymajmy się, Wiśniewski — 
 
I zapomniałeś, że nas obu 
jednako szarpie wiatr i burza 
i nowym panom czyścisz buty 
i znów przy drzwiczkach: klucz u stróża. 
 
Widziałem wczoraj na ulicy 
widok, którego mi nie wydrzesz: 
pijana gęba, tak szczęśliwa, 
że się kolebie w mojej wydrze. 
Wygrałeś wojnę, mój Wiśniewski, 
nawet nie myślisz już o jutrze — 
jak ci się chodzi — wlany chamie, 
w lekko zdobytym moim futrze? 
To jasne, że mnie musisz wydać, 
to jasne, że cię niepokoję — 
nas obu nie ogrzeje przecież 
to jedno futro — zresztą... MOJE... 
Przegrałem z tobą, mój Wiśniewski, 
nie ma na kogo się oburzać — 
tak bywa, kiedy się zostawia 
do swej przyszłości... klucz u stróża... 
 
Alarm
Nad miastem pośród nocnej mgły 
... obce samoloty trzy... 
Alarm! Alarm! Alarm! 
Syreny wszystkie zaczęły wyć... 
Uciekaj, schroń się, do piwnic idź! 
Alarm! Alarm! Alarm! 
Haberbusch171 — Ursus172 — tu i tu 
syreny fabryk może stu... 
Alarm! Alarm! Alarm! 
A jedna z syren (wstydź się, wstydź) 
zacięła się i nie chce wyć... 
Alarm! alarm! alarm! 
Puszczają parę... ciągną... dmą... 
A ona nie... a ona non173... 
A tu Alarm! Alarm! Alarm! 
Sabotaż. Granda174!!! Das ist kein Witz!!!175 
A ona milczy... a ona nic... 
Alarm? alarm? alarm? 
Już samoloty przeszły: patrz! 
i wszystkich syren umilkł płacz, 
i alarm-alarm-alarm- 
Nad miastem cisza, wszyscy śpią, 
wtem nagle... co to!! ooo! Pardon176, 
alarm? alarm?? alarm??? 
To ta jedyna z syren stu 
wyrywa nagle miasto z snu. 
Alarm! Alarm! Alarm! 
I teraz jedna — bez przyczyny... 
wyje i wyje nad kominy... 
Alarm! Alarm! Alarm! 
To nie fabryczna, skoszarowana, 
to ta warszawska, ta wiślana 
wyje syrena zapłakana — 
Alarm... alarm... alarm... 
I nie ma rady, miły panie, 
nic jej przeszkodzić nie jest w stanie 
i będzie wyła, i płakała, 
i zawodziła, i wołała 
nad kominami... nad dachami... 
dniami... nocami, dniami — nocami 
Alarm! 
Alarm! 
Alarm! 
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Dwie śmierci
Wasza śmierć i nasza śmierć 
to dwie inne śmierci. 
Wasza śmierć — to mocna śmierć, 
szarpiąca na ćwierci. 
Wasza śmierć śród szarych pól 
od krwi i potu żyznych. 
Wasza śmierć — to śmierć od kul 
dla czegoś — ... dla Ojczyzny. 
Nasza śmierć — to głupia śmierć, 
na strychu lub w piwnicy, 
nasza śmierć przychodzi psia 
zza węgła ulicy. 
Waszą śmierć odznaczy krzyż, 
komunikat ją wymienia, 
nasza śmierć — hurtowy skład, 
zakopią — do widzenia. 
Wasza śmierć — wy twarzą w twarz 
witacie się w pół drogi, 
nasza śmierć — to skryta śmierć 
kopana w masce trwogi. 
Wasza śmierć — zwyczajna śmierć, 
człowiecza i nietrudna, 
nasza śmierć — śmietnicza śmierć, 
żydowska i — paskudna. 
Nasza śmierć jest waszej śmierci 
daleką biedną krewną. 
Gdy spotka wasza — naszą śmierć, 
nie wita jej na pewno. 
I w czarną noc przez smugi mgieł 
nad miastem — w mroków piekle, 
dwie śmierci przeklinają się, 
złorzecząc sobie wściekle. 
Na murku — patrząc w strony dwie, 
podgląda kłótnie skrycie 
to samo chciwe, sprytne, złe 
i jednakowe Życie. 
 
W ten dzień
Siedzieli czterej i pili 
przez noc długą jak wiek 
i gwarzyli, marzyli... 
bimber gardła im piekł... 
Bimber w serce szedł z gardła, 
z serca w gardło szły łzy 
i tęsknota ich żarła 
za tym wielkim dniem, gdy... 
Już chyboce się ściana, 
głowa ciąży jak pień,  
kompan spytał kompana: 
„Co ty zrobisz w Ten Dzień?”, 
gdy krzyk w mur uderzy, 
gdy zamroczy ci mózg, 
gdy nareszcie uwierzysz, 
że już koniec... że szlus177... 
 
Pierwszy, co przy stole siedział, 
w szklankę stuknął i powiedział: 
 
Wyjdę — wszystko za sobą zostawię, 
pójdę w cichość — na Starym gdzieś Rynku 
na całego się wtedy zabawię 
i jak świnia upiję się w szynku. 
I żeby nie myśleć... wpierw piwo 
w gardło spieczone od krzyku, 
a gdy mnie kufelek odświeży, 
butelki trzy alembiku178 — 
A kiedy mnie wóda zamroczy 
i widma odegna, te z Dzikiej... 
zacznę powoli smakować 
słodki czerwony likier... 
A potem znów mocny koniak, 
by świat znów rozjaśnił się żywo, 
przy oknie usiądę do rana 
i od początku... piwa... 
 
A drugi co przy stole siedział, 
za nóż się chwycił i powiedział: 
 
A mnie to wódka nie zamroczy, 
na koleżków tylko świsnę — 
czapkę wcisnę tak na oczy, 
zęby tylko mocno ścisnę 
i powiem: że dzień przyszedł już... 
serce zostawię w bloku i w miasto 
jak płomień czerwienią zakwitnie nóż, 
brzuchy drążyć będzie jak ciasto... 
z latarń sznury zwisną jak gałęzie, 
czarny owoc się będzie chybotać na strony 
i tym się upiję, gdy będzie mi z latarń 
na ręce kapał nie likier czerwony... 
 
A trzeci, co przy stole siedział, 
za serce chwycił i powiedział: 
 
A ja to wybiegnę twarzą w słońce 
ulicy środkiem — miastem wzdłuż... 
i będę chwytał za dłonie drżące 
wszystkich przechodniów i krzyczał: JUŻ... 
od ruin do ruin... pijaną głową 
o zamku zręby z radości bić 
i będę śpiewał obłędną mową, 
i krzyczał z dachu: będę żyć... 
 
A czwarty, co przy stole siedział, 
chciał mówić — lecz rzekł tylko... Proszę... 
o chwilę ciszy... słyszę kroki, 
i do okna bokiem na palcach doszedł — 
Za oknem ciężkim stukotem butów 
żandarm w nocy znaczył swą drogę 
i strzelił w okno źle zaciemnione 
nieprawomyślnym światłom na trwogę. 
 
I padł ten czwarty — płasko, zwyczajnie, 
między kompanów, z którymi siedział, 
i może szkoda, że, co on zrobi 
w ten dzień największy, już nie powiedział — 
 
Już czas
Już czas! Czas! 
Długo nas dniem obrachunku straszył! 
Mamy już dosyć modlitw i pokut. 
Dzisiaj Ty staniesz przed sądem naszym 
I będziesz czekał pokornie wyroku. 
Rzucim Ci w serce potężnym kamieniem 
Bluźniercze, straszne, krwawe oskarżenie. 
— Ostrzem toporu179, brzeszczotem szabel 
Wedrze się w niebo jak wieża Babel180 
I Ty, tam w górze, wielki skazaniec, 
Tam w międzygwiezdnej straszliwej ciszy, 
Ty każde słowo nasze usłyszysz, 
Jak Cię oskarża naród wybraniec, 
— Nie ma zapłaty, nie ma zapłaty!!! 
To, żeś nas kiedyś, dawnymi laty, 
Wywiódł z Egiptu do naszej ziemi, 
To nic nie zmieni! To nic nie zmieni! 
Teraz Ci tego już nie przebaczym, 
Że Tyś nas wydał w ręce siepaczy — 
Za to, że w czasie tysiącoleci 
Byliśmy Tobie jak wierne dzieci. 
Z Twoimi imieniem każdy z nas konał 
W cyrkach cezarów, w cyrku Nerona181. 
Na krzyżach Rzymian, stosach Hiszpanii182 
Bici i lżeni, poniewierani. 
A tyś nas wydał w ręce Kozakom, 
Co rwali w strzępy święty Twój zakon183. 
Za męki getta, widma szubienic 
My, upodleni, my — umęczeni — 
Za śmierć w Treblince184, zgięci pod batem, 
Damy zapłatę!! Damy zapłatę!! 
— Teraz nie ujdziesz już swego końca! 
Gdy Cię sprowadzim na miejsce kaźni, 
100-dolarowym złotym krążkiem słońca 
Ty nie przekupisz wartownika łaźni. 
I kiedy kat Cię popędzi i zmusi, 
Zagna i wepchnie w komorę parową, 
Zamknie za Tobą hermetyczne wieka, 
Gorąca para zacznie dusić, dusić, 
I będziesz krzyczał, będziesz chciał uciekać — 
Kiedy się skończą już konania męki, 
Zawloką, wrzucą, tam potwornym dołem 
Wyrwą Ci gwiazdy — złote zęby z szczęki — 
A potem spalą. 
I będziesz popiołem. 
 
Warszawa, getto, grudzień 1942  
 
Kontratak [Wersja I]
18 styczeń 1943  
 
Spokojnie szli do wagonów, jakby im wszystko zbrzydło, 
Piesko patrzyli szaulisom185 w oczy — 
Bydło! 
Cieszyli się oficerowie, że nic nie działa im na nerwy, 
Że idą tępym marszem hordy, 
I tylko dla werwy, 
Trzaskały pejcze: W mordy! 
Tłum milcząc padał na placu186, 
Nim się w wagonie rozełkał, 
Sączyli krew i łzy w piaszczysty grunt, 
A „panowie” od niechcenia rzucali na trupy pudełka — 
„Warum sind «Juno» rund187.” 
Aż w ten dzień, gdy na uśpione sztimungiem188 miasto 
Wpadli o świcie, jak hieny z porannej mgły, 
Wtedy zbudziło się bydło i obnażyło kły. 
Na ulicy Miłej padł pierwszy strzał, 
Żandarm się zachwiał w bramie, 
Nie wierzył, chwilę stał, 
Pomacał strzaskane ramię 
I zaklął: naprawdę krwawię! 
A tu już trzaskały brauningi189 
Na Niskiej, na Dzikiej, na Pawiej. 
Na krętych schodach, gdzie matkę starą ciągnięto za włosy na dół, 
Leży SS-man Handtke. 
Jakoś się dziwnie nadął, 
Jakby nie strawił śmierci, jakby go zdławił bunt. 
Zacharkał się krwawą śliną w pudełko — Juno sind rund, rund, rund. 
Pył wdeptać złoconym szlifom190, 
Okrągło wszystko się toczy, 
Leży błękitny żandarmi uniform na zaplutych 
schodach żydowskiej Pawiej ulicy i nie wie, 
Że u Szultza191 i Toebbensa192 
Kule pląsają w radosnym rozśpiewie, 
Bunt mięsa, bunt mięsa, bunt mięsa! 
Mięso pluje przez okna granatem, 
Mięso charczy szkarłatnym płomieniem i zrębów życia się czepia! 
Hej! Jak radośnie strzela się w ślepia! 
Tu jest front, paniczyki! 
Hier trinkt man mehr kein Bier193, 
Hier hat man mehr kein Mut194, 
Blut, Blut, Blut195. 
Zdejmować rękawiczki z jasnej, gładkiej skóry, 
Położyć pejcze, dać hełmy na głowy. 
Jutro komunikat dać prasowy: 
„Wdarliśmy się klinem w blok Toebbensa.” 
Bunt mięsa, bunt mięsa, śpiew mięsa! 
Słysz, niemiecki Boże, jak modlą się Żydzi w „dzikich” domach196, 
Trzymając w ręku łom czy żerdź. 
Prosimy Cię, Boże, o walkę krwawą, 
Błagamy Cię o gwałtowną śmierć, 
Niech nasze oczy przed skonaniem nie widzą, jak wloką się szyny, 
Ale daj dłoniom celność, Panie, 
Aby się krwawił mundur siny. 
Daj nam zobaczyć, zanim gardło zewrze ostatni głuchy jęk, 
W tych butnych dłoniach, w łapach z pejczem, 
Zwyczajny nasz człowieczy lęk. 
Jak purpurowe krwiste kwiaty 
Z Niskiej, z Miłej, z Muranowa 
Wykwita płomień z naszych luf. 
To wiosna nasza! To kontratak! 
To wino walki uderza do głów! 
To nasze lasy partyzanckie — zaułki Miłej i Ostrowskiej, 
Drżą nam na piersiach numerki „blokowe”197, 
Nasze medale wojny żydowskiej. 
Krzyk czterech liter błyska czerwienią. 
Jak taran bije słowo „bunt”, 
A na ulicy krwią się oblepia zdeptana paczka „Juno sind rund!” 
 
Kontratak [Wersja II198]
Spokojnie szli do wagonów, 
jakby im wszystko zbrzydło, 
piesko patrzyli szaulisom199 w oczy... 
...bydło! 
 
Cieszyli się śliczni oficerkowie, 
że nic nie działa im na nerwy, 
że idą tępym marszem hordy, 
i tylko dla werwy 
trzaskały pejcze: 
w mordy — 
Tłum milcząc padał na placu200, 
nim się w wagonie rozełkał, 
sączyli krew i łzy w piaszczysty grunt, 
1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 14
Idź do strony:

Darmowe książki «Co czytałem umarłym - Władysław Szlengel (wypożyczenie książki przez internet txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz