Darmowe ebooki » Wiersz » Biała książka - Bianka Rolando (jak czytać książki przez internet za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Biała książka - Bianka Rolando (jak czytać książki przez internet za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Bianka Rolando



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 24
Idź do strony:
koszulach nocnych dopasowanych do braku ciała 
wymierzonych przez szepczące dziwadła 
Oto stroje wieczorowe, strojne tylko na jeden wieczór 
na jeden cichy zmierzch, schowany przed wszystkimi 
kiedy jest tak sympatycznie chłodno, dyskretnie 
Moja przyjaciółka spokojnie odwróciła się do morza 
Nie potrzebowała mojej czułości ani głaskania 
Nie potrzebowała już mojej śpiewnej obecności 
Z dala punkt B migotał już do mnie cekinem 
Był to dla mnie sygnał dźwiękowo-świetlny 
powinienem już iść do kolejnego morskiego żyjątka 
Moje kroki znów stały się taneczne 
Mój wzrok ciekawie rysował kontury nieznanego  
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Pieśń czternasta. Pieśń przejściowa
Tanecznym krokiem
Przechodzenia, dochodzenia do ciebie 
Prawie mam ciebie, prawie się zbliżam 
Poczekalnie na przejście w ścisku do uścisku 
Korytarzem długim wędruję i wrzeszczę 
Rytmiczne uderzenia z boków rozpraszają 
Po pęknięciach betonu skaczę 
byle nie na gładką płaszczyznę szlaków 
by nie iść wygodnie, skuchy obowiązkowe 
Wymagam znalezienia słodkich błędów 
tylko ich śladami wędruję zdyscyplinowany 
tany, tany, jestem kawałkiem rozpryśniętym 
wywijam rękami w powietrzu 
skacząc nad przepaściami płyt chodnikowych 
W powietrzu łapię braki słów niczym alpinista 
przyciągam swój ciężar ciała do nich 
już mogą utrzymać mój ciężar 
Zawsze mi ich brakowało jakoś 
bo to jest pieśń przejściowa 
bo zazwyczaj tak bywa 
bo nie jest to pieśń pomiędzy 
lecz to taki nieśmiały rodzaj układu rodnego 
prawie że ginekologiczny opis 
przechodzenia z bezcelu do bezcelu  
 
Pieśń piętnasta. Dziewica z czerwonymi uszami na plaży
Na piachu, w piachu pogrzebany 
Ma oczy zwrócone na mnie, woła cicho 
Oczekuje mnie z niecierpliwością 
chce zaśpiewać mi mleczarską pieśń 
Jego zapach unosi się z daleka 
Ciemne, kręcone włosy i wysokie ciało 
długie ramiona, czerwone uszy słonia 
pierwotnie wyzbyte żądzy, a to ciekawe 
Jedwab jego skóry najdelikatniejszy 
tkany przez nieświadomych przodków 
Panie i panowie, proszę nie piszczeć 
Leżał całkiem nagi i spokojny zarazem 
Wiatr święty delikatnie palcami czesał 
jego ukryte kołtuny, ukryte skrzętnie 
czerpał z tego ukrytą przyjemność 
Jego istnienie zwiastowało kwaśność 
Jasna, wytworna obecność na brzegu 
Na jego widok pragnąłem go już mieć 
jakbym się z nim rozstał na chwilę kiedyś 
powracając do siebie z większą tęsknotą 
Twoje ręce nie pachną ciałami innych 
Manikiur pozwala ci zachować czystość myśli 
Pachnąca pokusa pozostawiona na parapecie 
zwabia wygłodniałych daleką podróżą 
Nieotwarty dłużej zachowuje swój smak 
Wytrwale skrywany przed smażalnią ryb 
zwinięty w papierek-cukierek słodki 
O Boże, o Boże, jaki on bywa piękny  
 
Pieśń szesnasta. Dziewica o czerwonych uszach śpiewa
Tak, jestem nią, czystą, wyborową jednostką 
Nikt mnie nie dotknął, ja sam nie dotykałem 
choć może raz albo dwa razy z tęsknoty 
Jestem ofiarą całopalną, spaloną doszczętnie 
Tylko czerwone, zawstydzone uszy pozostały 
po mnie jako jedyna odznaka, medal za odwagę 
Śpiewam teraz postpunkowe pieśni jodłowane 
byś, piękny włóczęgo, pozostał chwilę przy mnie 
Od liceum nosiłem buty, które gniotły miękkości 
Byłem jak trup spalony dla wszystkich 
Nikt nie zna tego smaku dziwnego 
rwą się w swojej wilgotności i gotowości 
do spełniania się w tym lub innym na chwilę 
Ja, syn mleczarza, rozwoziłem ser żółty i biały 
z czerwoną obwódką po północnych wsiach 
a stare kobiety uśmiechały się do mnie cicho 
nie miały reszty, one były resztkami 
Dla wszystkich byłem raczej sfumato 
Moje krawędzie były miękkie i maślane 
nikt nie mógł mnie uchwycić za ostry kontur 
Tylko czerwone uszy do tarmoszenia pozostały 
czerwone i drażniące w mlecznym pejzażu 
sygnalizowały mnie z daleka, w nabiałowej mgle 
Z pewną łatwością akceptowałem mój brak siebie 
brak szorstkiego zarostu z powodu jego lub jej 
W czarnym podkoszulku rozwoziłem serki 
homogenizowane, do smarowania się na plaży 
Ani kobieta, ani mężczyzna 
ani chodzący na rękach czy tańczący na zębie 
nie oderwał mnie od wąchania krajobrazu 
o 4 rano, gdy już ciężarówka czekała na mnie 
na moje czerwone uszy z małą zawartością tłuszczu 
Dla wielu mogłem być nosicielem płodnych wirusów 
lecz nie byłem ani dodatni, ani ujemny 
Zbliżałem się do nich, lecz nigdy nie dotknąłem 
mógłbym przez to coś stracić z mleczności 
Przejeżdżałem poprzez ich zbiorowiska rano 
Mogłem być dupą światowców, co za frajda 
w zapasach błotnych zdobyłbym główne wyróżnienie 
za każdorazowe drżenie przed stosunkiem ze strachu 
Niepotrzebne mi były kwieciste badania ginekologiczne 
Nie oceniałem ich, tylko z daleka spoglądałem 
pozostawiając po sobie ślad czerwonych uszu 
Cóż by mi przyszło, gdybym ich wszystkich posiadł 
doznał okrzyków rozkoszy, zdziwienia sobą nagle? 
Nikogo nie obsługuję, więc nie mam nikogo 
Chciałem być takim wielkim kolektywem 
dla tych, których nie wybrałem z powodu uszu 
czerwieniących się ze wstydu bliskości 
Popuszczanie fizjologii, popuszczanie słów 
Więc dzięki temu mogę wyśpiewać tę pieśń 
wyznaczoną przez wieki tylko dla mnie 
Moja negatywna melodia przy morzu  
 
Pieśń siedemnasta. Uszy stają się mleczne
W dniu swojej śmierci miałem dziewiętnaście lat 
dwie plomby w zębach, jeden ubytek 
Nastrojowy zachód słońca w mojej głowie 
Była zima i wcześniej zachodziło słońce 
Była zima, więc szybciej zachodziłem i ja 
Wybuch gwiazdy, katastrofa astronomiczna 
wylew w mózgu, wylew na ten brzeg tutaj 
Zadano mi tylko jedno pytanie w przejściu 
uśmiechnąłem się, znając odpowiedź 
Anarchistyczne echo we mnie się odezwało 
śpiewne spojrzenia we mnie, na mnie 
Poślubiony z czarną oblubienicą, ulubienicą 
patrzę na jej cichy rytm, leżąc tutaj, słuchając 
Oto idę mleczny i zależny już teraz od niej 
tylko moje białe uszy jeszcze tu pozostały 
nie są już czerwone, usłyszały nowe rzeczy 
Noc poślubna tylko dla mnie, z morską tonią 
Połóż się przy mnie towarzyszu, głowę oprzyj 
Patrzmy na naszą nieznaną piękność schowaną 
przed światem tutaj skrytą, niepodglądaną 
Chowa się ona przed nami, kusząc nas 
swoim egzotycznym spojrzeniem niewinnej 
Nie musisz degustować, dzisiaj jest szwedzki stół 
kosztuj mnie z ciała bez ciała, ile chcesz 
można wywalić ten pachnący wilgocią ręcznik 
do wiecznego podcierania krocza 
Leżę więc bez ręcznika na lśniącym piasku 
Kto zna takie trudne pieśni? 
Kto zna ich smak, gdy melodia jest wymagająca 
od piejącego odpowiedniego, niemożliwego głosu?  
 
Pieśń osiemnasta. Korytarzem i potem prosto
Korytarzem w lewo, potem w prawo 
Lewy kąt w prawy róg wystający patrz 
Potem trochę schowam się za kaloryferem 
Potem trochę przy niesuficie zawisnę 
na półtorej godziny albo na 40 minut  
 
Głowa włóczęgi porysuje ściany brudem 
Rozwalę rękę o ogrodzenie, przechodząc 
boleśnie, serdecznie będzie zdruzgotana 
Potem skręcisz w przecznicę bez świateł 
zauważysz do niczego nic podobnego  
 
Młodzieńca pozostawiam w spokoju 
idę do punktów D i G prosto krętą drogą 
one razem machają do mnie z daleka 
chusteczkami higienicznymi z zapachem 
Chusteczkami wilgotnymi z lanoliną  
 
Korytarzem musisz przejść, trochę w dół 
w górę, potem szargaj się na boki 
aż odrapiesz resztki ubrania i siebie 
Szerokie i wąskie naprzemianległe wejścia 
trącanie się o pradawne konstrukcje  
 
W lewo, w prawo, w lewo, w prawo 
W górę, dół, w górę, dół, w górę, dół 
Niespodziewana musztra moich kroków 
Nie bój się, że zabłądzisz kochanie 
brak oznaczeń ci pomoże, na pewno  
 
Pieśń dziewiętnasta. Blu śpiewa dla dwuosobowej publiczności
Moje drogie plażowiczki, pozwólcie, proszę 
że będę was zabawiał niczym przybłęda 
olśniony znienacka waszą urodą i szykiem 
Pachnące świętymi olejkami do opalania 
leżycie tu razem, grając w dziwne scrabble 
za pomocą słów, lecz już z ich spełnieniami 
Obejmujecie fantazje, reakcje nieświadome 
idee niesprawdzalne za pomocą grabek 
swymi ramionami, obejmuje się razem 
Będę was teraz przedrzeźniał i przezywał 
Wasz publiczny autyzm jest uroczy, zaprawdę 
a dialog dopiero zaczęty zaprasza mnie 
Czy mogę dołączyć się do waszej gry w słówka? 
Upijemy się znaczeniami każdej litery 
jak chłodnym winem na plaży razem z butelki 
Jesteście niczym morskie potwory 
o ciekawej dla ewolucjonisty fizjologii dziwadeł 
Wasze filozoficzne śpiewy uśpiły niejednego 
Sen zachłannego podróżnika, niby to odkrywcy 
który ze zdziwieniem roztrzaskiwał się o skały 
otwardy brzeg z krzaczkami logicznymi w tle 
malowanymi pośpiesznie na potrzeby scenografii 
a potem nie mógł wykonywać już żadnej pracy 
on tak by chciał być tylko filozofem, tylko 
Wy jesteście jego dyskretnymi kusicielkami 
przez wasze pirackie pieśni pachnące tytoniem 
i morzem 
 
Pieśń dwudziesta. Kobiety śpiewają razem
pianissimo possibile et fortissimo possibile 3 
 
Zaśpiewajmy razem pieśń dla włóczykija 
najciszej jak potrafimy, najgłośniej jak można 
Oznaczenia muzyczne w zapisie nutowym 
pochodzą z języka trudnego do translacji 
by prawidłowo wykonać utwór, musimy je znać 
Nasze gęste słowa turlają się zdziwione ciężarem 
od pierwszych brzmień, pierwotnych przedsłówek 
Jesteśmy osobliwymi chórzystkami na czele 
ubrane w białe kołnierze wszystkowiedzących 
ambitne cele, zmęczone powieki przy nocnej lampce 
Dotykając abstrakcyjnych pojęć palcami 
musisz mieć co najmniej gumowe rękawiczki 
Nasze ciała pozostawiałyśmy w kącie przy wieszaku 
na niepotrzebne lumpeksowe palta, wywłaszczane 
My raczej za życia wbijałyśmy się mocno zębami 
w wysokie półki skalne niedostępne dla wielu 
za pomocą jakiegoś w miarę ostrego narzędzia 
Byłyśmy kiedyś strażą graniczną języka 
szerokich kieszeni, w których tak wiele się mieści 
ale i wiele gubi się gdzieś na chodniku, w przejściu 
powodując nasz szczery płacz, ubolewanie 
Ubrane niczym poetki w szarobure mundury 
dla doskonałego kamuflażu na co dzień 
wychodziłyśmy nocną porą na zwiady w las 
osobiście przybliżając się do słupów granicznych 
Siadałyśmy wtedy przy nich i paliłyśmy papierosy 
Patrzyłyśmy na daleki horyzont, czytałyśmy książki 
gotowe do postawienia kroków zagranicznych 
Tutaj na plaży obfitość znaczeń nas onieśmiela 
z cierpliwością filatelisty zbieramy teraz resztki 
zagubionych, płochych, zaprzepaszczonych słów 
Leśne tropicielki z błyszczykiem na ustach 
dla niepoznaki, że sytuacja była zawsze poważna 
 
Pieśń dwudziesta pierwsza. Blu śpiewa do Ciuciubabki
Z oczami dokładnie zawiązanymi szalem 
nie widząc nic, znając pośrednio reguły 
kiedy kręcisz się wokół, a potem łapiesz 
łapiesz w mroku niepewności cienie 
po rzeczach i ich namacalne kształty 
To jest ta, która w czerni migotała bytem 
z harcerskim rumieńcem na twarzy 
z misjonarskim, dobrym zgryzem zębów 
Śpiewała pieśni Przechodzącej w mroku 
Niech zabrzmią dźwięki zbyt głośne na noc 
Oootakich wielkich rzeczach mówić unitarnie 
Grzebać słabymi dłońmi umykające znaczenia 
Czy ktoś bawi się w metafizyczną ciuciubabkę? 
To jest taka odmiana tej gry dla starszaków 
wywija się łapami na lewo, prawo chwytając 
uciekające sylwety, co drażnią cię, wołają 
Niewielu zostało wielbicieli tej ślepej gry 
czmychnęli przed wieczorem, bo było późno 
w sumie szybko robiło się chłodno i niewygodnie 
mama wołała już na ciepły posiłek z daleka 
więc nie warto było nawet zaczynać zabawy 
Wszyscy zaczynają śnić swoje prywatne sny 
Nikt nie chce wędrować nocnymi szlakami 
Nikt nocą nie wędruje po tych pustych ulicach 
Tu jest ciemno i niebezpiecznie i kostka brukowa 
nie gładka 
A ty sama śpiewasz pieśni ciuciubabki idącej prosto 
przechodząc w mroku, śpiewając o nim słowa 
można dostać po żebrach od przymglonych bytów 
Znałaś ukryte gramatyki i ortografie nocy 
niewielu takich zostało, co jeszcze pamiętają 
Słodkie ich głosy z chorymi gardłami 
z ciągle zainfekowanymi gardłami od wycia 
śpiewają podniesione pieśni zaciemnione 
O kusicielko metafizyki negatywistycznej 
Wódź, wódź mnie na pokuszenie ramieniem 
To jest ta, której nie było, a tym bardziej jest 
Czy mogę znów obrócić ciebie wokół 
byś jeszcze raz szukała, z niepewną miną? 
 
Pieśń dwudziesta druga. Pieśń Ciuciubabki
Zaczynam dla ciebie pieśń ciuciubabki 
przypominają mi się dawne reguły 
Był chłód wychodzenia z domu 
Był chłód zakładania płaszcza 
gdy wszyscy śpią już w śpiochach 
we flanelowych koszulach i pościeli 
Nocą czarne ulice są niebezpieczne 
Szłam najmroczniejszymi zaułkami 
uparcie pod nocnymi latarniami 
Czytałam książki z zakresu metafizyki 
takie pieśni śpiewali dawni brodacze 
śliniąc się nieprawdopodobnie przy tym 
Ale dziewczyna ze zmarszczonym czołem 
w naszej epoce elektryczności psuje wzrok 
od latarni na dawno zapomnianych ulicach 
zamiast zająć się doskonaleniem gotowania 
nóżek kurczaków w sosie z kiwi i ciasteczek 
To ja swoje oblicze wpisałam w nieznane 
w to, czego nie ma, a tym bardziej jest, bo tęskni 
Nosiłam w reklamówkach ze sklepu nocnego 
resztki wieczornych oddechów, modlitw 
z opaską na oczach szczelnie zawiązaną 
Czasami, gdy nikt nie widział, podglądałam 
by nie zderzyć się z innymi ciuciubabkami 
W czarnej smudze chłodnej godziny podglądanie 
Ludzie boją się bardzo ryb głębinowych 
nieznanych z nazw, one zakopane są w mule 
Niechętnie się demaskują, podając swoje imiona 
odmieniając łacińskie ozdobne sentencje 
Moim łuczywem była końcówka papierosa 
która sygnalizowała światełkiem odblaskowym 
moje ciągłe czuwanie do jutrzni, bez powodu 
bez praktycznego argumentowania funkcji 
tych godzin zgubionych, zaprzepaszczonych 
Gdyby to jeszcze miało jakieś zastosowanie 
w celu zbawienia np. insektów syberyjskich 
Odkryć, że oddech w parę się zamienia w mroku 
tylko po to, by było to zbędne i niepotrzebne 
by te ślady rozpłynęły się w niebywaniu 
Jestem kobietą Nic, zupą Nic z mąki, z wody 
Cieniem, który nosi w sobie resztki dawnego rysu 
rysu czarnej księżniczki Kunegundy 
która całe życie przemieszkała samorodnie 
Drugie piętro w moskiewskim akademiku 
ze wspólną toaletą dla niedostatecznych 
Całe moje życie jak zakładka do książek 
Przytulać się do szorstkiej logiki, prosić o czułość 
Taka randka w ciemno z niezwykłościami 
w moich zmęczonych, podrażnionych oczach 
od łapania ostrości w ulicznym mroku 
z opaską
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Biała książka - Bianka Rolando (jak czytać książki przez internet za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz