Darmowe ebooki » Wiersz » Z wichrów i hal - Jan Kasprowicz (wypożyczalnia książek .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Z wichrów i hal - Jan Kasprowicz (wypożyczalnia książek .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Jan Kasprowicz



1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:
IV V Taniec zbójnicki Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
Z wichrów i hal
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Z Alp
Na jeziorze Czterech Kantonów
I
Rozbłękitnioną płyniemy topielą... 
Na jej zwierciadło snać się niebo zwali, 
Ciężkie od blasków, co się po nim ścielą, 
Lejąc szmaragdy wkroś stopionej stali. 
 
Naokół góry, naodziane zielą1 
Marzących świerków, kąpią szczyty w fali; 
Czasami śnieżne kopy się zabielą, 
Lub zaczernieją granity w oddali. 
 
Wietrzyk zawiewa i wraz z szumem wody 
Duszę sennymi melodiami pieści, 
W żar jej piekący słodkie niosąc chłody. 
 
I głębia, pełna tajemniczych wieści, 
Ciągnie ją k’sobie2 na nieznane gody — 
Precz od trosk ludzkich, od ludzkiej boleści. 
 
II
Barwami tęczy jezioro się mieni: 
Słońce południa stapia się w lazury, 
W szmaragd i turkus w tej wodnej przestrzeni, 
W złota ciecz skrzącą, w rubinów purpury. 
 
W fioletowe mgły spowite góry, 
W wstęgach śniegowych, w podszyciu zieleni, 
By3 koronkowe, Raj więżące mury, 
Z swych tajemniczych wabią nas półcieni. 
 
Przestworza cisza przedziwna zalega... 
Czasem głos ludzki zerwie się znad brzega 
Pieśnią wesołą, lub się głuchym gwarem 
 
W statku zagnieździ. Ale duch nie słyszy, 
Co mówią ludzie: zbratany z bezmiarem, 
Światłem i falą płynie w Raj tej ciszy. 
 
III
Majestatyczne, opieśnione4 wody! 
Skalne olbrzymy strzegą waszej toni, 
Z której promienny wyszedł duch swobody, 
Co ludzkiej piersi od spodlenia broni. 
 
Cóż, że się zbiera naokół ich skroni, 
Którą srebrzyste opasały lody, 
Burza szalona? Grom się z niej wyłoni, 
By w nic się rozbić o kamienne grody. 
 
O święte fale! niech ten duch wasz w mojej 
Spragnionej piersi będzie na kształt zdroi5, 
Które w rozpaczy dniach laska Mojżesza 
 
Z skał wydobyła — tą cudowną mocą, 
Co zbawia ludy; niech walczących rzesza, 
Czerpiąc z tych źródeł, nie padnie przed nocą. 
 
IV
Negacjo życia, znikczemniała, marna, 
Wiążąca ducha, co się rwie w błękity, 
Jako te śniegiem naodziane szczyty, 
Które powstrzymać pragnie chmura czarna 
 
W pięciu się dumnych ich turni!... Nie powiem, 
Choć się zbudzona wyobraźnia sili, 
Co dziś jest we mnie — to jedno, że zdrowiem 
Pierś ma oddycha w tej wspaniałej chwili. 
 
Negacjo życia, stwarzająca karły! 
Wobec tych cudów wielkiego Żywota, 
Co płodzi granie i głębie jeziora, 
 
Gaśnie twych oczu szklannych blask umarły, 
Znika oblicza twego bladość chora, 
Bo Raj przed tobą otwiera swe wrota... 
 
V
Wlokła się dusza z skrzydły zmęczonemi, 
Smętna i z skargą na ten los, co łamie 
Wszystkie szlachetne wysiłki tej ziemi, 
Pragnącej spocząć aż tam! w Raju bramie. 
 
Zdawało jej się, że w piekielnej chemii 
Nędz i walk ludzkich apostazji6 znamię 
Wyniesie z sobą, że ją krzyk oniemi7 
Kupczących w świętym człowieczeństwa chramie8. 
 
I z rezygnacją swój bardon9 wojenny, 
Jak zagaszoną rzuciła pochodnię, 
Myśląc, że na nic pieśń się już nie przyda. 
 
A dziś znów powiał nad głową półsennej, 
Broniąc jej z pola uchodzić niegodnie, 
Urok Przyrody i duch Winkelryda10. 
 
VI
O duchu boży, z wirchów tych krzesanic11, 
Z wód tych głębiny do tak bujnych lotów 
Przynaglający człowieka, że za nic 
Ma one drogi, skąd nie ma powrotów! 
 
Gdzież twa ojczyzna? Nie uznajesz granic, 
Kreślonych ręką zuchwałych despotów: 
Do piersi ludzkich, jak do swych kochanic, 
Schodzisz z miłością, tam masz dom swój gotów. 
 
W blaskach południa, w sinych mgłach północy, 
Co się zwieszają nad zmrożoną ziemią 
Ciężkim ołowiem, twoje iskry drzemią. 
 
Ale jak długo nieraz świat ten czeka, 
Byś je rozżegnął tchem swej wielkiej mocy 
I ich płomieniem rozgrzał pierś człowieka! 
 
VII
Wiej, płyń — nie przejdzie ten twój ruch bezpłodnie, 
Tocz się, pierś ludzką swem tchnieniem rozpieraj, 
Pokoju ciche przybytki otwieraj, 
Koj miłująco, pieść i głaszcz łagodnie. 
 
A jeśli trzeba, Samsona pochodnie 
Rozpal, na kłamstwo żelazem nacieraj, 
Mów „żyj!” jednemu, drugiemu „umieraj!” 
Aż wzniesiesz cnotę, a zniweczysz zbrodnię. 
 
Niejedno zginie, co, na pozór żywe, 
Od dawna stoi nad śmierci krawędzią, 
Bo nie chce wchłaniać twych światła potoków... 
 
Wszystko, co spełnisz, cne i sprawiedliwe: 
Wszakże ty jeden masz prawo być sędzią 
I wykonawcą swych świętych wyroków... 
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
VIII
Cóż, że w zamęcie dziejowych orkanów, 
Gdy się nad światem stęsknionym rozjarzy 
Blask twój, wiew jakiś przygasi go wraży, 
Jęk budząc nowy śród zdeptanych łanów? 
 
Cóż, że z twej klęski szydzi śmiech szatanów, 
Aż nawet w sercu natchnionych pieśniarzy, 
Twojej świątyni stróżów i kapłanów, 
Wiarę w twą siłę mróz zwątpienia warzy? 
 
Przemijający to tryumf, choć wieki, 
Płodne w łzy gorzkie, w klątwę i w krwi rzeki, 
Trwa nieraz orgia radości piekielnej. 
 
Lecz czym są wieki w Żywota łańcuchu? 
Czym chcą, niech będą, ty je przetrwasz, duchu, 
Bo, idąc z Boga, jesteś nieśmiertelny! 
 
IX
Na szare turnie cichy półmrok pada 
I z wolna spływa po granitów zrębie, 
Otula świerków rozwełnione stada, 
Ściele po toni swe puchy gołębie. 
 
Jakaś się chmurka ściera na skał zębie, 
Wietrzyk tajemne wieści opowiada, 
Seledynowe zasypiają głębie, 
Nagich krzesanic zasypia gromada. 
 
I oddech grani i oddech jeziora 
W srebrne, powiewne, lekkie mgły się zmienia, 
Chcące oplątać duszę w swoje sidła. 
 
Lecz do spoczynku ona dziś nieskora12: 
Zrywa się naprzód bez lęku i drżenia — 
Widać, że nowe przybyły jej skrzydła. 
 
X
Żegnajcie wody! Z rozwartemi oczy, 
Czujny, a świeży, duch mój precz ulata 
Tam! gdzie się niebo ze szczytami brata, 
Gdzie się lawina z hukiem gromów toczy. 
 
Gdzie szumem kaskad groźny twórca świata, 
Dech prabytowy, w wiecznych śniegach broczy — 
W promieniach życia albo w śmierci mroczy — 
Tam płynie dusza, w moc i hart bogata. 
 
Żegnajcie wody! Wyżej! coraz wyżej 
Pójdzie — do niebios granic się przybliży, 
Przez skał urwiska, przepaściste lody, 
 
Kogo tych waszych głębin wiew owionie: 
Taką ma siłę duch, co wasze tonie 
Wziął za mieszkanie — wielki duch swobody. 
 
XI
Ozwał się z dolin dzwon i po przestworze 
Srebrnymi dźwięki, jak po fali, płynie: 
W tej uroczystej wieczoru godzinie 
Pnie się po graniach, pełza po jeziorze. 
 
Raz jeszcze dusza patrzy ku głębinie: 
W półśnie się modli głębia i w pokorze 
Turnie, opadłe na świerkowe łoże, 
W półśnie się modlą na ten dzwon w dolinie. 
 
Wokół przenika jakieś tchnienie boże 
Tę kryształową wolności świątynię — 
Dusza od modłów wstrzymać się nie może: 
 
Cała się w ciszę półsenną owinie 
I w uroczystym modli się wieczorze — 
Z dzwonem, co echem gdzieś w bezmiarach ginie... 
 
Na Teufelsbruecke13
I
Czekamy słońca... Jedna wielka chmura 
Świat pochłonęła i dżdżem w oczy bije 
Wędrowcom, światła spragnionym; ponura 
Mgła pierś nam ciśnie, chwyta nas za szyje, 
 
Dreszcz wlewa w kości... Szarych kłębów góra 
Zaległa przepaść, a wśród nich się wije 
Z szumem i hukiem bielsza mgła... Wichura 
Coraz to grubszy piętrzy wał i kryje 
 
W dżdżystej kurzawie i tę bielszą wstęgę: 
Huk tylko słychać, syk i szum w mgle ciemnej, 
Kłąb tylko widać za kłębem — bez końca. 
 
Cóż nam rozwieje dzisiaj tę potęgę 
Chmur kotłujących? Byłbyż trud daremny, 
Co nas tu przywiódł?.. Ach! czekamy słońca... 
 
II
Mgły z mgłami wiodą jakiś straszny taniec, 
Hukiem i szumem mgła im w takt przygrywa; 
W krąg cały przestwór — istny rozpasaniec — 
Przy tej muzyce w mgławych pląsach pływa. 
 
Nic nam innego promienny kaganiec 
Nie wskaże dzisiaj? Patrz! patrz! mgieł przędziwa 
Rwą się — z ich głębin czarny, skalny szaniec 
Swoje potworne czoła wydobywa: 
 
Wśród opoczystych ścian żelazne bramy, 
Nad nimi lufy armatnie „Witamy” 
Szepcą z otworów... I jeden i drugi 
 
Zjawia się żołnierz, warowni obrońca... 
A tam odsłonią krzyż wilgotne smugi, 
W dżdżach wykąpany... Ach! czekamy słońca... 
 
III
Huk, szum i syki i mgła czarnopłowa, 
Pochłaniająca cały świat... Z jej toni 
Naraz się widmo straszliwe wyłoni, 
Z mgieł ma ramiona i z mgieł jego głowa. 
 
Słania się, rośnie... Któż to, co się chowa 
W tych czarcich pianach? co te chmury goni? 
Patrz! jakaś czerwień ocieka mu z dłoni: 
Krew z dżdżem zmieszana... To duch Suworowa! 
 
Słania się, rośnie, falą mgieł się zbliża, 
Gdzie na opoce bieleje znak krzyża, 
Staje i rzęrzy: „Jam jest twój obrońca!” 
 
A krzyż na zimnym, zwilgotniałym złomie, 
Wpół przysłonięty, leży nieruchomie... 
Mrok się powiększa... Słońca! słońca! słońca!... 
 
Jungfrau
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
I
Granitów srebrny zrąb 
w przewiewnych fioletach, 
Na czole mając tkań14, 
sprzędzoną z śniegów mlecznych, 
Pnie się w niebieską głąb 
po mgieł sinawych grzbietach, 
By15 symbol wiecznych trwań 
i prawd strzelistych, wiecznych. 
 
Nie wstrząśnie żaden grom 
tą Jungfrau niebopienną, 
Ni halny wichr, co bór 
za jednym tnie zamachem: 
Zaledwie lodu złom 
gdzieś strąci w toń bezdenną, 
Lub zwinne elfy gór, 
kozice, przejmie strachem. 
 
Tak stoi wieków wiek 
ten prawd strzelistych, wiecznych 
I wiecznych symbol trwań, 
choć w przepaść gdzieś bezdenną 
Grom strąca lodu zwał, 
las ginie, giemza16 kona. 
 
Przy szumie kaskad, rzek, 
w powodzi skier słonecznych 
Tak przędzie
1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:

Darmowe książki «Z wichrów i hal - Jan Kasprowicz (wypożyczalnia książek .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz