Somnambóle fantomowe - Joanna Mueller (książki czytaj online TXT) 📖
Krótki opis książki:
Somnambóle fantomowe — debiut autorki i zarazem jedna z pierwszych książek zaliczanych kiedyś do tzw. neolingwizmu warszawskiego, mimo że wydana została przez krakowskie Wydawnictwo Zielona Sowa.
Książka łączy awangardową formę (radykalne cięcie i ponowne łączenie słów) z odwołaniami do tradycji literatury polskiej i z poetyką osobistego wyznania.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Joanna Mueller
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Somnambóle fantomowe - Joanna Mueller (książki czytaj online TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Joanna Mueller
zacznę nią
spadać w dół
złap mnie i trzymaj
za słowo
(tylko to znamię
zna mnie)
Człowiek — człowiek
bo w gruncie słowa na rzeczy
mamy to samo bez znaczenia
które z narzeczy porodzi
poroni ten dialog
mowa? tylko pozornie
zależne (od niej) są nasze
ciała a przecież
mijamy
się
tam gdzie
miały się spleść
mój brak twoje dopełnienie
ranki nie zabliźnione:
są którzy wiedzą niewiele (są mocniej)
są którzy nikną w cytatach (mowa mamroce pomrocznie)
są także ci od przypisów (ratio vivens? ratio scripta?)
ugodzeni przygodnie
odmienieni czasu
przypadkiem (dwie styczne
idiolektyczne) odnajdujemy siebie
(tak wtedy jestem cała tak wtedy
jestem cały tak wtedy jestem)
Papierówki, prawdziwki
choć nie wyglądam pogląd
mam zwłaszcza gdy ląd de
koltu wymierzony (kolibra
kalibrem) we
mnie (a nocą w imiona
wymnie się) więc wymień
mnie bo masie podobać
ma się (maski włóż majtki
zdejm) dama da ci
podietę i za
tkniesz chorą
gniew łypniesz na
łydki na odbrzuszone talie
bez kart więc na pośliczku
zostaw ślad a ja pozbieram podpi
ty tłumek i siebie też spiszę
na straty bo milczę gdy tamte
milą się mylą pomyślę i
odpuszczę
to
zadumione opojowisko
pogarderobę podmęsko-damską
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Pozaimki
joannie
no, popisz Się (niech...) wiedzą,
powiedzą: kolejna ze spisku
chłodnych erudytów (bo nie erudytek
przecież), no, zakryj pod
niebienie figowym świstkiem
(palimpsest) cudzego list
Ku (nie, nie zasłaniaj,
jeszcze bardziej odkryj, lubię
jak krwawisz), na jakie cię niebo
abstrakcji, na życie jakie różami
usrane skazano, dziwczynko (Ja?
on: Nie!) z zapałami
słomianych włosów (na
dzieje niepłonnych stosów), Ja
kim musisz być cudzakiem, by
okazać się swojakiem? czuj,
czuj, przecież jesteś już
dużą kokietką (o Wy
baczenie błędów i Wy
patrzeń w Wy
druku upraszcza
Się), Zwiń
w milczeniu
w boleniu
piszcz
24. V. 2001 (Zuzanny, Joanny)
Ból wersowanie (bezcelowe z celi wołanie)
Chodź, bólu, nasyć się mną!
V. Woolf
imienniczka spalonej (joanna nie
anestezja) na letnisko skazana
gdzie wylegiwać się owszem a nijak
wylęgnąć się klęknąć wylęknąć
nijak tułaczką wznieśnień i kruchcjat
przekroczyć siebie
w krzyk obłąkanie śmierć (a oni myślą
pisze o pierdołach) nijak
zdrewniałe dłonie
(żadnym nie wzruszone sznurkiem)
bliźnięciom płomiennych języków
poddać (zachłanne bólimie)
niech strawią
tak się modlić o lęk zamiast leku
ukłucia zamiast ukojeń zamiast urojeń
o raj co się rodzi już utracony
tak błagać ogień mróz (zimny nie byłeś
ani gorący) dotleń z wyletnienia
wyzwól (więc otchłań)
do biegu na bieguny bez asiękuracji
a jeśli już krzepnąć trzeba i kostnieć
to do końca do tej w pojedynce klęski
czasem boli to że nie boli
bez wyrazów (współczucia głodnych i godnych)
znacznie wyraźniej
Inwersja (fotografia anamorficzna)
i stojąc w środku gryzącego stosu
joanna nie wie czy to pierwsza miłość
czy tylko przyszła po prostu śmierć pierwsza
T. Karpowicz
żywotów tak niepodległych nie znał
samozniewalacz szymona kręgosłupnika
i joaśki pucelle co tylko wokół własnej
ośki kręcili się:
skąd w żarze rozkochjarzenie i asis mundi
skąd twój pacierzowy promień w okręgach
moich stosów a ja apokryf spiszę
z całunu twoich blizn ciało ku tobie umyka
ze swego zawstydzenia włosy dla mnie
rozpuszczasz a ty siebie w nich
spleceni jak interwały i niech opadanie
głowy pełnej popiołu będzie wznoszeniem się
szyki się odwróciły i zmysły nieprzekładalne
w trybikach tej przekładni pomieszaliśmy też
koniuguj mnie deklinuj ty we mnie
ja przez ciebie wciąż odmieniamy się
konieczność czy przypadek na stos rzucam los
niech nas dolina twoja rozsądzi albo dym
epitalamium rewers albo lamentu awers
pozytyw czy negatyw miłość lub tylko
nie wypadły najlepiej żywoty przyległe tak równo
pustelnie wyposzczone po brzegi spełnione sobą
klatki się nałożyły choć wiersz dla dwóch ciał
za ciasny w nieprzejściu zatrzymał ich kadr
obola w locie uchwycił a na gorącym tamtych
wspólników pali podpaleń co wciąż płonią się
tak ich właśnie z ciemni wywołał
nazbyt dziś czuły film
choć zdjęcie prześwietlone choć zdjęcie poruszone
to przecież prześwietlone to przecież poruszone
nimi
Do lustra szczerzę się
okazuje się, że jednak można dojrzeć, a przynajmniej
dojrzeć do pewnych rzeczy
M. Podgórnik, Jeden
Napisać świadomie swój pierwszy wiersz, w którym nie
udaje się, że chłopaki nie płaczą, a skoro tak jak oni
pisać próbuję (dalej, maleńka, róbmy to bez wzruszeń),
jestem jednym z nich. Zdobyć się na łzy niemęskie —
— kobiece. A potem być może wymienić jeszcze
udawaną (udaną?) nieczułość na wzruszenie
kruchych ramion, wreszcie swoich,
przytulnych. Tam być może kiedyś
zbudować komuś dom, inny niż
szelest pergaminów, rzucanych
na wiatr. Przełożyć na cudzą
swoją prywatność. Zwrócić
oczy w inną stronę,
niech łzawią, gdy
zaboli obce
ciało.
A potem
może nawet
zamknąć za sobą
kartkę. Otworzyć się
w sobie na jakieś Ty (trudno
dotrzeć językiem do nowych słów). Na jakieś
Ty, które podejdzie bliżej niż na wyciągnięcie
z koperty zadrukowanych kartek. Bliżej niż na słowo,
któremu dotąd nie chciałam udzielić głosu. Bliżej niż na
obłoczek oddechu, któremu nigdy jeszcze nie udzieliłam siebie.
Peregrymacja (w wy ruszenie)
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
wersja intro / soliloqium colloqium / wersja ekstra1
wersja intro
czego mi brakuje dostępu do siebie
tworzę więc pewnie mam twarz ukrytą
głęboko w splotach ciała
a to jest korpus czuły
corpus delicati
a to jest jego lęk paniczny
w skórze języka horror vacui
a to jest kalka skaleczeń w autobiokopię wpisana
ogień mnie nie spopiela więc sobą zajęta
otwieram się zamykam
tu głód się kładzie pomiędzy wargami
tu słowa ścielą się
soliloqium colloqium
komunikanty słów
językiem do cna zjadłam siebie