Czarne kwiaty dla wszystkich - Paweł Kozioł (czytelnia książek online txt) 📖
Krótki opis książki:
Czarne kwiaty dla wszystkich to pierwszy tom poetycki Pawła Kozioła, wydany przez Staromiejski Dom Kultury w 2003 r. Zebrane tu teksty ujawniają głęboko uwewnętrznioną recepcję tradycji barokowej, z jej tropami (jak konstelacje wpatrzonych w siebie lustrzanych odbić), estetyką (jak choćby tytułowe czarne kwiaty) i nieuchronną melancholią. Jednocześnie, konstruując własny styl ekspresji, autor wierszy czerpie twórczo z tego, co wypracował warsztat awangardystów, przez co w zdumionym czytelniku rodzi się podejrzenie, że Czechowicz czy Peiper również wyrastają z barokowych korzeni.
Najpełniej urok tej poezji ujmuje koleżanka po fachu autora, Maria Cyranowicz, w posłowiu zamykającym tomik.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Paweł Kozioł
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Czarne kwiaty dla wszystkich - Paweł Kozioł (czytelnia książek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Paweł Kozioł
Obcych języków uczymy się od przekleństw
Z tamtych wakacji + cyrkle jaskółek
+++
Jeśli szukałem + jak śnieg zapłakać
+++
Miasteczko Blizno + ziemia/wyda plon
+++
Miasteczko gdyby twoje ściany były
Czytającej + zachód
+++
Peregrynacja na dzień 1 listopada 2002 i na grób dziadka, malarza czerwonych obrazów
Słowa w wierszach odbijane
Przypisy
Wesprzyj Wolne Lektury
Strona redakcyjna
Czarne kwiaty dla wszystkich
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Czarne kwiaty dla wszystkich
Drzwi
ja niby wiem żem drzwiami w których stanął
gandalf języka i że trzeba go
prosić dyktuj na oko na rękę na koniec
nawet dukt pisma nawet podpis i
ja niby wiem że spór i że wziąć stronę
dla siebie choćby czasem otwartą że kiedy
wiersz to mnie nie ma tylko wyniesienie
głosu na koniec wersu inne żadne
pozwólcie jednak żegnać niczym arią arian
mylne drogi i progi jak emigrant zbigniew
morsztyn najbardziej w nich zamknięty skoro
dwór zbór zbiór życia wiózł w walizce wiersza
bo dzisiaj kto z piszących o paleniu ma
naprawdę taki długi wijący się oddech
i język dość szeroko rozdwojony: spinacz
na wszystkie kartki od opisu w którym
pokój ma biel ulica szarość krople
tynkują łącznik nieba jedzą ślad
nagle zamkniętej furtki w drugą stronę
powietrza w bezdech dojść dlaczego tak
przez dopis dopust drugie dojście do jej
drzwi już widząc jak wchodzę równolegle na
suficie w noktowizji w niemej fonii
myśli w sprzężeniu między mną na progu a
rewersem ciemnym lustrem kserokopią
wydania wewnętrznego bez praw do
korekty słowa w glinie ciała kopią
zły kanał spływ jak titanikiem dno
co z wypowiedzeń dla mnie a przemilczeń
dla niej wczytania dla was nie wiem nagle znów
ciasno niby w jej lustrach niby w zakazaniach
poetyki bo w obu list zamknięty w obu
nie mówię siebie lecz powtarzam jej
wewnętrzne frazy macham do sklepowej
kamery powiedz przecie kim jesteśmy
z zewnątrz z przypadkowego gestu lepiej niech
wiersz patrzy nawet kiedy zasypia odtwarza
ośmiogodzinny film warhola: znów
sen znów na drugą stronę snu wciąż śpi
język i tylko to co go wystawia
jest prądem w piecu indukcyjnym: płynie
przez zamknięte obwody pościeli i ten
skulony w środku żużel rudę rad
topi na słowa stal alfabet światła
pytaniem jak jej byłem symetryczny potem
nie płacz a całą głosu hydraulikę
wypełni zła wibracja zbliżenie na gesty
dwa: prośby by zaspawać i wyłamać drzwi
obydwu odtrzasnąłem potem drżał mój ciemny
dom po wewnętrznej stronie oczu aż
w sam środek nocy w moment kiedy ręka
trafia na zimną zszywkę wkłuł się sen
mądry a więc ostatni o niej: ma mieszkanie
w sobie nareszcie takie że w nim mówi bardzo
ciepło dostrzegam to przez drzwi do trzech czwartych
zapadłe w beton klatki schodowej most bez dna
Obsiadają nas lustra
OBSIADAJĄ NAS LUSTRA brzęczą coraz głośniej
gryzą a potem odlatują zanim
zmieszczę w nich wszystko: jak odbieram świat
i to jak jest mi odbierany: światło
naraz
i ścianę między mną a światłem
dzień biały stronę świata gdzie nikt jeszcze
nas nie napisał nawet rozdwojonym
językiem wiersza nawet słowem jednym
nie wyszeptanym jeszcze zbielałymi ustami
kartki w lustro co nas nie
do snu ułoży w ciasnych zdaniach miast
+++
odbicie od kafelków, ręce zaciśnięte
na bladym mydle, przecież trzeba naprzód
pod odpowiednim kątem widzenia, inaczej
wzrok na płask padnie na twarde tafle światła.
przymykam oczy. źle tak płynąć bez
okularów, tuż pod radioaktywną powierzchnią
dnia, ze zmąconym obrazem samego siebie: plamy
pocą się parą, żarówka promieniuje,
po twarzy spływa ciężka woda: ślad skoku
w lustro.
Co powiedzą
CO POWIEDZĄ te miasta szlifowane
papierem ściernym mrozu i waszych gazet białym
światłem gorączki solą śniegu po którym
tak prześlizguję się obok twojego życia
nieobecny oddechem
nieobecny wierszem
co powiedzą te miasta którym niosę ogień
samotności a zresztą mniejsza o miasta dlaczego
im więcej mojego słowa tym więcej twojej ciszy
zaś moja cisza odbija się w lustrze
twojej bez śladu gdy stają naprzeciw
siebie nie wiedząc jak przyznać się do racji
+++
śnieg
popiół
jaki jeszcze
płomień
dym
na górze?
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
CD
lampa czyta mnie z góry dywan z dołu układ
scalony część nie całość nie układa się
w kodzie źródłowym wiersza: nagle wyschło i
powolną codę szemrze tylko inny układ
krwionośny to czytanie też szemrane i
już się nie liczy w każdej cyfrze śniegu
wskazywanej przez promień (po jakim obwodzie
teraz, błądzący prądzie?) i gdy śnieg
białą płytką zasłania napęd miasta gdy
znowu ze zdartej płyty staje dom i kropka
światła pulsuje w oku: zamiast sprostowania
labiryntu ta ścieżka dźwiękowa bez wyjścia
Wiersz winien
WIERSZ WINIEN wiedzieć do jakiego głosu
zwracam go nawet bardziej niż o tym co zwracam
w kopercie nocy jaki dług nakazuje
lampie stawiać kompanię honorową światła
u okien u bram powiek dopilnować niech
wejdzie co czeka na moich granicach
wiersz to powtórzę gdy już pada musi
wiedzieć nie tyle co go przygniata ile
że pada w odpowiedzi i na jakie pytanie
więc trzeba mu powiedzieć odejdź ode mnie wierszu
lecz idź do niej bo przecież w jej imieniu szukałeś
samogłosek znajdując tam milczenie syk piasku
+++
posłuchajcie i wy dla których jestem milczeniem
tak niespodziewanie wyrasta ono na ustach
i na początku zdaje się równie naturalne
jak słowa które chce obiecać moja cisza
a przecież wiecie że cisza nie może obiecać
posłuchajcie i wy których nie widzą oczy
tego pustego pokoju gdzie lampa zamiast oświetlać
jedynie się zasłania tarczą blasku
jak gdyby chcąc przypomnieć że też jest osobno
wy wszyscy którzy macie zwyczaj bycia gdzie indziej
na przykład w gwarnych miejscach gdzie drzwi skrzypią
albo sami zamknięci w świetlistych ścianach świtu
z twarzą zbyt przezroczystą by przyjąć na nią spojrzenie
posłuchajcie i wy którzy odpowiadacie
takim samym milczeniem pozwólcie zrozumieć
jak brzmi pytanie do tej odpowiedzi
Ponieważ napisano
PONIEWAŻ NAPISANO ten krajobraz przebija
strzała a nikt jej nie widzi ponieważ
przypływ morza gdzie toną statki słów nie zetrze
wszystkich przecinków od krwi mojej do wiersza
od zdania o mnie do tego o nas ponieważ
bez ciebie na tej mapie światła nie wiem pod jaką
górę upadłem
co mnie zatrzymało
to biec temu wierszowi każę już od wschodu